Wiem, mało mnie na blogu, ale chyba niestety tak zostanie na czas bliżej nieokreślony... Oczywiście nie znaczy to, że nic się nie tworzy, ale jest tego zdecydowanie mniej niż w zeszłym roku.
Mam jakieś zaległe zamówienia, które nie wiem kiedy zrealizuję, bo są to koralikowo-sutaszowe biżutki, a na nie potrzeba skupienia i czasu, a tego niestety brak. Pozostaje mieć nadzieję, że gdy już słonko zaświeci, to coś mnie olśni i wezmę sznureczki do ręki...
Tymczasem, po tak udanej premierze, jaką było jajko z makami, wzięliśmy się za filcowanie. Piszę "wzięliśmy", bo filcujemy wszyscy:) począwszy od Adasia, skończywszy na Tatusiu:) Dziobanie igiełkami to fajna zabawa. To oczywiście nie wszystko, bo w sh wypatrzyłam wielkie torby z wełną do filcowania i oczywiście musiałam kupić. Co więcej, przez przypadek odwiedziłam swoją ulubioną pasmanterię w poszukiwaniu kleju. Kleju nie było, ale wyszłam z czesanką cieniowaną. Postanowiłam spróbować filcowania na mokro. A reszta rodzinki razem ze mną:) Tak oto powstał nasz pierwszy, wspólny cieniowany kwiat. Jest naprawdę duży i naprawdę ładny, bo ta wełenka była chyba z dodatkiem jedwabnych włókien, czego nie widać na fotce.
Kwiat znalazł już właścicielkę.
Izy filcowe wytworki zamieszczę na jej blogu, chociaż jednak muszę tu przemycić jedną z prac. Poprosiłam męża o ufilcowanie na sucho dwóch kuleczek, bo chciałam zrobić sobie kolczyki. Izę zaś poprosiłam o niewielki kwiat. I mam komplecik: kolczyki i kwiatek do włosów.
Wspólna praca to również baranek, którego w zeszłym roku Adaś malował lakierami do paznokci, a w tym postanowił ufilcować. Pomagał mu tata, no i ja odrobinkę też. Ale mały dzielnie filcował.
I kolejna praca na
Wyzwanie Bajkowe u Wioli. Dobrze, że tym razem były dwa tygodnie na temat "Calineczka", bo nie miałam ani czasu, ani pomysłu. A że trochę nauczyłam się filcować, igiełki poszły w ruch. Jest taka oto Calineczka. Ma na pewno więcej niż jeden cal, ale mieści się w mojej, dość drobnej, dłoni. I siedzi na kwiatku, jak ta bajkowa Calineczka:)
Nie jest może jakoś szczególnie piękna, ale dopiero zaczynam swoją przygodę z filcowaniem.
Sukienkę zrobiłam z kołnierzyka, który niedawno miał na sobie Kot w Butach:) Kot nie używa kołnierzyka, za to Calineczce dłużej posłuży.
Tak przy temacie wyzwań, chciałabym podziękować
Modrak za wyrożnienie. Wyróżnienie dostałam za ostatnie hasełko: "Weekend w Spa".
Poza tym udało mi się przygotować pracę na każdy zadany temat i dostałam piękną nagrodę. Bransoletka taka wiosenna, radosna i w ogóle mi się bardzo podoba. Koraliczki słoneczne, taka radość od nich bije, że na pewno powstanie coś niedługo. A czekoladka... Taką mocno mleczną najbardziej lubię. Dziękuję! Magda chyba wiedziała, że będę potrzebowała czegoś fajnego na pocieszenie, bo... wczoraj najpierw przyszła paczuszka, a potem jakiś wariat zwyczajnie urwał mi lusterko przy samochodzie. Byłam w szoku, bo po prostu przejechał i nawet się nie zatrzymał. I wydatek był, niestety. Dobrze, że szyba nie poszła...
Dziękuję również
Janeczce za życzenia i karteczkę.
I dziękuję Wam za życzenia świąteczne, mnie nie udało się dotrzeć do wszystkich, których lubię i odwiedzam. Wysłałam trochę kartek z nadzieją, że dotrą w Wielki Piątek, ale doszły po Świętach...
W Święta usiłowałam odpocząć, dlatego potrzebowałam zająć ręce czymś, co nie wymaga zbytniego myślenia. Powstała więc szydełkowa chusta, jednak musi zostać powiększona, bo będzie dla wysokiej pani. Teraz w najszerszym miejscu ma 150 cm. babcine kwadraty robi się bardzo fajnie.
Pokażę ją pewnie jeszcze raz po przeróbce. Problemem jest brak granatowej włóczki. Tamta była z sh, w pasmanterii nie było żadnego granatu...
Pochwalę się jeszcze czymś: kupiłam sobie druty (mam jakieś jedne stare na żyłce, a z bambusowych jeden zginął w niewyjaśnionych okolicznościach - raczej za sprawką mojego synusia) i cieniowaną akrylową włóczkę, bo chciałam spróbować, jak się robi chusty typu entrelac. I wiecie co? Wychodzi! Poczyniłam kilka prób i już zakumałam co, gdzie i w którym miejscu. Nie robiłam fotek, sprułam, ale się nauczyłam. Pewnie kiedyś porwę się na większą robótkę.
I na koniec przepis na ciasto z jednego z wcześniejszych postów.
Polecam, bo jest znakomite. Na fotce jest w wydaniu z brzoskwiniami, ale chyba z jabłkami jednak lepsze:) Można spróbować z gruszkami, też pewnie będzie fajne.
3 szklanki mąki
1 margaryna (lub masło, będzie smaczniejsze)
1 serek waniliowy (jakikolwiek homogenizowany)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
cukier waniliowy
Ja dodają jeszcze 2 jajka - wtedy ciasto jest wyższe, poza tym u mnie nie lubią plackowatych:) Te jajka i 3/4 szkl. cukru dodałam, gdy piekłam pierwszy raz, bo myślałam, że w przepisie jest pomyłka, ale wcale nie - nie potrzeba jajek ani cukru.
Zagniatamy ciasto, dzielimy na 2 części. Jedną trzeba rozwałkować, wyłożyć nią blachę. Poukładać połówki jabłek, posypać cynamonem, przykryć drugą połową ciasta.
Piec 40 min. w 200 stopniach. Jeszcze ciepłe polać lukrem:
2 łyżki śmietany 18-proc.zmiksować ze szklanką cukru pudru.
Smacznego!