Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pomidory suszone. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pomidory suszone. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 9 listopada 2017

O tym, dlaczego nie mogę czytać wzruszających książek i zupa krem z brukselki

Uwielbiam czytać książki; to chyba jedyne zajęcie, w którym potrafię całkowicie się zatracić. Jeszcze gdy mieszkałam z Rodzicami, Mama dostawała szału, gdy po kilkukrotnym wołaniu musiała pofatygować się do mojego pokoju, wyjąć mi książkę z rąk, odczekać chwilę, żebym wróciła do rzeczywistości, i po raz dziesiąty powtórzyć, żebym wyniosła śmieci/ wyprowadziła psa/ nakryła do stołu, etc. Wiem, że niektórzy nie potrafią się skupić na czytaniu, inni lubią mieć zajęte ręce. Ja odpływam w inny świat wraz z bohaterami; razem z nimi się zakochuję, pokonuję przeciwności losu, zwyciężam na starcie przegrane walki i... Wzruszam się do łez. 
Często się zdarza, że ukradkiem ocieram oczy, gdy jakiś bohater umiera (czy choćby jest tego bliski) lub też dokonuje heroicznych czynów, ratujących świat przed zagładą (a przynajmniej jego część, czasem ograniczającą się do jego własnego podwórka). C. się wtedy trochę ze mnie podśmiechuje, za to psy traktują sprawę bardzo poważnie i próbują ratować sytuację tak, jak najlepiej potrafią, czyli rzucając się na mnie i liżąc mi twarz bez opamiętania. Jest to jednocześnie urocze, wzruszające i straszliwie irytujące, szczególnie w momencie, gdy nie jestem pewna, czy ten bohater w końcu umarł, czy jednak po raz kolejny wyślizgnął się z zimnego uścisku śmierci. 

Tak więc wzruszające książki staram się czytać w ukryciu, co nie jest łatwe... Ale czego nie robi się dla przyjemności czytania...?

Dzisiaj mam dla Was przepis na boską zupę z brukselki. Jakoś wcześniej nie pomyślałam, że można z brukselki przygotować krem; a przecież to nic nadzwyczajnego. Miksuje się ją dokładnie tak samo, jak wszystkie inne warzywa. Przepis znalazłam na blogu Kuchenne zapiski Edyty, zmieniłam w nim w sumie niewiele - ot, wrzuciłam to, co miałam pod ręką, pomijając nieosiągalne składniki, jak choćby seler (teoretycznie mogłam iść do sklepu i zakupić smakowitą kulę, ale... Mi się nie chciało). 
Muszę przyznać, że zupka wyszła zaskakująco pyszna, kremowa i treściwa. Wprost genialnie smakuje w towarzystwie suszonych pomidorów; jestem pewna, że to połączenie wykorzystam jeszcze nie raz. 
Krem idealny na te chłodne, listopadowe popołudnia - szybki, sycący i rozgrzewający. Czego chcieć więcej...?

A po inne dania obiadowe z dodatkiem brukselki zajrzyjcie koniecznie do Mopsika, Malwiny, Marty i Pati.

Zupa krem z brukselki


Składniki:
(na 3 porcje)
  • 400 g brukselki
  • 150 g ziemniaków
  • 1 marchewka
  • 1 pasternak
  • 1 czerwona cebula
  • 1 łyżka masła
  • 1 liść laurowy
  • 800 ml bulionu
  • sól
  • pieprz
  • sok z 1/2 cytryny
dodatkowo:
  • czarny sezam
  • suszone pomidory w oliwie
Brukselkę umyć, oczyścić, odciąc twarde końcówki i przekroić na połówki.
Ziemniaki, marchewkę i pasternak obrać, pokroić w kostkę.
Cebulę obrać, pokroić w kosteczkę.

Na maśle zeszklić cebulę. Dodać ziemniaki, marchewkę i pasternak, podsmażać, aż warzywa chłoną tłuszcz. Dodać brukselkę, zalać wszystko bulionem, dodać liść laurowy i gotować pod przykryciem przez 30-40 minut, aż warzywa będą miękkie.
Wyjąć liść laurowy, zupę zmiksować blenderem na gładki krem, doprawić do smaku solą, pieprzem i sokiem z cytryny.

Podawać posypaną czarnym sezamem, z dodatkiem suszonych pomidorów.

Smacznego!


Ja tymczasem wracam do aktualnej lektury - obiecałam sobie, że skończę w tym tygodniu. A tu już przecież czwartek się kończy!

poniedziałek, 17 lipca 2017

Sztuka wyrastania i chlebek z zieloną wkładką

Ostatnio nabrałam znów ochoty na pieczenie drożdżowych ciast. Może dlatego, że niby jest lato, ale jednak chłodno i drożdżowe wydaje się takie... Pocieszające. Kiedy zapach słodkich bułeczek roznosi się po domu, deszcz i wiatr tracą na znaczeniu. I nie ważne, że tylko na chwilę...

Problem jednak jest taki, że kaloryfery oczywiście nie grzeją, w kominku w środku lipca palić nie będę (swoją drogą, w kominku nie palę w ogóle, bo nie umiem; to zadanie C. A on by mnie tak wyśmiał, gdybym wyszła z tak niedorzeczną propozycją, że wolę sobie temat odpuścić), a jakby nie patrzeć, osiemnaście stopni to nie jest optymalna temperatura wyrastania. Co robić...?
Wiedziona piekarniczym instynktem, przystąpiłam do szczegółowej inspekcji jednego z piekarników. Tego z funkcją parowania. I wiecie, co odkryłam...? Że ma specjalny program do wyrastania! Przetestowałam go najpierw na słodkich bułeczkach z porzeczkami, następnie na chlebie, na który przepis znajdziecie poniżej - i jestem zachwycona! Nie dość, że można ustawić idealną dla danego rodzaju ciasta temperaturę, to jeszcze piekarnik sam z siebie utrzymuje odpowiednią wilgotność tak, że powierzchnia ciasta nie ma nawet szansy pomarzyć o wysuszeniu. W dodatku przyspiesza cały proces, i w najwyżej czterdzieści pięć minut mam idealnie wyrośnięte, cudownie puszyste ciasto. No żyć, nie umierać! Jestem zachwycona i jednocześnie zdegustowana samą sobą, że wcześniej tego nie odkryłam. Teraz, skoro coraz lepiej rozumiem mój piekarnik (a nie jest to łatwe, zważywszy na fakt, że rozmawia ze mną po duńsku), możecie spodziewać się kolejnych drożdżowych wypieków. Z tego co wiem, nie zanosi się bowiem na zmianę aury, i lody póki co schodzą na dalszy plan...

Ten chlebek upiekłam z myślą o wspólnym gotowaniu, gdzie miałyśmy przygotować danie z trzech produktów: bobu, czosnku i pomidorów. I muszę przyznać, że trochę naoszukiwałam...
W Danii świeży bób jest nieosiągalny, sięgnęłam więc po mrożony. Bardzo chciałam coś przygotować, myślałam długo, aż w końcu wpadłam na pomysł upieczenia chleba. Tylko te pomidory... Nie bardzo pasowały do mojej wizji. W końcu wykombinowałam, że użyję suszonych; i choć wiem, że sezon na świeże, dorodne jest teraz w pełni, mam nadzieję, że wybaczycie mi to lekkie nadużycie. Na usprawiedliwienie dodam, że chlebek podałam jako dodatek do roladek z kurczaka z mozzarellą i pieczonych pomidorków koktajlowych. Może być...?

Pasta z bobu jest wyborna; śmiało można jej używać jako smarowidło do kanapek, albo nawet wymieszać z ugotowanym makaronem. Sok z cytryny i olej najlepiej dodawać po trochu, do osiągnięcia odpowiedniej konsystencji i smaku. W końcu nie wszyscy lubimy to samo...
Chlebek jest mięciutki, delikatny i puszysty; świetnie nadaje się jako dodatek do zup, ale również do kanapek. Naprawdę warto sobie taki upiec.

Po inne przepisy na inne dania z bobem, czosnkiem i pomidorami koniecznie zajrzyjcie do Ani, Malwinny, Shinju i Martynosi.

Chleb z pastą z bobu i suszonymi pomidorami


Składniki:
(na keksówkę o wymiarach 27x15 cm)
  • 350 g mąki pszennej
  • 200 g mąki orkiszowej pełnoziarnistej
  • 23 g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • 350 ml letniej wody
  • 1,5 łyżeczki soli
  • 2 łyżki oliwy
pasta z bobu:
  • 350 g ugotowanego, wyłuskanego bobu
  • 2 ząbki czosnku
  • 10 gałązek mięty imbirowej
  • sok z 1 cytryny
  • 100 ml oleju pistacjowego
  • sól
  • pieprz
dodatkowo:
  • 75 g suszonych pomidorów w oleju
  • 2 łyżki oleju od pomidorów
Mąki wymieszać, po środku zrobić wgłębienie, wkruszyć drożdże. Wsypać cukier, wlać 150 ml wody, odstawić na 15 minut.
Po tym czasie dodać do ciasta pozostałą wodę, zagnieść. Pod koniec wyrabiania dodać sól i oliwę.
Ciasto odstawić do wyrośnięcia na 45-60 minut.

W tym czasie przygotować pastę z bobu.
Bób, przeciśnięty przez praskę czosnek, oberwane listki mięty, sok z cytryny i olej zmiksować blenderem. Doprawić do smaku solą i pieprzem.
Odstawić.

Wyrośnięte ciasto jeszcze raz szybko zagnieść, a następnie rozwałkować na prostokąt o wymiarach 35x40 cm, delikatnie podsypując mąką. Posmarować równomiernie pastą z bobu, posypać pokrojonymi na mniejsze kawałki pomidorami odsączonymi z zalewy. Zawinąć ciasno w rulon wzdłuż dłuższego boku, złożyć na pół i włożyć do wyłożonej papierem do pieczenia formy.
Odstawić do wyrośnięcia na 20-25 minut.

Posmarować ciasto olejem z pomidorów.

Piec w 180 st. C. przez 40 minut.
Ostudzić.

Smacznego!


Ja tymczasem jutro wybieram się do fryzjera na ułożenie próbnej fryzury i zrobienie makijażu ślubnego. Jestem nawet lekko podekscytowana, muszę przyznać.

niedziela, 4 września 2016

Suszone pomidory. Z piekarnika

Wakacje dla trzynastu osób to prawdziwe wyzwanie logistyczne. Czasem ciężko jest zorganizować urlop dwójki w tym samym czasie, a co dopiero aż takiej grupy ludzi! Gdy więc się udało, wszyscy byli w siódmym niebie. 
Rodzice C. wynajęli domek letniskowy - domostwo właściwie, żeby całe towarzystwo pomieścić - w środku lasu. Jechałam tam sama, prosto z pracy. Gdy nagle nawigacja optymistycznie stwierdziła: Jesteś na miejscu, a tam tylko kawałek asfaltu i zielona, gęsta głusza, wpadłam w lekką panikę. Po kilku telefonach i pokrzepiających rozmowach, przejechałam jeszcze kawałek w głąb lasu - i moim oczom ukazał się ładny, biały dom. To właśnie tam spędziłam cały tydzień - z dala od szumu aut, z ledwo dychającym internetem, którym przestałam sobie zawracać głowę już następnego dnia, za to z basenem, dużym trawnikiem, stołami do piłkarzyków i bilarda. W dodatku pogoda dopisała - aż miałam wrażenie, że wyjechaliśmy z Danii. Słonko świeciło od rana do wieczora, i choć nogi nadal mam idealnie białe, to ramiona, plecy i twarz nabrały delikatnie brązowego koloru.

Całodniowa wycieczka do parku rozrywki okazała się świetną zabawą. Szaleliśmy niczym małe dzieci, śmigając na kolejkach wszelkiej maści. Najbardziej rozbawiła mnie dziewczynka, może sześcioletnia, która na zadane pytanie, czy mówię po niemiecku, otrzymała odpowiedź w postaci ostrożnego Nein, a i tak mówiła do nas bez przerwy przez całe pięć minut obracania się karuzeli. Ja natomiast wywołałam salwy śmiechu swoim ogromnym entuzjazmem dla kolejki, na której można było majtać nogami w wodzie. Przyznam się Wam w tajemnicy, że przejechałam się nią... Sześć razy! Ale ciii...

Po powrocie do domu pogoda postanowiła nam przypomnieć, że jednak jesteśmy w Danii, a jesień już za pasem. Mży i kropi, trochę wieje i ogólnie nie ma się ochoty wyściubiać nosa z domu. Szczęśliwie, ostatni tydzień urlopu postanowiliśmy spędzić w domowych pieleszach, nie ma więc takiej potrzeby, Mam zamiar upiec przynajmniej jedną szarlotkę (macie jakieś dobre przepisy na ciasta i przetwory z jabłkami...? Bo nasza jabłonka obrodziła wręcz zaskakująco), a za chwilę zabieram się za dżem figowy...

Póki co jednak powrócę duchem do słonecznego lata. Sezon na pomidory uciekł mi jakoś w tym roku; w ogóle lato minęło zaskakująco szybko. Gdyby nie fakt, że któregoś dnia C. obdarował mnie dwoma skrzynkami tych czerwonych, okrąglutkich warzyw (czy też raczej owoców), w ogóle bym się na nich nie skupiła. A tak powstał duży słoik suszonych pomidorów. Co prawda nie tradycyjnie na słońcu, ale bardziej przyziemną metodą - w piekarniku, jednak smakują naprawdę cudownie. Oliwa przeszła smakiem nie tylko pomidorów, ale też czosnku i rozmarynu; jest wprost idealna do polewania sałatek! Mam wrażenie, że może już być za późno na tego rodzaju przetwory, ale może będziecie pamiętać o tym przepisie za rok...?

Przepis znalazłam w starym numerze gazety Moje gotowanie poleca: Konfitury i spółka, nr 1/2014.

Suszone pomidory w oliwie


Składniki:
(na 1 słoik o pojemności 700 ml)
  • 2 kg mięsistych pomidorów
  • 4 łyżki soli
  • 2 łyżki cukru
  • 2 łyżki suszonej bazylii
  • 6 łyżek oliwy
zalewa:
  • 2 gałązki rozmarynu
  • 2 suszone papryczki chilli
  • 3 ząbki czosnku
  • oliwa do zalania

Pomidory umyć, przekroić na połówki. Ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia rozcięciem do góry. Posypać solą, cukrem i bazylią, skropić oliwą.

Suszyć w 75 st. C. przez 12-15 godzin.
Pomidory powinny być suche, ale nadal miękkie.

Pomidory przełożyć do słoiczków, przekładając rozmarynem i pokrojonym w plastry czosnkiem. Włożyć również papryczki. Całość zalać oliwą tak, żeby przykrywała pomidory.

Odstawić na minimum 3 dni.

Smacznego!


W tym tygodniu mam też zamiar nazbierać jeżyn - soczyste, niemal czarne i słodkie, mmm... Czy to jeszcze letnie owoce, czy już jesienne...? Zawsze mam z nimi problem...

wtorek, 30 sierpnia 2016

Szybkie bułeczki na leniwe śniadanie. Scones

Wróciłam. 
W sobotę po południu wróciliśmy do domu. Szczęśliwi, uśmiechnięci, nawet lekko opaleni, choć wakacje spędzamy w tym roku w Danii. Mieliśmy jednak dużo szczęścia - cały tydzień słonko grzało, a deszcz, jeśli już, padał tylko w nocy; a i to niezbyt intensywnie. Zwiedzaliśmy okolicę i lokalne targi staroci, byliśmy w lesie deszczowym w Randers, gdzie goniliśmy małe, czarne małpki, oraz na małych zakupach (kolejna letnia sukienka i jeszcze jeden sweter do kolekcji); większość czasu jednak spędzaliśmy taplając się w basenie i grając w gry towarzyskie. Gdy nagle zbierze się trzynaście osób pod jednych dachem, po prostu nie można się nudzić!

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na moim ulubionym bazarze, gdzie zaopatrzyłam się w dorodną dynię nieznanej mi odmiany, olbrzymie figi, pachnące morele i ciągle jeszcze lekko słodkie truskawki, z których właśnie robię dżem. 
Powrót do pracy nie był aż tak straszny, jak się spodziewałam, choć ręce bolą mnie okrutnie po dłuższej przerwie. Na szczęście jeszcze tylko trzy dni i... Wakacje!
Żyć, nie umierać; jakby powiedział Tato.

Po udanym urlopie i powrocie do wygodnego domku i własnej kuchni człowiek ma chęć na pyszne śniadanko. Najlepiej leniwe, luksusowe wręcz; ale takie, żeby za długo przy garnkach nie stać, gdy wielka waliza ciągle czeka na rozpakowanie, a sterty prania same wychodzą z kosza. W takim wypadku idealnie sprawdzą się scones - chrupkie z zewnątrz, mięciutkie w środku, ekspresowe w przygotowaniu bułeczki. Ich jedynym minusem jest fakt, że należy je zjeść zaraz po zrobieniu; następnego dnia będą bowiem suche i twarde. Rzadko jednak się zdarza, żeby jakaś przetrwała aż do następnego ranka...

Tym razem postawiłam na wersję wytrawną - z samodzielnie ususzonymi pomidorami i chrupiącymi ziarnami słonecznika na wierzchu. Wyszły boskie - jak zawsze. Nie da się ich bowiem zepsuć, a możliwości eksperymentowania ze składnikami są w zasadzie nieograniczone. 
Polecam!

Scones z suszonymi pomidorami i słoneczkiem


Składniki:
(na 8 bułeczek)
  • 250 g mąki pszennej
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 50 g zimnego masła
  • 120 g creme fraiche (18%)
  • 2 jajka
  • 80 g suszonych pomidorów z zalewy
dodatkowo:
  • 1 żółtko
  • 2 łyżki mleka
  • 25 g ziaren słonecznika
Mąkę, proszek i sodę przesiać, wymieszać z solą. Dodać masło, posiekać, a następnie dokładnie rozetrzeć palcami.
Jajka roztrzepać, dodać śmietanę, połączyć.
Wlać mokre składniki do suchych, dokładnie wymieszać łyżką.

Pomidory pokroić w kosteczkę, dodać do ciasta, połączyć.

Z ciasta uformować dysk o średnicy 20-22 cm, ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Pokroić ostrym nożem na 8 kawałków, jak tort. Nieco je rozsunąć, aby bułęczki miały miejsce na rośnięcie.

Żółtko roztrzepać z mlekiem. Posmarować nim bułeczki, posypać słonecznikiem.

Piec w 200 st. C. przez 15 minut.
Podawać ciepłe.

Smacznego!

A teraz już biegnę do mojego dżemu!