Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ser żółty. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ser żółty. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 29 stycznia 2018

Chleb kasztanowy na niepogodę

W zeszłym tygodniu, w ciągu jednej nocy z bardzo zimowej zimy z mrozem, śniegiem i oszronionymi szybami, przeszliśmy z powrotem do listopada, i to w jego najpaskudniejszym wydaniu. Wieje tak, że za Ptysią uszy powiewają niczym nieco przybrudzony welon, a ja co chwilę łapię się za pompon przy czapce, żeby sprawdzić, czy mi go jeszcze nie urwało. Pada, z niewielkimi przerwami, niemal całe noce, i zacina w szyby z takim impetem, że i Ptysia, i Pączusia śpią tylko pod kołdrą, przytulone do naszych nóg. Przy obecnym stanie rzeczy takie dodatkowe grzanie jest na wagę złota, bo chłód, razem z wiatrem, wciska się przez najwęższe nawet szczeliny.
Na szczęście udało mi się opanować sztukę rozpalania w kominku, więc nawet kiedy C. jest w pracy, w domu wesoło trzaska ogień, zabarwiając ściany na ciepły, pomarańczowy odcień. Kubek z gorącą herbatą jest moim nieodłącznym towarzyszem, a do tego mile widziane jest również małe co nieco... Od razu człowiek lepiej się czuje. Choć wykrzesanie z siebie energii do działania, w jakimkolwiek względzie, przychodzi mi z wielkim trudem...

Dzisiaj mam dla Was przepis szybki i prosty; w sam raz na chwile, gdy nie chce się robić nic, ale zjadłoby się coś dobrego.
Przepis na ten chlebek znalazłam w magazynie Bage og sylte, nr 3/2016 i postanowiłam go wypróbować ze względu na dodatek mąki kasztanowej, która stoi na półce już od jakiegoś czasu, a ja nie wiem, z której strony się do niej zabrać. Chlebek jest na proszku, robi się go więc błyskawicznie, a dzięki dodatkowi szynki i sera, pokrojony w kromki, jest już gotową kanapką. Plaster pomidora będzie w tym wypadku czystą ekstrawagancją...
Chlebek jest wyśmienity - smak kasztanów jest zaskakująco intensywny - i pyszny. Ja go uwielbiam. Na ciepło, z ciągle jeszcze lekko ciągnącym serem, smakuje obłędnie. Szczerze mówiąc, gdy się kończył żałowałam, że porcja była tak mała...

Chleb kasztanowy z szynką i serem


Składniki:
(na keksówkę o wymiarach 28x12 cm)
  • 100 g mąki kasztanowej
  • 130 g mąki pszennej
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 150 g miękkiego masła
  • 4 jajka
  • 1 łyżeczka soli
  • 1/2 łyżeczki pieprzu
  • 300 g gotowanej szynki
  • 200 g żółtego sera - czerwony cheddar

Przesiać mąki i proszek, dodać sól i pieprz, wymieszać. Dodać masło i jajka, zmiksować. Pokroić szynkę i ser w kostkę, dodać do ciasta, połączyć.
Formę wyłożyć papierem do pieczenia, wylać do niej ciasto.

Piec w 180 st. C. przez 50-60 minut, do suchego patyczka.
Wystudzić.

Smacznego!

Ja tymczasem znów jestem na Zelandii, gdzie przez najbliższe trzy tygodnie będę zgłębiała tajemnice eleganckiego serwowania deserów.
Będzie ciekawie.

wtorek, 9 lutego 2016

Na Dzień Pizzy: pizza wiosenna

Tak, tak, dzisiaj jest ten piękny dzień, gdy możemy objadać się pizzą do woli! W końcu międzynarodowe święto zobowiązuje, nieprawdaż...? 
Można wybrać drogę prostą, czyli pójście do pizzerii na rogu i wybranie ulubionego numerka z listy, który już nieraz ratował nam życie, gdy w lodówce tylko światło i/lub echo (niepotrzebne skreślić), a chęci na przyrządzenie czegoś bardziej skomplikowanego od wody z kranu równały się zeru. 
Można też wybrać drogę nieco (ale naprawdę, tylko odrobinę!) bardziej skomplikowaną, i pokusić się o przygotowanie pizzy w domu. 

Wbrew pozorom, nie jest to wcale trudne ani czasochłonne; wystarczy sobie wszystko dobrze zaplanować. Ciasto można przygotować nawet wieczór wcześniej i wstawić na noc do lodówki; można też wybrać jakąś szybką, modną opcję bez drożdży. Wierzch to mozaika Waszych smaków, zawartości lodówki i kuchennych szafek; na pizzę można położyć niemal wszystko i prawie zawsze będzie pysznie. Hmm... W zasadzie nie przychodzi mi do głowy nic, co by pizzę definitywnie zepsuło... A Wam?

U mnie tym razem szparagi i mozzarella; tak, tak, wiem: to zupełnie nie ta pora. Uznajmy więc, że to wspomnienie wiosny, do której poważnie zaczynam tęsknić. Biały, delikatny sos, czerwona cebulka i kapary, żeby pizza nabrała charakteru; i gotowe. Nie potrzeba nic więcej, żeby cieszyć się wybornym smakiem w zaciszu domowym. 

A Wy pamiętaliście o Dniu Pizzy...?
MartaEmilia i Kasia pamiętały. 

Pizza ze szparagami i mozzarellą


Składniki:
(na 3 pizze)

spód:
  • 350 g mąki pszennej
  • 150 g mąki graham
  • 25 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • 400 ml letniej wody
  • 2 łyżki oliwy

sos:
  • 250 g serka kremowego
  • 75 ml śmietany kremówki (38%)
  • 1 ząbek czosnku
  • sól
  • pieprz

dodatkowo:
  • 500 g zielonych szparagów
  • 3 łyżki kaparów
  • 1,5 czerwonej cebuli
  • 250 g mozzarelli
  • 150 g żółtego sera

Mąki przesiać, wymieszać. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże. Zasypać cukrem i zalać 100 ml wody, odstawić na 15 minut.
Po tym czasie dolać letniej wody, zagnieść. Dodać sól i oliwę, wyrobić gładkie ciasto (może się delikatnie lepić).
Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.

Szparagi blanszować 2-3 minuty w lekko osolonej wodzie, odcedzić.
Serek wymieszać z kremówką, dodać przeciśnięty przez praskę czosnek, sól i pieprz. Połączyć.

Wyrośnięte ciasto podzielić na 3 równe części. Każdą rozwałkować na okrąg nieco mniejszy niż średnica kamienia. Posmarować sosem, ułożyć szparagi, plasterki cebuli i mozzarelli, posypać kaparami i startym żółtym serem.

Piec w 180 st. C. przez 15-20 minut.
Podawać gorącą.

Smacznego!

Dzisiaj jest też Dzień Naleśnika; jakby się kto pytał... Tyle dobrego na raz; aż nie wiadomo, co jeść!

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Zimowa pizza

Spóźniona raptem miesiąc, zawitała do nas zima. Taka z prawdziwego zdarzenia: z oprószonymi śniegiem chodnikami i parkowymi alejkami, oblodzonymi szybami i szosami (szczególnie o trzeciej nad ranem), oszronionymi konarami nagich drzew i temperaturą zdecydowanie ujemną. Minus dziesięć to już nie przelewki! Na szczęście mam cieplutki, czerwony płaszcz i nowy szalik, który udziergała mi na drutach Siostra (dziękuję!). I choć marznę permanentnie, uśmiecham się, gdy biały puch skrzypi pod stopami, a niesamowicie jaskrawe słońce świeci prosto w oczy. Otulam się ciepłymi swetrami, piję ciągle lekko parzącą język herbatę i cieszę się, że jutro mam wolne. Może w końcu upiekę drożdżówkę...?

Gdy mam chwilę wolnego, a najlepiej cały dzień, lubię sięgnąć po drożdże. Mam wtedy czas, żeby dobrze wyrobić ciasto, a potem cierpliwie czekać, aż wyrośnie. Lubię podglądać przez szybkę piekarnika, jak rośnie; podwaja, potraja swoją objętość. Magia! Czasem żałuję, że rozumiem, jak działają drożdże...

I dzisiaj też mam dla Was przepis na coś z drożdżami, choć jeszcze nie pulchniutką, słodziutką drożdżówkę. Zamiast tego: obiad. Pizza.

Kto nie lubi pizzy, ręka w górę! Nikt...? Tego się właśnie spodziewałam.
W zależności od nastroju, może przybrać najróżniejsze formy. Ta jest na spodzie z dodatkiem mąki graham, który dzięki niej nabiera dodatkowej chrupkości. Na wierzchu buraki i ser pleśniowy. Hmm... Nie jestem fanką tego ostatniego... Tutaj smakował nieźle, ale z kozim byłaby jeszcze lepsza (moim zdaniem, rzecz jasna). Za to pieczone buraczki, mmm... Poezja. 
Jeśli więc macie trochę czasu, zachęcam do wypróbowania przepisu.

Pizza z burakami i serem pleśniowym


Składniki:
(na 3 pizze)

spód:
  • 350 g mąki pszennej
  • 150 g mąki graham
  • 25 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • 400 ml letniej wody
  • 2 łyżki oliwy

sos:
  • 150 g serka kremowego
  • 50 ml śmietany kremówki (38%)
  • 250 g pomidorów z puszki
  • 1 ząbek czosnku
  • i łyżeczka suszonej bazylii
  • 1 łyżeczka suszonego oregano
  • sól
  • pieprz

dodatkowo:
  • 1 duży burak
  • 150 g miękkiego sera z niebieską pleśnią
  • 150 g wędzonego boczku
  • 1,5 czerwonej cebuli
  • 150 g żółtego sera

Mąki przesiać, wymieszać. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże. Zasypać cukrem i zalać 100 ml wody, odstawić na 15 minut.
Po tym czasie dolać letniej wody, zagnieść. Dodać sól i oliwę, wyrobić gładkie ciasto (może się delikatnie lepić).
Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.

Serek wymieszać z kremówką i pomidorami, dodać przeciśnięty przez praskę czosnek, sól, pieprz i zioła. Połączyć.

Wyrośnięte ciasto podzielić na 3 równe części. Każdą rozwałkować na okrąg nieco mniejszy niż średnica kamienia. Posmarować sosem, ułożyć plasterki buraczków, sera pleśniowego i cebuli, posypać pokrojonym w kostkę boczkiem, a na końcu startym żółtym serem.

Piec w 180 st. C. przez 15-20 minut.
Podawać gorącą.

Smacznego!


Zawsze sobie obiecuję, że popołudnia takie jak to, będę spędzać na słodkim nieróbstwie. Zamiast tego dostaję nieoczekiwany zastrzyk energii (który przydałby się dużo bardziej w inne dni), i odczuwam głęboką, wewnętrzną potrzebę działania. 
Też Wam się to zdarza...?

piątek, 5 czerwca 2015

Kolorowy obiad

Wszystko zaczęło się zeszłej soboty, gdy postanowiliśmy udać się na zakupy do nowo otwartego przybytku. Reklamy zachęcały ogromnie, a że akurat było po drodze z pracy, skusiliśmy się. Przywitał nas dział warzywno-owocowy, i już tutaj utknęliśmy na dobre dwadzieścia minut. Wybór - ogromny! A wszystko naprawdę świeże i pięknie pachnące. To właśnie tutaj kupiłam najsmaczniejsze truskawki w tym roku. Gdy znaleźliśmy półkę z ziołami, oboje wpadliśmy w lekki szał. Wybieraliśmy, przeglądaliśmy, aż w końcu w koszyku wylądowało kilka doniczek, między innymi z szałwią, melisą cytrynową, miętą czekoladową, estragonem, rozmarynem i chilli oregano. Tak, tak - jest taka odmiana. Smakuje jak oregano z ostrą papryczką - rewelacja. C. zakochał się w nim bez pamięci. 
W koszyku wylądowała cała masa różności, również z innych działów. Zaopatrzyłam się więc w niezbędne do życia liofilizowane jagody, a także cukrową posypkę w kształcie dinozaurów, melasę winogronową i kilka innych ciekawostek. Nie chciało mi się stamtąd wychodzić... Okazało się jednak, że mamy prawdziwe szczęście - wygraliśmy bon na zakupy! W związku z tym w sobotę znów pojedziemy popatrzeć... 

C. wczoraj wracał późno, na mnie więc spadło przygotowanie obiadu. Na pytanie, czy woli tartę, czy makaron stwierdził, że mu obojętnie. Irytują mnie takie odpowiedzi, spojrzałam więc na niego, groźnie unosząc brew. Złapał w dłoń monetę, rzucił - wypadła tarta. Zaczęłam więc kombinować. W lodówce był kawałek sera pleśniowego, i to oregano kusiło mnie ogromnie. Do sklepu szłam z myślą o zakupieniu brokuła, do koszyczka wskoczyły też pięknie wyglądające szparagi. Na wierzch pomidorki, których słodkawy smak, uwalniający się po upieczeniu, wprost uwielbiam. Całość przyprawiona pikantnym oregano i odrobiną melisy cytrynowej. Wyszło bosko - lekko, ale sycącą, bardzo wiosennie i zielono-czerwono. Pycha! No i pięknie wygląda. Skusicie się...?

Tarta ze szparagami, brokułem i serem pleśniowym

Składniki:
(na formę do tarty o średnicy 28 cm)

spód:
  • 150 g mąki graham
  • 100 g mąki pszennej
  • 125 g zimnego masła
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 jajko

nadzienie:
  • 250 g zielonych szparagów
  • 1 mały brokuł
  • 75 g miękkiego sera z niebieską pleśnią
  • 100 ml śmietany kremówki (38%)
  • 200 g serka kremowego
  • 2 jajka
  • sól
  • pieprz
  • kilka listków melisy cytrynowej
  • kilka listków chilli oregano
  • 4 pomidory śliwkowe

dodatkowo:
  • 80 g żółtego sera

Mąki przesiać, wymieszać z solą. Dodać masło, posiekać, a następnie rozetrzeć palcami. Wbić jajko, szybko zagnieść gładkie ciasto. Uformować z niego kulę, zawinąć w folię spożywczą i schłodzić w lodówce przez 1 godzinę. 
Po tym czasie rozwałkować na okrąg nieco większy od średnicy formy. Ułożyć ciasto w formie, formując brzegi.

Na ciasto wyłożyć papier do pieczenia, wysypać kuleczkami do pieczenia lub suchą fasolą. 

Piec w 180 st. C. przez 15 minut.

W tym czasie zblanszować podzielonego na różyczki brokuła i pozbawione twardych końcówek szparagi przez 2-3 minuty w osolonym wrzątku. Odcedzić.
Pomidorki pokroić w ćwiartki. 

Zdjąć z tarty obciążenie i papier.
Piec w 180 st. C. przez 10 minut.

W tym czasie roztrzepać jajka, dodać serek kremowy i kremówkę, połączyć. Dodać sól i pieprz oraz drobno posiekane zioła, wymieszać.

Na podpieczonym spodzie ułożyć szparagi i brokuły, pokruszyć ser pleśniowy. Zalać całość masą jajeczną. Na wierzchu ułożyć pomidorki, posypać startym, żółtym serem. 

Piec w 180 st. C. przez 30-40 minut.

Podawać na ciepło.

Smacznego!

Oczywiście, można użyć zwykłego oregano, albo nawet suszonego. Tarta i tak będzie pyszna. 

piątek, 22 maja 2015

Nie tylko na śniadanie - wytrawne muffiny

Ostatnimi czasy zupełnie zaniedbałam wytrawne wypieki. Chleb piekę w szkole w ilościach zawrotnych (według mnie, do tej pory zajmującej się wypiekiem detalicznym; w porównaniu z niedużą nawet piekarnią to pikuś); przynoszę ze sobą do domu znakomite bochenki, nie ma więc potrzeby męczenia domowego piekarnika. Gdy chleba zabraknie, raczymy się na śniadanie granolą lub naleśnikami, i uwierzcie - nikt nie narzeka. Szczególnie, że weekendowe, spokojne śniadanie na słodko właśnie, to według nas ideał. 

Pewnego pięknego, wolnego dnia C. szedł do pracy bardzo wcześnie. Co zaskakujące - równie wcześnie wrócił, idealnie na drugie śniadanie. Tylko co by tutaj podać...? Przez głowę przewinęło mi się kilka różnych możliwości, aż nagle przypomniałam sobie o muffinkach, które zobaczyłam u Małgosi. Jej zdjęcia mnie zauroczyły, a lista składników zmotywowała do działania. Dokupiłam to i owo, i zabrałam się do pracy. W tym momencie okazało się, że mąka kukurydziana wyszła niezauważona, a tu piekarnik się rozgrzewa i wszystko inne gotowe. Mogłam ją zastąpić zwykłą mąką pszenną, ale nie chciałam. Wydawało mi się, że muffiny stracą przez to nie tylko na kolorze. Czym prędzej więc zagłębiłam się w czeluści szafek, gdzie znalazłam kukurydzianą kaszę. Będzie działać? Postanowiłam sprawdzić.
Okazało się, że kaszka kukurydziana nadała muffinkom nie tylko piękny, żółty kolor, ale również bardzo ciekawą, ziarnistą strukturę. Zjadłam dwie sztuki prosto z piekarnika, gorące, bez dodatków - obłędne! Na zimno, z dodatkiem serka kremowego, łososia, pesto i kiełków smakują równie dobrze. C. był zachwycony, i wspólnie zjedliśmy nieprzyzwoite wręcz ilości. Czy może być lepsza motywacja do wypróbowania tego przepisu...?

Kukurydziane muffiny z łososiem, serkiem i pesto

Składniki:
(na 14 sztuk)
  • 230 g mąki pszennej
  • 120 g kaszki kukurydzianej
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • 175 g żółtego sera
  • 1 łyżeczka soli
  • 3/4 łyżeczki pieprzu
  • 60 ml oliwy
  • 250 ml maślanki
  • 2 łyżeczki zielonego pesto
  • 2 jajka
  • 14 pomidorków koktajlowych
  • kilka gałązek koperku

do podania:
  • łosoś wędzony
  • serek kremowy
  • pesto
  • koperek
  • kiełki

Mąkę przesiać, wymieszać z kaszką, sodą, serem, solą i pieprzem.
Jajka roztrzepać, wymieszać z maślanką, pesto i oliwą. Wlać mokre składniki do suchych, wymieszać tylko do połączenia składników.
Masę przełożyć do formy na muffiny wyłożonej papilotkami, w każdą wcisnąć pomidorka i udekorować koperkiem.

Piec w 180 st. C. przez 20-25 minut.
Ostudzić.

Całkowicie ostudzone muffiny przekroić na pół w poziomie, podawać z łososiem, serkiem kremowym, pesto, koperkiem i kiełkami.

Smacznego!

Takie babeczki, z nadzieniem, mogą stanowić nie tylko oryginalne śniadanie, ale też idealnie nadadzą się jako przekąską na przyjęcie. Bez dodatków można je spakować i zabrać na piknik - jestem pewna, że nie uchowa się nawet jedna sztuka!

niedziela, 11 stycznia 2015

Pikantne ciasteczka serowe. I Egon

Sztormy szaleją na całego. Wczoraj Egon zrywał dachy z domów i przewracał drzewa, a ja, mimo powagi sytuacji, nie potrafiłam opanować uśmieszku, myśląc o słynnym Egonie Olsenie, założycielu niemniej słynnego gangu. Niemniej, wiatr targający korony drzew za oknem, chłoszczący deszczem i gradem okna, nie sprawia mi najmniejszej przyjemności. Ptysia stanowczo odmawia spacerów, i wcale jej się nie dziwię. Sama mocno odczuwam silne podmuchy, a Tina, choć ostatnio nieco przytyła, nadal kwalifikuje się do wagi piórkowej. Gdyby miała kieszenie, napakowałabym jej kamieni. A tak pozostaje nadzieja, że mimo wszystko nie zamieni się w latawiec...

Na przekór paskudnej pogodzie, mam dla Was dzisiaj słoneczne, serowe ciasteczka. Idealnie sprawdzą się jako karnawałowa przekąska. Są malutkie i bardzo poręczne, takie w sam raz na raz. Ja wycinałam je najmniejszą z foremek, ale można użyć większej - wtedy wałkowanie nie będzie trwało aż tyle... Moje zabrałam do Karoliny na babski wieczór, i sprawdziły się doskonale. Świetnie smakują i do wina, i do piwa, i do soczku dla małoletnich. Najlepsze, według mnie, są te z kminkiem, ale jak ktoś nie lubi, polecam ostrą lub wędzoną paprykę (wtedy wędzonej jeszcze nie miałam, dzisiaj używałbym jej z pewnością). Najmniej smakowały mi te z rozmarynem, były bowiem troszkę mdłe. Za to dzieciom właśnie te wchodziły najlepiej.

Ogólnie ciasteczka robi się prosto, ciasto ładnie się wałkuje, nie lepi. Im mniejsze ciasteczka, tym dłużej będzie trwało ich przygotowanie. A smakują rewelacyjnie w każdym rozmiarze.  Kruche, lekko się listkujące, intensywnie serowe. Bajka.

Przepis z gazetki Lubię gotować nr 6/2005.

Pikantne ciasteczka z żółtym serem

Składniki:
(na 195 malutkich ciasteczek)
  • 270 g mąki pszennej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 100 g zimnego masła
  • 200 g żółtego sera
  • 2 żółtka
  • 2 łyżki mleka
  • 1/2 łyżeczki mielonego imbiru
  • 1/2 łyżeczki soli
dodatkowo:
  • kminek
  • ostra papryka w proszku
  • rozmaryn
  • 1 białko
Ser zetrzeć na tarce o dużych oczkach. 
Mąkę przesiać z proszkiem do pieczenia, wymieszać z solą i imbirem, a następnie posiekać z zimnym masłem. Dodać ser, wymieszać. Wbić żółtka, szybko zagnieść ciasto, w razie potrzeby dodając mleko.
Uformować kulę, zawinąć w folię spożywczą i włożyć do lodówki na co najmniej 1 godzinę.

Schłodzone ciasto cienko rozwałkować, wykrawać niewielkie koła, układać na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia.
Smarować roztrzepanym białkiem, posypywać kminkiem, papryką lub rozmarynem.

Piec w 180 st. C. 10-15 minut.

Smacznego!

Nie zważając na pogodowe przeciwności, jadę kupić kłódkę. Bo jak tu bez kłódki nowy rok szkolny rozpocząć...?

poniedziałek, 13 października 2014

Rozgrzewający krem z kalafiora. I o gotowaniu obiadów

Jestem obiadową niedojdą.

Większość osób, która ma blogi kulinarne, czuje się w kuchni jak ryby w wodzie. Potrafią zrobić wszystko, coś z niczego, na już, a czasem nawet na wczoraj.
Ja, o ile uwielbiam piec, tak gotowanie nie kręci mnie jakoś specjalnie. I tu się z C. doskonale dobraliśmy - on gotuje, ja piekę, i wszyscy są szczęśliwi i zadowoleni.
Ci, co czytają mojego bloga nieco uważniej wiedzą, że C. dostał nową pracę. Wraca do domu późno - za późno, żeby zabierać się za gotowanie. Normalnie zjadłabym tosta i o sprawie zapomniała, ale on wraca głodny. I domaga się jedzenia. Które w dodatku nie jest na przykład pysznym, rozpływającym się w buzi, dyniowym sernikiem... Nie, on chce konkretów, mięsnych najlepiej. A ja mięsa przygotowywać nie lubię szczególnie. Ech...

Na szczęście są zupy, i to głównie one nas ratują. I makarony, ale nie o nich dzisiaj mowa.
Zupy można przygotowywać na milion różnych sposób, mniej i bardziej sycące, z najróżniejszymi dodatkami. Aktualnie planuję jakąś z klopsikami, żeby nie było, że chcę go zmienić w wegetarianina...
Dzisiaj jednak zupa bez mięsa, za to z serowymi chipsami. Taaaaka dobra! Wyszła po prostu genialna, i nawet jeśli nie macie problemów z gotowaniem, to ją Wam polecam.

Kiedy tylko zobaczyłam przepis na blogu Green cookies wiedziałam, że muszę taką mieć. Nigdy jeszcze kremu z kalafiora nie robiłam, a że kremy i kalafiory lubię bardzo, nie trzeba mnie było dłużej przekonywać. A tam są jeszcze serowe chipsy, których już sama idea mnie zachwyciła.
Przygotowanie nie jest trudne, choć trochę czasochłonne. Chipsy muszą być cieniutkie, żeby wyszły naprawdę chrupiące. Mi wyszło ich dużo, ale są tak dobre, że znikną nawet bez zupy, nie polecam więc robić ich mniej.
Krem jest delikatny, gęsty i sycący, o wyraźnym smaku kalafiora z lekką nutą pietruszki. Chipsy za to są trochę słonawe, wyraziste i mocno chrupiące. Rewelacyjne.
Spróbujcie koniecznie - taka zupa to idealne, rozgrzewające, jesienne danie.

Razem ze mną rozgrzewające zupy ugotowali Mirabelka, Zuzia Pierwsza oraz Druga, Martynosia, MopsBartek .

Krem z kalafiora z chipsami serowymi

Składniki:
(na 4 porcje)
  • 1 kalafior
  • 1 pietruszka
  • 3 ziemniaki
  • 1 cebula
  • 2 ząbki czosnku
  • 1,5 l bulionu
  • 1,5 łyżki masła
  • sól
  • pieprz

serowe chipsy:
  • 200 g ostrego żółtego sera
  • 3 ziemniaki
  • sól
  • pieprz

dodatkowo:
  • świeży tymianek

Najpierw przygotować chipsy:
Ziemniaki obrać, zetrzeć na tarce o dużych oczkach, dobrze odcisnąć. Ser zetrzeć na tarce o drobnych oczkach, wymieszać z ziemniakami.
Z masy formować kulki wielkości orzecha włoskiego, spłaszczać na bardzo cieniutkie placuszki. Układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, zachowując odstępy. Posypać solą i pieprzem.

Piec w 180 st. C. przez 10-20 minut, aż się zrumienią i będą chrupiące.
Przestudzić na blasze, przełożyć na talerz.

Pietruszkę i ziemniaki obrać, pokroić w kostkę. Kalafior podzielić na różyczki.
Cebulę obrać, pokroić w kostkę. Obrać czosnek.
W garnku rozgrzać masło, zeszklić cebulę. Czosnek przecisnąć przez praskę do garnka, chwilę podsmażać. Dodać warzywa. Gdy wchłoną tłuszcz, zalać buiolnem. Gotować około 20 minut, aż warzywa zmiękną.

Zupę zmiksować na gładki krem, doprawić do smaku solą i pieprzem.
Podawać z tymiankiem i chipsami.

Smacznego!

Ja mam w tym tygodniu wakacje - w duńskich szkołach są ferie jesienne. Nie powiem, idea podoba mi się bardzo.
Będzie więcej czasu na wymyślanie obiadów...

piątek, 25 lipca 2014

Bułki z serem

Na podróż, oczywiście, przygotowałam nam bułeczki. Długo się zastanawiałam, jakie upiec, aż w końcu pomyślałam o bułkach z serem. Można je przekroić, posmarować masłem, włożyć plasterek szynki lub sera, pomidora, ogórka rzodkiewki; ale takie same, bez niczego, też smakują wspaniale - chrupiący ser na wierzchu, a pod nim mięciutkie, puszyste wnętrze... Pyszności.

Przepis znalazłam na Moich wypiekach; zaciekawił mnie water roux. Nigdy nie przygotowywałam bułek tą metodą. Nie ma w tym jednak żadnej filozofii, choć brzmi z francuska. Wystarczy zagotować mąkę z wodą, ostudzić, i taką papkę dodać do ciasta chlebowego. Dzięki temu bułeczki wychodzą bardziej puszyste i dłużej zachowują świeżość.
Jeśli jeszcze nie próbowaliście tej metody - skuście się. Jestem pewna, że nie będziecie żałować.

Drożdżowe paluchy z żółtym serem

Składniki:
(na 16 sztuk)

water roux:
  • 50 g mąki pszennej
  • 250 ml zimnej wody

ciasto właściwe:
  • 285 g mąki pszennej
  • 12 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 jajko
  • 65 ml letniego mleka
  • 80 g water roux
  • 45 g masła

dodatkowo:
  • 1 jajko
  • 1 łyżka mleka
  • 60 g sera cheddar

Mąkę na water roux przesiać, dokładnie wymieszać z wodą. Zagotować i podgrzewać, cały czas mieszając, aż konsystencją będzie przypominała kisiel, a temperatura wyniesie 65 st. C. Wystudzić.

Mąkę na ciasto właściwie przesiać, wymieszać z solą. Po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże, wsypać cukier i zalać mlekiem. Odstawić na 15 minut do wyrośnięcia.

Do zaczynu dodać jajko i 80 g water roux. Wyrobić ciasto.
Masło rozpuścić i przestudzić, dodać do ciasta, dokładnie połączyć. Odstawić do wyrośnięcia na 1,5 godziny.

Wyrośnięte ciasto podzielić na 16 równych części, z każdej uformować długi na 10-15 cm wałeczek. Ułożyć je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, zachowując odstępy.
Odstawić do wyrośnięcia na 40 minut.

Jajko roztrzepać z mlekiem. Posmarować bułeczki, posypać startym serem. 

Piec w 190 st. C. przez 15 minut, aż ser się zrumieni.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!

W aktualne upały, muszę się przyznać, nie mam chęci na pieczenie chleba ani bułek. Wyrabianie ciasta, długie wyrastanie, a później pieczenie mnie przerasta... Chleb więc, o zgrozo, kupujemy. Muszę przyznać, że w piekarni po drugiej stronie ulicy jest całkiem niezły. Choć do domowego się nie umywa...

piątek, 19 lipca 2013

Chlebek na ostro

Ten chlebek przygotowałam już jakiś czas temu, ale jakoś nie miałam okazji o nim napisać. Przed chwilą w oczy wpadł mi odpowiedni plik i stwierdziłam, że szkoda by było się tak dobrym przepisem nie podzielić. Chlebek bowiem wyszedł wyjątkowo smakowity, a nie robi się go wcale wyjątkowo długo. Choć lista składników jest dość długa, a opis przygotowania nieco skomplikowany, całość nie wymaga żadnych specjalnych umiejętności, poza odrobiną skupienia. Całość trzeba bowiem pokroić na odpowiedniej wielkości kawałki, poskładać w taki a nie inny sposób, dzięki czemu chlebek będzie miał ten fantastyczny, ciekawy kształt. Idealnie nada się na piknik, gdyż kromki można bezproblemowo odrywać i nie potrzeba tu noża. Poza tym wyraźny smak cheddara i musztardy nadają mu takiego charakteru, że wystarczy odrobina masła. Piwo nie jest wyczuwalne w smaku, i w sumie wydaje mi się, że można by je zastąpić wodą. Ale wtedy nazwa nie brzmiałaby tak intrygująco, nieprawdaż...?

Przepis znalazłam na blogu Kuchenne fascynacje, gdzie znajdziecie zdjęcia, jak przygotować chlebek krok po kroku.

Piwny chlebek do odrywania z cheddarem i musztardą

Składniki:
(na keksówkę 12x20 cm)

ciasto:
  • 140 ml ciemnego piwa
  • 55 g masła
  • 315 g mąki pszennej
  • 40 g mąki żytniej
  • 7 g suchych drożdży
  • 1 łyżka cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • 2 jajka

nadzienie:
  • 40 g masła
  • 15 g ostrej musztardy
  • 170 g ostergo cheddara
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 łyżeczka kolorowego pieprzy
  • 1 łyżeczka ostrej papryki w proszku
  • 1 łyżeczka chilli w płatkach

Masło i 60 ml piwa umieścić w garnuszku, podgrzewać, aż masło się rozpuści. Wlać resztę piwa, wymieszać i przestudzić (płyn powinien być letni).
300 g mąki pszennej wymieszać z drożdżami, solą i cukrem. Wlać masło z piwem, zmiksować na gładką masę mikserem z hakami. Po jednym wbijać jajka, cały czas miksując. Dodać resztę mąki pszenne i mąkę żytnią, zagnieść gładkie ciasto - będzie gotowa, kiedy masa zacznie odchodzić od ścianek miski.
Odstawić na 45-60 minut do wyrośnięcia.

Ser zetrzeć na tarce o dużych oczkach, wymieszać z solą, pieprzem, papryką i chilli.
Masło rozpuścić, wymieszać z musztardą.

Wyrośnięte ciasto rozwałkować na prostokąt 30x50 cm. Posmarować masłem z musztardą, pokroić na 5 pasów szerokośći 10 cm i długości 30. Pierwszy pasek posypać 1/5 sera, nałożyć drugi pasek masłem na wierzch, znów posypać 1/5 sera. Układać pasy na zmianę z serem aż do wyczerpania składników. Ostatnią warstwę powinien stanowić ser.
Całość pokroić na 6-7 kawałków w poprzek. Keksówkę ustawić pionowo, układać kawałki jeden na drugim. Keksówkę ustawić w poziomie, odstawić do wyrośnięcia na 30 minut.

Piec w 180 st. C. przez 30-40 minut.
Podawać na ciepło lub po wystudzeniu.

Smacznego!

Jeśli u Was akurat pogoda dopisuje, może przygotujecie sobie taki chlebek na jutrzejszy piknik...?

piątek, 10 maja 2013

We włoskich klimatach

Nareszcie! Dostałam potwierdzenie rezerwacji, i już absolutnie i zupełnie na pewno wiem, że jadę na wakacje do Włoch. Spędzę też tydzień w rodzinnej Bydgoszczy, a później tydzień w Gdańsku z C. i moją Rodzinką. Nie mogę się już doczekać... A czasu na czekanie mam sporo, bo wyjeżdżamy dopiero w drugiej połowie sierpnia. 

Natchniona więc włoskimi klimatami, postanowiłam choć odrobinę Italii sprowadzić do nas już teraz, a najprościej to zrobić za pomocą włoskiego wypieku. Sięgnęłam więc po Italienskie brød: fra focaccia til grissini Maxine Clark i tam trafiłam na pomidorową focaccię. Zachwyciła mnie głębokim kolorem i mięsistością na zdjęciu. Nieco zmieniłam oryginalny przepis - nie dałam czosnku (nie miałam), za to dorzuciłam całkiem sporo tymianku (skoro już stoi w doniczce, to niech się nie marnuje). Wyszło pysznie! Chlebek jest mięciutki, smakuje pomidorami, ale tylko troszkę. Ma cudny kolor i jestem pewna, że nawet największy niejadek nie przeszedłby obok niego obojętnie w porze śniadania. 

Pomidorowa focaccia z tymiankiem


Składniki:
(na 1 sporą focaccię)
  • 500 g mąki pszennej
  • 20 g świeżych drożdży
  • 250 ml letniej wody
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • 100 ml oliwy z oliwek
  • 100 g koncentratu pomidorowego
  • listki z 5 gałązek tymianku
  • 90 g sera cheddar

dodatkowo:
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • 10 g soli gruboziarnistej
  • 3 gałązki tymianku

Mąkę przesiać do miski. Zrobić wgłębienie, do którego wkruszyć drożdże. Wsypać cukier, wlać połowę wody i odstawić na 15 minut.
Po tym czasie wlać resztę wody, dodać sól, koncentrat i posiekany tymianek. Zagnieść ciasto. Wlać oliwę, wyrobić gładkie ciasto - może się nieco lepić. Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.
Po tym czasie dodać pokrojony w niedużą kostkę ser, jeszcze raz zagnieść. Ciasto rozwałkować na grubość 1 cm, podsypując mąką, gdyby się kleiło. Ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, odstawić na 30 minut.

Po tym czasie zrobić palcem wgłenienia w cieście, posmarować oliwą, posypać solą i listkami tymianku. 

Piec w 200 st. C. przez 20-25 minut, aż się zezłoci.
Przestudzić na kratce.

Podawać na ciepło lub na zimno.

Smacznego!

Pogoda w Danii coraz ładniejsza, niedługo chyba naprawdę będę mogła chodzić w sandałach. Niech żyje lato!

środa, 24 kwietnia 2013

Propozycja na śniadanie

Te bułeczki czekają na publikację już tyle czasu, że aż mi wstyd. Nie wiem dlaczego właściwie jeszcze się tu nie pojawiły... Najpierw miałam ciekawsze rzeczy do publikacji, później zaginęły się w masie przeróżnych plików... Dzisiaj na szczęście je znalazłam, i czym prędzej dzielę się przepisem.

To takie troszkę stuningowane bułki śniadaniowe - żeby nie było nudno jest bekon, który akurat zalegał w lodówce i koniecznie trzeba było coś z nim zrobić (swoją drogą mam znów dwa opakowania i zastanawiam się właśnie, jak je dobrze spożytkować), do tego cebulka, która świetnie współgra ze smakiem bekonu, a na wierzchu oczywiście żółty ser, który sprawia, że tak naprawdę można je jeść z samym masłem, i też będą pyszne. 

Uwielbiam domowe pieczywo - proces przygotowywania ciasta, dokładne wyrabianie, a później obserwowanie, jak powoli zwiększa się jego objętość. Formowanie małych lub większych bułeczek, układanie ich na blasze. Cudowny zapach rozchodzący się po domu w trakcie pieczenia. Pierwszy kęs jeszcze ciepłej, chrupiącej z wierzchu i mięciutkiej w środku bułeczki. Bajka. Jeśli jeszcze nie próbowaliście, zdecydujcie się koniecznie - zobaczycie, jak to wciąga!

Bułki z bekonem, cebulką i serem


Składniki:
(na 10 sztuk)
  • 500 g mąki pszennej
  • 24 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 150 ml letniego mleka
  • 150 ml letniej wody
  • 1 łyżeczka soli
  • 2 łyżki oliwy aromatyzowanej chilli
  • 2 cebule
  • 100 g bekonu
  • 30 g masła

dodatkowo:
  • 3 łyżki mleka
  • 100 g żółtego sera

Bekon i cebulę pokroić w kostkę. Bekon podsmażyć tak, żeby był chrupiący. Zdjąć z patelni, do pozostałego tłuszczu dodać masło. Kiedy się rozpuści, wrzucić cebulę, zezłocić. Wymieszać z bekonem, ostudzić.

Mąkę przesiać do miski. Zrobić wgłębienie, rozkruszyć drożdże, wsypać cukier i wlać 100 ml mleka wymieszanego z wodą. Odstawić na 15 minut.
Następnie do miski wlać resztę mleka z wodą, dodać sól. Zagnieść ciasto. Dodać cebulę z bekonem, wlać oliwę, wyrobić gładkie ciasto (może się nieco lepić). Odstawić do wyrośnięcia na 1 godzinę.

Wyrośnięte ciasto szybko zagnieść, podzielić na 10 równych części, z każdej uformować okrągłą bułeczkę. Ułożyć je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Odstawić do napuszenia na 20-30 minut.

Wyrośnięte bułeczki opędzlować mlekiem, posypać startym serem. 

Piec w 190 st. C. przez 25-30 minut.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!

Najbardziej lubię uniwersalność bułeczek - jeśli rozgryziecie proporcje podstawowych składników i zachowanie Waszego piekarnika, pozostaje już tylko eksperymentowanie. Do bułeczek bowiem można dodać niemal wszystko, i zawsze będą pyszne. Na słodko i wytrawnie, z dodatkami czy bez sprawią, że śniadanie będzie przeżyciem dużo ciekawszym.

środa, 10 kwietnia 2013

Idea posiłku, czyli czym jest frokost

Mieszkając w Polsce jadałam śniadania, obiady i kolacje. Będąc u Babci zdarzało mi się jeść podwieczorki, które uwielbiałam. Idea podwieczorku jest genialna sama w sobie, w dodatku to najbardziej czarująca nazwa posiłku, jaką dane mi było poznać. Tak sobie myślę, że powinnam wprowadzić podwieczorki do naszego menu... Przeszkadza tylko fakt, że C. pracuje popołudniami i w czasie podwieczorku zazwyczaj nie ma go w domu... Nie szkodzi, może kiedyś.

Po przyjeździe do Danii zaczęłam jadać lunche, tutaj zwane frokost. Jest to niezwykle interesujący posiłek, bo tak naprawdę obejmuje niezwykle szeroką gamę dań: od wypchanych po brzegi sandwichy, poprzez wyjątkowe kanapki z galaretką jedzone nożem i widelcem, zapiekanki, omlety, pieczone lub smażone mięsa z ziemniakami, dania z ryżu, makaronu, sałatki lub tarty... Nieograniczone możliwości. 
Zazwyczaj frokost jadam w pracy, przygotowany przez naszych wspaniałych kucharzy. Wczoraj jednak umówiłam się na lunch z C., bo akurat w okolicach odpowiedniej godziny oboje mieliśmy być w domu. Zastanawiałam się, co by tu przygotować... Najpierw pomyślałam o bułeczkach, później przeszłam do rolady drożdżowej. W końcu jednak postanowiłam uprościć sobie życie i przygotować tartę. Niezaprzeczalną zaletą tego dania jest szybkość i łatwość przygotowania oraz fakt, że nie może się nie udać. Ciasto kruche jak zwykle od Michela Roux z jego Ciast pikantnych i słodkich. Jest idealne - rozwałkowuje się bez najmniejszych problemów, po upieczeniu pozostaje idealnie kruche, nadaje się do wypieków wytrawnych, jak i słodkich. Nadzienie było w pełni improwizowane - poszłam do sklepu i wrzuciłam do koszyka to, co akurat mi się spodobało. Były więc pory i pierś z kurczaka. Cheddar, bo ostatnio strasznie mi smakuje. Odrobina gałki muszkatołowej nadała potrawie ciekawego akcentu. C. stwierdził, że odrobina czosnku i chilli by nie zaszkodziła, i ja się z nim w pełni zgadzam. Zjedliśmy ją z sosem czosnkowym, który dodatkowo nadał jej charakteru. Całość wyszła naprawdę fantastyczna, zjedliśmy trzy czwarte na jeden raz. Polecam Wam serdecznie, nie tylko na lunch.

Tarta z porami i kurczakiem


Składniki:
(na formę do tarty o średnicy 31 cm)

spód:
  • 250 g mąki pszennej
  • 1 łyżeczka soli
  • 125 g zimnego masła
  • 1 jajko

farsz:
  • 380 g piersi z kurczaka
  • 2 pory
  • 4 łyżki masła
  • 4 jajka
  • 150 ml śmietany kremówki (38%)
  • sól
  • pieprz
  • 150 g sera cheddar
  • 1 łyżeczka gałki muszkatołowej

Mąkę przesiać do miski, wymieszać z solą. Dodać masło, posiekać, następnie palcami wgnieść je w mąkę. Wbić jajko, szybko zagnieść gładkie ciasto.
Z ciasta uformować kulę, zawinąć szczelnie w folię spożywczą i schłodzić w lodówce przez 1 godzinę.

Pory pokroić w krążki, podsmażyć na dwóch łyżkach masła. Zdjąć z patelni. Rozpuścić resztę masła, podsmażyć pokrojonego w kosteczkę i doprawionego solą i pieprzem kurczaka. Ostudzić.

Ciasto cienko rozwałkować, wyłożyć do formy. Gęsto nakłuć widelcem.

Ciasto podpiec w 180 st. C. przez 10-12 minut.

Na ciasto wyłożyć równomiernie pory, na wierzchu kawałki kurczaka. 
Jajka roztrzepać, dodać kremówkę, wymieszać. Doprawić masę solą i pieprzem, zalać tartę. Na wierzch zetrzeć ser, posypać gałką.

Piec w 180 st. C. przez 40-45 minut.
Podawać na ciepło.

Smacznego!

Tak naprawdę tarty są wspaniałe, bo można je przyrządzić na milion sposobów, i zawsze będzie pysznie. Oczywiście na lunch nie jada się słodkich (mi się zdarza, ale tylko jak jestem sama w samu i nikt nie patrzy), ale z wytrawnymi również można eksperymentować. Wystarczy tylko sięgnąć po ulubione składniki...

środa, 27 marca 2013

Ser dobry na wszystko. Nawet na brak Świąt...

Na blogach zrobiło się świątecznie. Wszędzie babki, mazurki, serniki, faszerowane jajka, baranki, zajączki i kurczaczki. Do mnie jeszcze nie dotarło, że Święta za progiem... Po pierwsze pogoda - śniegu mamy po kostki, na szczęście póki co nie pada nowy, ale wygląda na to, że w tym roku będziemy mieli w końcu, upragnione, białe Święta... Hmm... Co z tego, skoro to nie te Święta powinny być białe...? Ze znużeniem czekam na pierwsze oznaki wiosny - zieloną trawę, przebiśniegi w parku, nieco wyższe temperatury. Słońca na szczęście coraz więcej - mam nadzieję, że zmusi ono wyjątkowo w tym roku opieszałą wiosnę do zajęcia miejsca wszechobecnej zimy. 
Po drugie - przez całe Święta będziemy pracować. Oboje. Co oznacza, że popołudniami będę chciała wyciągnąć się na kanapie i spać, nie zważając na świąteczne powinności. Zrywanie się z łóżka przed piątą rano skutecznie zabija magię Świąt. Cóż...
A po trzecie, i najgorsze, dopadła mnie grypa żołądkowa. Odpuszczę Wam opisywanie szczegółów - niech wystarczy, że przez trzy dni żyłam na herbatce rumiankowej, bo wszystko inne wywoływało w moim brzuchu niepożądanie reakcje. Oznacza to, że nie mogłam myśleć o jedzeniu, patrzeć na jedzenie, więc przygotowywanie jakiegokolwiek jedzenia zupełnie nie wchodziło w grę. Tym sposobem legła idea przygotowania pierwszej w życiu paschy... Może w piątek zrobię jakiś szybki mazurek...? Może. Zobaczymy.

W związku z tym, że są to najbardziej nieświąteczne Święta, jakie pamiętam, dzisiaj zaproszę Was na chlebek. Czy też coś w rodzaju chlebka... Kiedy zobaczyłam przepis na wieniec serowy na blogu White plate wiedziałam, że nie będę się długo ociągać z jego przygotowaniem. Składniki mówiły mi, że wyjdzie z tego coś pysznego... I miałam absolutną rację! Powalił nas z C. na kolana swoim smakiem. Jeszcze przed głośnym protestem mojego żołądka, pewnego pięknego popołudnia, zjedliśmy go niemal całego na jedno posiedzenie. Bardzo wyraźny smak sera, zaostrzony cebulką i podkręcony tymiankiem - poezja. Co prawda następnym razem umieściłabym go w tortownicy, żeby zachował kształt (mój się nieco rozpłynął na boki), ale i tak uważam go za wyjątkowo udany wypiek. Idealnie pasował do wiosennej zupy, o której napiszę Wam już jutro.

Wieniec serowo-cebulowy z tymiankiem


Składniki:
(na 1 średniej wielkości wieniec)
  • 200 g mąki pszennej
  • 20 g świeżych drożdży
  • 50 ml letniego mleka
  • 50 ml letniej wody
  • 1 łyżka mleka w proszku
  • 1 łyżeczka soli
  • 1 łyżeczka cukru
  • 40 g masła

farsz:
  • 150 g sera cheddar
  • 1 czerwona cebula
  • 1 łyżeczka suszonego tymianku
  • sól
  • pieprz

dodatkowo:
  • 1 jajko
  • 1 łyżka mleka

Do miski przesiać mąkę. Zrobić wgłębienie, wkruszyć do niego drożdże. Posypać cukrem, zalać połową mleka wymieszanego z wodą, odstawić na 15 minut.

Do wyrośniętego zaczynu dodać resztę płynów, mleko w proszku i sól. Zagnieść ciasto. 
Masło rozpuścić i przestudzić. Dodać do ciasta. Dokładnie wyrobić gładkie, nielepiące się ciasto.
Odstawić na 1 godzinę do wyrośnięcia.

Ser zetrzeć na tarce o drobnych oczkach, cebulę drobno posiekać. Wymieszać z tymiankiem.

wyrośnięte ciasto jeszcze raz szybko zagnieść. Rozwałkować na prostokąt o grubości 1 cm, posmarować farszem. Zwinąć wzdłuż dłuższego boku w ciasny rulon. Przekroić wzdłuż na pół, zwinąć farszem na wierzch. Uformować wieniec. 
Odstawić do wyrośnięcia na 30-40 minut.

Wyrośnięty wieniec opędzlować jajkiem roztrzepanym z mlekiem, posypać dodatkowo solą i pieprzem. 

Piec w 180 st. C. przez 30-40 minut, aż ciasto będzie złoto-brązowe.
Wystudzić na kratce.

Smacznego!

Jakaś nie w sosie jestem - głowa ciągle mnie boli, smak rumianku zbrzydł mi już całkowicie, i zupełnie nie wiem, co ze sobą zrobić... Może jednak ta pascha poprawiłaby mi humor...?

środa, 27 lutego 2013

Lubicie brukselkę...?

Bo ja bardzo. Wręcz za nią przepadam. Choć zdaję sobie sprawę, że jest to warzywo kontrowersyjne, z serii - pokochaj lub znienawidź. Nie ma drogi pośredniej. Czy to przez specyficzny zapach, czy może charakterystyczny smak, a może nietypowy wygląd...? Nie mam pojęcia. Tak czy inaczej - ja uważam, że jest pyszna. Smakuje mi bardziej niż kapusta, w dodatku wygląda naprawdę uroczo - maleńkie, zieloniutkie główki aż chce się jeść. Nie umiem się jej oprzeć, i już.

Kiedy szłam do sklepu po cukier puder, nie myślałam nawet o obiedzie - byłam w stu procentach pochłonięta pracą nad tortem. Jednak kiedy zauważyłam brukselkę na półce od razy pomyślałam o tym, jaka jestem głodna. Niewiele myśląc, wrzuciłam opakowanie do koszyka, po czym sięgnęłam również po pierś z kurczaka - wydawało mi się, że to może być całkiem zgrany duet. 
Gdy wróciłam do domu i zaczęłam szperać w internecie okazało się, że na blogach wcale nie ma aż tak wielu przepisów na wykorzystanie brukselki - widocznie jednak więcej jest tych, co nie lubią... Niezrażona, szukałam dalej. Wahałam się między zupą a tartą, ale ponieważ zupa była ostatnio... Stwierdziłam, że tarta będzie idealna. Na blogu Wielki apetyt znalazłam jedną bardzo zachęcającą, bez pieczarek, które wydają się być dla brukselki wymarzonym wręcz towarzystwem (a przynajmniej bardzo popularnym). Pozmieniałam jednak w przepisie bazowym sporo: sięgnęłam po moje ukochane ciasto kruche z przepisu Michela Roux z jego Ciast pikantnych i słodkich, dodałam zakupiony wraz z brukselką kurzęcy biust, pozmieniałam proporcje zalewy jajecznej, doprawiłam tak, żeby mi pasowało - i po niecałej godzinie pieczenia wyciągnęłam z piekarnika czystą rozkosz dla podniebienia. Wszystko razem skomponowało się idealnie, brukselka zdecydowanie gra pierwsze skrzypce, ale łagodnieje w towarzystwie kurczaka i sera. Pyszności!
Sama zjadłam nieprzyzwoicie duży kawałek, a kiedy C. wrócił z pracy i spróbował stwierdził, że powinnam zacząć gotować obiady. I choć tarta była sporych rozmiarów, zniknęła błyskawicznie. Polecam serdecznie - może polubicie brukselkę...?

Tarta z brukselką i kurczakiem


Składniki:
(na formę do tarty o średnicy 31 cm)

ciasto kruche:
  • 250 g mąki pszennej
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 125 g zimnego masła
  • 1 jajko
  • 2 łyżki zimnej wody

farsz:
  • 500 g brukselki
  • 380 g piersi z kurczaka
  • 1 czerwona cebula
  • 2 łyżki masła
  • 2 jajka
  • 1 żółtko
  • 100 ml śmietany kremówki (38%)
  • 80 g żółtego sera
  • sól
  • pieprz

Mąkę przesiać do miski, wymieszać z solą. Dodać masło, posiekać, następnie palcami wgnieść je w mąkę. Wbić jajko, szybko zagnieść gładkie ciasto. W razie potrzeby dodać wodę.
Z ciasta uformować kulę, zawinąć szczelnie w folię spożywczą i schłodzić w lodówce przez 1 godzinę.

Odkroić końcówki brukselki, zdjąć wierzcnie liście i przekroić na pół.
Cebulę i kurczaka pokroić w kostkę. Na maśle zezłocić cebulę, zdjąć z patelni, następnie podsmażyć kurczaka, doprawić solą i pieprzem. Przestudzić.

Ciasto cienko rozwałkować, wyłożyć do formy. Gęsto nakłuć widelcem.

Ciasto podpiec w 180 st. C. przez 10-12 minut.

Jajka z żółtkiem roztrzepać, wlać kremówkę, wymieszać. Ser zetrzeć na tarce o drobnych oczkach, wymieszać z masą. Doprawić solą i pieprzem.
Na podpieczone ciasto wyłożyć kurczaka z cebulą, zalać masą jajeczną. Na wierzchu poukładać połówki brukselek.

Piec w 180 st. C. przez 40-50 minut, aż masa się zetnie.
Podawać na ciepło lub zimno.

Smacznego!

Mam tyle zaległych przepisów, dwie książki i restaurację wartą odwiedzenia, że zupełnie nie wiem, od czego powinnam zacząć. A przecież w piekarniku znów siedzi kolejne ciasto (długo nie potrafiłam się powstrzymać przed pieczeniem...), w głowie pomysły na kolejne, na półce tyle cudownych powieści... Macie może jakieś tajemnicze sposoby na rozciągnięcie doby...? Bo moje, przynajmniej ostatnio, są zdecydowanie zbyt krótkie...

wtorek, 21 sierpnia 2012

A po drugie...

Wczoraj było o najważniejszej rzeczy, którą trzeba ze sobą zabrać na podróż - o słodyczach. Dzisiaj coś niemalże tak samo istotnego - bułeczki. Jakoś tak dziwnie organizm człowieczy jest zbudowany, że poza czekoladą potrzebuje też innych składników odżywczych. Kiedy jesteśmy w trasie, inne składniki odżywcze muszą być w postaci nieskomplikowanej, nie nastręczającej trudności w jedzeniu, nieprzeszkadzającej w byciu skupionym na czymś innym. Przy tym muszą być smaczne i pożywne. Rozwiązanie idealne - bułeczki z dodatkami. Te zaprezentowane poniżej można przeciąć i zrobić z nich pyszne kanapki, podgrzane podać jako dodatek do zupy, a w wersji najprostszej smakują dobrze po prostu posmarowane masłem i zjadane solo. Nam napełniły brzuszki w niedzielę na kolację, a później w poniedziałek zjedliśmy je w ramach śniadania, a resztę jako przekąskę w czasie jazdy. 

Tak naprawdę jedyną rzeczą, którą dokupiłam, żeby je zrobić, był boczek. Mąkę, cukier, sól i mleko  (szczególnie mleko) zawsze mamy w domu, w koszyczku znalazła się akurat czerwona cebula (ale równie dobrze można użyć zwykłej), a w lodówce leżało troszkę sera, który C. kupił do beszamelu. Sosu nie było, ser został. Poszperałam więc w książce Pieczenie chleba w domu Gertrud Weidenger i Maire-Theres Wiener, i znalazłam przepis idealny. To znaczy idealny do modyfikacji, które zamierzałam przeprowadzić. Efekt? Wyśmienite, pełne smaku, mięciutkie i puszyste bułeczki. Z chrupiącą skorupką sera na wierzchu. Bajka po prostu. Mówię Wam, musicie spróbować.

Bułeczki z boczkiem, cebulą i serem


Składniki:
(na 12 sztuk)
  • 500 g mąki pszennej
  • 12 g suszonych drożdży
  • 300 ml letniego mleka
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1 łyżeczka soli
  • 50 g masła
  • 200 g wędzonego boczku
  • 2 średnie czerwone cebule

dodatkowo:
  • 25 ml letniego mleka
  • 150 g żółtego sera

Boczek pokroić w kostkę, zrumienić na suchej patelni.
Cebulę pokroić w dość drobną kostkę, zezłocić na 20 g masła. 
Pozostałe masło rozpuścić i ostudzić.

Mąkę przesiać do miski, wymieszać z drożdżami, cukrem i solą. Wlać mleko, zagnieść ciasto. Wlać masło, wyrobić gładkie, nielepiące się ciasto. Dodać cebulę i boczek, dobrze połączyć.
Odstawić do wyośnięcia na 1 godzinę.

Gotowe ciasto szybko zagnieść, podzielić na 12 równych części, z każdej uformować okrągłą bułeczkę. Ułożyć je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Odstawić do wyrośnięcia na 20-30 minut.

Wyrośnięte bułeczki posmarować mlekiem, posypać startym serem.

Piec w 190 st. C. 25-30 minut.
Ostudzić na kratce.

Smacznego!

Teraz już jestem w Pradze - nie zabrałam ze sobą laptopa z pełną świadomością popełnianego czynu. Skoro wakacje - to na całego, i od wszystkiego. Tylko C., Ptysia, ja i Praga. Ach...
Do zobaczenia za tydzień!

poniedziałek, 31 października 2011

I jeszcze jedne muffiny...

Coś się ostatnio wytrawnie na blogu zrobiło. Cóż... Póki co to ostatni taki przepis, jaki mam w zanadrzu, teraz zrobi się... Wbrew pozorom nie słodko, ale filmowo - widziałam ostatnio całkiem sporo, lepszych i gorszych, z czego mam zamiar podzielić się z Wami wrażeniami z tych pierwszych właśnie (na drugie szkoda czasu...). Póki co, na dobry początek, powiem tylko, że znów miałam weekend z jednym aktorem, który wykreował świetne postacie - dowcipne, z dystansem do siebie i świata, mistrzów ciętej riposty po prostu. To nie mogło nie zadziałać! 

Póki co - muffinki. Tym razem w wersji klasycznej rozmiarowo, jak już napisałam - wytrawne. Jedliśmy je już dawno, ale jakoś nie miałam kiedy podzielić się przepisem. Któregoś wieczora zachciało nam się ciepłej kolacji - wiadomo, muffiny na taką okazję są najlepsze. Choć inspirowałam się przepisem z 1 mix, 100 muffns, tak naprawdę wrzuciłam do nich, co akurat było pod ręką. Efekt - jak zwykle - zadowalający. To przecież nie może się nie udać! Puchate, miękkie, z wyraźnym smakiem oliwek. Czego chcieć więcej w zimny, jesienny wieczór? Chyba tylko gorącej herbaty...

Muffiny z oliwkami i suszonymi pomidorami



Składniki:
(na 12 sztuk)

suche:
  • 340 g mąki pszennej
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2/3 łyżeczki soli
  • 1 łyżeczka czarnego pieprzu
  • 100 g zielonych oliwek
  • 50 g suszonych pomidorów z zalewy

mokre:
  • 2 jajka
  • 250 ml mleka
  • 70 ml oleju od pomidorów

dodatkowo:
  • 40 g żółtego sera

Mąkę przesiać do miski z proszkiem do pieczenia, wymieszać z solą i pieprzem. Pomidory pokroić w kosteczkę, oliwki w plasterki. Wmieszać do mąki.

Jajka roztrzepać z mlekiem i olejem. 
Wlać do suchych składników, wymieszać tylko do połączenia.
Masę przełożyć do formy na muffiny (wyłożónej papilotkami lub silikonowej). Na wierzch równomiernie zetrzeć ser.

Piec 25-30 minut w 200 st. C.
Podawać ciepłe.

Smacznego!

Dziś wiele się dzieje. Jestem odcięta od własnej sypialni, bo urzęduje w niej dwóch Panów... Panowie są bardzo mili, i wymieniają mi okno. Ciekawe, kiedy skończą, i jaki będzie efekt. Lubiłam moje stare okno... Choć patrzyłam przez nie zaledwie przez miesiąc. Jutro czy pojutrze wymienią w salonie (gdzie się biedna podzieję z komputerem...?), a potem... Potem to nie wiem, bo Panowie też nie wiedzą. Remonty to jednak upierdliwa sprawa...

środa, 8 czerwca 2011

Leniwe śniadanie nie środowe

Porozmawiajmy o jedzeniu... Czym jest dla Ciebie śniadanie? Połkniętą w biegu mocną kawą? Spokojnym przygotowaniem kanapek, a później delektowaniem się efektami swojej pracy? Koniecznością? Najważniejszym posiłkiem dnia? Mitem (ktoś kiedyś mówił, że jadł, ale nie bardzo mu wierzysz)? 
Ja zazwyczaj jestem w stanie przełknąć z rana tylko płatki z mlekiem. Zimnym, z lodówki. Ciepłe mleko jakoś nigdy nie potrafiło mnie zachwycić... Co innego, gdy się nie spieszę. Nie idę do pracy ani szkoły, psa jeszcze śpi, zamiast wyganiać mnie na spacer, a D. dzielnie jej sekunduje. Mogę się wtedy zakręcić w kuchni, i przygotować coś specjalnego.
Tak było w ostatnią sobotę - oni w łóżku, ja z nosem w miskach. Wyszły z tego... No właśnie, co? Przepis z Ciast i deserów, nr 3/2009 jest na muffiny. Ale jak dla mnie, muffiny powinny być okrągłe... A mnie skusiła nieużywana jeszcze (wstyd!) blaszka z prostokątnymi wgłębieniami (chyba do finansjerek, ale tych też nigdy nie piekłam). Dlatego nie wiem, jak to moje cudo nazwać. Mniejsza o większość - grunt, że można wrzuć praktycznie w każdą blachę (nawet keksówkę, tylko trzeba wtedy dłużej piec), i będzie dobrze. Ach, ten nieodparty urok muffinowego ciasta!
Oryginalna receptura została przeze mnie nieco zmieniona, a zmiany te podyktowała zawartość lodówki - niedojedzony kurczęcy biust z poprzedniego dnia i całkiem konkretny zapas żółtego sera. Można jednak mięso zastąpić kiełbasą lub szynką, albo zrezygnować z niego wcale - co kto lubi. Ja z efektu jestem zadowolona - syte, mocno serowe, niezbyt ostre prawie bułeczki - na leniwe śniadanie w sam raz.

Chlebko-muffiny z serem i kurczakiem




Składniki:
(na 6 sztuk lub 12 tradycyjnych muffinek)

suche:
  • 300 g mąki
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/3 łyżeczki chilli w proszku
  • 1 łyżeczka soli
  • 120 g żółtego sera
  • 45 g smażonej piersi z kurczaka

mokre:
  • 2 duże jajka
  • 70 ml oleju
  • 150 ml mleka

Mąkę przesiać do miski z proszkiem do pieczenia. Dodać sól i chilli, wymieszać.
Ser i kurczaka pokroić w drobną kostkę, wymieszać z mąką.
Jajka roztrzepać w drugiej misce, wymieszać z olejem i mlekiem.
Do suchych składników wlać mokre, wymieszać tylko do połączenia składników.
Przełożyć do natłuszczonej i wysypanej kaszą manną formy.

Piec 30 minut w 180 st. C., do tzw, suchego patyczka.
Podawać ciepłe.

Smacznego!

Jeszcze dwa dni do pracy i zacznie się mój długi weekend - cztery dni pełnej wolności. Chciałabym, żeby była ładna pogoda, żebyśmy mogli pospacerować... Ale jeśli jednak nie dopisze, też nie będę się nudzić. Plan awaryjny opracowany.

czwartek, 28 kwietnia 2011

Konkretny obiad

Kiedy odpoczniecie już po konsumpcji Wielkanocnych pyszności, proponuję na obiad ciasto. Drożdżowe, bezmięsne. Sycące i pyszne. Taka pizza na grubym spodzie. Mniam.

Myśmy się zajadali tym plackiem już jakiś czas temu, ale gdzieś mi się zawieruszył na dysku wśród innych zdjęć i przepisów. Teraz wpadł mi w oko, i chcę się nim podzielić, bo naprawdę smaczny jest. Inspirację znalazłam w gazetce Pieczenie jest proste, nr 5/2009, którą nabyłam stosunkowo niedawno (niech żyje możliwość zakupu archiwalnych numerów!). Zachęciło mnie kolorowe zdjęcie, na którym pyszniły się pomidory, a obecność cukinii na liście składników tylko potwierdziła moje podejrzenia co do smakowitości placka. W oryginalnym przepisie jest majeranek, ale mi akurat go zabrakło. Zioła prowansalskie też pasują - uwielbiam ich połączenie z pomidorami.

Konkretny, sycący i wbrew pozorom łatwy to przygotowania obiad (lub kolacja). Wymaga chwili czasu, ale to typowe dla drożdży. Przygotowanie całej reszty to chwila, a potem piekarnik sam załatwi resztę. Warto spróbować.

Placek z cukinią i pomidorami



Składniki:
(blacha 35x25 cm)

ciasto:
  • 500 g mąki pszennej
  • 25 g świeżych drożdży
  • 250 ml letniego mleka
  • 130 g masła
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1 łyżeczka cukru

dodatkowo:
  • 450 g cukinii
  • 450 g pomidorów
  • 160 g żółtego sera
  • 4 jajka
  • 200 g kwaśnej śmietany (18%)
  • 1 łyżeczka suszonego tymianku
  • 1 łyżeczka suszonych ziół prowansalskich
  • 1/2 łyżeczki soli

Mąkę przesiać do miski. Zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże, zasypać cukrem i zalać 1/3 mleka. Ostawić na 15 minut.
Masło rozpuścić i przestudzić.
Po tym czasie dodać resztę składników. Wyrobić gładkie, elastyczne ciasto.
Odstawić do wyrośnięcia w ciepłe miejsce na około 40 minut, do podwojenia objętości.

Blachę wysmarować masłem i wyłożyżyć rozwałkowanym ciastem, formując krawędź. Odstawić na 15 minut do napuszenia.

Pomidory sparzyć i obrać, pokroić w plasterki razem z cukinią. 
Wyłożyć warzywa na wyrośnięty spód, na wierzch zetrzeć ser.

Jajka roztrzepać, wymieszać ze śmietaną, ziołami i solą. Zalać masą placek.

Piec 40-50 minut w 220 st. C. (gdyby brzegi za bardzo się zrumieniły, można przykryć ciasto foilą aluminiową).
Podawać na ciepło.

Smacznego!

Mamy w domu pełną lodówkę wszystkiego. Obie Mamy nie szczędziły domowych pyszności, więc od powrotu do Danii zajmuję się głównie odgrzewaniem lub nakładaniem gotowych potraw. Mamy mięsa, sałatki i ciasta. Reasumując - zastój w kuchni. 
Ciekawe, jak długo wytrzymam...

środa, 13 kwietnia 2011

Bo nawet ja muszę czasem odpocząć...

... od słodkiego. Mało wiarygodne? A jednak. Od czasu do czasu potrzebuję jakiegoś mięska. W niedzielę był przepyszny grill, a w piątek te muffiny.
Siedziałam sobie spokojnie wieczorem z książką w dłoni, a tu znienacka zaatakowało mnie bliżej niezidentyfikowane ssanie w żołądku. Myślę, myślę, aż wreszcie natchnęło mnie - salami! Rano D. robił kanapki i położył paczuszkę w lodówce na widoku. Fakt ten musiał zakorzenić się w mojej podświadomości, żeby o dwudziestej drugiej zacząć męczyć jaźń. Niestety - moja silna wola w takich sytuacjach okazuje się być zaskakująco słaba. Dlatego zaczęłam wertować Ciasta i desery, numer 3/2009, całkowicie poświęcone słodkim i wytrawnym muffinkom. Kiedy zobaczyłam te maleństwa, z pysznie przypieczonym plasterkiem na wierzchu, o złotej barwie zawdzięczanej dodatkowi mąki kukurydzianej, wiedziałam, że to jest to. I że nie może czekać do rana. Za przygotowanie zabrałam się od razu, i niecałą godzinę później delektowaliśmy się lekko pikantnymi muffinami z salami. Smakowały bosko, o kaloriach nie myślałam ani przez moment, za to przed snem w głowie kłębiły się weekendowe możliwości pieczenia słodyczy...

Oczywiście musiałam to i owo zmienić - choć bardziej z winy pustawej lodówki niż faktycznych chęci zmian. Nie miałam papryki, więc darowałam ją sobie. Mimo wszystko wyszło smakowicie. A wersję z jej dodatkiem wypróbuję z pewnością, bo uwielbiam słodycz pieczonej papryki...

Pikantne muffiny z salami



Składniki:
(na 12 sztuk)

suche:
  • 150 g salami
  • 1 ząbek czosnku
  • 1 cebula
  • 120 g mąki pszennej
  • 150 g mąki kukurydzianej
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 1/2 łyżeczki słodkiej papryki w proszku
  • 1 łyżeczka białego pieprzu
  • 1/4 łyżeczki chilli w proszku
  • 50 g żółtego sera
mokre:
  • 1 jajko
  • 80 ml oleju
  • 250 ml jogurtu naturalnego
  • 50 ml mleka
Salami pokroić w drobną kostkę, zostawiając 12 (lub 3, jeśli są duże) plasterków. Obrać czosnek i cebulę, posiekać.
Przesiać do miski obie mąki z proszkiem do pieczenia. Wsypać przyprawy, wymieszać. Dorzucić salami, zetrzeć na tarce ser, połączyć.
W drugiej misce roztrzepać jajko, wlać olej, jogurt i mleko, wymieszać na jednolitą masę.

Wlać mokre składniki do suchych, wymieszać tylko do ich połączenia.
Przełożyć masę do foremek (silikonowych lub metalowych wyłożonych papilotkami), na wierzchu każdej muffinki położyć zostawione plasterki (większe pokrojone w ćwiartki), delikatnie wciskając w ciasto.

Piec 20-30 minut w 180 st. C.
Podawać ciepłe.

Smacznego!

Wczoraj był Dzień Czekolady, wiecie? Ja pamiętałam, ale nie udało mi się, niestety, w pełni go uczcić. Owszem, zjadłam kawałek, żeby nie było, że w ogóle o ważne święta nie dbam, ale pieczenie czegoś czekoladowego musiałam odłożyć. Ale wiecie, jak jest... Kilka ciekawych pomysłu biega mi po głowie, a że jutro dzień wolny, to prawdopodobnie, z lekkim opóźnieniem, świętować będziemy na całego.