Widząc sławne mydło Savoir Noir (swoją drogą całkiem tanio mają, 20zł za 150 ml) uparłam się by je kupić. Później zauważyłam hennę Efas, a następnie dziwnym trafem zamarzyła mi się szczotka Kajal, ale nie wiem czy w owym sklepie była. Chyba nie. Wpadając do sklepu (tak, postawiłam rower i wręcz wbiegłam) wzięłam mamie szampon Sylveco i... wzięłam hennę. O mydle nawet nie pomyślałam i tak jestem posiadaczką tego proszku.
Henna kosztowała 20 zł za 150 g obiecanego proszku - nadal tańsza od khadi i eld (licząc, że 25g kosztuje 4 zł wychodzi 24 zł za 150 g), ale zdecydowanie droższa niż moja ulubiona Mumtaz (okolice 6 zł za 100 g). Moim zdaniem cena jest w porządku, zwłaszcza, że przy tym produkcie mamy plastikowe pudełeczko, gdzie w innych mamy łatwo niszczące się kartoniki i folie. Na pewno mi się przyda do innych henn. Owa pochodzi z Maroka, więc tym fajniej, 100% naturalna.
Po odkręceniu wieczka ukazuje się nam plastikowa, nieprzeźroczysta nakładka. Szczerze mówiąc to bałam się, że przy otwieraniu wysypię, więc i przy odkręcaniu byłam bardzo ostrożna. Okazało się, że henna jest zapełniona po same brzegi opakowania. Moja ostrożność została nagrodzona i nic się nie wysypało. Jednak kiedy zobaczyłam sam proszek byłam troszeczkę zdziwiona - henna nie jest bardzo drobno zmielona, co widać gołym okiem. W porównaniu do Eld to to są płatki owsiane. W dodatku kolor soczyście oliwkowy. Myślę, że udało mi się kolory dobrze uchwycić.
Co do samego przygotowania przed farbowaniem: nie byłabym sobą, gdybym nie nałożyła olei przed oczyszczaniem. Obowiązkowo poszedł olej kokosowy Vitaquell od nasady aż do karku - gdybym go nie nałożyła, moje włosy wytrzymałyby niecały dzień o własnych siłach.
Jeśli chcecie popatrzeć na przebieg to zapraszam do czytania i oglądania dalej. I jeśli nie chcecie też zapraszam, bo dowiecie się czegoś, gdyby nie przypadek.
Do mieszanki przygotowałam dwie pokaźne cytryny, odżywkę Hegron, która się do zdjęcia nie załapała, pałeczkę do mieszania, miskę, torebkę rumianku i wagę, której nie widać. A uwierzcie mi przydała się jak zwykle...
... bo okazało się, że henny jest tylko 107g z napisanych 150g!
Jeśli chcecie popatrzeć na przebieg to zapraszam do czytania i oglądania dalej. I jeśli nie chcecie też zapraszam, bo dowiecie się czegoś, gdyby nie przypadek.
Do mieszanki przygotowałam dwie pokaźne cytryny, odżywkę Hegron, która się do zdjęcia nie załapała, pałeczkę do mieszania, miskę, torebkę rumianku i wagę, której nie widać. A uwierzcie mi przydała się jak zwykle...
... bo okazało się, że henny jest tylko 107g z napisanych 150g!
A co najśmieszniejsze....
... że nawet z opakowaniem nie ma 150g. Dlaczego napisałam wcześniej, że przez przypadek? Chciałam sobie idealnie odmierzyć 50 g na odrosty ze 150g. I tak wyszła oszczędność firmy.
Nie odliczałam już suchej henny, bo nie miałam na to nerwów. Około 100 g = prawie pół kilograma papki. Wychodzi na to, że zapłaciłam za 108 g 20 zł....
W każdym bądź razie hennę najpierw zalałam sokiem z dwóch cytryn, a później na dokładkę mocny wywar z rumianku. Jak widać mieszankę zrobiłam wieczorem, a już po 8 rano zaczęłam farbowanie na umyte wcześniej włosy. henna zrobiła się brązowa, więc była gotowa do użycia.
Rozczesałam włosy, umyłam włosy szamponem Avalon Organics z kilkoma kroplami aloesu zatężonego x10 i ... włosy były nie splątane. A to dlatego, że je wcześniej rozczesałam. Przez całe dwa lata włosomaniactwa nie rozczesywałam włosów przed myciem. I to był błąd :) Za to przez czesanie i przez mycie tyle włosów zdążyło wypaść. Jak na złość aparat w telefonie nie złapał ostrości.
Natomiast samo nakładanie... koszmar. Po prostu koszmar. Z resztą czego się mogłam spodziewać po hennie, która nie jest dobrze zmielona? Tragedia! Ona latała wszędzie! W tej chwili moje ręce są pełne plam, tak samo moje ramiona. Nigdy mi się nie zdarzyło, żeby łazienka była tak zapaskudzona. Henna niby była mokra, ale nadal sucha. Pomalowany kosmyk wyglądał jakbym go pomalowała błotem... bardzo trudno się nakładało w przeciwieństwie do idealnie zmielonych henn typu Mumtaz czy Heenara.
Najgorsze jest chyba to, że zaraz po nałożeniu henny i zafoliowaniu moja głowa zaczęła boleć. A henna automatycznie zaczęła się bardzo nagrzewać. Pomyślałam, że gorzej być nie może... na szczęście ból szybko minął, ale zaczęło się ściekanie po szyi i policzkach. I tak przez 5 godzin siedziałam z reklamówką na głowie i dużą ilością ręcznika papierowego. Po tym czasie spłukiwałam przez 10 minut tą breję.
Po naturalnym wysuszeniu moim oczom ukazał się taki kolorek i taki puszek :) Tutaj macie zdjęcia przed.
Nigdy więcej tej henny, mimo, że kolor ładny ;) A gdzie te 50 g zaginionego proszku? Odpowiedzcie sobie sami.
... że nawet z opakowaniem nie ma 150g. Dlaczego napisałam wcześniej, że przez przypadek? Chciałam sobie idealnie odmierzyć 50 g na odrosty ze 150g. I tak wyszła oszczędność firmy.
Nie odliczałam już suchej henny, bo nie miałam na to nerwów. Około 100 g = prawie pół kilograma papki. Wychodzi na to, że zapłaciłam za 108 g 20 zł....
W każdym bądź razie hennę najpierw zalałam sokiem z dwóch cytryn, a później na dokładkę mocny wywar z rumianku. Jak widać mieszankę zrobiłam wieczorem, a już po 8 rano zaczęłam farbowanie na umyte wcześniej włosy. henna zrobiła się brązowa, więc była gotowa do użycia.
Rozczesałam włosy, umyłam włosy szamponem Avalon Organics z kilkoma kroplami aloesu zatężonego x10 i ... włosy były nie splątane. A to dlatego, że je wcześniej rozczesałam. Przez całe dwa lata włosomaniactwa nie rozczesywałam włosów przed myciem. I to był błąd :) Za to przez czesanie i przez mycie tyle włosów zdążyło wypaść. Jak na złość aparat w telefonie nie złapał ostrości.
Natomiast samo nakładanie... koszmar. Po prostu koszmar. Z resztą czego się mogłam spodziewać po hennie, która nie jest dobrze zmielona? Tragedia! Ona latała wszędzie! W tej chwili moje ręce są pełne plam, tak samo moje ramiona. Nigdy mi się nie zdarzyło, żeby łazienka była tak zapaskudzona. Henna niby była mokra, ale nadal sucha. Pomalowany kosmyk wyglądał jakbym go pomalowała błotem... bardzo trudno się nakładało w przeciwieństwie do idealnie zmielonych henn typu Mumtaz czy Heenara.
Najgorsze jest chyba to, że zaraz po nałożeniu henny i zafoliowaniu moja głowa zaczęła boleć. A henna automatycznie zaczęła się bardzo nagrzewać. Pomyślałam, że gorzej być nie może... na szczęście ból szybko minął, ale zaczęło się ściekanie po szyi i policzkach. I tak przez 5 godzin siedziałam z reklamówką na głowie i dużą ilością ręcznika papierowego. Po tym czasie spłukiwałam przez 10 minut tą breję.
Po naturalnym wysuszeniu moim oczom ukazał się taki kolorek i taki puszek :) Tutaj macie zdjęcia przed.
1-2 zdjęcia przy oknie
3-4 przy oknie i na zewnątrz
Nigdy więcej tej henny, mimo, że kolor ładny ;) A gdzie te 50 g zaginionego proszku? Odpowiedzcie sobie sami.
