Pokazywanie postów oznaczonych etykietą galaretka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą galaretka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 16 lutego 2018

Deser kasztanowo-kawowy i powrót do codzienności

Dzisiaj skończyłam kolejny etap szkolny - piąty. Teraz już tylko powrót do domu, i jutrzejsza pobudka o wpół do pierwszej w nocy... Brutalny powrót do rzeczywistości. 
Mam jednak wrażenie, że codzienność nie da mi się we znaki za bardzo - w końcu to tylko tydzień... Bo później znów wracam do szkoły; tak, żeby się na Zelandii za mną stęsknić nie zdążyli. 

Tym razem było bardzo kameralnie - nauczyciel i my trzy. Muszę przyznać, że bawiłam się świetnie; bez sztywnego planu, całe dnie robiłam croissanty, kransekage, musy i polewy lustrzane... Udoskonalałam techniki, znajdowałam nowe, warte uwagi przepisy, bawiłam się karmelem i czekoladą - jednym słowem, aż żal, że to już koniec. Bo przy kolejnej okazji będzie nas znów piętnaścioro - co oczywiście ma swoje plusy, ale... Sami wiecie, jak jest. 

Moją największą dumą jest pokonanie lęku przed możliwością wylosowania na egzaminie końcowym marcepanowego rożka. Brzmi niewinnie, ale uwierzcie - to prawdziwe wyzwanie! Wszystko musi do siebie idealnie pasować, paseczki lukru muszą być cieniutkie i w idealnie równych odległościach, a całość nie powinna odchodzić od pionu. W końcu mi się udało! Oczywiście, nie jest idealnie, ale... Blisko. Wystarczająco blisko, żebym nie wpadała w bezdech na samą o nim myśl.
Ta szkoła jednak czegoś mnie uczy...

Dzisiaj mam dla Was natomiast przepis na naprawdę wyjątkowy deser. Bardzo prosty; raptem kilka składników, w dodatku niespecjalnie wyszukanych (no, może poza kasztanami, które poza sezonem ciężko kupić. Okazuje się jednak, że można znaleźć je mrożone - już obrane i podgotowane, gotowe do użycia - genialny pomysł!). Mamy więc krem kasztanowy z dodatkiem ricotty, warstwę intensywnie kawowej galaretki, delikatny mus kawowy i migdałowo-kasztanowy nugat. C. się w tym deserze zakochał, szczególnie przypadł mu do gustu chrupiący wierzch, który bezczelnie podjadał z miseczki, zanim zdążyłam udekorować nim desery. Dzięki dodatkowi sody do karmelu staje się on niemal puszysty - choć może to nienajlepsze określenie. Soda napowietrza karmel, dzięki czemu jest dużo przyjemniejszy w jedzeniu - taki prosty, a jakże efektowny trik!

Całość jest świetnie wyważona i lekko zaskakująca, pięknie wygląda i smakuje po prostu bosko!
I tak, ja wiem, że już po Walentynkach, ale w myśl zasady, że kochać trzeba na co dzień, a nie tylko od święta, przygotujcie taki deser w weekend i zjedzcie w doborowym towarzystwie. Nie pożałujecie - gwarantuję!

Deser kasztanowo-kawowy


Składniki:
(na 4-6 porcji)

mus kasztanowy:
  • 100 g słodzonego kremu z kasztanów
  • 50 g sera ricotta
  • 180 ml śmietany kremówki (38%)
  • 2 listki żelatyny

galaretka kawowa:
  • 150 ml kawy
  • 2 listki żelatyny

mus kawowy:
  • 2 żółtka
  • 2 łyżki cukru
  • 45 ml mocnej kawy
  • 2 listki żelatyny
  • 200 ml śmietany kremówki (38%)

dodatkowo:

Przygotować mus kasztanowy:
Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Białka ubić na sztywną pianę.
150 ml kremówki ubić na pół sztywno.
Pozostałą kremówkę podgrzać, dodać do niej odciśniętą żelatynę. 
Krem kasztanowy zmiksować z ricottą. Dodać żelatynę, zmiksować. Dodać ubitą kremówkę w dwóch partiach, delikatnie mieszając łyżką.
Przełożyć krem do szklanek, schłodzić.

Przygotować galaretkę:
Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie. Odcisnąć, dodać do gorącej kawy, ostudzić. Gdy galaretka zacznie tężeć, przelać na mus kasztanowy. Schłodzić.

Przygotować mus kawowy:
Żelatynę namoczy c w zimnej wodzie.
Żółtka z cukrem utrzeć na puszystą, jasną masę. Powoli wlewać kawę, cały czas miksując. Przelać masę do garnuszka, podgrzewać, cały czas mieszając, aż nieco zgęstnieje (nie gotować!). Do ciepłej masy jajecznej dodać odciśniętą żelatynę, wymieszać. Przestudzić. 
Kremówkę ubić na pół sztywno. Delikatnie wmieszać do letniej masy jajecznej. Przelać na zastygniętą galaretkę, schłodzić.

Kasztany i migdały grubo posiekać, wysypać na papier do pieczenia.
Cukier skarmelizować. gdy nabierze głębokiej, złoto-brązowej barwy, dodać sodę, wymieszać. Natychmiast przelać karmel na migdały i kasztany, wymieszać. Zostawić do całkowitego ostudzenia.

Przed podaniem posypać deser posiekanymi kasztanami i migdałami w karmelu.

Smacznego!


Ja tymczasem zbieram się do domu; jeśli się pospieszę, jest szansa, że dostanę spóźnionego walentynkowego całusa!

wtorek, 6 czerwca 2017

O wściekłej fretce i truskawkowym lesie deszczowym, czyli o powrocie do domu. I letnie ciasto bez pieczenia

Wszystko, co dobre, szybko się kończy...
Nawet pełne dwa tygodnie wakacji mijają zdecydowanie zbyt szybko. Szczególnie, gdy lista zadań i zajęć jest długa, a każdy dzień wypełniony jest po brzegi umówionymi spotkaniami. Gdy odwiedza się rodzinne strony po półtora roku, wiele rzeczy po prostu trzeba zrobić. Zwiedzić stare kąty, odwiedzić krewnych i znajomych, wybrać się na zakupy, zachwycać się tym, co chyba już zawsze zostanie takie samo i z zapartym tchem obserwować niezliczone zmiany.

Gdy już wszystko było spakowane, a nam zostało tylko wsiąść do samochodu i znów ruszyć na zachód, zakręciła mi się w oku łezka. Bo znów nie wiem, kiedy wrócę...

Mimo wszystko jednak dobrze jest wrócić do domu. Co prawda z szopki na rowery wyskoczyła na nas wściekła fretka, która podczas naszej nieobecności rzeczoną szopkę zaanektowała i urządziła w niej sobie przytulne gniazdko. Bardzo jej się powrót starych lokatorów nie spodobał; stała na ulicy, prychając i wyrażając swoją furię na wszystkie znane fretkom sposoby. 
Na miejsce dojechaliśmy w okolicach pierwszej w nocy, rozpakowaliśmy więc szybciutko rzeczy wymagające natychmiastowego rozpakowania (twaróg), żeby po szybkim prysznicu wskoczyć pod własną kołdrę we własnym łóżku... Od tygodni tak dobrze nie spałam!

Rano, gdy tylko Pączusia skoczyła C. na twarz informując, że to już najwyższa pora na załatwienie porannej toalety, ruszyliśmy do ogrodu, wciągając swetry przez rozespane głowy. A tam, moi drodzy - prawdziwe cuda! Niepozorne jeszcze dwa tygodnie temu krzaczki truskawek przypominają las deszczowy; mięta imbirowa rozrosła się tak, że truskawkową ledwo znaleźliśmy; rabarbar, tymianek i szałwia (zwykła i ananasowa) wyglądają, jakby spadł na nie cały duński deszcz, a na krzewie czerwonej porzeczki znalazłam pierwszą zieloną kuleczkę. Wszystko aż kipi setką odcieni zieleni, zaskakuje intensywnością barw i kusi, żeby zrywać i jeść... 
Bo są jeszcze przecież rzodkiewki, buraczki liściowe, dymka, szczypior, koper, czarna porzeczka, czerwony agrest, poziomki, oregano... 
Chwilo, trwaj!

Przed wyjazdem przygotowałam szybkie, letnie ciasto z galaretek. Tych ostatnich bowiem u mnie pod dostatkiem, a w lodówce stało opakowanie śmietany, którą kupiłam z myślą o czymś, czego w końcu nie przygotowałam. A że trzeba było wyczyścić lodówkę, pozbierałam różne resztki, i powstało takie oto ciacho. Bez pieczenia, więc idealne na upalne dni. Lekkie, umiarkowanie słodkie, orzeźwiające dzięki galaretce i kwaskowym owocom. Szczerze mówiąc, wyszło lepiej, niż się spodziewałam. Polecam Wam więc ogromnie!

Śmietanowiec z owocami i galaretką


Składniki:
(na tortownicę o średnicy 18 cm)

spód:
  • 100 g ciastek digestive
  • 125 g nutelli

masa śmietanowa:
  • 75 g galaretki cytrynowej (proszek)
  • 150 ml wrzątku
  • 165 ml mleka skondensowanego słodzonego
  • 500 g creme fraiche (18%)

wierzch:
  • 25 g czarnej porzeczki
  • 20 g malin
  • 35 g jeżyn
  • 130 g truskawek
  • 400 ml wrzątku
  • 75 g galaretki malinowej (proszek)

Ciastka pokruszyć, wymieszać z nutellą. 
Spód formy wyłożyć papierem do pieczenia. Wyłożyć masę ciasteczkową, dobrze ugnieść.
Schłodzić.

Galaretkę cytrynową rozpuścić we wrzątku, ostudzić.
Creme fraiche zmiksować w mlekiem. 
Gdy galaretka zacznie tężeć, wlać ją do śmietany, cały czas miksując.
Przelać masę na spód, wstawić do lodówki do całkowitego stężenia.

Malinową galaretkę rozpuścić we wrzątku, ostudzić.

Na schłodzonej masie śmietanowej ułożyć owoce, zalać tężejącą galaretką. Wstawić do lodówki na minimum 3 godziny.

Smacznego!

Jakby ktoś się zastanawiał, to suknię kupiłam. Jaką...? 
Opowiem następnym razem...

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Letni sernik na zimno z owocami. I wakacje!

Wakacje, znowu są wakacje,
na pewno mam rację,
wakacje znowu są!

Pamiętacie jeszcze tę słynną kiedyś piosenkę kabaretu OT.TO? Gdy jeszcze chodziłam do szkoły, każdy nucił ją pod nosem już pod koniec maja. Dzisiaj moje wakacje są zdecydowanie krótsze, ale... Są! 
Nareszcie!
Właśnie zaczęłam mój krótki urlopik i jestem w siódmym niebie. Nie muszę wstawać o wpół do pierwszej w nocy (kiedyś próbowałam się oszukiwać, że to już nad ranem, ale nic z tego...), spędzać w aucie minimum trzech godzin dziennie i taplać się w czekoladzie. No dobrze - to ostatnie akurat lubię, ale nawet od najprzyjemniejszych rzeczy człowiekowi potrzebna jest przerwa. Mam nadzieję się zregenerować na tyle, żeby jakoś przeżyć pięć dni w pracy i... Znów wybrać się na krótki urlop! 

Ach! Bajka, nie życie...

Nie zabieram ze sobą laptopa, pada ani nic z tych rzeczy. Odpoczynek nie tylko od pracy, ale też od internetu, a co! Na osłodę zostawiam Wam wybitnie wręcz letni serniczek. Banalnie prosty, bez pieczenia, bez cudowania. Klasyka, czyli kruchy, ciasteczkowy spód, delikatna, kremowa masa serowa - cudownie lekka dzięki użyciu jogurtu, a na wierzchu owoce (użyjcie swoich ulubionych) zalane galaretką. I tutaj mały haczyk - bo galaretka nie jest z paczki, ale z domowego syropu z kwiatów czarnego bzu. Jeśli jeszcze macie gdzieś zachomikowaną buteleczkę - nie zawahajcie się jej użyć! 
Serniczek smakuje latem i wakacjami, jest świeży, lekki i delikatny. Spróbujcie, zanim otuli nas jesień...

Sernik waniliowo-jogurtowy z owcami i bzową galaretką


Składniki:
(na tortownicę o średnicy 18 cm)

spód:
  • 100 g ciastek digestive
  • 30 g masła
masa serowa:
  • 400 g serka kremowego
  • 350 g jogurtu naturalnego
  • 3 łyżeczki cukru waniliowego
  • 30 g cukru pudru
  • 4 listki żelatyny
  • 100 ml mleka
dodatkowo:
  • 145 g moreli
  • 45 g czereśni
  • 35 g malin
galaretka:
Masło rozpuścić, przestudzić.
Ciastka dokładnie pokruszyć, wymieszać z masłem. Masę ciasteczkową dokładnie ugnieść na dnie tortownicy.
Schłodzić.

Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Serek zmiksować z jogurtem, cukrem pudrem i waniliowym.
Mleko zagotować. Zdjąć z palnika, dodać odciśniętą żelatynę, połączyć. Ostudzić.
Zimne, ale jeszcze nie tężejące mleko powoli wlewać do masy serowej, cały czas miksując.
Masę przelać na schłodzony spód, wstawić do lodówki na 60 minut.

Morele i czereśnie przekroić na połówki, usunąć pestki.
Owoce ułożyć na serniku.
Wstawić do lodówki do całkowitego zastygnięcia masy serowej.

Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Wodę zagotować, dodać syrop, wymieszać, zdjąć z palnika. Odcisnąć żelatynę, dodać do wody z syropem, wymieszać. Ostudzić.
Tężejącą galaretkę wylać na sernik.
Wstawić na noc do lodówki.

Smacznego!

A Wy już po urlopach, czy nadal cieszycie się dziecięcą wręcz wolnością...?

poniedziałek, 7 marca 2016

Na Dzień Kobiet. I na urodziny. A może na Wielkanoc...?

Jutro ważny dzień. Panowie pod krawatami, a przynajmniej w prawie wyprasowanych koszulach, ustawiają się w długaśnych kolejkach w kwiaciarniach i cukierniach. Bukiety wiele mówiących, czerwonych róż i pudełka pełne najlepszych czekoladek (choć z tym akurat trzeba uważać; nie każda pani, w dobie bycia slow i healthy, spojrzy przychylnym okiem na ten kuszący, acz zakazany podarunek), będą wyręczane wśród ochów i achów. Przedstawicielki płci pięknej (w dzisiejszych czasach, gdzie zachwycamy się mężczyznami księcioseksualnymi - czy nie wydaje się Wam, że to oksymoron? - ten związek frazeologiczny powoli traci swe pierwotne znaczenie) będą trzepotać rzęsami, ich adoratorzy będą się głupawo uśmiechać, i wszyscy będą szczęśliwi. No chyba, że jakiś nieszczęśnik zapomni. Oj, wtedy nie chciałabym być w jego skórze...

W moim domu rodzinnym to podwójne święto. Ósmego marca urodziny ma bowiem moja Mamusia. Dlatego już dzisiaj chciałabym jej życzyć wszystkiego, co najlepsze, spełnienia marzeń, wygrania w totka, i żeby udało jej się odwiedzić Danię. No dobra, tego ostatniego bardziej sobie życzę... 
Ale to w końcu też Dzień Kobiet, prawda...?

Z tej jakże podniosłej okazji mam tort. No dobrze, torcik raczej... Przygotowany w tortownicy o średnicy osiemnastu centymetrów, nie powala wielkością. Za to smak, moi kochani... Zbija z nóg.
Miękki biszkopt mocno nasączony likierem, na nim delikatny mus o smaku kawy, warstwa słodkich bezików i mus z ciemnej czekolady, niemal wytrawny w smaku. Wszystko przykryte cienką warstwą galaretki kawowej, której intensywny smak wspaniale wieńczy całość. Całość jest kawowo-czekoladowa; ciężko powiedzieć, który smak dominuje. Oba się ze sobą wspaniale komponują; po prostu.

A jeśli nie z okazji Dnia Kobiet, to może przygotujecie takie cudo na Wielkanoc...? Nie jest to tradycyjny wypiek, ale z pewnością zrobi na gościach odpowiednie wrażenie.

Jeżeli jednak kawowe smaki Was nie kuszą, koniecznie zajrzyjcie do Malwi i sprawdźcie jej przepis na biszkopt z galaretką.

Torcik kawowo-czekoladowy z kawową galaretką


Składniki:
(na tortownicę o średnicy 18 cm)

biszkopt:
  • 1 jajko
  • 35 g cukru
  • 20 g mąki pszennej
  • 10 g mąki ziemniaczanej
  • 20 g kakao
nasączenie:
  • 1 łyżka likieru kawowego
mus kawowy:
  • 65 ml mocnej kawy
  • 80 g cukru
  • 2 żółtka
  • 1 listek żelatyny
  • 60 g miękkiego masła
  • 125 ml śmietany kremówki (38%)
dodatkowo:
  • 30 g bezików
mus czekoladowy:
  • 90 g ciemnej czekolady (70%)
  • 250 ml śmietany kremówki (38%)
galaretka:
  • 200 ml gorącej,  mocnej kawy
  • 2 łyżeczki cukru
  • 3 listki żelatyny
dekoracja:
  • bezy
  • jeżyny
  • ziarna kakaowca
Biszkopt:
Białka ubić na sztywną pianę. Pod koniec partiami dodawać cukier. Po jednym dodawać żółtka, dokładnie miksując po każdym dodaniu. Mąki i kakao przesiać do osobnej miski, wymieszać. Po łyżce dodawać do masy jajecznej.

Dno formy wyłożyć papierem do pieczenia. Masę wyłożyć na blachę, delikatnie wyrównać wierzch.

Piec 10-15 minut w 160 st. C.
Wystudzić.

Mus kawowy:
Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Kawę zagotować z połową cukru. 
Żółtka utrzeć z pozostałym cukrem na puszystą, jasną masę. Powoli wlewać gorącą kawę, cały czas miksując. Przelać masę do garnuszka, gotować, aż zgęstnieje do konsystencji budyniu. Zdjąć z palnika, dodać odciśniętą żelatynę, wymieszać. Przełożyć do miski, miksować przez około 10 minut, aż masa całkowicie wystygnie. Po kawałeczku dodawać miękkie masło, cały czas miksując. 
Kremówkę ubić na sztywno, dodać do kremu, delikatnie mieszając łyżką.

W formie ułożyć biszkopt, zapiąć obręcz, nasączyć likierem. Wylać krem kawowy, posypać pokruszonymi bezikami. Schłodzić w lodówce.

75 ml kremówki zagotować. Zalać nią posiekaną czekoladę, wymieszać aż do jej rozpuszczenia. Ostudzić.
Pozostałą kremówkę ubić na sztywno, partiami dodawać do czekolady, delikatnie mieszając łyżką. Wyłożyć na mus kawowy, wyrównać wierzch. Schłodzić.

Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Kawę posłodzić, wymieszać. Dodać odciśniętą żelatynę, wymieszać do jej rozpuszczenia. Ostudzić.

Tężejącą galaretkę wylać na mus czekoladowy. Schłodzić w lodówce przez noc.


Tort przed podaniem udekorować bezikami, jeżynami i pokruszonymi ziarnami kakaowca.

Smacznego!

Ja nie dostanę jutro kwiatów. W Danii Dnia Kobiet się nie obchodzi, i jakoś nie mogę przekonać C. do zmiany zdania. 
Zresztą, on w ogóle mi ciętych kwiatów nie kupuje. Zazwyczaj dostaję doniczki (a czasem wręcz donice!) z orchideami albo innym zielskiem, czasami siatki pełne czerwonych pomarańczy...

sobota, 13 lutego 2016

Panna cotta. Na Walentynki

Kilka miesięcy temu kupiłam piękne granaty. Rzadko kupuję te owoce, bo mam mało pomysłów na ich wykorzystanie. Ich charakterystyczne pesteczki nie do wszystkiego się nadają i ciężko nimi po prostu zastąpić coś innego. Tym razem jednak skusiły mnie intensywną barwą skórki.
Już w drodze do domu przyszedł mi do głowy prosty, aczkolwiek interesujący pomysł. Wtedy nie udało mi się wcielić go w życie, a granaty wylądowały w sałatce z kuskusem. Zbliżające się Walentynki przypomniały mi o tamtej idei, kupiłam więc ponownie dorodny owoc granatu i zabrałam się do rzeczy.

W czasie przygotowań pomysł nieco ewoluował. Najpierw przygotowałam galaretkę owocową: tylko sok i żelatyna. Sama w sobie kwaskowata, idealnie komponuje się ze słodką, kremową panną cottą. A ta jest zupełnie wyjątkowa: nie tylko mocno waniliowa, ale też intensywnie jogurtowa w smaku. Gdy mój wzrok padł na jogurt naturalny, stwierdziłam, że muszę spróbować dodać właśnie jego zamiast klasycznego mleka. Dzięki temu deser zyskał bardzo ciekawą nutą; panna cotta wydaje się nieco lżejsza. Całość nie tylko świetnie smakuje, ale też naprawdę znakomicie prezentuje się na talerzu.

I to już ostatni pomysł na Walentynki w tym roku. Podoba się Wam...?

Jogurtowa panna cotta z galaretką z granatu


Składniki:
(na 6 porcji)

galaretka:
  • 1 granat
  • 1 listek żelatyny

panna cotta:
  • 250 ml śmietany kremówki (38%)
  • 1 laska wanilii
  • 50 g cukru
  • 5 listków żelatyny
  • 250 ml jogurtu naturalnego

Wyłuskać pestki granatu. Zmiksować blenderem, przetrzeć przez sitko.
Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Sok podgrzać; zdjąć garnuszek z palnika, dodać odciśniętą żelatynę, wymieszać. Przelać do foremek, schłodzić w lodówce przez 1-2 godziny.

Laskę wanilii przeciąć wzdłuż na pół, wyskrobać ziarenka. Laskę i ziarenka dodać do kremówki, zagotować. Odstawić na 30-60 minut.

Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie. 
Do kremówki dodać cukier, zagotować. Gdy cukier się rozpuści, zdjąć garnuszek z palnika, wyjąć laskę wanilii i dodać odciśniętą żelatynę. Wymieszać, ostudzić do temperatury pokojowej. 
Kremówkę wymieszać z jogurtem. Przelać do foremek na zastygniętą galaretkę.

Schłodzić przez noc w lodówce.

Przed podaniem wyjąć na talerzyki, odwracając do góry spodem.

Smacznego!


Jak już wspominałam, weekend w znakomitej części spędzam w pracy; czas wolny poświęcam na spanie, bo na nic innego nie mam siły. Może w niedzielę się bardziej postaram, gdy w perspektywie będzie poniedziałkowy luksus spania do czwartej...

sobota, 30 stycznia 2016

Słodko-kwaśno. Piąte urodziny bloga

O tym, że czas pędzi nieubłaganie, pisałam niedawno. W zasadzie jest to przygnębiające, ale bywa, że na drodze stają nam rzeczy niezwykle przyjemne. Takie rocznice chociażby. W Polsce po osiemnastce urodzin niemal nie wypada obchodzić (szczególnie paniom), ale z racji tego, że od dawna mieszkam w zupełnie innym kraju, do urodzin podchodzę niezwykle pozytywnie. Każda okazja, żeby się bawić jest dobra, a jak jeszcze przynoszą człowiekowi prezenty... No nie sposób urodzin nie lubić!
Do moich jeszcze trochę czasu zostało; dzisiaj natomiast świętujemy urodziny bloga!

To już pięć lat, odkąd nieśmiało wystukałam na klawiaturze pierwszy post. Nie byłam wtedy pewna, czy ktokolwiek tutaj zajrzy; okazało się jednak, że Czytelników przybywa wraz z rozwojem bloga. Przez te pięć lat przeszłam długą drogę; nie tylko blogowo, ale też prywatnie. Choć oba te aspekty w pewien sposób się zazębiają... To dzięki blogowi i wspaniałym ludziom, których poznałam postanowiłam spełnić swoje marzenie; blogowanie i wierni Czytelnicy dodali mi odwagi, i to dzięki nim wstąpiłam na nową drogę. Wasze komentarze utwierdzają mnie w przekonaniu, że postąpiłam słusznie; bardzo ważne jest, aby w życiu się spełniać, nie tylko wirtualnie, ale też w rzeczywistym świecie. Większość czasu spędzamy w pracy; jeśli jej nie lubimy, staje się dla nas zmorą. Od trzech miesięcy, mimo permanentnego zmęczenia i braku czucia w koniuszkach palców, jestem szczęśliwym i spełnionym człowiekiem. Pracuję w cukierni, gdzie towarzystwo jest zacne, a praca... Cóż, czasem to nie praca, a sama przyjemność. Czy mogłabym prosić o coś więcej...?

Oczywiście, o blogu nie zapominam. Staram się publikować jak najczęściej, szukam też nowych, ciekawych zagadnień. W planach mam wpisy na temat spotkań, w których miałam okazję uczestniczyć, pokazać Wam zawartość mojej biblioteczki (podoba mi się ta idea i wstyd mi ogromnie, że projekt porzucony czeka w kącie już tak długo), a także opowiedzieć więcej o pracy w cukierni. Może ktoś z Was dzięki temu również odnajdzie swoją drogę...?

Dziękuję Wam więc ogromnie, że jesteście ze mną już pięć lat. To szmat czasu, a Wy ciągle mnie dopingujecie i sprawiacie, że nawet jak mi się nie chce, to jednak mi się chce (nie jestem pewna, czy zabrzmiało to filozoficznie, czy po prostu głupio; w tym drugim wypadku uznajmy, że jestem już po urodzinowym szampanie). 
Mam nadzieję, że kolejne pięć lat będzie równie owocne.

Z tej, jakże podniosłej, okazji, mam dla Was tort. Torcik właściwie... Bo malutki, raptem osiemnaście centymetrów średnicy. Ale to dlatego, że dla dwóch osób większych porcji robić się nie opłaca.
Nie jest to klasyczny, warstwowy tort biszkoptowy, choć jest biszkopt; są i warstwy.
Na spodzie mamy więc cieniutki blat biszkoptowy, a na nim nieziemsko cytrynowy krem od Doroty. Według mnie, smakuje dobrze, ale jeśli wolicie słodsze słodkości, polecam połowę soku z cytryny zastąpić wodą. 
Na krem pokruszyłam chrupiące amaretti; jest to patent, który podpatrzyłam w pracy. z czasem oczywiście ciasteczka namiękną, ale zostawiają swój delikatnie migdałowy posmak, dodają też ciastu tekstury.
Kolejna warstwa to słodziutki mus na bazie czekolady karmelowej i kremówki. Lekki, delikatny i puszysty, świetnie równoważy kwaśny krem cytrynowy. 
Na wierzchu galaretka z rokitnika; ma oszałamiający kolor i bardzo ciekawy, również kwaśny smak. Torcik udekorowałam kandyzowanymi kumkwatami (przygotowałam je jak pomarańcze, ale pokroiłam na cieńsze plasterki i gotowałam zaledwie czterdzieści pięć minut), ziarenkami granatu (kontrast kolorystyczny mile widziany) i chrupiącymi okruszkami ciasteczek. 

Torcik wydaje się być pracochłonny, ale tak naprawdę poszczególne warstwy przygotowuje się szybko; najdłużej trwa tężenie całości. Smakował nam bardzo - niezbyt słodki, nieco kwaskowy nawet, delikatny i lekki. Ciężko mu się oprzeć, naprawdę...

Torcik cytrynowo-karmelowy z rokitnikiem


Składniki:
(na tortownicę o średnicy 18 cm)

biszkopt:
  • 1 jajko
  • 35 g cukru
  • 30 g mąki pszennej
  • 10 g mąki ziemniaczanej
mus cytrynowy:
  • 65 ml soku z cytryny
  • 110 g cukru
  • 2 żółtka
  • 60 g miękkiego masła
  • 125 ml śmietany kremówki (38%)
dodatkowo:
  • 50 g ciasteczek amaretti
mus czekoladowy:
  • 90 g czekolady karmelowej
  • 250 ml śmietany kremówki (38%)
galaretka:
dekoracja:
Biszkopt:
Białka ubić na sztywną pianę. Pod koniec partiami dodawać cukier. Po jednym dodawać żółtka, dokładnie miksując po każdym dodaniu. Mąki przesiać do osobnej miski, wymieszać. Po łyżce dodawać do masy jajecznej.

Dno formy wyłożyć papierem do pieczenia. Masę wyłożyć na blachę, delikatnie wyrównać wierzch.

Piec 10-15 minut w 160 st. C.
Wystudzić.

Mus cytrynowy:
Sok z cytryny zagotować z połową cukru. 
Żółtka utrzeć z pozostałym cukrem na puszystą, jasną masę. Powoli wlewać gorący sok, cały czas miksując. Przelać masę do garnuszka, gotować, aż zgęstnieje do konsystencji budyniu. 
Przełożyć do miski, miksować przez około 10 minut, aż masa całkowicie wystygnie. Po kawałeczku dodawać miękkie masło, cały czas miksując. 
Kremówkę ubić na sztywno, dodać do kremu, delikatnie mieszając łyżką.

W formie ułożyć biszkopt, zapiąć obręcz. Wylać krem cytrynowy, posypać pokruszonymi amaretti. Schłodzić w lodówce.

50 ml kremówki zagotować. Zalać nią posiekaną czekoladę, wymieszać aż do jej rozpuszczenia. Ostudzić.
Pozostałą kremówkę ubić na sztywno, partiami dodawać do czekolady, delikatnie mieszając łyżką. Wyłożyć na mus cytrynowy, wyrównać wierzch. Schłodzić.

Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Konfiturę mocno podgrzać, zdjąć z palnika, dodać odciśniętą żelatynę. Wymieszać. Wylać na mus czekoladowy, odstawić na noc do lodówki.

Tort przed podaniem udekorować ziarenkami granatu, kandyzowanymi kumkwatami i pokruszonymi amaretti.

Smacznego!


Taką piękną różę dostałam od C. Bez okazji; ot, tak sobie
Bardzo było mi miło.

piątek, 11 września 2015

Na pożegnanie lata: sernik na zimno z galaretką

Jesień. Czuć ją w zachodnim wietrze, który szarpie moim szalem i Ptysi uszami. Patrzy ten mój pies na mnie tymi swoimi wielkimi, okrągłymi oczami, z niemym pytaniem: Ale dlaczego? Przecież wiesz, że nie lubię wiatru...
Niestety, Ptysiu moja kochana, jest to proces nieunikniony. Po lecie przychodzi jesień - zawsze, co roku tak samo. Raczej nie dożyjemy zmiany w tej kwestii. Trzeba więc zacisnąć zęby i udawać, że przecież to lubimy...

Według mądrych prognoz, dzisiaj mamy ostatni dzień ładnej, w miarę jeszcze letniej, pogody. Mimo wiatru słonko świeci, nie jest przeraźliwie zimno i w sumie całkiem przyjemnie. Później ma już być tylko gorzej, aż do wiosny... Choć, jako niepoprawna optymistka, postanowiłam prognozom nie wierzyć. Może jeszcze trafi się miły, ciepły dzień, idealny na spacer...? Niemniej, właśnie dziś chciałabym Wam pokazać ostatnie, wybitnie letnie ciasto. Sernik na zimno, oczywiście.

Kiedy pojechaliśmy do Polski, Mamunia uraczyła nas sernikiem na zimno. Wiecie, takim tradycyjnym: na biszkoptach, waniliowym, z borówkami i galaretką. Pycha! Lekki i delikatny, podbił podniebienie C. Jak zwykle, nie mógł przestać o nim mówić. Postanowiłam więc zrobić mu przyjemność, i przygotować coś podobnego.
Akurat mieliśmy w domu płatki kukurydziane, użyłam więc ich do przygotowania spodu. Pyszny jest, ale ma dwie wady: ciężko się kroi i po dwóch dniach w lodówce łapie wilgoć i przestaje być chrupiący. Masa serowa jest bardzo kremowa i gęsta, jeśli wiecie, co mam na myśli. To nie jest puszyste ptasie mleczko, tylko konkretny sernik. Wierzch to owoce zalane galaretką. U mnie borówki, bo akurat tanio kupiłam, ale można użyć malin, wiśni, porzeczek, a w lipcu z powodzeniem truskawek. To taka klasyka, która nigdy się nudzi, a smakuje każdemu. 
Idealne ciasto na pożegnanie lata...

Sernik z borówkami na spodzie z płatków kukurydzianych


Składniki:
(na tortownicę o średnicy 22 cm)

spód:
  • 125 g płatków kukurydzianych
  • 60 g masła
  • 50 g miodu
masa serowa:
  • 600 g serka kremowego
  • 6 listków żelatyny
  • ziarenka z 1 laski wanilii
  • 300 ml śmietany kremówki (38%)
  • 2 łyżeczki cukru waniliowego
  • 50 g cukru pudru
dodatkowo:
  • 400 g borówek amerykańskich
  • 1 opakowanie galaretki porzeczkowej
  • 500 ml wrzątku
Masło z miodem rozpuścić. Dodać do płatków, wymieszać.
Masę przełożyć do tortownicy, ugnieść na spodzie uważając, żeby nie połamać zbytnio płatków.
Wstawić do lodówki na 30 minut.

Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Serek, wanilię, cukier waniliowy i cukier puder zmiksować na gładką masę. Żelatynę odcisnąć, rozpuścić, dodać do masy uważając, żeby nie zrobiły się grudki.
Kremówkę ubić na sztywno, dodać do masy serowej, delikatnie mieszając.

Masę serową wyłożyć na spód, schłodzić w lodówce przez 1 godzinę.

Na serniku ułożyć borówki, część z nich delikatnie wciskając w masę. 
Galaretkę zalać wrzątkiem, wymieszać aż do jej rozpuszczenia. Ostudzić.
Tężejącą galaretkę wylać na owoce. Schłodzić w lodówce aż do jej całkowitego stężenia.

Smacznego!


Chciałabym jeszcze nadmienić, że to 800 wpis na blogu. Tak, tak, już tyle za nami! Całkiem imponująca to liczba, muszę przyznać. 
Może powinnam upiec z tej okazji tort...?

wtorek, 26 maja 2015

Ciasto z malinami i bezą na Dzień Mamy

Jak zapewne wszyscy wiecie, moja Mama jest ode mnie daleko. Jakieś tysiąc kilometrów, mniej więcej. W dzisiejszym świecie jednak nie jest to tak dokuczliwe, jak mogłoby się wydawać. Internet zapewnia nam długie, regularne (i, co nie bez znaczenia, darmowe) rozmowy, możemy się widzieć, a wczoraj nawet jadłyśmy razem obiad (no dobrze, ja jadłam, a ona patrzyła, ale nic nie poradzę na to, że nie da się porcyjki przez USB wysłać). Kiedyś to były czasy - listy, które często dochodziły spóźnione o lata; dalekie i żmudne podróże w niekoniecznie komfortowych warunkach. Dzisiejszy świat skurczył się wręcz dramatycznie - jest to, owszem, wygodne, ale czasem brakuje mu tego staroświeckiego romantyzmu...

Na Dzień Mamy, nie tylko dla mam, mam wyjątkowo pyszną propozycję. Ciasto, choć nieco czasochłonne, jest banalnie proste w przygotowaniu, a smakuje obłędnie! Kruchy, maślany spód, galaretka z zatopionymi w niej słodko-kwaśnymi malinami, rozpływający się na języku waniliowy krem z mascarpone, a całość zwieńczona śnieżnobiałą, idealnie kruchą bezą. Jeśli jeszcze nie dostaliście ślinotoku, należy Wam się order, bo ja na samo wspomnienie robię się głodna. Ciacho smakuje niebiańsko, i jestem pewna, że każda mama będzie takim prezentem zachwycona. Bo te wykonane własnoręcznie, od serca, choć nie idealne, zawsze cieszą najbardziej.

Przepis znalazłam u Doroty, zmieniłam nieco proporcje, żeby pasowały do mojej mniejszej blachy. 

Malinowa chmurka

Składniki:
(na tortownicę o średnicy 26 cm)

kruchy spód:
  • 2 żółtka
  • 20 g cukru pudru
  • 1/3 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 100 g mąki pszennej
  • 65 g zimnego masła

galaretka:
  • 500 g malin
  • 2 galaretki malinowe
  • 600 ml wrzątku

krem:
  • 350 ml śmietany kremówki (38%)
  • 150 g serka mascarpone
  • 2 łyżki cukru pudru
  • nasiona z 1 laski wanilii

beza:
  • 2 białka 
  • 100 g cukru
  • 1,5 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 30 g płatków migdałowych

Kruchy spód:
Mąkę i cukier puder przesiać, wymieszać z proszkiem. Dodać masło, posiekać, a następnie rozetrzeć palcami. Dodać żółtka, szybko zagnieść gładkie ciasto.
Uformować z ciasta kulę, zawinąć w folię spożywczą i schłodzić w lodówce przez 1 godzinę. 

Ciasto rozwałkować na wielkość formy, wyłożyć spód. Schłodzić w lodówce przez 30 minut.

Schłodzone ciasto gęsto nakłuć widelcem.

Piec w 200 st. C. przez 15-20 minut, aż nabierze złoto-brązowego koloru.
Ostudzić.

Beza:
Białka ubić na sztywno, pod koniec partiami dodając cukier. Wsypać mąkę, zmiksować.

Na papierze do pieczenia odrysować kontur tortownicy, uforować bezę odrobinę mniejszą od średnicy otrzymanego koła. Wierzch posypać płatkami migdałowymi.

Piec w 140 st. C. przez 1 godzinę.
Wystudzić w uchylonym piekarniku.

Galaretkę zalać wrzątkiem, wymieszać aż do jej rozpuszczenia. Ostudzić, a następnie wstawić do lodówki, aż galaretka zacznie tężeć.

Na upieczony spód wyłożyć maliny, zalać tężejącą galaretką(jeśli tortwonica nie jest zupełnie szczelna, owinąć ją najpierw z zewnątrz folią aluminiową). Wstawić do lodówki do całkowitego stężenia galaretki.

Kremówkę ubić z mascarpone, cukrem pudrem i wanilią na puszystą, jasną masę, niezbyt długo, żeby masa się nie zważyła. Wyłożyć na całkowicie stężoną galaretkę, przykryć bezą. Schłodzić przed podaniem.

Smacznego!

Dzisiaj znów kupiłam pół kilo malin w bardzo przystępnej (na duńskie warunki) cenie i już się zastanawiam, co z nimi zrobić. Najchętniej w duecie z truskawkami, bo te również mnie zauroczyły, i nie potrafiłam się oprzeć. W siatce przywędrował z nami również rabarbar, ale nim już się zajęłam...

piątek, 3 kwietnia 2015

Wesołych Świąt! I tort z galaretką z cydru

Czas pędzi nieubłaganie. Dopiero co pochowałam ozdoby choinkowe do pudeł i schowałam je na dnie szafy, a tu już trzeba wyciągać zajączki i jajeczka. Jedyne, co nie bardzo się zmieniło, to pogoda - w Boże Narodzenie było szaro, zimno i pochmurno; wyglądając za okno w tej chwili, moim oczom ukazuje się widok niezwykle podobny. Ale - kto by się przejmował pogodą? Najważniejsze to, że mamy chwilę wolnego, gdzie można zwolnić i odsapnąć, spotkać się z rodziną i przyjaciółmi, posiedzieć przy stole zastawionym pysznościami i po prostu razem pobyć. W tym roku Wielkanoc spędzam w Danii; w niedzielę udamy się na świąteczny brunch (jak to modnie brzmi!) do siostry C., gdzie mam zamiar zaserwować kilka niecodziennych słodkości. Intensywna produkcja rozpoczęła się już dzisiaj, ale na blogu przepisy pojawią się dopiero po Świętach (może komuś przydadzą się w przyszłym roku). 

Zresztą, na moim stole już od paru tygodni królują typowo wielkanocne wypieki - babki, mazurki, serniki. Tylko na paschę czasu zabrakło, niestety...
Dzisiaj mam dla Was coś wyjątkowego, trochę innego, nietradycyjnego. Zaczęło się od tego, że C. z szerokim uśmiechem wyręczył mi dwa granaty i stwierdził, że na pewno przygotuję z nich coś pysznego. Jasne, tylko co...? Granatów nie używam zbyt często (błąd - pyszne są przecież!), bo są owocem nieco problematycznym... Trzeba do nich wymyślać specjalne ciasta i desery, bo ani za jabłka, ani za truskawki uchodzić nie mogą. Wymyśliłam więc sobie, że ich smak doskonale skomponuje się ze słodyczą białej czekolady. Moja wyobraźnia pogalopowała dalej, zahaczając o świeże, pyszne mango. Biszkopt był wyborem oczywistym, a galaretka na wierzchu chyba mi się przyśniła... Niemniej, wyszedł z tego całkiem zgrabny torcik, a owoce zatopione w przezroczystej galaretce wyglądają zjawiskowo. Połączenie niemal krwistej, rubinowej czerwieni granatów z intensywną żółcią mango zachwyci chyba każdego. Smakowo całość wypadła również bardzo dobrze - słodszy krem, lekko kwaśny granat, wszystko miękkie, delikatne i rozpływające się w ustach. Może zdecydujecie się na taki niecodzienny wypiek? A jeśli nie na Święta - to może na najbliższe urodziny...?

Tort z białą czekoladą, granatem i cydrową galaretką

Składniki:
(na tortownicę o średnicy 20 cm)

biszkopt:
  • 3 jajka
  • 120 g cukru
  • 70 g mąki pszennej
  • 30 g mąki ziemniaczanej

nasączenie:
  • sok z 1/2 limonki
  • 2 łyżki cydru bzowego

krem:
  • 500 ml śmietany kremówki
  • 150 g białej czekolady
  • ziarenka z 1 granatu

galaretka:
  • 500 ml cydru
  • 5 łyżeczek żelatyny
  • 3 łyżki zimnej wody

dodatkowo:
  • ziarenka z 1/2 granatu
  • 1 mango

Biszkopt:
Białka ubić na sztywną pianę. Pod koniec partiami dodawać cukier. Po jednym dodawać żółtka, dokładnie miksując po każdym dodaniu. Mąki przesiać do osobnej miski, wymieszać. Po łyżce dodawać do masy jajecznej.

Dno tortownicy wyłożyć papierem do pieczenia. Masę wyłożyć do tortownicy, delikatnie wyrównać wierzch.

Piec 25-35 minut w 160 st. C.

Upieczony biszkopt wyjąć z piekarnika, zrzucić z wysokości 60 cm (w formie) na podłogę, wstawić z powrotem do lekko uchylonego piekarnika, wystudzić. Brzegi odkroić ostrym nożem, kiedy ciasto będzie już zupełnie ostudzone.
Przekroić na pół.

Sok z limonki wymieszać z cydrem. Nasączyć oba blaty.

Czekoladę posiekać, rozpuścić w kąpieli wodnej, ostudzić.
Kremówkę ubić na sztywno, powoli wlewać całkowicie ostudzoną czekoladę, cały czas miksując. Odłożyć 3-4 łyżki kremu, resztę wymieszać z nasionkami granatu.

Ułożyć blat ciasta na paterze, zapiąć obręcz tortownicy. Równomiernie wyłożyć krem z granatem, przykryć drugim blatem, delikatnie dociskając. Wierzch posmarować pozostałym kremem. Ułożyć pokrojone w plasterki mango, posypać ziarenkami granatu. Schłodzić w lodówce.

W tym czasie przygotować galaretkę.
Żelatynę zalać wodą. Cydr mocno podgrzać, zdjąć z palnika. Dodać żelatynę, wymieszać aż do jej całkowitego rozpuszczenia. Ostudzić.

Tężejącą galaretkę wylać na ciasto, schłodzić, aż zupełnie zastygnie.

Smacznego!

Ponieważ to już ostatni wpis przed Świętami, chciałabym życzyć Wam cudownej Wielkiej Nocy, spędzonej z rodzinami. Zapomnijcie o idealnie wysprzątanym mieszkaniu, o jajkach jak spod igły, skupcie się na celebrowaniu i zapamiętywaniu tych wspaniałych chwil.

Wesołych Świąt!

niedziela, 6 lipca 2014

Sernik z rabarbarem - jeszcze jest czas

Mmm, kocham serniki. Uwielbiam rabarbar (tak, tak, wiem. Sezon już się dawno skończył, teraz czas na zupełnie inne dary natury. Ale: przepis jest sprzed dwóch tygodni, i jakoś zapomniałam dodać go wcześniej, a poza tym cały czas widuję rabarbar na straganach. Więc jak ktoś ma chęć, ma też możliwości). Piekłam już sernik z rabarbarem, teraz przyszła pora na sernik na zimno.

Nigdzie nie mogłam znaleźć przepisu, który by mnie w pełni usatysfakcjonował. Rabarbar jest popularny, ale serniki z jego udziałem to ciągle nie najbardziej rozchwytywane ciasta. Postanowiłam więc pokombinować sama. 
C. powiedział, że chce na biszkopcie. Ja chciałam, żeby miał dwie warstwy - rabarbarową i sernikową. Najdłużej myślałam, jakby tu urozmaicić właśnie tę drugą, aż do głowy wpadła mi cytryna. Pycha!
Mimo, że i rabarbar i cytryna słodkością nie grzeszą, sernik wyszedł bardzo wyważony w smaku. Zużyłam do niego resztę mleka skondensowanego po lodach, dałam też trochę miodu, którego smak bardzo dobrze komponuje się z całością. Masa rabarbarowa jest troszkę kwaskowa, sernikowa też nie jest przesłodzona, ale wszystko równoważy mięciutki, pachnący, słodki biszkopt. Na wierzch świeże truskawki - czysta rozkosz w buzi. 
Ponieważ na biszkopt wyłożyłam nie całkiem stężałą masę, sok spłynął do biszkoptu, nasączając go i nadając mi kolor. Mi się ten efekt podoba, ale jeśli chcecie mieć żółciutki biszkopt, poczekajcie z wylaniem masy, aż zacznie lekko tężeć.

Sernik cytrynowy z rabarbarem na biszkopcie (na zimno)

Składniki:
(na formę 20x20 cm)

biszkopt:
  • 2 jajka
  • 70 g cukru
  • 45 g mąki pszennej
  • 15 g mąki ziemniaczanej
  • skórka otarta z 1 cytryny

masa rabarbarowa:
  • 400 g rabarbaru
  • 2 łyżki cukru
  • skórka otarta z 1 cytryny
  • sok z 1/2 cytryny
  • 1 galaretka truskawkowa (proszek)

masa serowa:
  • 400 g serka kremowego
  • 120 g mleka skondensowane słodzonego
  • 30 g płynnego miodu
  • sok z 1 cytryny
  • 6 listków żelatyny
  • 300 ml śmietany kremówki (38%)

dodatkowo:
  • 2 łyżki cukru pudru
  • 9 truskawek

Mąki przesiać, wymieszać.
Białka ubić na sztywną pianę, pod koniec ubijania dodając partiami cukier. Po jednym dodawać żółtka, miksując po każdym dodaniu. Na końcu partiami dodawać mąkę, miksując na najniższych obrotach.
Dno formy wyłożyć papierem do pieczenia. Przelać do formy masę, wyrównać wierzch.

Piec w 160 st. C. przez 25 minut.
Przestudzić w uchylonym piekarniku, następnie wyjąć z piekarnika i ostudzić całkowicie.

Rabarbar zasypać cukrem, odstawić na 30 minut. Po tym czasie dodać skórkę i sok z cytryny, zagotować. Dusić na średnim ogniu, aż rabarbar zmięknie i zacznie się rozpadać. Zdjąć z palnika, wmieszać galaretkę. Odstawić do ostygnięcia.

Gdy masa ostygnie, wyłożyć ją na biszkopt, równomiernie rozprowadzając. Wstawić do lodówki na 30-60 minut, aż zastygnie.

Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie.
Sok z cytryny podgrzać, dodać odciśniętą żelatynę, mieszać, aż się rozpuści. Ostudzić.
Serek utrzeć z mlekiem skondensowanym i miodem na gładką masę. Dodać całkowicie ostudzoną żelatynę, zmiksować.
Kremówkę ubić na sztywno, łyżką delikatnie wmieszać do masy serowej.

Masę wyłożyć na warstwę rabarbaru, wygładzić wierzch, a następnie zrobić spodem łyżki fale. Odstawić na 4-5 godzin do lodówki do stężenia.

Przed podaniem posypać cukrem pudrem i udekorować truskawkami.

Smacznego!

Hmm... Sama nie wiem, czy to już ostatnie rabarbarowe pyszności w tym roku. Aktualnie na tapecie inne owoce, ale któż wie, może jeszcze wrócę do tych pysznych łodyg i zaserwuję je Rodzince...? Nie zdążyłam się bowiem rabarbarem nacieszyć(jak co roku zresztą) i ciągle mam ochotę na więcej...

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Malinowy sernik na Dzień Taty

Dzisiaj Dzień Taty. Ja do mojego zadzwoniłam z samego rana (z mojego punktu widzenia, według niego to już pora na pierwszą drzemkę była) z życzeniami. 
Zawsze bawi mnie, jak Tato przypomina mi o Dniu Matki, a Mamunia z kolei stara się niezauważalnie przypomnieć mi o Dniu Ojca. Ja wiem, że w moim wieku skleroza to zjawisko niezwykle popularne, u mnie szczególnie zaawansowane, ale jednak o pewnych rzeczach wypadać pamięta. Zwykle zapominam daty i imiona, chyba, że ktoś mi je zapisze. Nie dlatego, że jestem jakoś szczególnie roztrzepana (tylko trochę, w granicach normy bym powiedziała), ale mam pamięć typowo wzrokową - słowa, które tylko usłyszę, dość szybko ulatują z mej pamięci... Dni Mamy i Taty jednak są na tyle ważne, że pamiętam. Co roku. A moi Rodzice i tak sądzę, że gdyby nie oni, to z pewnością bym zapomniała. Cóż... Z pewnymi porządkami nie da się walczyć, trzeba je zaakceptować takimi, jakimi są.

Dzisiaj mam dla Was sernik na zimno. Idealny nie tylko na Dzień Ojca, ale na każdy inny świąteczny i powszedni dzień. Pracy z nim niewiele (poza wycinaniem kruchych ciasteczek, ale ten etap można pominąć), a smak jest rewelacyjny. Sernik wyszedł lekki, delikatny, bardzo owocowy. Po prostu niebo w buzi.
Przepis znalazłam w gazetce Pieczenie jest proste, nr 1/2013 i od dawna miałam na niego ochotę. Ten śliczny, różowiutki kolorek, intensywna barwa świeżych malin, kruchy spód i wierzch z idealnie białej bitej śmietany... Wygląda zjawiskowo. 
Można zamiast kruchego spodu zrobić zwykły spód z pokruszonych ciastek. Można dać dowolne owoce sezonowe: jagody czy pokrojone na mniejsze kawałki truskawki. Można kombinować do woli. Mi wersja z malinami zasmakowała ogromnie - nie za słodka, cudownie owocowa, pyszna. Polecam bardzo.

Razem ze mną pyszności na Dzień Taty przygotowały Siankoo, Martynosia i Justinka. Ogromnie dziewczynom dziękuję za wspólne pieczenie - już się nie mogę doczekać, żeby zobaczyć, jakie pyszności przygotowały.

Malinowy sernik na zimno

Składniki:
(na tortownicę o średnicy 20 cm)

ciasto kruche:
  • 250 g mąki pszennej
  • 100 g cukru
  • 1/4 łyżeczki soli
  • 125 g zimnego masła
  • 1 jajko

dodatkowo:
  • 1 jajko
  • 2 łyżki mleka
  • 10 g cukru

masa serowa:
  • 400 g serka kremowego
  • 50 g cukru
  • 200 ml śmietany kremówki (38%)
  • 1 opakowanie galaretki malinowej
  • 200 ml wrzątku
  • 200 g świeżych malin

wierzch:
  • 200 ml śmietany kremówki (38%)
  • 50 g serka mascarpone
  • 50 g świeżych malin

Mąkę przesiać do miski, wymieszać z cukrem i solą. Dodać masło, posiekać, a następnie rozetrzeć w palcach na kruszonkę. WBić jajko, szybko zagnieść gładkie ciasto.
Wstawić do lodówki na 1 godzinę.

Zimne ciasto podzielić na pół. Połowę wstawić do lodówki, resztę rozwałkować na okrąg o średnicy 20 cm. Wyłożyć spód formy papierem do pieczenia, na to położyć ciasto. Gęsto nakłuć widelcem.

Piec w 200 st. C. przez 20-25 minut.
Wystudzić.

Pozostałe ciasto cienko rozwałkować, wyciąć dowolne kształty. Ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, posmarować jajkiem roztrzepanym z mlekiem, posypać cukrem.

Piec w 200 st. C. przez 7-8 minut, aż się zrumienią.
Zdjąć z blachy, ostudzić.

Galaretkę wymieszać z cukrem, rozpuścić we wrzątku, ostudzić.
Serek zmiksować, powoli wlewać całkowicie ostudzoną galaretkę, cały czas miksując. Jeśli masa będzie zbyt rzadka, wstawić na 5 minut do lodówki (uważać, bo szybko się ścina).
Kremówkę ubić na sztywno, partiami dodawać do masy serowej. Na końcu delikatnie wmieszać maliny.
Masę przełożyć na spód, wyrównać wierzch. Wstawić do lodówki na 30 minut.

Ubić pozostałą kremówkę z mascarpone, wyłożyć na wierzch. Zrobić wzorki grzebień do dekoracji. Wierzch udekorować pozostałymi malinami i ciasteczkami.

Przechowywać w lodówce.

Smacznego!

Jeszcze tylko tydzień roboczy, i jedziemy! Nie jestem podekscytowana podróżą (dwanaście godzin w aucie zawsze mnie wykańcza), ale perspektywa trzech tygodni w lipcu w Polsce jest doprawdy wręcz oszałamiająca... Niech żyją wakacje!

poniedziałek, 26 maja 2014

Ciasto na Dzień Mamy, nie tylko dla Mamy

Ona mi pierwsza pokazała księżyc
I pierwszy śnieg na świerkach,
I pierwszy deszcz.
Byłem wtedy mały jak muszelka,
A czarna suknia mojej matki
Szumiała jak Morze Czarne...
                                                                           Konstanty Ildefons Gałczyński

Ciasto kawowo-truskawkowe

Składniki:
(na formę 25x25 cm)

biszkopt:
  • 3 jajka
  • 90 g cukru
  • 70 g mąki pszennej
  • 15 g kakao
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia

masa truskawkowa:
  • 500 g truskawek (świeżych lub mrożonych)
  • skórka otarta z 1 cytryny
  • sok z 1 cytryny
  • 1,5 opakowania galaretki truskawkowej (proszek)

masa kawowa:
  • 400 g jogurtu greckiego (10%)
  • 250 ml śmietany kremówki (38%)
  • 40 g cukru pudru
  • 120 ml mocnej zimnej kawy
  • 10 listków żelatyny

dodatkowo:
  • 20 g mlecznej czekolady

Białka ubić na sztywną pianę, pod koniec ubijania dodając partiami cukier. Po jednym dodać żółtka, dokładnie miksując po każdym dodaniu. Mąkę przesiać z proszkiem i kakao, partiami dodawać do masy jajecznej, miksując na najniższych obrotach miksera. 

Dno formy wyłożyć papierem do pieczenia. Wylać ciasto do formy, delikatnie wyrównać.

Piec w 160 st. C. przez 25 minut.
Ostudzić w formie.

Mrożone truskawki wsypać do garnka bez rozmnażania, świeże umyć i odszypułkować. Dodać sok i skórkę z cytryny, dusić na średnim ogniu pod przykryciem przez kilka-kilkanaście minut - owoce mają zmięknąć i lekko się rozpaść. Do gorącej masy dodać galaretkę (proszek) i dokładnie wymieszać aż do jej rozpuszczenia. Ostudzić, a następnie wyłożyć na całkowicie ostudzony biszkopt. Wstawić na 30 minut do lodówki.

Żelatynę namoczyć w zimnej wodzie, następnie odcisnąć, rozpuścić i ostudzić.
Kremówkę ubić na sztywno.
Jogurt zmiksować z cukrem pudrem, dodać kawę, a następnie ostudzoną, ale nadal płynną żelatynę. Szybko wmieszać ubitą kremówkę (masa szybko tężeje) i wyłożyć masę na truskawki. 
Wstawić do lodówki na 1-2 godziny, do całkowitego stężenia.

Przed podaniem posypać startą na tarce czekoladą.

Smacznego!

Przepis na to ciasto znalazłam na blogu Cytrynowa kuchnia i od razu wiedziałam, że będę musiała je upiec. Połączenie kakaowego biszkoptu z niesamowicie truskawkową galaretką i cudownie delikatną warstwą lekko kawowego kremu sprawdziło się wyśmienicie. Poczyniłam drobne zmiany - do spodu dodałam kakao, do masy truskawkowej - mniej galaretki, żeby nie była za twarda. Do warstwy jogurtowej dałam więcej kawy, a jej smak i tak jest tylko delikatnie wyczuwalny. Całość komponuje się świetnie - gwarantuję, że nie tylko mamy zakochają się w tym cieście.

poniedziałek, 31 marca 2014

Wiosenny sernik z mascarpone

Dziś ostatni dzień konkursu na Mikserze, w sieci więc całe mnóstwo serników. I ja postanowiłam wykorzystać tę ostatnią chwilę, i jeszcze coś przygotować. Choć z zasady jestem sceptyczna, to jednak nutka nadziei na wygraną zawsze gdzieś się tli... Zobaczymy. W każdym razie, dla mnie, nagrodą za udział w konkursie była możliwość zjedzenia kilku pysznych serników, a jak zapewne wiecie, to zdecydowanie moje ulubione ciasta. Nigdy nie mam ich dość...

Jakiś czas temu potrzebowałam mascarpone. Chodziłam, szukałam - nic. Może w poniedziałek. Hmm... Mascarpone na wagę złota.
W związku z tym C. kilka dni później, pamiętając moją desperację, kiedy w sklepie zauważył mascarpone, bez wahania nabył dwa opakowania, żeby mi je w domu uroczyście wręczyć. Ucieszyłam się, choć już nie pamiętałam nawet, do czego mi pierwotnie było potrzebne.
Choć zostało mu jeszcze trochę czasu, postanowiłam wykorzystać je natychmiast. Nigdy jeszcze nie piekłam sernika na samym tylko mascarpone, i stwierdziłam, że to wyśmienita okazja. Dodałam do masy słodzone mleko skondensowane, które w czasie pieczenia lekko się skarmelizowało - na wierzchu sernika powstała cudowna karmelowa skorupka, a całość nabrała niesamowitego zapachu i delikatnego posmaku karmelu. Do tego wanilia i owoce - u mnie maliny i borówki amerykańskie, bo akurat to miałam w lodówce. Wyszło pysznie - sernik jest delikatny i lekki, słodki, ale nie za bardzo. Owoce idealnie tutaj pasują, bez nich ciasto mogłoby być nieco mdłe... Myślę, że wspaniale sprawdziłyby się kwaskowate wiśnie.
Spód tym razem to niezawodne kruche ciasto od Michela Roux (z jego Ciast pikantnych i słodkich). Na wierzchu chmura bitej śmietany z dodatkiem galaretki, dzięki temu jest bardzo świeża w smaku. Na wierzch reszta owoców (można dać więcej, ja nie miałam) zanurzonych w galaretce - dzięki temu ładnie się błyszczą i dłużej zachowają ładny wygląd.

Sernik wyszedł naprawdę pyszny, delikatny, lekko budyniowy w smaku. Pyszności. Koniecznie musicie spróbować.

Sernik z mascarpone i owocami w kruchym cieście

Składniki:
(na tortownicę o średnicy 20 cm)

kruche ciasto:
  • 250 g mąki pszennej
  • 1 łyżeczka cukru
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 125 g zimnego masła
  • 1 jajko

masa serowa:
  • 500 g serka mascarpone
  • 150 g mleka skondensowanego słodzonego
  • 3 jajka
  • 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
  • 1,5 łyżki budyniu waniliowego (proszek)
  • 150 g borówek amerykańskich
  • 85 g malin
  • 1 łyżka mąki pszennej

dodatkowo:
  • 40 g malin
  • 50 g borówek amerykańskich
  • 1/2 opakowania (37 g) galaretki morelowej
  • 200 ml wrzątku
  • 350 ml śmietany kremówki (38%)

Mąkę przesiać do miski, wymieszać z cukrem i solą. Dodać pokrojone w kostkę masło, posiekać, a następnie szybko zagnieść. Wbić jajko, zagnieść gładkie ciasto.
Z ciasta uformować kulę, owinąć w folię spożywczą i schłodzić w lodówce przez 30 minut.

Ciasto cienko rozwałkować, wykroić okrąg na spód.
Spód tortownicy wyłożyć papierem do pieczenia. Ułożyć okrąg z ciasta. Schłodzić w lodówce przez 15-20 minut.
Przed pieczeniem gęsto nakłuć widelcem.

Piec w 190 st. C. przez 15 minut.
Wystudzić.

Z pozostałego ciasta wykroić paski o szerokości 5 cm, wyłożyć nimi brzegi tortownicy, formując krawędź.

Mascarpone, mleko skondensowane, jajka, ekstrakt i budyń umieścić w misce. Zmiksować na gładką masę - tylko do połączenia składników.
Owoce obtoczyć w mące, dodać do masy serowej, delikatnie wymieszać łyżką.Masę przelać do formy.

Piec w 150 st. C. przez 1,5 godziny.
Wyłączyć piekarnik; zostawić sernik w zamkniętym piekarniku aż do wystudzenia.

Całkowicie wystudzone ciasto schłodzić w lodówce przez 3-4 godziny, a najlepiej przez całą noc.

Galaretkę rozpuścić we wrzątku, ostudzić, wstawić do lodówki. Kiedy zacznie lekko tężeć, zanurzać w niej owoce przeznaczone do dekoracji. Odkładać owoce na talerz, najlepiej tak, żeby się nie dotykały. Wstawić do lodówki.

Kremówkę ubić, pod koniec powoli wlewając tężejącą galaretkę. Masę wyłożyć na sernik, schłodzić w lodówce przez 15-20 minut.
Udekorować owocami w galaretce.

Smacznego!

Przepis jest dość długi, ale w przygotowaniu sernika nie ma większej filozofii. Wyjdzie każdemu - jestem pewna. A smak i wygląd zachwycą gości.

Serniki dla Miksera - edycja 1.14

piątek, 14 lutego 2014

Fioletowe serce na talerzu

Z sercem na dłoni...
Znacie do powiedzenie z dzieciństwa? Ja bardzo dobrze je pamiętam, choć nie potrafię sobie przypomnieć, gdzie je usłyszałam po raz pierwszy. Chyba od mojej Babci, ale pewna nie jestem.
Dzisiaj, zamiast serca na dłoni, mam dla C. serce na talerzu. W dodatku w kolorze intensywnego fioletu - mam nadzieję, że też się liczy...

Umowa była prosta - C. robi walentynkowy obiad, ja zadbam o deser. Postawił jednak kilka warunków. No dobra... Nie postawił, tylko w końcu wymusiłam na nim, żeby zasugerował mi jakiś kierunek. Miał być więc sernik (ale taki niepieczony!), w kształcie serca, bo dzisiaj inaczej to wręcz nie wypada. Koniecznie z jagodami, bo taki najlepszy. I chrupiący spód też ma mieć.
Super, wszystko jasne. Przez trzy dni myślałam, jak taki sernik urozmaicić, aż w końcu wymyśliłam. W serniku są nie tylko jagody (a właściwie borówki amerykańskie, bo świeżych jagód w Danii nie ma, o ile ich sobie człowiek sam w lesie nie nazbiera), ale też jagodowy dżemo-mus.
Problemu zaczęły się wczoraj, gdy zabrałam się za przygotowanie. W domu nie ma zwykłego cukru, hmm... Dżem jest więc z cukrem trzcinowym. Prawdziwe schody zaczęły się jednak, gdy odkryłam, że żelatyny mam tylko dwa listki... Na tym sernik się nie uda, mowy nie ma. Na szczęście przypomniałam sobie, że mam spory zapas galaretek, i wykorzystałam cytrynową.
Ktoś powie - głupia babo, dlaczego do sklepu nie poszłaś...? Ano... Bo padało. A w deszczu do sklepu spacer to żadna przyjemność. I już.

Tak czy inaczej, sernik wyszedł pyszny. Jest cudownie kremowy, delikatny i lekki, ale nie piankowy. Z lekką cytrynową nutą, niezbyt słodki, cudownie jagodowy, barwi język na fioletowo. Zakochaliśmy się w nim oboje, jak na Walentynki przystało.

Cytrynowy sernik z jagodami (na zimno)

Składniki:
(na tortownicę o średnicy 20 cm)

spód:
  • 130 g ciastek digestive
  • 60 g masła

mus jagodowy:
  • 450 g jagód (mogą być mrożone)
  • 125 g cukru trzcinowego
  • sok z 1/2 cytryny
  • ziarenka z 1 laski wanilii

masa serowa:
  • 200 g serka kremowego
  • 250 g serka mascarpone
  • 250 ml śmietany kremówki (38%)
  • 2 łyżki cukru pudru
  • 1 opakowanie galaretki cytrynowej
  • 200 ml wrzącej wody
  • 200 g borówek amerykańskich

dodatkowo:
  • 50 g borówek amerykańskich

Jagody wypłukać (mrożone rozmrozić na ręczniku papierowym), razem z cukrem, sokiem z cytryny i wanilią umieścić w garnuszku. Zagotować, zmniejszyć ogień i gotować aż do uzyskania dość gęstej konsystencji - 30-40 minut. Często mieszać.
Masę wystudzić, zmiksować blenderem na gładko.

Masło rozpuścić.
Ciastka pokruszyć, wymieszać z masłem. 
Dno tortownicy wyłożyć papierem do pieczenia. Na to wyłożyć masę ciasteczkową, dobrze docisnąć.
Schłodzić w lodówce przez 20-30 minut.

Galaretkę rozpuścić we wrzątku ostudzić.
Serek kremowy, mascarpone, kremówkę i cukier puder zmiksować na gładką masę. Powoli wlewać ostudzoną galaretkę, cały czas miksując. Na końcu wsypać borówki, delikatnie wymieszać łyżką.

Na schłodzony spód wyłożyć 2/3 musu jagodowego. Na wierzch masę serową, wyrównać wierzch. Na wierzch wyłożyć pozostały mus, widelce zrobić esy-floresy. Wstawić do lodówki do zastygnięcia na 3-4 godziny.

Podawać z pozostałymi borówkami.

Smacznego!

W związku z tym, że sernik wyszedł pyszny, a i wygląda całkiem zgrabnie, postanowiłam zgłosić go do konkursu. Z taką nagrodą... Grzechem byłoby nie.

Serniki dla Miksera - edycja 1.14