Niech żyje zło - Sarah Rees Brennan – Mroczne fantasy, które skradło mi
serducho!
-
Hej pączkożercy! Mroczne fantasy z książkowym motywem, co Wy na to? Powieść *Niech
żyje zło*, skradła mi serducho! Zapraszam do recenzji!
*Niech żyje ...
Witam moje drogie:) Jak się czujecie? Od jakiegoś czasu zaczęłam spać w cieplutkich skarpetach, moje stopy są wiecznie zimne... w nocy już się tak nie budzę i jest wspaniale :)
Za to mój brat nie ma problemu z zimnymi kończynami, a z żółtym łupieżem, nadmierną ilością martwego naskórka i swędzeniem. K. nie przejmował się tym zbytnio, ot, czasem użył szamponu przeciwłupieżowego, czasem całkowicie innego (jaki był, logika facetów). Mama zaczęła mu kupować przeróżne produkty, zaczynając od head&shoulders na Barwie siarkowej kończąc. Odkąd mamy w mieście dwa punkty, gdzie możemy kupić produkty o składzie naturalnym - zaczęła się przygoda K. z mydłami.
Pierwsze mydło, jakie używał mój brat to mydło od lawendowej Farmy z aktywnym węglem. Czarny kosmetyk początkowo wywołał u wszystkich domowników zdziwienie, bo pierwszy raz widzieliśmy tego typu produkt o takim zabarwieniu (dlatego Wam też załadowałam fotkę resztek mydła). Stu gramowa kostka była zapakowana w folię oraz miała kartonową etykietkę, która ją otulała. Skład godny podziwu, jest po prostu naturalny :)
Za to mój brat nie ma problemu z zimnymi kończynami, a z żółtym łupieżem, nadmierną ilością martwego naskórka i swędzeniem. K. nie przejmował się tym zbytnio, ot, czasem użył szamponu przeciwłupieżowego, czasem całkowicie innego (jaki był, logika facetów). Mama zaczęła mu kupować przeróżne produkty, zaczynając od head&shoulders na Barwie siarkowej kończąc. Odkąd mamy w mieście dwa punkty, gdzie możemy kupić produkty o składzie naturalnym - zaczęła się przygoda K. z mydłami.
Pierwsze mydło, jakie używał mój brat to mydło od lawendowej Farmy z aktywnym węglem. Czarny kosmetyk początkowo wywołał u wszystkich domowników zdziwienie, bo pierwszy raz widzieliśmy tego typu produkt o takim zabarwieniu (dlatego Wam też załadowałam fotkę resztek mydła). Stu gramowa kostka była zapakowana w folię oraz miała kartonową etykietkę, która ją otulała. Skład godny podziwu, jest po prostu naturalny :)
Skład: olej kokosowy, oliwa, olej ze słodkich migdałów, olej rycynowy, wodorotlenek sodu, węgiel drzewny, woda destylowana.
Mydło, pomimo powyższego składu, pieni się bardzo mocno. Czyści niezwykle dobrze, a stosowany na skórę i twarz dawał fajne efekty:)
Tak jak wcześniej mówiłam, mój brat miał problemy ze skórą głowy - po prostu śnieg się sypał jak przeczesywał włosy palcami z głową w dół. Po zużyciu mydła problem nadal występuje, ale nie ma efektu śniegu. Łupież można znaleźć w śladowych ilościach.
Niestety, K. ma problem również z krostkami na twarzy. I tutaj Was nie zaskoczę, bo mydło pomogło i ma ponad 80% mniej krost niż przed używaniem mydła.
Kostka kosztuje 12 zł na stronie Lawendowa Farma. Mogę Wam polecić ją z całego serca, Wasi mężczyźni na pewno będą zadowoleni :) Ja sama mam zamiar skorzystać z takiego mydła, ale z innej wersji, np. z pokrzywą.
Tak jak wcześniej mówiłam, mój brat miał problemy ze skórą głowy - po prostu śnieg się sypał jak przeczesywał włosy palcami z głową w dół. Po zużyciu mydła problem nadal występuje, ale nie ma efektu śniegu. Łupież można znaleźć w śladowych ilościach.
Niestety, K. ma problem również z krostkami na twarzy. I tutaj Was nie zaskoczę, bo mydło pomogło i ma ponad 80% mniej krost niż przed używaniem mydła.
Kostka kosztuje 12 zł na stronie Lawendowa Farma. Mogę Wam polecić ją z całego serca, Wasi mężczyźni na pewno będą zadowoleni :) Ja sama mam zamiar skorzystać z takiego mydła, ale z innej wersji, np. z pokrzywą.
A czy Wy korzystacie z mydeł w pielęgnacji ciała? :)
ps. mam prośbę, bo widzę, że mój blog jest całkowicie inaczej wyświetlany na moim ekranie (1024px x 600px), a całkiem inaczej na komputerze mojego dziadka (1024px na niepamiętamilepx). Disqus pozwala na załączanie obrazków w komentarzu, więc proszę, jeśli chcecie i możecie, zróbcie zrzut ekranu i dodajcie go do komentarza. Mi to bardzo pomoże w dostosowaniu szablonu, a Wam będzie się tylko lepiej czytało i przeglądało bloga:)
Pozdrawiam i życzę ciepłych rączek na te mroźne dni!
Witam wszystkich cieplutko:* W tym tygodniu koniec miesiąca, więc możecie się spodziewać podsumowania września i października oraz fotek włosów. Od zakończenia testowania odżywki pokrzywowej nie urosły ani centymetra, a jeszcze postanowiłam je podciąć dla ich lepszej kondycji. Niektóre pasma skróciłam o dobre 3 centymetry, niektóre o jeden, jednakże starałam się, by większość włosów straciła na długości ze względu na rozdwajające się końce. Szczerze Wam powiem - nie jest szkoda mi ich podciąć, szkoda mi jest uciąć je zdecydowanie za dużo. Dlatego nie chodzę do fryzjera:)
Fotek żadnych nie ma, bo nie widać w ogóle różnicy, dodatkowo teraz mam włosy mocno pofalowane od warkocza, więc nie byłoby to zbyt wiarygodne porównanie z wczorajszymi wymęczonymi włosami.
Fotek żadnych nie ma, bo nie widać w ogóle różnicy, dodatkowo teraz mam włosy mocno pofalowane od warkocza, więc nie byłoby to zbyt wiarygodne porównanie z wczorajszymi wymęczonymi włosami.
Tak więc pasmo kontrolne (środek grzywki): 32,5 cm -> 31,5 cm :)
Jako, że moje włosy dosłownie stanęły w miejscu, mam jeszcze dwa dni na to, by zdecydować co zacząć wcierać w skórę głowy. Na pewno Was w którymś miejscu poinformuję, jak nie w pasku bocznym to na fanpage:)
A czy Wy podcinałyście ostatnio włosy? Czy uczestniczycie w akcji zapuszczania włosów u Eter?:)
Jako, że moje włosy dosłownie stanęły w miejscu, mam jeszcze dwa dni na to, by zdecydować co zacząć wcierać w skórę głowy. Na pewno Was w którymś miejscu poinformuję, jak nie w pasku bocznym to na fanpage:)
A czy Wy podcinałyście ostatnio włosy? Czy uczestniczycie w akcji zapuszczania włosów u Eter?:)
Dobry wieczór moi drodzy:) Oficjalnie mogę już ogłosić, że blog ma adres falowana.pl i możecie korzystać zarówno z tego adresu jak i naturallywavyhair.blogspot.com :) Nagłówek lekko zmieniłam - oczywiście adres bloga jak i poszerzyłam tematykę, która będzie poruszana już za niedługo.
Niestety nie mogłam sobie poradzić sama z ustawieniami na linii blog-serwis. Na szczęście Panowie technicy pomogli i zrobili to za mnie :) Także możecie ich prosić o wszystko, w tempie błyskawicznym zrobią to za Was. Jeśli ktoś byłby zainteresowany tańszą ofertą niż ovh.pl - zapraszam tutaj (link polecający, bardzo fajna sprawa)). 15 zł za pierwszy rok, odnowienie to 70 zł za dwa lata, gdzie przy ovh jest to bodajże 50 zł za rok. Z tego co widzę, to każda instrukcja podaje inną cenę, zależy to pewnie od promocji jakie mają.
Żeby nie zostawić Was z pustymi rękami (bo czytając komentarze z poprzednich wpisów liczyliście na to, że będzie jednak post z instrukcją), daję listę postów innych blogerów jak to zrobić na różnych serwisach. Mam nadzieję, że Wam tą listą wynagrodzę brak instrukcji:) Jeśli coś jeszcze znajdę to dopiszę:)
Kilka wpisów na temat: po co, dlaczego i czy się opłaca
HOME.PL: wpis z blogu edytuj
LINUXPL.COM: wpis z blogu cel-6zer.pl
NA PEWNO SIĘ PRZYDA ;) Migracja komentarzy Disqus
! Na co przede wszystkim zwrócić uwagę przez zakupem domeny: cena za odnowienie, czyli przedłużenie. Wiele serwisów (np. taki jeden popularny na o) daje Ci pierwszy rok za darmoszkę. Przedłużenie kosztuje około 70 zł za rok. Wiem, bo sprawdzałam, chciałam się tam udomowić, dopóki znajomi mnie nie ostrzegli, żeby patrzeć też na cenę przedłużenia. Dlatego proszę, patrzcie, pytajcie, bo później możecie się zdziwić jak przyjdzie powiadomienie, że trzeba zapłacić na następny rok.
***
Dzisiaj idę do sklepów w poszukiwaniu butów, ponieważ w wysokich dopiero się uczę chodzić prosto + nie stukać przednią częścią stopy o podłoże... Bo o ile obcas mam gumowy i nie stuka nigdzie tak przednia część mi pada tak, że pożal się... Może po prostu nie powinnam w takich chodzić?
żródło: hm.com; 129,90 zł
W takich czułabym się po prostu dobrze, ponieważ z przodu jest platforma 2,5 cm + obcas 11 cm. Jak na razie moje marzenie, ale zobaczymy czy w ogóle mój rozmiar będzie i czy będą wygodne :)
I wiecie co... nigdzie indziej nie mogłam znaleźć modelu, który by mi się podobał... nosz kurcze :D Także będę polowała na te butki, na Instagramie cała fotorelacja od razu będzie także... trzymajcie kciuki:)
Od czasu kiedy w moim małym mieście powstał sklep z kosmetykami do włosów (a niedawno zielarnia! :)) moja mama wpadła w istny szał zakupów, a zachwycona efektami (głównie zagęszczenie dzięki mojej pomocy) kupuje nadal i testuje przeróżne rzeczy. Testowanie ich sprawiło, że ma kilka swoich pewniaków i o jednym dzisiaj Wam opowiem. Póki co ja wypróbowałam tego oleju tylko kilka razy, dlatego swojego zdania odnośnie działania Wam nie napiszę (ale macie tutaj wrażenia po pierwszym użyciu), za to moja mamcia się wypowie :)
Moja mama ma włosy: cienkie, farbowane przez wiele lat chemicznymi farbami (henna jej nie zachwyciła), wysokoporowate, wiecznie suche i szorstkie (w moim odczuciu) oraz w bardzo małej ilości (na szczęście jest już o wiele lepiej!).
Przede wszystkim ten olejek jest jednym z droższych jakie mieliśmy w domu, oprócz arganowego - kosztuje w okolicach 27 zł za 60 ml w naszym fryzjerskim sklepie. Dostajemy go w kartonowym pudełeczku, ale dla potrzeb zdjęć tego pudełka nie ukazałam, a tylko sam olejek w szklanej buteleczce. Jest ona niestety przeźroczysta, moim zdaniem powinna być o ciemnej barwie - oleje o wiele dłużej trzymają swoje właściwości w ciemnym i chłodnym miejscu.
Mama: Nie przeszkadza mi ani kartonik, ani szklana buteleczka o wielkim otworze. Jest w porządku.
Po otwarciu butelki naszym oczom ukazuje się na prawdę duży otwór i... smród. Ja po prostu nie trawię tego zapachu! Cała łazienka nim capi (szczególnie, gdy moja mama nasmaruje całe włosy i skórę) i nie tylko. Nie wiem co jest gorsze w tym wypadku - zapach indyjskich olejków, czy właśnie czarnuszka. Nie polecam dla wrażliwych nosków. Specjalnie związuję włosy w wysokiego koczka, by naolejowane czarnuszką pasma nie latały mi przy twarzy i budziły podczas snu swoją wonią.
Mama: Jest do zniesienia... ale już go tak nie wyczuwam.
Moja mama ma porównanie pomiędzy czystym olejem, a olejem z parafiną firmy Vatika. Zdecydowanie wygrywa czysty olej, z jednego prostego powodu - czysty olej o wiele lepiej zmywa się z włosów, a to jest na prawdę na mojej mamy ważne. Włosy po użyciu czyścioszka są w jej odczuciu zdecydowanie bardziej miękkie, nawilżone i odżywione. Stosując olej na skórę głowy pojawiło się mnóstwo baby hair (widać na zdjęciu ich ilość, po prostu kosmos!), włosy stały się zdecydowanie grubsze :) Moja mama poleca ten olej z całego serca.
Moje przygody z czarnuszką można jak na razie policzyć na palcach jednej ręki, jednak na tych kilku razach nie poprzestanę. Może uda mi się przetestować w pełni i napisać pełną recenzję :)
A czy Wy korzystaliście z tego oleju?
Już jutro postaram się, by blog miał adres falowana.pl! Poinformuję na facebooku! :)
bibliografia:
Witam wszystkich bardzo cieplutko :) Pisałam już na facebooku, ale domyślam się, że nie dotarło to do zbyt dużej liczby osób, dlatego kopiuję tutaj wiadomość z fanpage :)
Od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad utworzeniem nowego bloga i pisanie wszystkiego od nowa, aby blog miał nieco więcej w sobie życia. Jednakże zdecydowałam, że obecny blog - naturallywavyhair.blogspot.com - zmieni tylko adres. Prawdopodobnie będzie to falowana.pl i postaram się, by tak się stało:) Przy okazji napiszę jak przejść na swój własny adres korzystając z tego, że mamy darmowy hosting w postaci bloggera.
Nadal będzie Disqus zamiast systemowych komentarzy. Wg mnie jest to najlepszy wybór, bo na prawdę można porozmawiać, a nie jak w systemowym - pytamy o coś pod jakimś komentarzem i pozostaje bez odpowiedzi....
Mam wiele rzeczy w zamiarze, a jak wyjdzie to sami się przekonacie. Będzie dobrze :) W okolicach wiosny będę w nowym otoczeniu i na pewno to pozytywnie wpłynie na wszelkie posty... i będą filmy. Może w końcu pokażę swoją twarz, ale to kwestia dyskusyjna.
Zmieniłam e-mail - w tej chwili w sprawie jakichkolwiek pytań piszcie na falowananaturalnie@gmail.com lub po prostu w wiadomości prywatnej, albo w komentarzach :)
Dodatkowo chciałam napisać, że postaram się kupić ponownie moje pewniaki, usunąć/poprawić stare recenzje/inne posty i napisać je od nowa, ponieważ uważam, że tematy nie zostały do końca wyczerpane. A także zdjęcia nie są najlepszej jakości i po prostu mnie to uderza dość mocno. I ostatnią sprawą jest poszerzenie tematyki bloga - do brwi i rzęs, ponieważ to też włoski, a powinnyśmy o nie dbać, prawda? :)
Pozdrawiam Was ciepło, trzymajcie się i do przeczytania!
Od jakiegoś czasu mam dość swoich włosów... Są coraz bardziej marudne, coraz bardziej się plączą, a włoski przy twarzy są rozdwojone na wszelkie możliwe sposoby. Poziom ich nawilżenia jest równy 2 w skali 0-10, a to z braku chęci na dłuższe trzymanie odżywki (w tej chwili stosuję metodę OMO), a bo za zimno, a bo coś tam. Chyba po prostu dopadła mnie jesienna chandra :) A zdjęcie maski Bingo iśnie nieadekwatne to stanu liści z dzisiaj.
Maskę BingoSpa dorwałam w sklepie osiedlowym - nie wiem co jest takiego w kosmetykach do włosów tej firmy, że mnie tak do nich ciągnie :) Uwierzcie mi, że gdy zobaczyłam wersję ze spiruliną od razu zapragnęłam ją mieć. Jeszcze nie skończyłam Hegrona, a już Bingo było w użyciu. Coś w nich takiego jest :) Za maskę zapłaciłam 8,99 zł za 500 ml, co moim zdaniem jest bardzo niską ceną jak na tak dużą ilość produktu.
W opakowaniu z plastiku znajdziemy pokrywkę zabezpieczającą (wyrzuciłam ją jakiś czas temu, z racji iż mnie zaczęła po prostu denerwować) i maskę o poniższym składzie:
Maskę BingoSpa dorwałam w sklepie osiedlowym - nie wiem co jest takiego w kosmetykach do włosów tej firmy, że mnie tak do nich ciągnie :) Uwierzcie mi, że gdy zobaczyłam wersję ze spiruliną od razu zapragnęłam ją mieć. Jeszcze nie skończyłam Hegrona, a już Bingo było w użyciu. Coś w nich takiego jest :) Za maskę zapłaciłam 8,99 zł za 500 ml, co moim zdaniem jest bardzo niską ceną jak na tak dużą ilość produktu.
W opakowaniu z plastiku znajdziemy pokrywkę zabezpieczającą (wyrzuciłam ją jakiś czas temu, z racji iż mnie zaczęła po prostu denerwować) i maskę o poniższym składzie:
Aqua (woda), 1 Heksadecanol 1 Octadecanol (miksture), Ceteareth-20 (and) Cetearyl Alcohol, Stearamidopropyl Dimethylamine (substancje powierzchniowo-czynne i emulgatory), Hydrolyzed Keratin (hydrolizowana keratyna), Glycerin (gliceryna), Aqua (woda), Fucus Vesiculosus Extract (ekstrakt z morszczynu pęcherzykowatego), Enteromorpha Compressa Extract (ekstrakt z algi zielenicy), Porphyra Umbilicalis Extract (ekstrakt z czerwonych alg), Undaria Pinnatifida Extract (ekstrakt z brązowych alg), Lithothamniom Calcareum Extract (ekstrakt z czerwonych alg - skalinka ostrogowatego), Parfum (substancja zapachowa), Citric Acid (regulator ph), Methyl Paraben, Sodium Benzoate, Ethyl Paraben (konserwanty).
Bingo Spa chyba we wszystkich kosmetykach ma parabeny, jednakże nie jestem w stanie napisać, że w 100%, bo nie znam składu wszystkich ich produktów. To mnie boli, jednak miłość do polskiej firmy chyba zwyciężyła i kupuję ich produkty mimo to. Niestety nie nakładałam maski na skórę głowy i nie mogę napisać czy podziałała w jakiś sposób. Jednakże wiem, że nakładanie jej na skalp nie byłoby żadnym problemem, z powodu konsystencji. Nie jest gęsta jak budyń, potrafi spaść z rąk, jednak nie jest rzadka. Jeśli mamy ją stosować 2-3 razy w tygodniu to z pewnością nam starczy na około 2 miesiące (w zależności od tego ile nakładamy na włosy).
Natomiast na włosach, w moim przypadku, spisywała się okropnie, nawet przed myciem (nawet jeśli nałożyłam później odżywkę pełną emolientów). Po jej stosowaniu ogarniał moje pasma puch, były niemiłe w dotyku... Po prostu dla moich prostujących się fal jest bublem :( Plusem jest opakowanie, które możemy w jakiś sposób przerobić i będzie zdobiło nasze biurko - jest wystarczająco duże na różne duperelki, typu długopisy czy kredki :)
Dużo czytałam pozytywnych opinii o tej masce, dlatego się zawiodłam. A Wy jak ją oceniacie? Spisała się u Was?
Inne wersje, które przetestowałam: z glinką ghassoul, proteinami kaszmiru, masło shea i 5 alg, karnalitowe czarne błoto.
Nie wiem dlaczego, ale do tej recenzji podchodziłam jak pies do jeża... Chciałam ugryźć, ale nie wiem jak i takich prób było co najmniej 10. Otwierałam wpis, by po kilku sekundach go zamknąć, ale siedząc troszkę długo w blogosferze zauważyłam, że nie tylko ja tak mam :) O niektórych produktach po prostu się pisać... nie da lub nie chce. Ale przejdźmy już do recenzji odżywki :)
W okolicach początku lipca miałam okazję kupić po promocyjnej cenie (12,99 zł) odżywki Inecto - arganową i kokosową. Obie butle o pojemności 500 ml utkwiły mi w głowie po tym jak zobaczyłam je w gazetce hebe. No i nazajutrz stałam się ich właścicielką :)
W okolicach początku lipca miałam okazję kupić po promocyjnej cenie (12,99 zł) odżywki Inecto - arganową i kokosową. Obie butle o pojemności 500 ml utkwiły mi w głowie po tym jak zobaczyłam je w gazetce hebe. No i nazajutrz stałam się ich właścicielką :)
Kiedy otworzyłam odżywkę poczułam zapach iście słodki i kokosowy, coś co na początku bardzo mi się spodobało, potem stało na neutralnej pozycji, by następnie zaczął przeszkadzać. Podczas wysychania moje włosy cały czas pachniały, a gdy wyschły... nadal było czuć słodki zapach kokosu. (Nie)stety, unosił się na moich pasmach, ale TŻ nie narzekał :) Konsystencja zaś jest taka sama, jak przy arganowej. Biała, niezbyt lejąca.
Skład kokosowej: Aqua (Water/Eau), Cetearyl Alcohol, Steralkonium Chloride, Cetrimonium Chloride, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Parfum (Fragrance), Stearyl Alcohol, Isopropyl Alcohol, Magnesium Nitrate, Magnesium Nitrate, Methylchloroisothiazolinone, Magnesium Chloride, Methylisothiazolinone, Citric Acid.
Skład arganowej: Aqua (Water/Eau), Cetearyl Alcohol, Steralkonium Chloride, Cetrimonium Chloride, Argania Spinosa (Argan) Oil, Parfum (Fragrance), Stearyl Alcohol, Isopropyl Alcohol, Magnesium Nitrate, Magnesium Nitrate, Methylchloroisothiazolinone, Magnesium Chloride, Methylisothiazolinone, Citric Acid, Benzyl Salicylate, Linalool, Limonene, Hexyl Cinnamal.
Skład omawianej odżywki jest dużo krótszy i moim zdaniem zdecydowanie lepszy. Niestety ten zestaw substancji nie sprawdził się na moich włosach, nad czym bardzo ubolewam :( Próbowałam różnych sposobów - m. in. nakładania dużej ilości przed i po myciu, a także jako odżywki bez spłukiwania. Niestety o ile pojedyncze pasma były zadowolone, tak duża część była po prostu spuszona, a nie daj mały jeżyku jeszcze mgła, którą można by ciąć nożem, albo deszcz. Końcówki suche, spuszone, nie wyglądało to ładnie.
Dlatego wysokoporowatym włosom nie polecam, natomiast jeśli włosy, które lubią olej kokosowy i w miarę proste odżywki (czyli np, włosy niskoporowate) - polecam spróbować, zwłaszcza, że cena w stosunku do ilości jest jak najbardziej okej, nawet bez promocji.
Resztki odżywki zużyję do metody OMO, kiedy zużyję mydło od Alterry, a wkroczy Mleczna Kąpiel z ekstraktem z łopianu :) Następną odżywką, o jakiej będziecie mogli przeczytać, będzie... w końcu dwufazówka od Alverde i maska od Kallosa:)
Pozdrawiam wszystkich bardzo mocno i życzę ciepłego wieczoru :)
Dlatego wysokoporowatym włosom nie polecam, natomiast jeśli włosy, które lubią olej kokosowy i w miarę proste odżywki (czyli np, włosy niskoporowate) - polecam spróbować, zwłaszcza, że cena w stosunku do ilości jest jak najbardziej okej, nawet bez promocji.
Resztki odżywki zużyję do metody OMO, kiedy zużyję mydło od Alterry, a wkroczy Mleczna Kąpiel z ekstraktem z łopianu :) Następną odżywką, o jakiej będziecie mogli przeczytać, będzie... w końcu dwufazówka od Alverde i maska od Kallosa:)
Pozdrawiam wszystkich bardzo mocno i życzę ciepłego wieczoru :)
Witam wszystkich cieplutko i spod kołdry :) Nadal jestem chora, mam trochę pomysłów na posty i właśnie dzisiaj jeden z nich. Wiem doskonale, że wczoraj był post, ale... chciałam pomóc niektórym jak najszybciej. :) Zapraszam!
Witam wszystkich bardzo ciepło z rozpuszczonym wapnem w wielkim kubku :) Niestety, kiedy piszę ten post, jestem chora, gardło nie daje mi spokoju, a nos woła o kolejną porcję chusteczek i jakąkolwiek pomoc. Chyba nastał okres #chorujędowiosny :)
Ale wracając do meritum: jakiś czas temu miałam okazję kupić zarówno oryginalne invisibobble w hebe za 14,99 zł za 3 sztuki i podróbkę w H&M za 9,90 zł/5 sztuk. I o ile oryginał bardzo mi się spodobał, tak H&Mowski odpowiednik nie przyjęłam zbyt entuzjastycznie...
ORYGINAŁ
Oryginał jest na pierwszy rzut oka... cienki i krótki. Ale w ten sposób wręcz idealny dla każdego kucyka! W tej chwili obwód mojego to niestety 6-7 cm, ale związanie kabelkiem nim trzy razy da mi spokój na cały dzień. A także jest to typ plastiku, gdzie ładnie sunie po włosie. Moje pasma się w niego nie wplątują i bez problemu mogę ściągnąć, co będziecie widzieć w dalszej części postu. Niestety zauważyłam, że nie nie jest zbyt dobry dla nocnego niskiego koczka. Jest zbyt twardy!
+ oryginał
+ długość
+ zajmuje mniej miejsca i ma praktyczne opakowanie
/ dostępność - internet, drogerie hebe, Kosmyk i Jasmin
- cena (15 zł)
- ilość kolorów w pakiecie (tylko jeden!)
- twardość
PODRÓBKA
Podróbki z H&M są o wiele dłuższe (o zgrozo, weź zawiąż tym cienki kucyk), a przede wszystkim grubsze i nie tak krągłe jak oryginał. Nie wbijają się tak w kucyk (o małym obwodzie) przez to są na wierzchu i nieco nieestetycznie to wygląda. Dodatkowo materiał z którego jest stworzony to miękki, gumowaty plastik, dzięki czemu są idealne na noc. Zdarzało się, że włosy się wyrywały.
+ ilość kabelków (5)
+ ilość kolorów
+ dostępność (każdy H&M)
+ cena (około 10 zł)
/ przeźroczystość (oprócz czarnego)
- długość
- brak kolorów neutralnych (tylko czarny)
- nieestetyczny wygląd przy cienkich kucykach
PORÓWNANIE
Jedno jest pewne - oba nie nadają się do warkoczy, w zasadzie żaden się nie nada, chyba, że mikroskopijny i chętnie bym taki kupiła, gdybym tylko znalazła. Albo zrobiła :) Na gifie widzicie, że dwa kabelki gładko suną po włosach i nie zaczepiają się. Rzadko kiedy się plączą, zdarza się to jednak przy bardzo suchych włosach. Ogólnie skóra przy obydwu kabelkach nie boli, co możemy zauważyć przy zwykłych gumkach. To jest genialne, mogę całą noc spać w koczku i mój skalp na tym nie ucierpi. Dodatkowo zauważyłam, że związując nimi włosy moja skóra nie przetłuszcza się tak szybko. Chodzi mi o to, że przy gumkach i nawet tasiemkach moja włosy były szybko nieświeże. Kabelki sprawiają, że włosy wytrzymują standardowe 3 dni. Odgnieceń wyróżniających się nie zarejestrowałam. Czy polecam? Oryginał zdecydowanie dla wszystkich, ale podróbki niestety tylko i wyłącznie dla pań o kucyku grubszym od mojego (powiedzmy, że od 9 cm w górę powinno być już dobrze).
Ale wracając do meritum: jakiś czas temu miałam okazję kupić zarówno oryginalne invisibobble w hebe za 14,99 zł za 3 sztuki i podróbkę w H&M za 9,90 zł/5 sztuk. I o ile oryginał bardzo mi się spodobał, tak H&Mowski odpowiednik nie przyjęłam zbyt entuzjastycznie...
ORYGINAŁ
Oryginał jest na pierwszy rzut oka... cienki i krótki. Ale w ten sposób wręcz idealny dla każdego kucyka! W tej chwili obwód mojego to niestety 6-7 cm, ale związanie kabelkiem nim trzy razy da mi spokój na cały dzień. A także jest to typ plastiku, gdzie ładnie sunie po włosie. Moje pasma się w niego nie wplątują i bez problemu mogę ściągnąć, co będziecie widzieć w dalszej części postu. Niestety zauważyłam, że nie nie jest zbyt dobry dla nocnego niskiego koczka. Jest zbyt twardy!
+ oryginał
+ długość
+ zajmuje mniej miejsca i ma praktyczne opakowanie
/ dostępność - internet, drogerie hebe, Kosmyk i Jasmin
- cena (15 zł)
- ilość kolorów w pakiecie (tylko jeden!)
- twardość
PODRÓBKA
Podróbki z H&M są o wiele dłuższe (o zgrozo, weź zawiąż tym cienki kucyk), a przede wszystkim grubsze i nie tak krągłe jak oryginał. Nie wbijają się tak w kucyk (o małym obwodzie) przez to są na wierzchu i nieco nieestetycznie to wygląda. Dodatkowo materiał z którego jest stworzony to miękki, gumowaty plastik, dzięki czemu są idealne na noc. Zdarzało się, że włosy się wyrywały.
+ ilość kabelków (5)
+ ilość kolorów
+ dostępność (każdy H&M)
+ cena (około 10 zł)
/ przeźroczystość (oprócz czarnego)
- długość
- brak kolorów neutralnych (tylko czarny)
- nieestetyczny wygląd przy cienkich kucykach
PORÓWNANIE

Widzę, że na blogach jest coraz większy szał na invisibobble - a czy Ty masz już swój kabelek? :)
Jakiś czas temu będąc w hebe ekspedientka zaoferowała mi kupno maseczki, którą widzicie powyżej. Zachwalaniom nie było końca, a w jej przypadku aż trzydniowe nawilżenie trochę mnie zdziwiło, może dlatego postanowiłam go wziąć? Nie kosztowała zbyt wiele, 3 złote z groszami, niby nie szkoda, ale chyba jednak...
Maska jest koreańskiego pochodzenia, dodatkowo jest jedną z siedmiu maseczek na każdy dzień tygodnia. Ta akurat jest na poniedziałek i, o zgrozo, ten najgorszy dzień tygodnia można jeszcze sobie zepsuć (żeby nie przeklinać) nakładając tą maskę na twarz. Uwierzcie mi, że gdy otworzycie opakowanie wyciągniecie ułożoną w kosteczkę materiałową, ociekającą mazią, sheet mask. Samo nakładanie według mnie jest dosyć nieprzyjemne, bo nie dość, że ona jest na prawdę mokra, to nasze palce są pełne żelu, a miałam dodatkowo problemy, żeby to rozłożyć. Na twarzy prezentowało się tak, że moja mama wybuchła śmiechem, a moje rodzeństwo nie chciało mnie widzieć... :) Dlatego mimo iż zrobiłam zdjęcie to Wam się za Chiny nie pokażę.
Producent nakazał, aby trzymać maź od 15 do 30 minut, ja wytrzymałam około 20, a planowałam znacznie więcej. Cóż się okazało? Ja wiedziałam, że tak będzie, bo niedawno się cieszyłam, że mam pierwszy koreański kosmetyk w swojej bazie... Zaczęło coś szczypać. Coraz bardziej, a ja nie mogłam się ani podrapać ani co, bo palce zaraz byłyby pełne kosmetyku. Zdecydowałam się na porzucenie nawilżającego materiału. Ściągnęłam go z twarzy, wycisnęłam żel na dłonie i rozsmarowałam jeszcze na skórze. I tak od godziny bodajże 11:40 do godziny 17 to coś schnęło na mojej twarzy... Poważnie. Twarz wyglądała okropnie - rumieńce bardziej widoczne niż zwykle, skóra jakby tłusto-nawilżona, bardzo świecąca, a na wieczór... krosty. Naliczyłam chyba z 4... Umyłam mydłem cedrowym od Babuszki Agafii, bo na razie tylko ono jest w stanie uspokoić moją skórę (zawsze na twarz pomaga mi to co na twarz nie jest przeznaczone... :))
Water, Butylene Glycol (humektant), Glycerin (humektant), Aloe Barbadensis Leaf Extract (ekstrakt z aloesu, humektant, emolient), Carbomer (emulgator), Disodium EDTA (konserwant), Allantoin (regeneruje), Betaine (humektant), Hydrolyzed Elastin (humektant), Sodium Hyaluronate (humektant), Trehalose (humektant), Hydrogenated Lecithin (emulgator), Caprylic/Capric Triglyceride, Diethoxyethyl Succinate (rozpuszczalnik), Ceramide 3 (humektant), Alcohol (rozpuszczalnik), Castanea Crenata Shell Extract, Cucumis Sativus (Cucumber) Fruit Extract (emolient), Glycyrrhiza Glabra (Licorice) Root Extract (emolient), Salvia Miltiorrhiza Root Extract, Schizandra Chinesis Fruit Extract, Coptis Japonica Root Extract, Rhus Semialata Gall Extract, Methylisothiazolinone (konserwant), PEG-60 Hydrogenated Castor Oil (substancja powierzchniowo-czynna), Caprylhydroxamic Acid, Caprylyl Glycol (humektant, emolient), Chlorphenesin (konserwant), Ceteth-20 (substancja powierzchniowo-czynna), Steareth-20 (substancja powierzchniowo czynna i emulgator), Tocopheryl Acetate (humektant, antyoksydant), Glyceryl Stearate (emolient i emulgator), Cetearyl Alcohol (emolient), Neopentyl Glycol Dicaprate (syntetyczny ester, emolient), Cetyl Ethylhexanoate (syntetyczny ester, emolient), Phenoxyethanol (konserwant), Triethanolamine (regulator pH), Fragrance
Skład znalazłam na tej stronie, bo producent kieruje do magicznego "Indredients", którego nigdzie na opakowaniu nie widzę, a i mogliby pod szlifować trochę angielski... Ogólnie skład długi, niezbyt fajny, ale co zrobię, jak producent nie chce nas o niczym informować oprócz obietnic. Na niebiesko podkreśliłam te składniki, które zapychają, a na fioletowo te, które mogą podrażnić.
Rano moja twarz była tak tłusta, że pożal się mój mały jeżyku. Ale on się raczej śmiał, że takie coś dałam na twarz.
Wyglądała okropnie. Na szczęście po ponownym umyciu mydłem moja twarz znów powróciła do normalności i wygląda ok. Nadal jest nawilżona i gładka, nie potrzebuje dodatkowej porcji kremu, co mnie zdziwiło i w tej kwestii mile mnie zaskoczyła. Ale, ale... broda była pełna podskórnych krostek. No nie mogło być tak pięknie...
Maski nie polecam, dlatego o niej napisałam. Nie tylko mnie zapchała, niestety...
Zakaz kopiowania i rozprzestrzeniania zdjęć i tekstów bez zgody autora. Obsługiwane przez usługę Blogger.