Pokazywanie postów oznaczonych etykietą salsy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą salsy. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 5 kwietnia 2011

Zapraszam na śniadanie ...


... długie śniadanie, bo kończące się kolacją :-)


To był dzień, który zapamiętam na długo, gdyż był zwieńczeniem wspaniałego weekendu. Czasu, który zaczął się od kawy w kawiarni i pięknego podarku od Karoliny ... dzbanuszka wypełnionego po brzegi lśniącymi orzechami w łupinach. Makadamia, pekany i migdały cieszyły nasze oczy, a my wraz z Polą siedzieliśmy wokół stołu i w towarzystwie lasagne i domowego malibu rozmawiałyśmy o dawnych rzemiosłach, o gotowaniu, ulubionych potrawach i czas przeleciał nam nim się zorientowałyśmy.


Potem znów wyprawa na Dworzec i zastanawianie się, czy na pewno poznamy w tym tłumie Monikę. "Telefon nie działa, jak my się tu znajdziemy?" zastanawialiśmy się z Polą i moim Mężem. Wystarczyło jednak tylko jedno spojrzenie, bym nie miała żadnych, nawet najmniejszych wątpliwości. Malutka Kobietka z koszykiem pełnym smakołyków, a na wierzchu pyszniły się przewiązane czerwoną kokardką precle. Brakowało tylko czerwonego kapturka, bym poczuła się zupełnie jak w bajce. Dopełnieniem tej cudownej atmosfery było zajadanie jej drożdżówek wypełnionych wybornym dżemem z suszonych gruszek. Jeszcze teraz ślinka mi cieknie na myśl o nich.


Co działo się później, już wiecie. Pierogowe szaleństwo ogarnęło nas wszystkich, a moja Kuchnia Szczęścia wypełniła się pięknymi falbaniastymi smakołykami. Noc jaka nastąpiła po tych zabawach, nie mniej była szalona, więc niedzielne śniadanie musiało być sycące. I tutaj do boju przystąpiła Poleczka, której sos z awokado uwiódł nasze podniebienia. Pięknie zielony, maślany od awokado, o delikatnym smaku tuńczyka i wyrazistych ziół, to było to czego potrzebowaliśmy. W towarzystwie mojego schabu i Szkutniowego chleba ... ach, to była ambrozja, a do tego źródło naszych sił na cały, po brzegi wypełniony dzień.


A cóż takiego porabialiśmy? Oczywiście z aparatami w łapkach łapałyśmy kadry. Na pierwszy ogień poszły śniadaniowe resztki. Czy ktoś mi powie, czemu one są takie fotogeniczne? Gdy patrzę na te okruszki ze skórki ze schabu, już lecę do lodówki by wyjąć kolejny kawałek mięsa na tę rewelacyjną wędlinę. I znów bym chciała usiąść wokół stołu, rozmawiać, wspólnie gotować i kadry łapać.


Nie mogło się również obyć bez zdjęć robionych sobie nawzajem, zdjęć znad ramienia, zdjęć naprzeciwko siebie i oczywiście nieskończonej wręcz ilości ujęć kici, która patrzyła się na nas z pobłażliwą wyrozumiałością, czekając tylko na chwilę spokoju, gdy nasze rozbawione towarzystwo wybierze się na zakupy. Tym razem obiad zjedliśmy na mieście, by mieć czas na to co takie kulinarnie zwariowane Babeczki lubią najbardziej, czyli nic innego jak zakupy w sklepach z kulinarnymi utensyliami i ... z butami :-)

Rozbawieni i odrobinę zmęczeni pojawiliśmy się w domu dopiero wczesnym wieczorem. Czas więc przyszedł na kolację, tym bardziej wyczekiwaną, iż Monia obiecała nam w ten ostatni wspólny wieczór przygotować smakowitą przekąskę.


I znów w moim Szczęściu miseczki i wałki poszły w ruch. Moni ręce, mój aparat w łapkach, trochę mąki, trochę wody, kilka jabłek, kapka dżemu i patelnia z oliwą wystarczyły bz na koniec dnia cieszyć się obłędnymi samosami, jakie znalazłyśmy u Basieńki. Nie obyło się oczywiście bez kardamonu. Bo czy ktoś wyobraża sobie, że ja nie wyjmę z szuflady słoiczka z tą aromatyczną przyprawą? Monia przyklasnęła mojemu pomysłowi i jabłka oraz jogurt podany jako dodatek połączyły się z jasnobeżowym proszkiem ku naszej uciesze.

Wydawałoby się, że to już koniec, prawda? Przecież niemożliwe, aby po tak pełnym wrażeń weekendzie mieć siły jeszcze na cokolwiek, gdy na zegarze wybija dziewiąta. Nic bardziej mylnego. Niepowodzenia poprzedniego wieczora z solonym kremem karmelowym mocno nas nurtowały. Nie mogłyśmy mu przepuścić ...


... i nie przepuściłyśmy. Modlitwy Poli nad patelnią, jej rozmowy z bulgoczącą masą najwyraźniej pomogły, gdyż choć zamiast ciemnego kremu, uzyskałyśmy jasny sos, nasza karmelowa masa nie rozdzielała się już z masłem, a my jak zahipnotyzowane wracałyśmy do kuchni i po łyżeczce wyjadałyśmy ten kokieteryjny deser, nie zapominając o wylizaniu patelni i łyżki, dmuchając i chuchając, by jak najszybciej ostygła i nie poparzyła języków i palców takim łasuchom jak my.

Tak obłędne połączenie smaków jak karmel i sól, na zawsze uwodzi kubki smakowe, więc uprzedzam wszystkich, którzy jeszcze go nie jedli - to uzależnia, do końca życia nie zapomnicie tego smaku i powracać do niego będziecie w nieskończoność ...

... nawet kardamonu już tam nie potrzeba :-D

I tak zakończyło się nasze kulinarne balowanie. Poznanie, gotowanie, rozmowy i delektowanie się dziełami naszych rąk sprawiło, że w czasie pożegnania nie o rozstaniu mówiłyśmy, a o kolejnych okazjach do spotkania, by ten cudowny czas wpisał się na stałe w nasze kulinarne kalendarze. Zgadnijcie o nastawieniu jakich nektarów już rozmawiamy? No ba! Wiadomo, że nalewki i likiery. Coś czuję, że następne spotkanie będzie pełnym od śmiechu nalewkowym warsztatem :-)

Wspaniale bawiłam się z Wami
Warszawskie i Krakowskie Babeczki,
Rodzynku i mój Ukochany Mężu,
a teraz czekam już na kolejne
tak radosne wydarzenia!
Buziaki :-)*



Pasta z awokado i tuńczyka

Składniki:
1 puszka tuńczyka w oliwie
1/2 opakowania gęstego greckiego jogurtu (użyłam jogurtu firmy Total)
1 duże bardzo dojrzałe awokado
1 duży pęczek bazylii (listki + łodyżki)
1 duży pęczek zielonej pietruszki (listki + łodyżki)
1 duży pęczek koperku (listki + łodyżki)
1/2 łyżki solonych kaparów lub ćwierć łyżeczki soli morskiej (lub odrobinę więcej zwykłej soli)
sok z połowy dużej cytryny
3 duże ząbki czosnku
świeżo mielony pieprz

Przygotowanie: W blenderze (żyrafie) miksujemy na gładką masę tuńczyka wraz z oliwą i pozostałymi składnikami. Doprawiamy do smaku - sos musi być lekko kwaśny i odpowiednio słony. Anoushka pisała, że sos świetnie się również sprawdza jako dip, w którym możemy maczać surowe kawałki warzyw, a jeśli zmniejszymy ilość jogurtu powstanie smaczne smarowidło do kanapek. Pola najbardziej lubi ten sos w towarzystwie jajek ugotowanych na półtwardo (gotuję jajka 5 minut od włożenia do gotującej się wody), a mi wspaniale smakowało na kanapkach z plasterkami schabu pieczonego w marynacie.

Źródło: Stolik u Poleczki

Schab pieczony w marynacie
Przepis tutaj.

Krem karmelowy z solą

Składniki:
1 szklanka (240 g) śmietanki kremówki
7 łyżek (110 g) masła (w tym 1 łyżka masła solonego)
1/2 łyżeczki kwiatu soli morskiej (fleur de sel) lub 1/4 łyżeczki drobnej soli morskiej
3/4 szklanki (165 g) drobnego cukru
1/8 szklanki (40 g) syropu cukrowego (corn syrup) lub golden syrup*
1/8 (30 ml) szklanki wody

Przygotowanie: W rondelku zagotować śmietankę, sól i masło. Odstawić. Do płaskiego naczynia (użyłam dużej patelni) wsypać cukier, dodać wodę i syrop cukrowy. Podgrzewać do roztopienia się cukru i uzyskania bursztynowego karmelu (121 stopni Celsjusza - ale moim zdaniem to musi być wyższa temperatura - chodzi przede wszystkim by wyszedł nam ciemny karmel). Rozpuszczającego się cukru nie należy mieszać, można ewentualnie poruszać patelnią. Do masy karmelowej dodać zagotowaną śmietankę z dodatkami. Ponownie gotować na średnim ogniu, bez mieszania, do uzyskania zgęstnienia masy (około 5 -7 minut). Zamieszać. Przelać do słoika i pozostawić do wystudzenia.

Moja uwaga: u nas wyszedł raczej sos, a nie krem przy tej metodzie pomimo trzech prób. Nie zamierzam jednak poprzestać na próbach, a póki co polecam też ten krem karmelowy, który robiłam kiedyś z Fellunią, a jest z przepisu Pierra Herme.

*syrop można kupić między innymi w sklepach Kuchnie Świata, Marks & Spencer.

Źródło: Pistacjowe smakołyki u Lo

Samosy na słodko

Składniki na ciasto:
1 szklanka maki
3 łyżki oleju
1/2 szklanki + 1 łyżka cieplej wody
szczypta soli

Nadzienie:
4 jabłka, kwaśne lepsze
skorka otarta z cytryny
sok z połowy cytryny
2 łyżki cukru (my dałyśmy mniej, ok. 1 łyżkę)
4 łyżeczki konfitury z płatków róży (my dałyśmy dżem z czarnej porzeczki)

Przygotowanie: Jabłka obieram, gniazda nasienne odrzucam, dzielę na ćwiartki. Każdą ćwiartkę kroje wzdłuż na pół i średnio-drobno siekam. Pokrojone jabłka wrzucam do garnka, dodaje skórkę z cytryny, sok z cytryny, cukier - dusze kilka minut (na półmiękko).
Mąkę mieszam z solą, dodaję olej i ciepłą wodę, po czym ciasto dobrze wyrabiam. Dziele na 4 części, każdą z nich wałkuje tak, by powstał okrągły placek grubości ciasta na strudel. Każdy krążek przekrawam na pół i składam w sprytna kieszonkę (jak wyżej na zdjęciach). Kieszonkę napełniam jabłecznym nadzieniem, miedzy jabłka pakuje pół łyżeczki dżemu, zlepiam, zaciskam rąbek w falbankę i smażę na złoto w gorącym, głębokim tłuszczu (my nie smażyłyśmy w głębokim tłuszczu, tylko na patelni było ok. 1/2 cm wysokości). Na koniec odsączam z nadmiaru tłuszczu na papierowym ręczniku. Zjedliśmy je z gęstym jogurtem doprawionym kardamonem.

Źródło: Kardamonowa Basieńka

Smacznego.

czwartek, 28 stycznia 2010

Zlot Dziewięciu Smakoszek ... czas pełen Smakowitego Szczęścia.


Gdzieniegdzie wyszperane lubiane i nielubiane składniki - "nie cierpię wieprzowiny", "nie lubię pieczarek", "a ja ananasa", skojarzenia - "egzotyczna Basia", "pierwszy dzień, późny przylot, zmęczenie", "spotkanie całego babińca", "trochę francuskiego wyszukania i makaronikowa nauka" ... tak szły przez ostatnie tygodnie, ba nawet miesiące moje obmyślania nad menu na zlot Dziewięciu Smakoszek.


Zaczęło się od bOczkowych uciech. W końcu wiadomo wszem i wobec, że nie ma to jak podsmażony boczuś zimową porą, a skoro mój mąż, jako pierwszy miłośnik takowegoż oraz Oczko, co to mięsnie zdeprawowana już zupełnie została, głównymi degustatorami obiadu byli, więc risotto z nim musiało się pojawić. Dla mnie, miłośniczki na ostro podsmażonej dyni, z duża dawką kuminu i niewielką suszonej papryczki, doszedł jeszcze ten dodatek, kilka kropli soku z limonki, parmezan i obiad trudny do zapomnienia. Pozostało jeszcze tylko dopiąć na ostatni guzik przygotowane gadżety i zaczynamy zlot pełną parą.


I zaczął się dzień, gdy na stole pojawiały się dania i napitki godne swej nazwy - Comfort Food. W końcu trzeba było jakoś ten późny wieczór, mroźny i wyczekany dodatkowo podkreślić, gdy z lotniska odebraliśmy szaloną Polkę. W łapkę więc poszły lepkie pałki z kurczaka, słodko słone, z sosem który przyjemnie spływał po palcach, a na talerzach tworzył wyborne kałuże ... w sam raz do wycierania ich kawałkiem chleba. Chrupka zielona fasolka i szklanka wody tworzyły przeciwwagę dla wyrazistości smaków kurczaka, przyjemnie łagodząc ostrość imbiru, słodycz i słoność, które na podniebieniu toczyły swoje boje.

Ten wieczór spędziliśmy przy stole, rozmawiając, śmiejąc się, poznając, aż nadeszła noc i czas na spanie, by nabrać sił na kolejne dni pełne uciech ... kulinarnych i towarzyskich.


I tak obudziliśmy się w dniu indyjskim. Czemu indyjskim? Gdyż dla mnie Indie to piękna i smakowita egzotyka, a z tym właśnie kojarzy mi się Wędrowniczka Basia, która przed południem pojawiła się na lotnisku. A skoro egzotyka, więc i odpowiednie do tego menu. Już wcześniej wiedziałam, że przygotujemy curry z wołowiny, a do tego łagodzącą ostrość raitę, ale dzięki podarunkowi Basieńki mogliśmy również spróbować chutney'a z tamaryndy z bananami. Zdjęć, krojenia, przecierania było co nie miara. Tym razem więcej nas gotowało w moim szczęśliwym zakątku, a pogaduszkom i śmiechom nie było końca.


Jak się można domyślić, gdy tyle Babeczek gotuje razem, brudne naczynia gromadzą się w prawdziwe góry. Oczywiście zmywarka robiła swoje, każda z nas też zmywała więcej lub mniej, ale niepodważalne pierwsze miejsce i obiecany przeze mnie pomnik zdobyła Oczko. Bez tej drobniutkiej osóbki nic w czasie tego zlotu nie byłoby tak wspaniałe i tak udane. Teraz więc choć w taki drobny sposób chcę podziękować tej Kochanej Osóbce, która pomagała mi nie tylko przed, nie tylko w trakcie, ale i po całym zlocie, a wspólnie spędzony z nią czas jest dla mnie ... bezcenny, nie do opisania ... Dziękuję Kochana :*


Tamta indyjska uczta, blask świec, brunatno, żółte kolory na talerzach, odżywione zielenią kolendry czy kremowym kolorem raity skończyła się za szybko. Czas w tak wspaniałym towarzystwie mija wspaniale, ale też zlatuje tak szybko, że nim się obejrzeliśmy nastała sobota, powitanie Truskawki i Kolacja nad Kolacjami, z gwiazdą wieczoru, czyli Dżordżem (o nim następnym razem), a potem niedziela - dzień francuski. Nauka pieczenia makaroników pod okiem Mistrzyni, kawa w kawiarni z Weekendową Przylepą, spacer w siarczystym mrozie do sklepu po chipsy i wino, a potem znów wspólne gotowanie, krojenie, mieszanie i ... fotografowanie.


Wszystko po to by w czasie wieczornej kolacji na stole pojawił się klasyk francuskiej kuchni ... boeuf bourguignon i rozpływające się w ustach słodko-kwaśne ziemniaczki skarmelizowane wraz z czerwoną cebulką i całymi ząbkami czosnku. Rozpływające się ustach kawałki wołowiny uduszonej w burgundzie z mieszanką smaków, jaką opracowałam w czasie kilku lat przyrządzania tego jednego z moich ulubionych dań, uzupełniały swoją mięsność przez ziemistą słodycz marchewek, wyrazisty sos mocno zredukowany oraz balsamiczną kwaskowatość pieczarek i szalotek. Tym razem pieczarki wraz z szalotkami zamiast połączyć się z całością dania tuż przed podaniem, podane zostały osobno by basine gusta zadowolić, a ja przy okazji odkryłam niezwykle smakowity, a przy tym i elegancki sposób podania tego wydawałoby się już tak dobrze znanego dania.

Dzień BOczkowy, Dzień Comfort Food, Dzień Indyjski, Dzień Amerykański, Dzień Francuski ... dni pełne smaków, po brzegi wypełnione słowami, spojrzeniami, radością. Dni, które stworzyły we mnie wspomnienia cenne i bogate, dając mi majątek doznań tak ogromy, że aż ciężko opisać to słowami przelewanymi na papier. Jedno jednak słowo wydaje się najbardziej doskonałe - zarówno przez swą prostotę jak i złożoność ... Dziękuję Dziewczynki i mój Ukochany Mężu ... Dziękuję Wam za Radość jaką przeżyłam, za Szczęście jakie razem stworzyliśmy :*

Risotto z dynią i boczkiem

Składniki:
1 łyżka oliwy
4 szalotki, drobno posiekane
200 g. ryżu carnaroli/arborio
75 ml. wermutu
600-750 ml bulionu warzywnego (musi być gorący w czasie dodawania go do ryżu)
250 g boczku, w plasterkach, pokrojonego w paseczki
500 g dyni, pokrojonej w kostkę
kmin rzymski
chilli w płatkach
sól i pieprz
parmezan
masło
limonka

Przygotowanie: Risotto przygotować tak jak tutaj. Boczek przesmażyć do lubianej chrupkości i odłożyć na talerz wyłożony pergaminem. Część tłuszczu odlać, a na reszcie podsmażyć kostki dyni posypane świeżo uprażonym i utartym kminem z chili, solą i pieprzem. Przed podaniem, ale już po odpoczywaniu risotto wymieszać z dynią, sprawdzić konsystencję i smak (ew. doprawić solą lub pieprzem), na talerzach posypać boczkiem i skropić limonką.

Glazurowane udka kurczaka
(3-4 porcje)

Składniki:
oliwa
6 udek z kurczaka (same pałki)
sól i pieprz (lepiej pominąć sól)

Glazura:
5 łyżek miodu
2 łyżki sosu rybnego
1 łyżka jasnego sosu sojowego
sok z 1/2 cytryny
2 łyżki octu ryżowego
1 łyżka oleju sezamowego
1 łyżka świeżo tartego imbiru

Przygotowanie: Piekarnik nagrzałyśmy do 200 stopni Celsjusza (termoobieg). Naczynie do zapiekania natłuściłyśmy oliwą i ułożyłyśmy w nim posmarowane oliwą, posypane solą i pieprzem pałki. Piekłyśmy przez 20 minut. W tym czasie Oczko przygotowała glazurę mieszając wszystkie składniki w miseczce. Potem wyjęłyśmy kurczaka z piekarnika, oblałyśmy go dokładnie glazurą i piekłyśmy 20-30 minut, przewracając kilka razy i podlewając. Na koniec pałki wyjęłyśmy z piekarnika, pozostałą glazurę przelałyśmy do rondelka i zredukowałyśmy na dużym ogniu. Podałyśmy z fasolką zieloną z wody i chlebem na zakwasie (jeden to litewski, drugi z rodzynkami).

Źródło inspiracji: Gordon Ramsay "Zdrowa Kuchnia"

Curry z wołowiny
(8-10 osób)

Składniki:
2 kg wołowiny, pokrojonej na kawałki wielkości kęsa
4 łyżeczki garam masali
4 łyżki jogurtu bałkańskiego

oliwa
4 duże cebule, pokrojone w paski
4 żabki czosnku, posiekane
5 cm korzeń imbiru, starty na tarce
4 łyżki przecieru pomidorowego
2 łyżki cukru pudru lub do smaku (pominęłyśmy)
800 g krojonych pomidorów z puszki
bulion wołowy (z kostki ekologiczny) - ilość na oko (w przepisie 800 ml, ale to za dużo)
gałązki z 1 krzaka kolendry (liście odłożone do dekoracji)
8 nasion kardamonu
ok. 20 liści curry (suszonych, w całości)
2 długie papryczki chilli (oryginalnie powinno być ich 6, wtedy zasługiwałby na swoje oryginalne miano jako pikantne curry)

Mieszanka przypraw:
4 łyżeczki ziaren kolendry
4 łyżeczki ziaren kminu rzymskiego
1 łyżeczka ziaren kopru włoskiego
1 łyżeczka ziaren kozieradki
4 łyżeczki łagodnego proszku curry
1 łyżeczka mielonej kurkumy

Przygotowanie: Mięso zamarynowałam w jogurcie i garam masali (oryginalnie też w soli i pieprzu, ale z zasady nie marynuję mięs w soli, chyba że w sosie sojowym lub rybnym). W tym czasie uprażyłam nasiona z mieszanki przypraw, wrzuciłam do moździerza, utarłam i dodałam curry i kurkumę. Cebule i czosnek posiekały Babeczki, starły imbir. Potem to już była chwila przy garnku. Na oliwie podsmażyłam do zeszklenia (nie zbrązowienia) cebulę, czosnek i imbir. Dusiłam ok. 10 minut aż wszystko było miękkie. Zdjęłam pokrywkę dodałam mieszankę przypraw i odrobinę oliwy by wszystko jeszcze przez chwil e podprażyć. Potem dodałam przecier pomidorowy i smażyłam kilka chwil. Na koniec wrzuciłam pomidory z puszki, gałązki kolendry, kardamon, liście curry, papryczki w całości (nakłułam je tylko by nie popękały) oraz mięso z marynatą. Dolałam bulionu tylko tyle by zakrywał wszystko. Dusiłam ok. 2 godzin (można do 3, jeśli kawałki mięsa są duże). Zajadałyśmy go z ryżem, tamaryndowym chutney'em Basi i pomidorowo-ogórkową raitą, popijając indyjskim winem od Karolci.

Źródło inspiracji: Gordon Ramsay "Zdrowa Kuchnia"

Pomidorowo-ogórkowa raita

Składniki:
1 1/2 kubeczka jogurtu bałkańskiego
1 łyżka uprażonego kminu rzymskiego, zmielonego w moździerzu
2 ogórki, obrane, bez pestek, drobno posiekane
3 kopiaste łyżki pomidorów z puszki (w sezonie lepiej dać pomidora - 1 lub 2, bez pestek, posiekanego)
natka kolendry, drobno posiekana
sól i pieprz

Przygotowanie: Wszystkie składniki delikatnie wymieszałam. Odstawiłam na kilka godzin do lodówki. Wyjęłam na ok. 20 minut przed podaniem.

Źródło: wolna inspiracja wszelkimi przepisami na lekką raitę.

Boeuf bourguignon
(8-10 porcji)

Składniki:
oliwa
25 dag boczku surowego wędzonego, pokrojonego w kostkę
1,8 kg wołowiny, pokrojonej w grubą kostkę
3-4 marchewki, pokrojone w grube słupki
2-3 duże cebule, pokrojone w paski

1 butelka Burgunda (lub Bordeaux, Merlot, Cote du Rhone, a nawet Beaujolais Nouveau)
1-2 łyżki przecieru pomidorowego (opcjonalnie)
kilka suszonych grzybów
kilka suszonych pomidorów, osączonych z oliwy, pokrojonych w paski
kilka ząbków czosnku, posiekanych
rozmaryn (ilość zależna czy świeży czy suszony - suszonego daję ok. 1 łyżki)
tymianek, ew. cząber (ilość zależna czy świeży czy suszony - suszonego daję ok. 1 łyżki)
3-4 liście laurowe
bulion wołowy (tyle by zakryć składniki (mięso i warzywa nie powinny pływać w sosie, mogą odrobinę wystawać)
sól i pieprz (odrobinę, lepiej dosolić na końcu, gdyż smaki się koncentrują)

500 g pieczarek, małych lub pokrojonych na kawałki
500 g szalotek, pokrojonych w szóstki jeśli duże
masło
sól i pieprz
czosnek
balsamico

Przygotowanie: W dużym garnku w którym później wszystko się będzie dusić obsmażam boczek (dodaję oliwę, jeśli jest mało tłusty). W tym czasie na patelni obsmażam na oliwie mięso, każdy kawałek tylko przez chwilę, by zamknąć pory w mięsie. Kawałków na patelni nie może być za dużo, gdyż obniża to temperaturę oliwy. Obsmażone mięso przekładam do garnka z obsmażonym boczkiem (ten garnek nie może póki co stać na ogniu). Po obsmażeniu całego mięsa przez chwilę obsmażam cebulkę, tylko dla lekkiego zeszklenia, deglasuję patelnię odrobiną bulionu i wlewam wszystko do garnka z mięsem. Dorzucam marchewkę, posiekany czosnek, grzyby, suszone pomidory, przecier, zioła, przyprawy i wlewam wino. Dolewam bulionu. Duszę na malutkim ogniu przez ok. 2-3 godzin lub trzymam w piekarniku w temperaturze ok. 150-160 stopni. Gdy mięso jest już gotowe, wyjmuję je łyżką cedzakową do miski (razem z warzywami) i sos redukuję (dzięki temu nie trzeba zagęszczać go mąką). W tym czasie na maśle przesmażam pieczarki i szalotki z odrobiną soli i pieprzu, na koniec deglasuję wszystko octem balsamicznym (lub esencją balsamico) i dodaję do zredukowanego sosu razem z mięsem i warzywami. Doprawiam jeśli trzeba solą lub pieprzem, ew. można dorzucić trochę masła dla ładnego, gładkiego sosu. Podaję z pieczonymi ziemniakami (tym razem z tymi).
Tym razem ponieważ jedna z gości nie przepada za pieczarkami, pieczarki z szalotkami były podane osobno, tak by każdy mógł dołożyć ich sobie zgodnie z upodobaniami.
Koniecznie podawać z czerwonym winem.
Zwykle podaję też z zielonym groszkiem ... o ile o nim nie zapomnę :-)

Źródło: nie mogę powiedzieć, by boeuf bourguignon był mojego autorstwa, gdyż to klasyk francuskiej kuchni. Ta jednak metoda jego wykonania, te proporcje są w pełni moje i ... zmienne jak ja :-) Czasem mam ochotę na dodatek pomidorowy, czasem na inne zioła. Jestem dosyć elastyczna w czasie gotowania tego dania, również w zakresie używanego wina - byle by było czerwone i tym razem nie może to być wermut.

Smacznego.

czwartek, 15 stycznia 2009

Kiedy Toruń przyjeżdża do Warszawy.


Kiedy?

Piątek, wczesne popołudnie.


Gdzie?
Zimny, ciemny i obskurny warszawski dworzec centralny.


Co?

Czekanie na kulinarne, słodko-wytrawne, piekarnikowo-patelniane, procentowe i bezprocentowe szaleństwa w stolicy.


Tak można by określić rozpoczęcie kulinarnego spektaklu, kiedy to
Panna z Piernikowa, inaczej zwana Kurczakiem z Chatki na Kurzej Stopce, a ostatnio nawet Księżniczką, przyjechała w odwiedziny do mnie i Oczka, na pieczenie chleba oraz inne kulinarne i nie tylko atrakcje.


Po bardzo udanych zakupach w Złotych Tarasach i na Hali Mirowskiej, wsiadłyśmy w tramwaj, a potem metro i tak dojechałyśmy na warszawski Ursynów, gdzie rozpoczęła się moja kulinarna tyrania. Męczyłam dziewczyny okrutnie. Już kiedyś
blogowo instruowałam Kurczaka (co to mnie i Oczko Kwoczkami określiła), jak ja masuję i podlewam ryż, co by na talerzu pyszne risotto zaistniało. Przyszedł czas na samodzielne wykonanie i tak kuchareczka z Piernikowa wykonała przepyszne risotto alla milanese. Mieszała, masowała i zerkała na mnie, a gdy po sesji fotograficznej jaką urządziłyśmy, uśmiechała się od ucha do ucha, pałaszując swoje dzieło.


Nie tylko zresztą to jedno dzieło powstało. Sztuka ta miała wiele wątków - smaków i zapachów. Oczko zostało zatrudnione do aromatycznej i pysznej pracy stworzenia imbirowego piwa. To takie piwo nie piwo - bez procentów, za to z bąbelkami. Tarła niemiłosiernie kłącze imbiru, skórkę z cytryn, zasypywała cukrem, a potem mieszała i przecedzała. Niemalże jak czarownica jakaś, co to eliksir warzy ... tym bardziej, że powstał napój idealny wprost dla rzucającego palenie Kurczaczka - pełen aromatu, słodko-kwaśny, o ostrawym smaku imbiru, który działa nie tylko dobrze na zziębnięcie w zimowe dni, ale i na zimowe nastroje, czasem szczególnie pogarszane, gdy walczy się z okrutnym nałogiem.


Ja w tym czasie zajęłam się królem wśród ryb - przynajmniej tak nasze brzuszki go określają - łososiem. Piękny filet z łososia najpierw wyskoczył ze skóry, aby nam wszystkim smakować, a później jeszcze ugotował się w winie i domowym bulionie, aromatycznie doprawionym przyprawami, warzywami i cytrynką.


Na talerzu, połączony z lekkim sosem koperkowo-ogórkowym był bajecznym zwieńczeniem złotego łóżeczka z risotta, jakie mu ułożyłam, a Kurczaczek upichcił na patelni. Obiad wyszedł wspaniały i całkowicie zadał kłam porzekadłu "gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść". Nasza trójca sprawiła się doskonale, a potem już we czwórkę, z moim Ukochanym, mogliśmy cieszyć się wspólnie wykonanymi potrawami.


Na tym jednak nie koniec. W końcu Kurczak Mały, już taki mały nie jest, bo swoją osiemnastkę niedawno skończyła (kolejną ;-p), a że my - znaczy Oczko, mój S i ja - nigdy o niczym (no prawie) nie zapominamy, tedy i przyjecie urodzinowe, w dodatku niespodziankowe się odbyło.


Aromatyczny i ciemny, słodki i wilgotny, a do tego z nutą piernika - murzynek przyoblekł się w czekoladowe wdzianko, dorzucił sobie serduszkowe guziczki i "100 lat" zakrzyknął. Tylko świeczki się gdzieś zagubiły, ale choinka świeciła i winko w kieliszkach jaśniało, a nasz Kurczaczek - już nie taki Mały - zajadał wraz z nami swój tort, oglądając prezentową książeczkę o nietyjącej Francuzce. Ciekawe jakie też pyszności upichci korzystając z inspiracji książeczką?


Żeby słodkościom nie było końca, jeszcze kwiaty na powitanie moich wspaniałych kuchareczek były, a konkretnie jeden, ale za to jaki wspaniały kwiat. Pyszna babka, o marmurkowym wzorku, upieczona w pomysłowej foremce w kształcie róży, którą mi Święty Mikołaj pod choinkę położył, przywitała nas, gdy po zakupach wróciłyśmy całkiem zziębnięte i głodne.


Na wieczór zaczęła się zabawa. "I ja tam byłem - miód i wino piłem" - może nasz Hirek powiedzieć, co to z Ptaszynami balował, a my tylko z radością przyglądaliśmy się tym wyczynom, popijając co kto lubi - wino, miód czy piwo imbirowe. Oj, będzie z tego jajek na Wielkanoc ... ale póki co to sza ...


Ale żeby nie samym alkoholem się cieszyć, to na noc nastawiłyśmy zaczyn na chlebek wybrany przeze mnie z okazji
Weekendowej Piekarni. Chleb Petera wprawdzie nam małego psikusa zrobił, ale początkowo wszystko ładnie się układało. Mąka z wodą połączyły się, by popędzane przez sok z kapusty, z niemałym trudem zdobytym na Hali Mirowskiej, pod folią na nocne zakwaszanie zostawione być mogły. Zaczyny nasze, mimo iż przez Kuchareczki z takim pietyzmem przygotowane, gdyż nawet łyżki dokładnie "wylizane" zostały, by nie stracić choćby kropli zaczynu oraz z taką troską przytulane w ramionach piekareczek, nie chciały się zbyt wyraźnie uaktywnić i poza kilkoma bąbelkami, przywitały nas rankiem w zupełnie leniwych nastrojach.


Nie było jednak strachu. Po łyżce dzień wcześniej dokarmionego zakwasu żytniego dostały i po trzech godzinach, wyraźnie do pracy się zabrały. Oczko i Kurczak, łączyły mąkę i wodę z solą, by potem dokładnie całość rozmieszać ze szklanką zaczynu. Ja jedynie jako nadzorca, mierniczy i pomoc kuchenna grałam swoje role ze śmiechem i satysfakcją. Ciasto chlebowe, odstawione do długiego rośnięcia, dało nam spokojny czas na kolejne szaleństwa zakupowe. Tym razem w Ikei, gdzie to obkupiłyśmy się w różne - mniej czy bardziej - potrzebne, ale bardzo upragnione narzędzia do naszej czarodziejskiej kulinarnej działalności.


Po powrocie czasu było akurat, by szybko przygotować pyszną quiche z łososiem, szparagami i kozim serem, który to serek również królował w sałatce. Rewelacyjne ciasto kruche, z dodatkiem śmietany, podpatrzone u
Mico, doskonale zagrało w kulminacyjnym akcie, gdy z piekła - jak by to Oczko powiedziało - wyjęłyśmy placek, pełen aromatów i smaków wędzonego łososia, delikatnych białych szparagów i rozkosznie ciągnącego się koziego camemberta. Dopełnione jeszcze sałatką z rukoli, koziego serka sałatkowego i miodowego dressingu, napełniło nasze brzuszki bardzo przyjemnym nastrojem i siłami, by upiec wyborny wprost, o mocnym i wyrazistym smaku, choć niestety trochę zbyt mokrej i ciągnącej konsystencji chleb Petera.


Dodać muszę, że oba bochenki w moim i Oczkowym domu zniknęły błyskawicznie. Zarówno na śniadanie, z twarożkiem, pleśniakiem czy kremem z kasztanów, jak i z Oczkowymi zupkami. Cudowną grzybową, którą to już kiedyś
Kurczak próbował uwarzyć u siebie, posiłkując się apetycznym instruktarzem naszej Zupoholiczki (i na kosie też). Oczywiście nie zapominamy o drugim razie ekspeprymentatorskiego Kurczaka z grzybową, ale na kosztowanie udanej toruńskiej grzybowej to następnym razem się wprosimy.


Druga zupka przyczyną do nowego pseudonimu dla naszego Kurczaka się stała. Czy to przez psikus oczkowej Żyrafy, czy już przez pełne napięcie oczekiwanie na wyjazd do Piernikowa, w pysznej brokułowo-groszkowej kremowej zupce ostał się jeden groszek, który to właśnie nasza Księżniczka w swojej porcelance wyłowiła.


I tak z kulinarnego weekendu pozostało wiele miłych wspomnień, smacznych i zabawnych też, ale i wiele nauki oraz powstałe z mojego dwa zakwasy, które to już nawet zostały nazwane - Kurczakowy Kwasior i Oczkowy Bliźniak, gdyż oba powstały z mojej Matuszki, pieczołowicie przeze mnie przygotowanej z przepisu
Tatter. Teraz Kwasior grzeje się lub ziębi w Piernikowie w Chatce na Kurzej Stopce, a Oczkowy rezyduje w Zacisznej pod stolicą, tworząc w umysłach i sercach swoich właścicielek chęci i wyobrażenia o ich przyszłych, pięknych i pysznych chlebach na zakwasie.


A już wkrótce ciąg dalszy szaleństw odsłoni się w sztuce, jak to Stolica do Piernikowa się wybrała, jadła, piła i bawiła się wytrwale. O cierpliwość jednak proszę, gdyż szaleństwa te trochę moje zdrówko nadwyrężyły i gorączka teraz trochę skacze, kaszelek drapie gardziołko i przeziębienie się trochę mnie trzyma. Więc się teraz kuruję grzecznie, nie zapominając o rehabilitacji kolanka i kręgosłupika także.


Łosoś w winie z sosem koperkowo-ogórkowym


Składniki:

2 szklanki białego wytrawnego wina (Chablis, ale ja używam do tego dania dowolnego rieslinga)
2 szklanki bulionu
8 ziarenek pieprzu

1 łyżka nasion kopru włoskiego

3-4 liście laurowe

2 gałązki selera naciowego, posiekane

1 mała cytryna lub limonka, pokrojona w plasterki
6 filetów z łososia o grubości 1,5 cm (ok. 10-15 dag każdy)


Sos koperkowo-ogórkowy:

1 ogórek, obrany, pozbawiony pestek i drobno posiekany

2/3 szklanki mieszanki jogurtu bałkańskiego/greckiego i śmietany jogurtowej

1 łyżka posiekanego koperku

1 łyżeczka musztardy Dijon


Przygotowanie:
W średnim, dosyć szerokim garnku (lub w głębokiej patelni) doprowadziłam do wrzenia wino, bulion, pieprz, koper, liście laurowe, seler i cytrynę. Przykryłam garnek, zmniejszyłam ogień do małego i tak gotowałam wywar przez 10 minut. Następnie włożyłam łososia i gotowałam ok. 10 minut. Po tym czasie przełożyłam łososia na talerze. W miedzy czasie przygotowałam sos mieszając wszystkie składniki i układałam go na ugotowanym łososiu. Tak przygotowanego łososia można jeść na zimno lub na ciepło (ale raczej nie na gorąco). Podałam na risotto alla milanese.

Uwagi: Sos koperkowo-ogórkowy jest też pysznym dodatkiem do naleśników.


Źródło: zainspirowane z książki Artura Agatsona "Dieta South Beach, czyli jak w 30 dni zyskać zdrowie i schudnąć"


Risotto alla milanese


Składniki:

1 łyżka oliwy
2-3 szalotki

200 g ryżu do risotto (vialone, carnaroli, arborio)

60-80 ml wermutu lub wytrawnego wina (takie jakie smakowało by z kieliszka)
1 łyżeczka szafranu (należy rozpuścić ją w ciepłym winie)
0,6-0,7 l bulionu warzywnego
sól, pieprz
1 łyżka masła

duża garść tartego parmezanu

sok z 1 cytryny


Przygotowanie:
Na dużej głębokiej patelni zeszkliłam szalotkę na oliwie. Dodałam ryż i przez 2-3 minuty smażyłam na średnim ogniu. Zmniejszyłam ogień, wlałam wino i poczekałam, aż ryż wchłonął płyn. Wlałam bulion z rozpuszczonym szafranem i delikatnie rozmieszałam i poczekałam aż się wchłonął. Stopniowo dolewałam chochelkę bulionu, czekając aż ryż wchłonie płyn, zanim wlałam kolejną porcję bulionu. Po wlaniu całego bulionu, ziarenka ryżu powinny być al dente (miękkie z zewnątrz, twardawe w środku). Wyłączyłam gaz, dodałam sok z cytryny, parmezan i masło. Po starannym wymieszaniu, przykryłam risotto na ok. 5-10 minut.

Piwo imbirowe Nagiego Szefa

Składniki:
duże kłącze imbiru (ilość zależna od upodobań, od 6-12 cm)
2 cytryny

6 łyżek cukru brązowego
1 l. wody gazowanej

mięta (pominęłam)

Przygotowanie:
Imbir obrałam i starłam na tarce. Do miski wrzuciłam cukier i odstawiłam na kwadrans. Z cytryny starłam skórkę i dorzuciłam ją do imbiru. Całość zalałam wodą gazowaną (ok. 1 l.), wymieszałam i znów odstawiłam na ok. półgodziny. Po tym czasie przecedziłam napój, spróbowałam. Można dodać cukru, gdy zbyt kwaśne, lub soku z cytryny, gdy zbyt słodkie. Można dekorować listkami mięty.

Źródło: Nagi Szef na Kuchnia TV

Quiche szparagowa z łososiem


Składniki na kruche ciasto śmietanowe:

300 g mąki
180 g masła

2 łyżki śmietany 18%
1/2 łyżeczki soli

zimna woda


Masa szparagowo-łososiowa:
60 dag jasnych szparagów, zblanszowane (lub z puszki/słoika)

40 dag łososia wędzonego

1 szklanka mleka skondensowanego 4%
1/2 szklanki mleka odtłuszczonego (0,5%)

3-4 jajka
1/2 łyżki brandy

1 łyżeczka suszonego estragonu
1 łyżka świeżego tymianku (dałam suszony)

3-4 łyżki tartego parmezanu

1-2 krążki koziego camemberta, pokrojony w plastry


Przygotowanie:
W mikserze połączyłam składniki ciasta i z przygotowanej zimnej wody dodawałam po łyżce, aż powstało ciasto, które dało się zlepić w kulę. Spłaszczyłam ciasto i w postaci grubego placka, zawiniętego w folię spożywczą odłożyłam na godzinę do lodówki. Potem rozwałkowałam ciasto i przy pomocy wałka wyłożyłam na naoliwioną formę do tart (średnica 30 cm). Delikatnie docisnęłam ciasto do formy i gęsto ponakłuwałam widelcem zarówno dno jak i ścianki. Wyłożyłam folią aluminiową i wysypałam fasolą. Piekłam w piekarniku nagrznym do 220 stopni Celsiusa przez ok. 15 minut. Zdjęłam folię z fasolą i dopiekłam jeszcze przez 5 minut. W średniej misce połączyłam mleko skondensowane, mleko odtłuszczone, brandy, zioła i parmezan, a na koniec wbiłam rozkłucone jajka. Na wstępnie upieczony placek, wyłożyłam szparagi, pokrojonego w paski łososia i zalałam masą mleczno-jajeczną. Wyłożyłam równomiernie camembertem. Zapiekałam w piekarniku nagrznym do 220 stopni Celsiusa przez 30 minut (do ścięcia masy - aż patyczek będzie suchy). Przez pierwsze 15-20 minut lepiej jest piec przykryte folią aluminiową, a ostatnie 10 minut zapiec bez dla zezłocenia. Można jednak piec cały czas bez folii.

Źródło na ciasto kruche: Mico

Sałatka z rukoli z kozim serkiem


Składniki:

Tacka rukoli
20 dag serka koziego sałatkowego

oliwa

ocet balsamiczny

miód (gryczany)

sól i pieprz


Przygotowanie:
Umytą i poobcinaną z twardych końcówek rukolę, połączyłam z pokrojonym w kosteczkę serkiem kozim i miodowym dressingiem. Dressing przygotowałam energicznie mieszając w małym słoiczku trzy części oliwy, dwie części octu i jedną łyżkę miodu. Należy jednak sprawdzić smak i dodać tyle oliwy, octu/soku z cytrusów i dodadatków, by pasował smak biesiadnikom. Sałatkę doprawiłam solą i pieprzem.


Babka marmurkowa


Składniki:

25 dag masła

5 jajek

1 szklanka mąki pszennej

1 szklanka mąki ziemniaczanej (ja dałam pół na pół z amarantusową)

3/4 szklanki cukru

1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
aromat do ciast np cytrynowy (dałam 2 łyżki amaretto)
2 łyżki kawy rozpuszczalnej

Przygotowanie:
Jajka zmiksowałam z cukrem. Masło utarłam. Do utartego masła dodawałam stopniowo zmiksowane jaja (masa może się zważyć, ale nie ma to wpływu na ciasto). Mąki wymieszałam z proszkiem do pieczenia i dodałam do masy, zmiksowałam. Ciasto podzieliłam na 2 części - do jednej dodałam amaretto, a do drugiej kawę. Zmiksowałam obie części. Formę wysmarowałam olejem i najpierw wlałam jasne ciasto, potem ciemne (tak do ok. 3/4 wysokości). Widelcem rozmieszałam delikatnie, by utworzyć efekt marmurka. Ponieważ piekłam z półtorej ilości w/w składników, czas pieczenia wyniósł ok 70 minut, ale na podaną ilość powinno wystarczyć ok. 50 minut w temperaturze 180 stopni Celsiusa.

Uwagi: Ja piekłam z 1 1/2 ilości składników, gdyż moja foremka jest bardzio duża. Dodatkowo do tego ciasta dodałabym raczej minimalny dodatek mąki ziemniaczanej, gdyż mi przeszkadzał trochę jej, delikatny, ale jednak wyczuwalny posmak. Pozostałym osobom jednak smakowało, dlatego proporcje mąk należy dopasować do gustów jedzących.

Źródło: blog Majanki "Majanowe Pieczenie"

Murzynek z nutą piernikową

Składniki:
1/2 kostki margaryny lub masła
3 jaja

2 szklanki mąki

1,5 szklanki cukru (dałam 1 szklankę pół na pół brązowego i białego)

1 szklanka mleka

5 łyżek powideł lub dżemu śliwkowego

2 łyżeczki cynamonu

1 łyżeczka sody
2 łyżeczki przyprawy do piernika (Kotanyi)

5 łyżeczek kakao


Przygotowanie:
Cukier wymieszałam z kakao, dodałam mleko i masło. Całość doprowadziłam do wrzenia, gotowałam 1-2 minuty, a potem wystudziłam. Do wystudzonej masy dodałam mąkę wymieszaną z sodą, cynamonem i przyprawą do piernika, a całość wymieszałam mikserem. Dodałam powidła, które wymieszałam łyżką. Ubiłam białka, powoli dodałam żółtka i nadal ubijałam. Ubitą pianę dodałam do ciasta i delikatnie wymieszałam łyżką. Piekłam 45 minut do godziny w temperaturze 170°C w okrągłej formie o średnicy 24 cm. Polałam polewą czekoladową.

Polewa czekoladowa: 2 łyżki masła roztopiłam, dodałam 4 łyżki cukru, 3 łyżki kakao, 5 łyżek słodkiej śmietany. Wymieszałam, krótko zagotowałam.

Uwagi: Zastosowałam sie dokładnie do przepisu, ale uważam, że murzynek byłby bardziej puszysty, gdyby żółtka zmiksować z odrobiną cukru i dodać do masy oddzielnie, a na koniec dodać sztywną pianę z białek.

Źródło: blog Dorotus "Moje wypieki".

Smacznego.

sobota, 3 stycznia 2009

Na dobry dzień.


Wczorajszy dzień był wspaniałą, choć męczącą zabawą ... wyrabianie drożdżowego ciasta metodą Bertineta, pieczenie dwóch chlebów na raz w moim kapryśnym piekarniku, sauna, taka że z Oczkiem miałyśmy wypieki na twarzach ... to wszystko i wiele więcej, ale obiad musiał być na stole. Tym bardziej, gdy mój Ukochany wszedł do naszego kuchennego aneksu, gdzie przy oczkowej asyście właśnie wyjmowałam chlebki z piekarnika i zadał pytanie z rozczulającą minką "A czy obiadek dzisiaj będzie?"


Jak mogłam powiedzieć, że nie, tym bardziej że na patelni już smażyły się ziemniaki i cebula, ofiarnie pokrojona przez Oczko. Wyjęłam tylko jajka, mleko skondensowane, szczyptę przypraw oraz dodatków i porządnie roztrzepałam mieszaninę. Jeszcze tylko buziak w czółko od mojego Ukochanego i już byłam gotowa by dalej smażyć i piec w buchającej blisko 30 stopniowym gorącem kuchni.


Dziś wstałam i znów zapragnęłam jajek - nie tylko "Jajek" M. Rouxa, ale również takich jak z wczorajszego przemiłego obiadu i tak powstał szybki lunch, tudzież drugie śniadanie, w pięknej postaci i w dodatku w takiej smacznej wersji. Wystarczyła tylko mała przeróbka i już na talerzyku leżały śliczne krążki tortilli, przykryte smaczną, wyrazistą salsą z bakłażanów i pomidorów, doprawione szczyptą ostrości ... na dobry dzień.


Hiszpańska tortilla

Składniki:
2-3 łyżki oliwy
3-4 cebule
6 dużych ziemniaków
7 jajek (zależnie od ich wielkości)
ok. 3/4 - 1 szklanki mleka skondensowanego 4%
3 łyżki tartego parmezanu
1 pęczek szczypioru, drobno posiekany
szczypta ziół prowansalskich
sól i pieprz

Przygotowanie: To danie szykowałam na dwie patelnie. Jedną 28 cm, a drugą 24 cm średnicy i składniki podzieliłam 1/3 na małą, a 2/3 na dużą. Na patelniach zeszkliłam na oliwie cebulę, dorzuciłam ziemniaki pokrojone w małą kosteczkę i smażyłam je do miękkości, ok. 20-30 minut. Posoliłam. Przez pierwsze 5 minut smażyłam je pod przykryciem. W średniej misce dokładnie roztrzepałam jajka z mlekiem skondensowanym, parmezanem, szczypiorem i przyprawami. Gdy ziemniaki były już gotowe (tzn. przyrumienione i miękkie, nie surowe) wlałam na patelnię masę jajeczno-mleczną i smażyłam na małym ogniu przez ok. 5-7 minut, do wstępnego ścięcia masy. Potem patelnię z tortillą włożyłam do piekarnika nagrzanego do ok. 200 stopni Celsiusa na ok. 5-10 minut (w zależności od stopnia ścięcia jaki lubimy).

Tortillę z większej patelni podałam w postaci obiadu, pokrojoną na trójkątne kawałki, a mniejszą (do niej nie dodałam szczypioru) pokroiłam na okrągłe, trójkątne i kwadratowe placki, które zjedliśmy na późne śniadanie z bakłażanową salsą i jogurtem bałkańskim. Doskonałe jako przekąska na przyjęciach.

Bakłażanowa salsa

Składniki:
1 średni bakłażan
4 małe pomidory
2-3 łyżki drobno posiekanych ziół, u mnie tym razem natka pietruszki (lepiej kolendra i bazylia)
kilka kropel sosu tabasco lub czerwone chili, drobno posiekane
szczypta ziół prowansalskich
sól i pieprz do smaku

Przygotowanie: Bakłażana pokroiłam w kostkę, posoliłam i położyłam na sicie, przykryty talerzykiem, aby puścił sok i stracił goryczkę. Zostawiłam go na ok. 30 minut. Po tym czasie dokładnie wypłukałam i zostawiłam ponownie na sicie, aby odciekł. Pomidory sparzyłam, obrałam, wyjęłam łyżeczką pestki i sam miąższ pokroiłam w drobną kostkę. Posiekałam pietruszkę. Wymieszałam wszystkie składniki, doprawiłam oliwą, solą i pieprzem i szczyptą ziół prowansalskich.

Smacznego.

Kuchnia Świąteczna i Noworoczna 19.XII.2008 - 03.I.2009

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...