Kochane, dzisiaj wyczekiwana recenzja mojego ukochanego kremiku do pyszczka. Mowa o Alverde, krem-fluid z glinką leczniczą. Już kiedyś coś Wam o nim wspomniałam, ale nie chciałam zbyt wiele zdradzać ;) Dziś mam pełną recenzję :)
Słowem wstępu - nie wiem czemu w nazwie występuje słowo "fluid" skoro to najzwyczajniejszy krem. Nie daje on żadnego koloru, nie zakrywa, nie kamufluje. Nic z tych rzeczy. Być może nazwano go tak ze względu na kolor. Jednak moim zdaniem sformułowanie "fluid" jest bardzo mylące. Sama na początku myślałam, że to połączenie podkładu z kremem i dlatego nie byłam zainteresowana. Tonia (KLIK) wyjaśniła mi co i jak z nim, a także jego nazwą. Pochwaliła go, więc nie mogłam go nie kupić... W ciemno zdecydowałam się od razu na dwa opakowania i nie żałuję ;)