Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pieczywo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pieczywo. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 15 sierpnia 2010

Drabiny w kuchni ...


... to nie koniecznie oznacza remont, szczególnie gdy połączy się ...


... książkę, kawę i kota ... dwie koleżanki ... aż powstanie drabina ... nie jedna, a wiele. Oj wyszło ich dużo, ale najpierw była filiżanka kawki z "Ivonki" wypita siedząc na dębowym blacie, potem marudne ciasto i ciągłe wodą go chlapanie, aż na koniec ...

Ale, ale ... po kolei.

Wiecie już, że obok pieczenia, gotowania i wszelkich dań czynienia moim hobby jest ...


... fotografowanie fotografujących. Hihihi, Oczko wraz ze swym szklanym oczkiem może już sobie niezły albumik poczynić ze zdjęć, jakie zebrałam i kto wie, czy w końcu go nie stworzy. Ale tymczasem ja cykam fotki by uchwycić drugie spojrzenie. Bo czy nie ważne by pamiętać, że choć mamy różne spojrzenia, na to samo patrzymy?


No, ale bez filozoficznych wstawek. Miało być o drabinach, a więc prosto i nieskomplikowanie. Będzie więc ciasto i nadzienie i degustacja przyjemna wśród plotek i ploteczek, pośród śmiechów, ale i chwil zadumy. Ciało ciasta oporne było, a nasze dłonie wraz z miarką pełną wody gwałt mu zadawało. Czy to wina różnicy między francuskimi a polskimi mąkami czy może wina tłumacza - sama nie wiem. Dość powiedzieć, ze ciasto było okrutnie niechętne wszelkiej kooperacji. Suche jak wiór, rwało się i łamało, głuche na nasze starania*.


Nie ma jednak mocnych na dwie zdeterminowane Babeczki. Ma być drabina, więc będzie. Woda dolewana, ręce męczone, a ciasto w końcu coraz bardziej chętne do współpracy się stawało, aż smakowite fougasse powstały, wypełnione wytrawnie tapenadą albo i caponatą czy na słodko morelami, śliwkami i zajadane z moim dżemikiem rabarbarowo-truskawkowym z imbirowym pazurem.

I tylko kicia patrzyła się na nas z niezmiennym spokojem, gdy nad białym blatem pochylałyśmy się fotografując coraz to nowe dzieła.

Dzięki Mała za wspaniałą zabawę :*

* moje uwagi o pieczeniu drabin tutaj.

Przepis na drabiny tutaj i tutaj.

Caponata
(Sycylijski gulasz z bakłażanów)

Składniki:
Oliwa
2 duże bakłażany, pokrojone na grube pół plasterki
2 średnie cebule, z grubsza posiekane
2 ząbki czosnku, drobno posiekane
1/2 szklanki czarnych oliwek bez pestek
duża garść świeżego tymianku i oregano, same listki
2 łyżki kaparów
1 puszka (450 g) pomidorów, krótko zmiksowanych
1 pęczek natki pietruszki, drobno posiekany
2-3 łyżki redukcji balsamico (lub innego octu ziołowego)
opcjonalnie: 2 łyżki migdałów, podprażonych (pominęłam)

Przygotowanie: Bakłażana doprawiłam solą i pieprzem i smażyłam 4-5 minut na średnim ogniu, aż zmiękł i trochę się przyrumienił*. Bakłażana zdjęłam, zeszkliłam cebulę, dodałam czosnek i po minucie dorzuciłam bakłażany. Wlałam pomidory, wrzuciłam listki tymianku i oregano, kapary i oliwki i dusiłam do miękkości ok. 15 minut. Potem doprawiłam do smaku solą i pieprzem i sporym chlustem redukcji balsamico. Doskonałe na ciepło i na zimno, z chlebem lub makaronem, jako dodatek do lasagne czy jako nadzienie do fougasse.

Źródło: Jamie Oliver "Włoska wyprawa Jamiego"

Tapenada

Składniki:
1 niewielki słoik czarnych oliwek (tak ok. 1 1/2 szklanki)
1-2 łyżki kaparów
fileciki anchois (do smaku - ja daję od 2 do 5, w zależności od ochoty)
2-3 łyżki świeżych liści tymianku
1 łyżka utartych w moździerzu ziół prowansalskich
1 ząbek czosnku, przetarty przez praskę
kilka kropel soku z cytryny
oliwa (aż do uzyskania gęstości pasty - ok. 1/4 szklanki)

Przygotowanie: Wszystkie składniki otrzeć w moździerzu lub zmiksować w blenderze, dolewając oliwę do pożądanej konsystencji. Doskonałe na kanapki czy grzanki, do nadziewania czy jako dip do warzyw. Wspaniałe też do zapiekania ryby.


* następnym razem podpiekę go w piekarniku w następujący sposób: plastry czy półplastry bakłażana najpierw ułożyć na durszlaku i posypać zmieloną gruboziarnistą solą. Przycisnąć czymś ciężkim i zostawić na 30 minut. Potem opłukać, osuszyć i ułoży na wysmarowanym oliwą pergaminie. Pędzelkiem posmarować oliwą kawałki bakłażana od góry. Włożyć pod silnie nagrzany grill w piekarniku i zapiekać aż zbrązowieją (kilka minut), potem przełożyć na drugą stronę i znów zapiekać aż zbrązowieją. Tak przygotowanego bakłażana można używać na pizzę, do gulaszy, sałatek czy wszelkich zapiekanek, a jeśli doprawimy np. papryką i podsuszymy go w piekarniku to jako chipsy.

Smacznego.

wtorek, 2 marca 2010

Piknik zimą, czyli wiosna w domu.


Pierwsze oznaki wiosny na razie tylko czuć w powietrzu, czasem widać w radośniej prześwitujących promieniach słońca, ale za oknem wciąż zimno i często zacina nieprzyjemny deszcz. Mnie jednak nawet pomimo tej zimowej aury, ciągnie na piknik. Czemu więc nie urządzić go w domu?


I tak kilka tygodni temu, kiedy jeszcze zima trzymała świat w swoich śnieżnych okowach, ja kształtowałam puchate bułeczki, posypując je sezamem, formowałam warzywno-serowe burgery i mieszałam zimową sałatkę, o egzotycznych, a przez to cieplejszych aromatach. Muszę powiedzieć, że zestaw ten zachwycił mnie całkowicie. Wyraziste w smaku kotleciki, miękkie i soczyste, ułożone zostały na zgrillowanej bułeczce, jaką z samego rana upiekłam, a w którą wsiąkł po indyjsku doprawiony dressing z sałatki z porów i gruszek.


Teraz, gdy mojemu żołądkowi dokuczają wrzodowe bóle, już obmyślam* jak ponowić taki piknik, już nie ze smażonymi, a pieczonymi burgerami. Wkrótce więc rozłożymy kocyk na podłodze, w kubeczki wlejemy piwa imbirowego, w serwetki weźmiemy po aromatycznym burgerze i tak zagości u nas wiosna, mimo wciąż zimowej aury na dworze.


* Alciu, dziękuję za podpowiedzi :* Zdrowiej szybciutko Kochana Babeczko :*


Różowe burgery

Składniki:
2 czerwone cebule, drobno posiekana
4 duże ząbki czosnku, posiekane
200-250 g tofu - ja dałam młodego, dojrzewającego sera z Wizajny, starty na tarce
4 łyżki masła orzechowego
3 łyżki oliwy
400 g ugotowanej fasolki adzuki lub czerwonej fasolki, zmiksowana na kaszę
300 g buraków, upieczonych i utartych na tarce o dużych oczkach
1 łyżeczka utartego świeżego imbiru
1-2 jajka, w zależności od konsystencji
1 łyżka posiekanego szczypiorku
1 łyżka posiekanej kolendry
1 łyżka sosu sojowego
1 łyżeczka garam masali
2 łyżki soku z cytryny
sól i pieprz
mąka z ciecierzycy - 2-3 łyżki do masy i kilka do obtaczania
oliwa do smażenia

Przygotowanie: Na oliwie zeszkliłam cebulkę, po chwili dodałam czosnek i podsmażyłam wszystko. Ostudziłam. Do miski wrzuciłam wszystkie składniki i wymieszałam. Mąkę i jajko należy dodawać w zależności od konsystencji. W mące obtaczałam kotleciki i smażyłam je na oliwie. Po usmażeniu odkładałam na talerz wyłożony ręcznikiem papierowym, by obciekły z tłuszczu. Do czasu podania trzymałam w ciepłym piekarniku. Podałam z bułeczkami burgerowymi, podpieczonymi po przekrojeniu i sałatką z pora.

Następnym razem z cebulki i czosnku oraz imbiru zrobię tarkę, dodając jeszcze nasiona kolendry, gorczycy i czarnuszki.

Źródło: Alcia i Tatter

Bułeczki burgerowe

Sponge:
320 g białej pszennej mąki chlebowej
2 łyżeczki drożdży instant
340 g ciepłego mleka (35-38C)

Składniki sponge mieszam dokładnie, zakrywam szczelnie folia i zostawiam w ciepłym miejscu na 45-60 minut. Sponge jest gotowy, gdy potroi prawie swoja objętość.

Do gotowego sponge wsypuje:
215 g białej pszennej mąki chlebowej
1 1/2 łyżeczki soli
3 łyżki cukru

Mieszam dokładnie i dodaje:
1 duże żółtko
9 łyżek oleju, lub rozpuszczonego masła

Wyrabiam elastyczne, gładkie i delikatnie lepkie ciasto. Wykładam je do lekko naoliwionej miski i zostawiam pod przykryciem na 2 godziny.Wyrośnięte ciasto wykładam na blat, odgazowuję, zwijam i dzielę na 10 części. Lekko formuję w kule, zakrywam, zostawiam na 20 minut. Następnie formuję dobrze naciągnięte bułeczki, układam je na naoliwionej blasze lekko spłaszczając. Zostawiam do wyrośnięcia na 1 - 1 1/2 godziny. Piec rozgrzewam do 205 stopni Celsjusza. Przed wsunięciem blachy z bułkami do pieca, smaruje je rozmąconym jajkiem/żółtkiem z 1 łyżka wody i posypuje sezamem (białym lub czarnym). Piekę 20 minut. Studzę na kratce przez min. 15 minut.
Źródło: Tatter

Sałatka z porów z indyjskim akcentem

Składniki:
3 pory, białe części, pokrojone na cienkie talarki
2 gruszki lub 2 małe jabłka, starte na grubej tarce
1 duża marchew lub 1 biały/żółty średni burak, starta na grubej tarce
1 czubata łyżka siekanej kolendry
1 łyżka uprażonego sezamu

Dressing:
3 łyżki majonezu
2 łyżki jogurtu greckiego
1 łyżeczka soku z cytryny
1/4-1/2 łyżeczki garam masali
sol i pieprz do smaku

Przygotowanie: Składniki dressingu mieszam. W misce mieszam składniki sałatki z dressingiem, przykrywam folią i odstawiam do lodówki by się przegryzło. Ocieplam przed podaniem.

Źródło: Tatter

Smacznego.

wtorek, 23 lutego 2010

Mile rozpoczęty dzień.


Pasztet sojowo-fasolowy ... mmmmm rozmarzam się na samą tą myśl, choć to nie sen, a wspomnienie. Ten pasztet to była ambrozja, była i jest, gdyż na długo wpisał się już w moje śniadaniowo-przekąskowe menu. Ja wiem, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, że daje nam energię i siły na cały dzień. Cóż z tego, kiedy rankiem jestem nieprzytomna, póki pierwsze zajęcia nie wywieją mi z głowy ostatnich sennych marzeń. Niezmiernie rzadko mam chęci by rankiem smażyć placuszki czy gotować jajka. W powszedni dzień potrzebuję wyjąć z szafki lub lodówki przygotowane wcześniej smakołyki, napełnić żołądek i syta zacząć dzień.


W taki właśnie dzień kromka chleba upieczonego we własnej kuchni, posmarowana zdrowym, aromatycznym i pełnym smaków pasztetem z soi i fasoli mung jest jednym ze śniadań idealnych. Senne obrazy uciekają spod powiek, a ja choć coraz bardziej na jawie, mam wrażenie, że śnię, gdy smaki rozwijają się na języku. Nic dziwnego więc, że w ciągu dnia nie mogę o nich zapomnieć i co i rusz podchodzę do lodówki z łyżeczką w ręku i podjadam tego smarowidła, jakby było dżemem czy masłem orzechowym.


Napisałam, że rankiem trudno mi się dobudzić, że śniadanie jem jeszcze z głową pełną sennych marzeń ... to prawda, ale nie zmienia to faktu, że od samego rana zaczynam już najróżniejsze prace i zajęcia. Pośród tych porannych prac jest jedno, które gdy czeka na mnie sprawia, że wyskakuję z łóżka zanim jeszcze mój Ukochany pocałuje mnie w czoło, aby mnie obudzić. O czym piszę? Oczywiście o złożonych dzień wcześniej w lodówce bochenkach i bułeczkach, czekających na poranny wypiek. Nie ma lepszego budzika niż podświadomość, w której zakotwiczyła się zapowiedź aromatycznego pieczywa.

Lubię takie przebudzenia, dlatego zawsze gdy mogę upiec chleb z jego lodówkowym leżakowaniem, robię to. Tak właśnie piekę chlebek z rodzynkami, którego słodkawy, żytni smak w połączeniu z bezproblemową procedurą wpisał się bardzo przyjemnie w listę pieczonych chlebów.

Drugi chlebek jaki Wam prezentuję, jest również niezwykle smaczny, choć jego smak w przeciwieństwie do słodkawego poprzedniego chleba jest wyraźnie wytrawny, mocno żytni, z nutą kminku i melasy. Chleba litewskiego nie piekłam jeszcze z leżakowaniem w chłodzie i choć jego procedura jest odrobinę bardziej złożona, dla tego wybornego smaku zawsze warto go upiec.

I tak, gdy wciąż śpiąca wchodzę do kuchni, muszę już tylko kroić chleby na kromki, smarować pasztetem, jeść i mile zaczynać dzień.


Pasztet sojowo-fasolowy z pomidorami

Składniki:
350 g soi
150 g fasoli mung

niecały 1 litr wrzątku
1 duża marchewka, pokrojona niedbale
1 łyżeczka tymianku
1 łyżeczka oregano
1 łyżeczka majeranku
1/2 łyżeczki kminku, zmielonego
2-3 liście laurowe
4-5 ziaren ziela angielskiego

olej z pestek winogron
1 duży koncentrat pomidorowy (tak na oko. ok. 6 łyżek)
pieprz cytrynowy
pieprz kolorowy
papryka słodka
curry łagodne
sól czarownic (mieszanka soli, pieprzu i wielu ziół)

Przygotowanie: Soję i fasolę namoczyłam dzień wcześniej (w trzy razy wyższej wodzie niż soja i fasola). Na drugi dzień opłukałam soję i fasolę, zalałam ok. 1 litrem wrzątku, dodałam marchewkę, tymianek, oregano, majeranek. Liść laurowy i ziele angielskie związałam w gazę i dodałam do gotowania. Gotowałam do miękkości (1 1/2 - 2 godziny), wyjęłam liść laurowy i ziele. Odcedziłam na durszlaku, wrzuciłam do miski miksera, dodałam koncentrat pomidorowy, pieprze, paprykę, curry i sól, Zaczęłam miksować i dodawałam oleju (kilka łyżek), aż uzyskałam pastę, lekko grudkową, choć można miksować, aż uzyska się gładką pastę. W czasie miksowania należy przestawać i próbować co jakiś czas, by doprawić do smaku. Przełożyłam do słoików (wyszły mi trzy pół litrowe słoiki). Można przechowywać do 10 dni ... o ile się powstrzymacie przed zjedzeniem wszystkiego na raz.

Źródło: Trufla Patrycji

Chleb żytni z rodzynkami

Zaczyn:
50 g zakwasu żytniego
60 g mąki żytniej (typ 2000)
120 g wody

Ciasto właściwe:
zaczyn jw
190 g mąki żytniej chlebowej
80 g wody
15 g melasy
1 łyżka cukru muscavado
1 łyżeczka soli
1/2 szklanka rodzynek, jeśli są bardzo suche i twarde lepiej je wcześniej namoczyć, a następnie odsączyć

Przygotowanie: Składniki zaczynu wymieszałam i odstawiłam na 12 godzin. Po tym czasie dodałam pozostałe składniki i zagniotłam lepkie i luźne ciasto. Przełożyłam do małej keksówki wysmarowanej olejem, tak że sięgało do 1/2 wysokości. Przykryłam naoliwioną folią i odstawiłam na 2-5 godzin do wyrastania (musi prawie podwoić objętość, tak o 90%) lub na 18 godzin do lodówki. Piekłam w piekarniku nagrzanym do 230 stopni Celsjusza przez 10 minut, potem zmniejszyłam temperaturę do 200 stopni Celsjusza i dopiekłam ok. 50 minut (z czego ostatnie 10 minut bez foremki). Wystudziłam zawinięty w ściereczkę.

Źródło: Chlebek.tv

Chleb litewski
(porcja ciasta na 2 formy keksowe)

Składniki:
500 g zaczynu z maki żytniej chlebowej
100 g otrąb
200 g wrzącej wody
2 łyżki kminku
350 g maki żytniej razowej (z tego 25 g do uprażenia)
150 g maki żytniej chlebowej
300 g wody letniej
1-2 łyżki melasy
1 łyżka soli

Przygotowanie 500 g zaczynu: Wieczorem, dzień przed pieczeniem wymieszałam 50 g płynnego aktywnego zakwasu ze 130 g mąki żytniej razowej i 120 g wody, po czym odstawiłam na noc ( 8-12 godzin). Następnego dnia dodałam 90 g mąki żytniej i 110 g wody, odstawiłam na 3-4 godziny. Taki zaczyn można użyć do chleba, kiedy się podniesie i jego powierzchnia będzie lekko wklęsła.

Równocześnie wieczorem zalałam 100 g otrąb (użyłam świeżo zmielonych przeze mnie ziaren zboża) 200 g wrzącej wody, dodając do tej mieszanki 2 łyżki kminku (zmiażdżyłam je lekko przed dodaniem w moździerzu dla lepszego uwolnienia aromatu).

Następnego dnia odsypałam ok. 2 łyżki maki razowej i uprażyłam na suchej patelni aż nabrała brązowego koloru (trzeba uważać żeby nie przypalić!). Ostudziłam.

Przygotowanie chleba: Wymieszałam w misce ciasto zakwaszone z resztą składników, oprócz soli. Mieszać należy tylko do połączenia składników, nie za długo. Konsystencja ciasta powinna być dość luźna. W odrobinie wody rozpuściłam sól, dodałam do ciasta i lekko wymieszałam całość. Napełniłam ciastem 2 długie formy keksowe do połowy ich wysokości, wygładziłam smarując powierzchnie woda. Chleb powinien wyrosnąć do podwojenia objętości (u mnie to trwało ok. 3, 5 godziny), po wyrośnięciu należy jeszcze raz wierzch posmarować wodą. Piekłam w piekarniku nagrzanym do 265 stopni Celsjusza (hydropieczenie) przez 15 minut, potem zmniejszyłam temperaturę do 200 stopni i piekłam 30 minut, a następnie zmniejszyłam temperaturę do 180 stopni i dopiekłam ok. 25 minut, z czego ostatnie 20 minut bez foremki. Wystudziłam przez noc na kratce.

Źródło: Chleby u Mirabelki

Smacznego.

WeekendowaPiekarnia

środa, 20 stycznia 2010

Piekarnicze wypadki.


Miałam wstać o 6 rano, wyjąć koszyki z wyrastającymi chlebkami z oliwkami z lodówki i nagrzać kamień w piekarniku. Miałam to zrobić i zrobiłam (większość), choć pewnie normalnie zrobiłabym to z większym przekonaniem i optymizmem. Ale wczoraj upiekłam chleb z rodzynkami z zaległej WP, a do tego jeszcze dwa bochenki chleba litewskiego i wszystkie trzy bochenki przyprawiły mnie o znaczny wzrost poziomu frustracji. Jak ja żałowałam, że w poprzedni weekend nie miałam czasu na małą szkołę w postaci Piekarni Po Godzinach. Może bardziej połapałabym się w tej pieczeniowej magii. Eeee, pewnie nie. W końcu to o drożdżowy chlebek chodziło tym razem, a ja od czasu przeprowadzki walczę przecież z zakwasem.

Czemu mi on tak świruje? Zadaję sobie to pytanie i zadaję i co gorsza uświadamiam sobie, że staje się to już moim pytaniem retorycznym. Zaczynam mieć mordercze zapędy względem "Matuszki". Dziś nawet śniło mi się, że wylewam ją - tą mieszaninę kwaśnej mąki i wody pełną żywych kultur, do ogromnego zlewu w którym nie wiem czemu płonie świeczka. I jak tu nie powiedzieć, ze człowiek może oszaleć od pieczenia i nadmiernego martwienia się o to, że musi pójść do sklepu po chleb.

Postanowiłam więc zrobić sobie weekend pieczenia bułeczek. A konkretnie niedzielę. Z samego rana kilka dni temu mieszałam mąki, mleko, drożdże i inne potrzebne ingrediencje i ... oj, dawno nie klęłam tak w kuchni, a mój Ukochany chodził wokół mnie na paluszkach, troszczył się o mnie i poprawiał mi humor, sprawiając, że czułam się jeszcze paskudniej, przytłoczona wyrzutami sumienia, że zamiast miło spędzać niedzielę, ja tak nieparlamentarnie wyzywam ciasto. A przecież większość moich porażek kulinarnych kwituję stwierdzeniem "Buuu ... no dobra, to jeszcze raz". Tym razem jednak nie miałam więcej czasu, nie miałam też już cierpliwości, po ostatnich zakwasowych porażkach. Za suche bułeczki z kokosem i czekoladą były chociaż zjadliwe, w przeciwieństwie do ciasta na bułeczki z siemieniem lnianym, które zupełnie nie chciało współpracować, stając się dziwną klejącą masą.


Co więc zrobiłam? W poniedziałek od rana nastawiałam się pozytywnie do kolejnej próby. Dolałam więcej mleka do słodkich bułeczek, zastosowałam się do zaleceń Polki w sprawie uzyskania idealnego ciasta drożdżowego i ... w czasie wyrabiania, kiedy tylko ciasto stało się gładkie i elastyczne, w tej samej chwili stało się dziwne, takie jakby lejące. Trochę jak nieprzytomna wielka fretka. Ono mdlało! I niech mi teraz ktoś powie, że ciasto drożdżowe to nie żywa istota. Nic to! Upiekłam z niego bułeczki i wyszły pyszne, choć tak przerośnięte, że popękały u podstawy, a napuszyły się tak ogromnie, że z piekarnika wyjęłam buły wielkości męskiej pięści. Za to zajadane z dżemem czy tylko same, podgrzane w piekarniku były w końcu nie tylko zjadliwe, były wyborne.


Teraz wspominam jeszcze inne słodkie wypieki. To Polcia w czasie swojego gospodarzenia zaproponowała nam słodkawy, korzenny chleb, którego aromat był tak niezwykle świąteczny, że piekłabym go dla samego tego zapachu. Co jednak stało się nie tak, że był za suchy? Ano, kiedy zmienia się procedurę i chleb zamiast w formie jednego okrągłego bochenka, piecze się podzielony na dwa podłużne chleby, należy pamiętać by skrócić czas pieczenia, prawda? Należy, ale ja oczywiście zapomniałam, skutkiem tego chleb wyszedł wyborny i aromatyczny, ale jednak za suchy i kruszący się.


Nic jednak nie pobije bułeczek z niewyobrażalną wręcz ilością cynamonu, jakie wraz z Kasią robiłam pewnego zimowego popołudnia. Samo wyrabianie to była bajka. Ciasto tak doskonale z nami współpracowało, że aż miło było stać przy nim, wyrabiać je, ugniatać. A gdy potem jeszcze smarowałyśmy rozwałkowane ciasto pachnącym i słodkim masłem, posypywałyśmy tartym marcepanem, wiedziałyśmy już, że z piekarnika wyjmiemy zachwycające bułeczki. I były zachwycające. Puszyste, słodkie i mocno cynamonowe, u mnie z lekką nutą imbiru, doskonałe z kubkiem herbaty, czy zajadane na śniadanie w towarzystwie kawy z mlekiem.

I tak niezmiennie sukces z jednym chlebem przetykany jest porażką z innym, ale cóż z tego, skoro na drugi dzień można wyjąć bochenki z lodówki, wstawić je do piekarnika i o nich zapomnieć, gdy zaczytamy się w książce. Chlebki z oliwkami są "skarmelizowane", a ja idę piec innych chleb i śmieję się w duszy z tych piekarniczych wypadków :-)

Artos - grecki chleb świąteczny

Składniki:
1 szklanka zakwasu pszennego
3 1/2 szklanki mąki pszennej chlebowej
1 łyżeczka soli
1 1/2 łyżeczki drożdży instant
1 łyżeczka cynamomu
1/4 łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej
1/4 łyżeczki mielonego ziela angielskiego
1/4 łyżeczki mielonych goździków
1 łyżka zmielonej kandyzowanej skórki pomarańczowej
1 łyżeczka naturalnego ekstraktu z migdałów
2 duże jajka, lekko roztrzepane
1/4 szklanki miodu płynnego
1/4 szklanki oliwy z oliwek
3/4 szklanki letniego mleka

Na glazurę:
2 łyżki wody
2 łyżki cukru
2 łyżki miodu
1 łyżeczka naturalnego ekstraktu pomarańczowego
1 łyżeczka ziarna sezamowego

Przygotowanie: W duzej misce wymieszać razem: mąkę, sól, drożdże, cynamon, gałkę, ziele angielskie i goździki. Dodać zakwas, ekstrakt, jajka, miód, oliwę i mleko. Dobrze wymieszać, aż z ciasta utworzy się kula. Ciasto wyjąć na kuchenny blat i zagnieść miękkie, delikatnie lepkie ciasto (ok 10 min.). Pierwsza fermentacja to ok 1 1/2 godziny, w połowie której ciasto należy odgazować i złożyć (technika strech and fold). Gdy ciasto podwoi swoją objętość wyjmujemy je z miski i po lekkim odgazowaniu, formujemy kulę i zostawiamy do wyrośnięcia na godzinę. W tym czasie nagrzewamy piec do 180 stopni Celsjusza i piec ok. 20-25 minut. Studzić na kratce.

Kanelbullar (Szwedzkie bułeczki cynamonowe)

Ciasto:
50 g świeżych drożdży
1/2 litra mleka "ciepłego na palec"
150-200 g niesolonego masła o pokojowej temperaturze
1 decylitr cukru (100-120 g)
malutka łyżeczka soli (na złamanie smaku)
1-2 łyżeczki mielonego lub utłuczonego w moździerzu kardamonu
14 decylitrów pszennej mąki dobrego gatunku (800-850 g) (dałyśmy z niewielką domieszka pszennej pełnoziarnistej lubelli)

Nadzienie:
200-300 g masła
1 1/2 decylitra cukru (150 g)
4-6 łyżek cynamonu (u mnie jeszcze dodatkowo trochę imbiru - tak ok. 1 łyżki)
opcjonalnie: masa migdałowa (marcepan)

Na glazurę:
żółtko z mlekiem
można jeszcze posypać grubym cukrem

opcjonalnie lukier

Przygotowanie: Rozpuścić drożdże w mleku z roztopionym masłem, dodać cukier, sól, kardamon i prawie całą mąkę - na wyczucie. Wyrobić ciasto, aż się będzie błyszczało i będzie elastyczne. Zostawić do wyrośnięcia na około 30-60 minut. Po wyrośnięciu delikatnie wyrobić, podzielić na dwie części, uformować w duże buły i dać im odpocząć minutkę lub dwie.
W międzyczasie wymieszać nadzienie.
Każdy kawałek ciasta rozwałkować na prostokąty z raczej prostymi brzegami (60cmx25 cm). Podnieść ciasto od czasu do czasu i podsypać mąką, żeby się nie kleiło do stołu. Rozprowadzić nadzienie i posypać startym marcepanem. Każdy z rulonów podzielić na 30 kawałków. Odstawić do podrośnięcia ana 30 minut. Piekarnik nagrzać do temperatury 250 stopni Celsjusza. Przed pieczeniem posmarować rozbełtanym jajkiem i ewentualnie posypać perłowym cukrem. Piec około 5-8 min, ale zerkać na ciasto! Przestudzić na kratce pod ściereczką.

Masa marcepanowa
Źródło: Zeszyt z przepisami Mamy Poleczki

Składniki:
350 g migdałów
450 g cukru pudru
1 białko
1 łyżeczka wódki

Przygotowanie: Migdały sparzyć, obrać ze skórki i zemleć w maszynce do mielenia orzechów. Następnie ugnieść z połową cukru pudru, białkiem i alkoholem. Zawinąć w folię i włożyć na 24 godziny do lodówki. Oziębioną masę utrzeć z pozostałym cukrem pudrem.
Można ją zabarwiać różnymi barwnikami spożywczymi i formować dowolne kształty. Jeśli masa jest zbyt sucha można dodać kolejne białko.

Masa marcepanowa od Hazo z forum CinCin

Składniki:
250 g migdałów
250 g dag cukru
1/8 l wody
sok z jednej cytryny
1/2 łyżki octu

Przygotowanie: Migdały sparzyć, obrać ze skórki i zemleć maszynką. Z cukru, wody i octu ugotować syrop. Nieco schłodzony syrop ucieramy, dodając sok z cytryny i migdały. I to już wszystko - marcepan gotowy.

Źródło: Stolik u Poleczki

Bułeczki z czekoladą i kokosem

Składniki:
570 g maki pszennej (dałam typ. 550)
12 g drożdży suchych lub 24 g świeżych
ok 185 ml mleka (dałam ok. 150 ml. więcej)
85 g masła
5 łyżeczek cukru (ja dałam 5 łyżek)
2 jajka
1 łyżeczka soli
1/2 szklanki wiórków kokosowych
2 rządki czekolady (6-8 kostek)

Przygotowanie: Masło stopiłam i odstawiłam do przestudzenia. Mąkę wymieszałam z drożdżami instant, solą i cukrem. Powoli wlewałam mleko, wyrabiając do uzyskania jednolitego ciasta. Potem wlewałam masło partiami. Wyrobiłam aż było gładkie i elastyczne. Włożyłam do miski, przykryłam folią i odstawiłam na 1 godzinę. W tym czasie posiekałam czekoladę i odmierzyłam wiórki. Ciasto odgazowałam, podzieliłam na osiem kulek i zostawiłam na 20 minut. Po tym czasie rozwałkowałam, posypałam czekoladą i kokosem, wklepałam to w ciasto i uformowałam podłużne (jedną okrągłą) bułeczki. Odstawiłam je na blasze do wyrośnięcia na ok. 1 godzinę. Po tym czasie posmarowałam mlekiem, nacięłam i piekłam w 190 stopniach Celsjusza (hydropieczenie) ok. 15-17 minut. Studziłam na kratce.

Źródło: Chlebek.tv u Paulinki

Smacznego.

WeekendowaPiekarnia

piątek, 27 listopada 2009

Indyjskie rozkosze ...


... stołu. Nie inaczej, a właśnie rozkosze. Odpływamy w zachwycie jedząc te dania i choć nie należą do tych najbardziej fotogenicznych, to nie można o nich zapomnieć, trzymać ich w ukryciu przed światem. Zapraszam więc Was na kolejną zmysłową ucztę pełną korzennych, egzotycznych aromatów.


Najpierw były kofty. Ulubione danie Vikrama Vij, kucharza, restauratora i pasjonata jedzenia - jednego z dwóch moich źródeł inspiracji kuchnią indyjską. Delikatne kotleciki z mielonego mięsa są znacznie lepsze z jagnięciny, niż z mieszanki wieprzowiny i indyka, ale niezależnie od wersji ich mocno aromatyczne, korzenne smaki doskonale smakują zajadane w towarzystwie żółciutkiego od kurkumy i curry sosu jogurtowego, łagodzącego ostrawy smak koft. Gdy dodamy do tego jeszcze ziemniaczaną masalę, kremowe i pełne smaków puree ziemniaczane z naszych myśli długo nie będziemy mogli pozbyć się przyjemnego rozmarzenia i chęci na wypróbowywanie coraz to nowych indyjskich smaków.


Dlatego najszybciej jak to możliwe zabieramy się za kolejne egzotycznie brzmiące danie - jalfrezi z kurczakiem. Przepisów na to (podobnie jak i inne dania z tej kuchni) jest tyle ile kucharzy i kucharek je przygotowujących i o każdym można powiedzieć, że jest autentyczne i niezwykłe. Wszystko to dzięki słodkawemu posmakowi papryki długo duszonej z charakterystycznymi dla każdego curry przyprawami, pomidorami i delikatnym mięsem z kurczaka. Sos zagęszczony mięciutką cebulką przyjemnie oblepia ziarenka ryżu, dopełniony świeżym smakiem nieodzownej kolendry oferuje nam obiad, którego długo nie zapomnimy.


Może w takim razie na chwilę pozostawimy dania mięsne i odpoczniemy przy wegetariańskim specjale, pełnym miękkich, choć wciąż jędrnych warzyw. Kolory i zapachy przyprawiają o zawrót głowy przenosząc nas do Pendżabu. Parujące miseczki w natchnionym niemalże skupieniu podnosimy do twarzy, by wdychać nieziemskie aromaty aloo gobi. Aby stać się pełnoprawnym obiadem, czegoś jednak potrzebowało to danie.

Pomyślmy ... miało być wegetariańsko? Dobrze, tak też i będzie. Chrupkie placuszki z cukinii i ziemniaków, ze słoną fetą i ożywczym smakiem mięty wprawdzie nie wywodzą swoich korzeni z dalekich Indii, bliższe będąc raczej śródziemnomorskim klimatom, ale to właśnie dzięki nim tamten obiad stał się smakowitym połączeniem smaków i regionów.


Jak już na dobre wniknęliśmy w zakamarki Indii, nie możemy nie spróbować największego smakołyku. Kurczak tandoori, tradycyjnie pieczony w niemożebnie gorących glinianych piecach, dzięki wysokiej temperaturze i krótkiemu czasowi pieczenia pozostaje wilgotny, ale i zyskuje tak uwielbianą chrupiącą skórkę. Bez obaw jednak. Również z domowego piekarnika możemy wyciągnąć te niezwykłe smakołyki, a potem zanurzać je w łagodzącej rozpalone podniebienie raicie, zagryzając chlebkami naan lub ryżem basmatii oraz kawałkami pomidorów, których sok będzie spływał nam po brodzie. Właśnie wtedy czujecie w pełni tą rozkosz, zachwyty przy stole nie kończą się jeszcze długo, a biesiadnicy jeszcze nie raz proszą o dokładkę.


Powtórkom nie było końca również wtedy, gdy na stole pojawiły się talerze z ostro-słodkim sosem, ukrywającym ugrillowane kawałki kurczaka. Jeszcze raz marynata z jogurtu, tak typowa dla tej kuchni, okazała się doskonała by nadać smak i zabezpieczyć mięso kurczaka przed wysychaniem. Sam kurczak jednak byłby bladym tylko naśladowcą, gdyby zapomnieć o wybornym śmietanowo-pomidorowym sosie. Intensywny posmak ziemistego kminu i ostrej chili, zaokrąglone zostały dzięki dodatkowi cynamonu, jaki wniknął w soczyste kawałki mięsa. Jeszcze tylko niedbale odrywane kawałki chlebka naan, wzbogaconego o wyrazisty posmak czarnuszki i już wkrótce puste talerze pozostały jedynym wspomnieniem obiadu.


Najwspanialsze jednak dzieło na naszym suto zastawionym stole*, pełnym indyjskich rozkoszy ukryło się za najmniej fotogeniczną fasadą. Beżowy od korzennych przypraw sos, pełen był zaskakujących smaków, jakie zyskał chociażby dzięki migdałom, czosnkowo-imbirowej paście czy uprażonej mieszance przypraw. Najbardziej fascynujący był jednak dla mnie sposób przygotowania tego dania. Murg Makhani, gdyż tak właśnie nazywa się to danie, jakie wynalazłam u Meety, mojego drugiego źródła indyjskich inspiracji, smaży się i piecze przez łącznie prawie godzinę, a mimo to niewielkie kawałki kurczaka pozostają wilgotne i niezwykle aromatyczne. Kremowy i maślany sos, o najbogatszym korzennym smaku niezwykle przypadł mi do gustu, na stałe wpisując się w menu mojej Kuchni Szczęścia.


Patrząc na zaserwowane dania można by pomyśleć, że w kuchni tej brak deserów, ciast i ciasteczek. Nic bardziej mylnego. Najróżniejsze małe i duże słodkości zachwycają na samą myśl o nich. Prawdą jest jednak, że po tak niezwykle aromatycznych i bogatych w smaki obiadach prosta kawa lub herbata, czasem doprawiona masalą (dzięki Ptasiu :*) są wystarczającym dopełnieniem rozkoszy podniebienia.

Jednemu jednak deserowi nie mogłam się oprzeć zupełnie. Pełen wachlarz korzennych smaków, niezwykła słodycz, łagodzona przez delikatność migdałów i pistacji oraz neutralność mleka, a wszystko zespolone kremowym ryżem, ozdobione złotym smakiem i aromatem szafranu, władcy indyjskich przypraw. Tak, właśnie władcy ... władcy absolutnego. Choć nie jest zbyt często spotykany na codziennym stole, zastępowany raczej zacznie bardziej pospolitą kurkumą, ujawnia pełnię swego władztwa, kiedy na stół podane zostają desery. Tam najpełniej rozwija swoje skrzydła, a biesiadnicy z ciepłymi miseczkami ryżowego puddingu już na zawsze pozostaną w okowach poddańczej miłości i uwielbienia.

O tych wszystkich rozkoszach zapomnieć nie sposób. Jeszcze nie raz będę czerpać z tej najbardziej aromatycznej i korzennej kuchni świata, a Was zapraszać na te niebiańskie uczty.


* to oczywiście figura stylistyczna. Dania były przygotowywane i jedzone w ciągu kilku dni, ale tak nami zawładnęły, że w jedną wielką ucztę się przeobraziły w naszej pamięci smaków.

Kofty z sosem jogurtowym

Składniki:
1/2 kg mielonej jagnięciny lub pół na pół wieprzowiny z indykiem
2 jajka
1 pęczek posiekanej kolendry
1 łyżeczka curry
1 łyżeczka kurkumy
1 łyżeczka imbiru w proszku (dałam świeży)
1 łyżeczka garam masala
2 łyżki bułki tartej

1 łyżka oliwy

Sos jogurtowy:
1 jogurt grecki (dałam bałkański)
1 pęczek posiekanej kolendry
sok z 1 cytryny
1 łyżka curry
1 łyżka kurkumy
1 łyżka oliwy
sól do smaku

Przygotowanie: Najpierw przygotowałam sos jogurtowy, mieszając wszystkie składniki. Schłodziłam go przez kilka godzin w lodówce. Składniki na kofty wymieszałam dokładnie ręką, uformowałam owalne kotleciki. Posmarowałam je oliwą i grillowałam na patelni grillowej przez ok. 10 minut*. Podałam z sosem i ziemniaczaną masalą, udekorowane listkami kolendry.

Ważne: Vikram Vij w programie "Półka z książkami Anny i Kristiny ..." na kuchni.tv poradził, by kofty jedynie podgrillować, do nadania im charakterystycznych paseczków, ale dopiec je w rozgrzanym piekarniku przez kilka minut. Jeszcze nie zdążyłam wypróbować tego sposobu, ale wydaje się być bardzo trafny, gdyż samo grillowanie może przesuszyć mięso.

Źródło: Serwis "Ugotuj to"

Ziemniaczana masala

Składniki:
50 dag ziemniaków

1 łyżka oleju z canoli
1 łyżeczka ziaren brązowej gorczycy
1 łyżeczka kminu rzymskiego
1 łyżka ciecierzycy (może być z puszki)
1 łyżeczka żółtej soczewicy
1 czerwona chili przekrojona na połówkę oczyszczona z nasion
listki curry

2-3 posiekane zielone chili
kawałek (5 cm) posiekanego imbiru
2 posiekane cebule, drobno pokrojone
2 pokrojone pomidory, drobno pokrojone

1/2 łyżeczki mielonej kurkumy
1 szklanka wody

1/2 szklanki ugotowanego groszku
sól do smaku
1 mały pęczek kolendry

Przygotowanie: Ziemniaki ugotowałam w mundurkach, obrałam i wycisnęłam przez praskę. Rozgrzałam olej, dodałam gorczycę, kmin, ciecierzycę, soczewicę, połówki chili i listki curry. Gdy gorczyca zaczęła pękać, dodałam zielone chili, imbir, cebulę i pomidory. Podgrzałam to przez 2-3 minuty. Dodałam kurkumę, wlałam wodę i przykryłam pokrywką, dusząc wszystko przez 5 minut. Dodałam ziemniaki i groszek. Gotowałam razem przez 2 minut, stale mieszając. Doprawiłam solą. Podałam posypane kolendrą.

Źródło: Serwis "Ugotuj to"

Jalfrezi z kurczakiem

Składniki:
675 g filetów z piersi kurczaka (2 duże), pokrojonych w kawałki wielkości kęsa
1 łyżka oleju z canoli
1 łyżeczka nasion kminu
1 cebula pokrojona w kostkę
1 zielona papryka, pokrojona w kostkę
1 czerwona papryka, pokrojona w kostkę
1 ząbek czosnku, zmiażdżony
2 cm korzeń imbiru, starty na tarce
1 łyżka czerwonej pasty curry
szczypta płatków chili
1 łyżeczka mielonej kolendry
1 łyżeczka mielonego kminu
1 puszka pomidorów, krojonych (400 g)
garść listków kolendry, gałązki posiekane
sól do smaku

Przygotowanie: W dużej patelni rozgrzałam olej, wsypałam nasiona kminu i smażyłam 1-2 minut. Dodałam cebulę, papryki, czosnek i imbir i smażyłam kilka minut (6-8 minut). Dodałam pastę curry i smażyłam 2 minuty. Dodałam chili, kolendrę, kmin i łyżkę wody. Smażyłam przez ok. 2 minuty. Dodałam kurczaka i smażyłam przez 5 minut. Dodałam pomidory z zalewą, posiekane łodyżki kolendry i dusiłam pod przykryciem przez 15 minut, aż mięso było gotowe i miękkie. Podałam z ryżem i fasolką szparagową, udekorowane kolendrą.

Źródło: Kuchnie Świata. Indie. Tajlandia. Indonezja (dodatek do "Kuchni", wyd. Gazeta Wyborcza)

Punjabi Aloo Gobi

Składniki:
olej z canoli
2 cm świeżego imbiru, startego na tarce
4 ząbki czosnku, drobno posiekane
450 g podpieczonych kostek ziemniaczanych
2 łyżeczki garam masali
1/4 łyżeczki kurkumy
450 g kalafiora, podzielonego na małe różyczki
1 puszka pomidorów, pokrojonych (400 g)
200 g zielonego groszku
sól
natka kolendry do dekoracji

Przygotowanie: W dużym garnku podgrzałam olej z canoli. Dodałam imbir, czosnek i podsmażyłam przez 1 minutę. Zmniejszyłam ogień, dodałam ziemniaki, garam masalę, kurkumę i szczyptę soli i smażyłam ok. 2-3 minuty. Dodałam kalafior, wymieszałam i dodałam pomidory z zalewą. Wymieszałam i gotowałam ok. 30-35 minut, mieszając od czasu do czasu, gotując tylko do momentu aż warzywa były miękkie, ale jędrne. Groszek dodałam na ostatnie 10 minut. Podałam posypane natką kolendry z ciasteczkami z cukinii i ziemniaków.

Źródło: What's for Lunch Honey

Cukiniowo-ziemniaczane ciasteczka z serem

Składniki:
3 średnie cukinie
2 średnie ziemniaki
20 dag fety
2 łyżki świeżej mięty
1 duża cebula cukrowa
jajko
sól i pieprz

Przygotowanie: Cukinie starłam na tarce, posypałam solą i odstawiłam na durszlaku na 1 godzinę by odciekło. Potem jeszcze opłukałam z soli, zawinęłam w czystą ściereczkę i mocno odcisnęłam. Ziemniaki obrałam i starłam na tarce. Dodałam pokruszoną fetę, miętę, posiekaną cebulę, sól i pieprz. Dodałam jajko i dokładnie wymieszałam. Uformowałam placuszki i ułożyłam je na blasze wyłożonej pergaminem, smarując z obu stron oliwą. Piekłam w 220 stopniach Celsjusza przez pół godziny, obracając po kwadransie. Podałam udekorowane jogurtem, jako dodatek do punjabii aloo gobi.

Źródło: Szkoła Gotowania Delii Smith

Kurczak tandoori

Składniki
1 kg kawałków udek kurczaka z kością
3 łyżki soku z cytryny
2 łyżki startego świeżego imbiru
2 łyżki drobno posiekanego czosnku
1 łyżeczka zmielonych nasion kozieradki (lub suszonych liści)
5 łyżek oleju z gorczycy (dałam olej z canoli)
1 1/2 łyżeczki przyprawy garam masala
2 łyżeczki mielonego kminu
2 1/2 łyżeczki mielonej kolendry
2 łyżeczki czerwonego chilli w proszku (dałam dużą szczyptę chili w płatkach)
2-4 łyżeczki tandoori masala lub papryki w proszku
1 łyżeczka soli
150 g gęstego jogurtu
natka kolendry/natki do dekoracji

Przygotowanie: W misce umieściłam kawałki kurczaka, dodałam sok z cytryny, imbir i czosnek i wymieszałam. Dodałam kozieradkę i olej i znów wymieszałam. Cały czas mieszając, dodałam garam masala, kmin, kolendrę, chilli, tandoori masala i sól. Na koniec dodałam jogurt i dobrze wymieszałam, wmasowując w mięso marynatę. Odstawiłam do marynowania na noc do lodówki (min. 2-3 godziny). Wyjęłam z lodówki na 1 godzinę przed pieczeniem. Piekarnik rozgrzałam do 200 stopni Celsjusza (termoobieg), wyłożyłam kurczaka na blachę (marynatę wylałam) i piekłam w górnej części piekarnika przez ok. 20 minut (zależnie od wielkości - należy uważać by nie przesuszyć mięsa - sok z najgrubszej części musi wypływać czysty, ale musi wypływać!). Podałam z ryżem i natką kolendry w towarzystwie ogórkowej raity (mieszanka dymki, ogórka, pomidorów i jogurtu z kurkumą i czarnuszką).

Ważne: W tym programie jeden z prowadzących kładł duży nacisk, by marynatę stopniowo wsmarowywać w kurczaka, na końcu dopiero dodając jogurt, dzięki czemu wniknie najwięcej smaku w mięso. Próbowałam i tak i tak, że przyprawy zamieszałam z jogurtem i dopiero w tym zanurzyłam kurczaka. Nie odczuwałam zbytniej różnicy, ale też za każdym razem mięso marynowałam przez noc. Może ta metoda jest lepsza, gdy krócej marynujemy.

Źródło: Nowe Imperium Kulinarne. odc. 6 (program na Kuchni.tv)

Kurczak Tikka Masala

Składniki marynaty:
4 piersi z kurczaka bez skóry, pokrojone w kostkę wielkości kęsa
250 g jogurtu bałkańskiego
1 łyżka świeżego imbiru, startego
2 łyżeczki startego kminu rzymskiego
1 łyżeczka cynamonu
szczypta chili w płatkach
2 łyżeczki młotkowanego pieprzu

Sos pomidorowy:
250 g pomidorów z puszki, pokrojonych
250 g kremówki
2 ząbki czosnku, zmiażdżone
1/2 czerwonej chili, drobno posiekanej
2 łyżeczki kminu rzymskiego, mielonego
2 łyżeczki papryki mielonej
1 łyżka ghee/klarowanego masła
garść natki kolendry do dekoracji
sól i pieprz

Przygotowanie: Składniki marynaty wymieszałam z misce. Połączyłam z kurczakiem i odstawiłam na noc do lodówki. Następnego dnia podsmażyłam na patelni grillowej kawałki kurczaka, wyjęte z marynaty. Na głębokiej patelni podgrzałam masło, podsmażyłam czosnek i chilli. Oprószyłam przyprawami i podsmażyłam przez 1 minutę, mieszając by składniki zmieniły się w pastę. Dodałam pomidory, mieszając tak by sokiem z pomidorów zdeglasować patelnię. Gotowałam na malutkim ogniu przez ok. 10-15 minut. Potem dodałam kawałki kurczaka i kremówkę. Gotowałam na malutkim gazie ok. 10 minut. Podałam z chlebkami naan, na sałacie z fasolką szparagową.

Źródło: What's for Lunch Honey, a przepis tutaj

Chlebki Naan

Składniki:
3 szklanki mąki (dałam pół na pół chlebowej i pełnoziarnistej)
200 ml ciepłej wody
1 łyżeczka drożdży instant
1 łyżeczka miodu
1 łyżeczka soli
2 łyżki masła (stopionego i ostudzonego) (ja dałam olej z canoli)
3 łyżki jogurtu naturalnego
1 łyżka czarnuszki

Przygotowanie: W misce wymieszałam wszystkie składniki poza wodą. Wodę dolewałam stopniowo, tylko do czasu aż zagniotłam miękkie ciasto. Wyrabiałam je aż stało się jednolite i gładkie (ok. 7 minut). Ciasto podzieliłam na 8 części, uformowałam z nich kulki i odstawiłam na blasze wyłożonej pergaminem na 10 minut. Po tym czasie każdą kulkę rozpłaszczyłam na grubość ok 1 cm i znów odstawiłam na 10 minut. Piekłam je w 220 stopniach Celsjusza (hydropieczenie) przez kilka minut (do 10), tylko do lekkiego zrumienienia.

Ważne: Znów modyfikacje wprowadziłam na podstawie tego co radził Vikram Vij. By do chlebków naan dodać olej oraz czarnuszkę. Ja dodatkowo użyłam oleju z canoli, który nadał ciastu ładnego, żółciutkiego koloru. Czarnuszka była doskonałym dodatkiem.

Źródło: Przy dużym stole.

Murg Makhani
(Kurczak w kremowo-maślanym sosie)

Składniki:
1 kg kurczaka bez skóry i kości, pokrojonego na kawałki wielkości kęsa
olej arachidowy do smażenia

Marynata:
300 g jogurtu
1 łyżeczka garam masali
szczypta płatków chili
1 łyżka kolendry, świeżo mielonej
1 łyżeczka kminu rzymskiego, świeżo mielonego
1 łyżeczka suszonych liści kozieradki (ja dałam nasiona)
sok z 1 limonki
sól i pieprz

Mieszanka przypraw:
6-8 goździków
10-15 nasion czarnego pieprzu
2 listki laurowe
1 łyżeczka nasion kardamonu
1 mała kora cynamonu

Sos maślany:
500 ml bulionu z kurczaka
20-25 migdałów, blanszowanych i zmiksowanych na pastę
3 cebule, pokrojone w piórka
2 łyżki pasty imbirowo-czosnkowej (imbir i czosnek starte na tarce w równych ilościach)
50 g masła
3-4 łyżki kremówki
natka kolendry do dekoracji

Przygotowanie: Składniki marynaty wymieszałam w misce i dokładnie pokryłam nią kurczaka. Odstawiłam na noc. Na drugi dzień składniki mieszanki przypraw uprażyłam i zmiksowałam w blenderze. Na głębokiej patelni (zdatnej do używania w piekarniku) rozgrzałam olej arachidowy i podsmażyłam cebulę z pastą imbirowo-czosnkową, a następnie kurczaka wyjętego i oczyszczonego z marynaty. Gdy obsmażyłam z każdej strony, dodałam mieszankę przypraw i wymieszałam. Wlałam bulion, przykryłam pokrywką i piekłam przez 30 minut w 200 stopniach Celsjusza. Dodałam marynatę i piekłam przez 15 minut. Zmniejszyłam temperaturę do 150 stopni Celsjusza, dodałam pastę z migdałów, masło i kremówkę i wstawiłam do piekarnika na ostatnie 10 minut. Podałam z ryżem, udekorowane kolendrą.

Ważne: najlepiej jest to danie szykować od razu w garnku, który możemy zarówno wkładać do piekarnika jak i stawiać na gaz/kuchenkę.

Źródło: What's for Lunch Honey

Kesar di Kheer
(Szafranowy pudding ryżowy)
2 porcje

Składniki:
100 g ryżu arborio
50 g brązowego cukru
360 ml mleka
szczypta nitek szafranu
1-2 łyżki ghee/klarowanego masła
3 ziarna kardamonu
kawałek laski cynamonu (ok. 1/4-1/3)
30 g migdałów blanszowanych, posiekanych
30 g niesolonych pistacji, posiekanych + kilkanaście do dekoracji
20 g złotych rodzynek

Przygotowanie: Mleko podgrzałam, w części rozpuściłam szafran. W garnku podgrzałam masło. Dodałam ryż i podsmażałam, aż stał się lekko przezroczysty (podobnie jak w risotto). Dodałam nasiona kardamonu, lekko ubite w moździerzu, laskę cynamonu i podsmażałam ok. 1 minuty. Połowę mleka wlałam do ryżu i zagotowałam. Zmniejszyłam ogień i gotowałam aż część mleka została wchłonięta przez ryż, mieszając od czasu do czasu. Potem dodałam mleko z szafranem i wymieszałam. Na koniec dodałam cukier, rodzynki, migdały i pistacje. Dolałam resztę mleka i gotowałam na malutkim ogniu, aż ryż był ugotowany (nie rozgotowany), a mleko wyparowało. Mieszałam od czasu do czasu. Podałam ciepłe, udekorowane pistacjami.

Źródło: What's for Lunch Honey

Smacznego.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...