I znów jestem jakaś zmęczona... Ostatnio wkurzyły mnie pewne kolczyki, które muszę spruć. Miałam wczoraj nic nie robić. Miałam, ale... Zobaczyłam zabawę w
Szufladzie i tak jakoś żaróweczka mi się włączyła sama. Podłubałam i wyszło coś. Coś, co nawet mi się podoba. Chyba największy problem sprawiło mi wymyślenie tych trzech kolorów, zgodnie z wytycznymi
Modrak:) Ale są. Zieleń, srebrny i fiolecik. Bransoletka jest elastyczna, bo ma gumkę.
Zdjęcia takie sobie, jak zawsze. Ogólnie przyjemnie się robiło. Jest taka inna. A największym hitem jest materiał, z którego została zrobiona. Koraliczki z odzysku, srebrna gumeczka z ciucholandu i...
Weszłam w posiadanie czegoś takiego, pani z wiadomego sklepu miała jedno, dała mi. Podoba mi się ten kolor i sznurkowe frędzle. To były frędzle, dopóki nie odprułam ich od materiału, bo zaczęły się rozplatać. A początkowo chciałam coś innego. Jak już tak zaczęły zamieniać się w pojedynczy sznurek, pomysł na bransoletkę od razu zaświtał.
A teraz będę chwalić. Nie, nie siebie (choć może troszkę pośrednio też). Że sutasz wciąga, to już wiecie. A że zaraża, to chyba też wiecie. Ostatnio poznałam pewną przesympatyczną, młodą osóbkę, która bardzo chciała nauczyć się wykonywania sutaszowej biżuterii. Sama nabyła ode mnie kilka par kolczyków, za co jestem bardzo wdzięczna, ale tak długo wierciła mi dziurę w brzuchu, że zgodziłam się ją nauczyć. Wahałam się tylko i wyłącznie dlatego, że nie czuję się profesjonalistką w tym zakresie i obawiałam się, że zwyczajnie za mało jeszcze wiem o tej technice. No ale... W ciągu naszych zaledwie trzech krótkich, ale bardzo miłych spotkań (no i po spotkaniach też, dzięki determinacji Dorotki), powstały takie oto kolczyki. Pierwsze samodzielnie wykonane i mam nadzieję, że nie ostatnie:)
Wiem, że Dorota przygotowuje się do wystartowania ze swoim blogiem (bo szydełkuje i widziałam już kilka ślicznych zwierzaków). Czekam z niecierpliwością i bardzo się cieszę. I DZIĘKUJĘ. Za to, że mogłyśmy się poznać. Za to, że mogłam pomóc. I za to, że mam z kim (mieszkającym tak niedaleko) wymieniać uwagi i doświadczenia:)
Miałam zamiar kończyć, ale właśnie odwiedził mnie pan listonosz. Oprócz dużej paki z zamówionymi sznureczkami, styropianowymi kulami i innymi skarbami była paczuszka. Losy paczuszki nieco smutne, ponieważ jakiś czas temu wygrałam candy u Kgosi i otrzymałam informację, że paczuszka została wysłana. Długo martwiłyśmy się obie, bo poczta zawiodła. Zawiodła na całego. Łudziłam się, że może dotrze, tylko trzeba poczekać. Pierwszy raz w życiu coś do mnie nie dotarło. Gosia jednak postanowiła po raz kolejny przygotować prezent. Ty razem dostałam. Coś pięknego! Gosieńko, JESTEŚ WIELKA! Masz naprawdę ogromne serducho, bo to przecież nie Twoja wina, że paczka zaginęła. Mnie jest głupio, że dwa razy się napracowałaś. Te kolczyki są takie cudne! Będą zawsze mi przypominać, że na tym świecie są ludzie, którzy nie znając się, bezinteresownie robią sobie prezenty. Kochana, bardzo, bardzo dziękuję! W ogóle już zdążyłam się pochwalić wszystkim dookoła. Ta karteczka jest też taka śliczna, że nie mogę się nacieszyć. A do słodkości oczywiście ślinka mi leci, bo łasuch ze mnie jakich mało. Sama nie jestem - synuś już poprosił o batoniczka, więc też jest zadowolony.
A miały być jedne kolczyki z różyczkami...
I jeszcze właśnie się dowiedziałam, że otrzymałam kolejne wyróżnienie - tym razem od
NiKiTki.
Dziękuję, bardzo mi miło:) W sprawie wyróżnień pisałam już dwa razy, więc nie przedłużam.
Rety, jak się rozpisałam, a czas goni! Wytrwał ktoś? Teraz zaczyna się "era karczocha", bo będzie trochę bombek:) Sutasz w tak zwanym międzyczasie. Trzymajcie się cieplutko!
Dzięki za każde słówko.