czwartek, 18 lipca 2013

Kocia wymianka – moja pierwsza


Z lekką zazdrością obserwowałam wymiany następujące między blogerami, aż znalazłam taką, która bardzo mi się spodobała bo temat idealny „Kocia wymianka”. Organizatorem jest blog Pierniczkowe wybryki, a moją wymiankową parą Biedronka.

Bunia, Filonka i ja dostałyśmy wspaniałe prezenty



Zobaczcie jakie piękne drobiazgi zrobiła dla mnie Biedronka - bransoletka i zakładka do książek





Ja natomiast wysłałam kilka drobiazgów, w tym torbę na zakupy i etui na komórkę lub okulary uszyte przez moją bardzo dobrą koleżankę, która różne wspaniałe rzeczy szyje na zamówienie.



Jeszcze raz bardzo serdecznie dziękujemy za wspaniałe prezenty a organizatorce za miłą zabawę :)



piątek, 12 lipca 2013

Zapiekane bakłażany z serem i jajkami


Mam sporą tremę. Co prawda pierwsze wakacje pod namiotem spędziłam kiedy miałam 4 latka, a potem niemal każdego roku pakowaliśmy namiot i wyjeżdżaliśmy w różne zakątki Europy, ale od trzech lat „hotelowałam” i obawiam się, że wyszłam z wprawy biwakowej J
Chociaż z drugiej strony nie da się zapomnieć tego co robiło się tak wiele już razy i weszło w krew. Skąd w takim razie te niepokoje? Ano wczoraj okazało się, że butla gazowa (która pamiętała jeszcze koniec lat 70) się rozszczelniła i gaz uciekła w jedną noc. Poszukałam punktu gdzie można byłoby ją wymienić i z Panem tam pracującym pogadaliśmy sobie o tym jak to następuje zmęczenie materiału i jak stare rzeczy odmawiają posłuszeństwa.

Ale zanim delektować się będziemy francuskim winem i jedzeniem proponuję letnie danie rodem z Gruzji.



Zapiekane bakłażany z serem i jajkami


(przepis z książki „Tradycyjna kuchnia gruzińska”)

2 średnie bakłażany
3 łyżki masła klarowanego
4 jajka
250 g bryndzy
sól, pieprz

Bakłażany pokroić w plastry nasolić, pozostawić na kwadrans. Po tym czasie plastry dokładnie osuszyć papierowym ręcznikiem. Plastry pokroić w kostkę. Na patelni rozgrzać masło, podsmażyć bakłażany aż zmiękną. Do naczynia żaroodpornego włożyć usmażone bakłażany, na nie wkruszyć bryndzę. W miseczce roztrzepać jajka, doprawić je solą i pieprzem, zalać masą jajeczną bakłażany. Naczynie wstawić do piekarnika na 10 minut nagrzanego do 180 stopni. Kiedy ser się zrumieni podawać gorące.
Smacznego!!!




Danie doskonale się sprawdziło na letni obiad w towarzystwie sałatki z białą fasolą, pomidorami i kolendrą. 



czwartek, 11 lipca 2013

Sałatka z białą fasolą, pomidorami i kolendrą


Jeszcze wczoraj panował przyjemny upał, nie taki upierdliwy jak wtedy, kiedy leżałam z nogą w gipsie i myślałam, że ducha wyzionę z gorąca. Ale upał to upał i chce się jeść takie rzeczy, które przyjemnie na ochłodzą od środka. Planowałam gazpacho z arbuza, ale miałam pecha do tych owoców. Albo były mało dojrzałe, albo zapomniałam ich kupić J Skończyło się wobec tego na pysznej sałatce i równie pysznym bakłażanie zapieczonym z bryndzą i jajkami.



Sałatka z białą fasolą, pomidorami i kolendrą


½ główki sałaty lodowej
1 puszka białej fasoli
2 duże pomidory
1 mała cebula
pęczek zielonej kolendry
1 ząbek czosnku
2 - 3  łyżek octu winnego
3 - 5 łyżek oliwy z oliwek
sól, pieprz

Sałatę lodową rozdrobnić (ja kroję ją na paski), ułożyć na półmisku. Fasolę odsączyć z zalewy, pomidory sparzyć, obrać ze skórki i pokroić w kostkę. Cebulę drobniutko posiekać. Na sałacie ułożyć warstwę fasoli, na to pomidory, cebulkę, posolić, popieprzyć. Całość posypać posiekaną kolendrą. Z octu, oliwy i czosnku przygotować dresing, polać nim sałatkę i podawać jako samodzielne danie alb dodatek.

Smacznego!!!




No i ostro zabieram się za przygotowania do wyjazdu. Zakupy chyba już zrobione, materace sprawdzone, butla gazowa napełniona, ale okazało się, że ze starości przestała być szczelna. Dziś muszę pojechać ją wymienić na nową szczelną, ponownie nabić i chyba na tym będzie koniec przygotowań. 
Ekipa Megi nadal tnie i ciężko pracuje. Wczoraj usłyszałam wspaniałe podsumowanie działalności Ekipy "zadziwiające jest to, że tylejest tego wyciętego a mimo to jeszcze tyle tu rośnie " ;)

wtorek, 9 lipca 2013

Gulasz „Csángȯ”


W piwnicy stał na półce ostatni samotny słoik kapusty kiszonej, w zamrażarce błąkał się kawałek wołowiny. W lodówce stał słoik pasty paprykowej rodem z Węgier (W. ostatnio spędził trochę czasu w tym kraju i zaopatrzył nas w kilka tradycyjnych produktów). Pora roku może nie najlepsza na takie danie, ale w sumie kto powiedział, że latem nie można jeść kapusty kiszonej? Przeszukałam stare książki z kuchnią węgierską i już wiedziałam co z tych produktów powstanie. Potem rzut oka na przepisy w necie i tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że wybór jest idealny. Co prawda zdarzały się bardzo niegrzeczne uwagi, że przepis jest beznadziejny, że to przecież gulasz segedyński (a ten z tego co wiem to gulasz z wieprzowiny i nie ma nic wspólnego z tym przepisem), że bzdurą jest połączenie kapusty kiszonej w wołowiną a dodatek ryżu to totalna porażka. Im więcej takich opinii widziałam tym bardziej chciałam ugotować dokładnie ten gulasz.
Taką zołzowatą i przekorną mam duszę i już.



Gulasz „Csángȯ”


(przepis z moimi modyfikacjami z książki „Kuchnia węgierska” Marii Iwaszkiewicz i Stanisława Włodka z 1976r.)

1 kg wołowiny
120 g smalcu
200 g cebuli
1 ząbek czosnku
½ kg kiszonej kapusty
sól, papryka, kminek
kwaśna śmietana (ok. 100 g)
ryż

Mięso pokroić w kostkę. Zrumienić cebulę pokrojoną w piórka, posolić, wsypać łyżeczkę słodkiej papryki i 1g kminku. Dodać mięso i smażyć aż się zrumieni. Podlać trochę wodą i dusić do miękkości. Wtedy dodać odciśniętą kapustę kiszoną, szklankę wody i dalej dusić do miękkości kapusty. Ja dodałam jeszcze łyżeczkę wspomnianej pasty z ostrej papryki przez co gulasz zyskał na ostrości, ale spokojnie można się obejść bez tego. Ryż ugotować. Do gulaszu dodać kwaśną śmietanę i ryż, wymieszać wszystko i podawać.
Smacznego!!!



Ponieważ nie lubię rozciapanego ryżu wymieszałam go już na talerzu z potrawą a to co zostało jedliśmy następnego dnia z ugotowanym świeżo kolejnym ryżem. Wg. przepisu danie podaje się jeszcze ozdobione paskami zielonej papryki. Mnie wydało się to zbyteczne, ze względu na dużą ilość papryki już w samym gulaszu.
Panowie zjedli z apetytem i stwierdzili, że trochę przypomina nasz polski bigos, ale jednak czuć obce smaki, które im bardzo dopowiadają. Chętnie jedzą bigos ale i tym gulaszem na przyszłość nie pogardzą.



I wieści ogrodowe. Ekipa od Megi weszła do ogrodu. Gdyby nie pełne zaufanie do Szefa ekipy to zawału bym dostała i wyrzuciła ich po dwóch godzinach pracy. Tyle wystarczyło, aby góra gałęzi wyciętych z drzew i krzewów miała rozmiar Kilimandżaro, a to był dopiero początek. Jeszcze duuużo do wycięcia zostało, a mój ogród nagle jakiś taki dziwnie widny się zrobił. Zupełnie jak nie mój J  Wiem jednak, że rośliny cięte pobudzane są do rośnięcia, więc szybko odbiją i odzyskają swoją pełnię kształtów. A swoją drogą szkoda, że człowieka nie można tak łatwo przyciąć aby mógł znów odzyskiwać pełnię kształtów J





niedziela, 7 lipca 2013

Warzywne curry


Marzyłam już od kilku tygodni o ostrym curry, ale nie mięsnym a warzywnym. Jesienią często przygotowuję curry z dyni i bakłażana z przepisu Bei, właściwie teraz przepis żyje już własnym życiem bo stanowi tylko bazę i pomysł, a wykonanie i dodatki za każdym razem są troszkę modyfikowane. Dynie aktualnie mało dostępne, a i nie sezon na nie, więc danie zrobiłam z kalafiora i bakłażana. Jako głównej przyprawy użyłam mieszanki colombo, o której również pierwszy raz usłyszałam od Bei i od Niej miałam pierwszą porcję. Podczas ostatniego pobytu w Paryżu zaopatrzyłam się w solidny zapas colombo. Myślę, że wersja jest najprawdziwsza z prawdziwych, bo kupowałam ją w sklepie w dzielnicy kolorowych imigrantów pod Paryżem, gdzie mieszkaliśmy podczas pobytu. Dzielnica została w przejaskrawiony sposób przedstawiona w filmie„Nieobliczalni”. Kolorowo było jak w filmie ale wyraźnie miałam poczucie bezpieczeństwa, nawet po zmroku J




Warzywne curry

½ sporego kalafiora
1 bakłażan
1 papryczka chilli
2 cebule
2 – 3 ząbki czosnku
kawałek imbiru wielkości kciuka
3 łyżeczki ulubionej mieszanki curry (u mnie colombo)
2 łyżeczki ziaren gorczycy ( u mnie czarna gorczyca, ale i z białą robiłam)
½ łyżeczki kurkumy
1 puszka pomidorów (albo świeże pomidory)
1 puszka mleczka kokosowego
2 – 3 łyżki masła klarowanego albo oleju
sól

Bakłażana pokroić w grube plastry, nasolić i pozostawić na kwadrans, aby puścił sok. Kalafiora umyć i podzielić na różyczki, a gałązki pokroić w kawałki. Cebulę obrać, pokroić w kostkę, czosnek obrać i posiekać, papryczki pozbawić nasionek (chyba, ze lubimy ostre potrawy, wtedy posiekać całe chilli) i posiekać.Imbir obrać i posiekać drobno, albo utrzeć na tarce.
Kiedy bakłażan puści sok, dokładnie go osuszyć na ręczniku papierowym i pokroić w kostkę.
W dużym rondlu rozgrzać tłuszcz, wrzucić na niego przyprawy, chwilę podgrzać aby uwolniły aromaty, dodać cebulę, imbir oraz  chilli i chwilę smażyć do zmięknięcia cebuli. Dodać czosnek i pozostałe warzywa, smażyć przez około 5 minut cały czas mieszając. Dodać pomidory, odrobinę wody, sól i dusić przez kolejne 5 minut. Kiedy kalafior jest prawie miękki dodać mleczko kokosowe, jeszcze chwilę poddusić i podawać gorące z liskami kolendry oraz ryżem.
Smacznego!!!



 A w moim ogrodzie "prawie" Prowansja nastała




Nie tylko pięknie wygląda ale przede wszystkim pięknie pachnie.



czwartek, 4 lipca 2013

Biszkopt z kremem z mascarpone, owocami i galaretką


Nie wiem co mnie opętało, ale piekę, jem i znów piekę ciasta z owocami L Nie chcę myśleć czym to się skończy dla mojej wagi, jednak oprzeć się nie mogę świeżym owocom. Już planuję co upiekę z agrestem, który już dojrzewa w ogrodzie. Porzeczki też już prawie są, wykorzystam je również J

Na razie proponuję ciasto biszkoptowe z kremem z mascarpone, owocami i galaretką. Mam od kilku lat formę do tego ciasta, ale rzadko ją wykorzystuję. Formę jak głupia kupiłam na allegro będąc pewna, że to forma do tarty, kiedy przyszła okazało się, że jest do biszkoptu do odwracania, z zagłębieniem na krem i owoce. Na szczęście sami nie zjedliśmy tego ciasta, znów podzieliłam się wypiekiem. Może to uratuje moją figurę?



Biszkopt z kremem z mascarpone, owocami i galaretką


Biszkopt:
4 jajka
½ szklanki mąki pszennej
½ szklanki mąki ziemniaczanej
¾ szklanki cukru
2 łyżki wody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
otarta skórka z połowy cytryny
szczypta soli

Krem:
250 g mascarpone
200 ml kremówki
4 łyżeczki cukru pudru
ewentualnie śmietan – fix

Do nasączenia biszkoptu:
½ szklanki wody
3 łyżki rumu
1 łyżeczka cukru
1 łyżka soku z cytryny

owoce, galaretka

Ciasto zaczynamy od upieczenia biszkoptu. Białka jaj ubić na sztywno ze szczyptą soli. Dodawać stopniowo cukier, cały czas ubijając. Dodać żółtka, wodę i skórkę z cytryny, nadal ubijać. Dodać przesiane mąki wymieszane z proszkiem do pieczenia. Delikatnie wymieszać całość. Ciasto wylać na przygotowaną formę, wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piec około 15 minut (biszkopt jest cienki i piecze się szybko).
Upieczone ciasto wyjąć z piekarnika, wystudzić na kratce.
Kiedy ciasto stygnie przygotować krem.
Schłodzoną kremówkę ubić (ewentualnie ze śmietan – fixem, ale nie jest to konieczne), pod koniec ubijania dodać przesiany cukier puder (ilość cukru można dostosować do własnych upodobań). Do ubitej śmietany dodawać porcjami serek cały czas ubijając. Kiedy powstanie gładka masa krem jest gotowy.
Wystudzony biszkopt nasączyć ponczem przygotowanym z podanych składników. Na ciasto wyłożyć owoce i zalać zastygającą już galaretką (najlepiej przygotować ją zmniejszając ilość wody).
Pozostawić ciasto w lodówce do stężenia galaretki. Jak galaretka już stężeje ciasto można podawać.
Smacznego!!!





Aktualnie w kuchni rośnie sobie znów drożdżowe, które będzie tym razem z jagodami. Mój brat sobie takie właśnie wybrał i mam nadzieję, że pięknie urośnie i będzie pyszna, jak to ostatnie z truskawkami.

wtorek, 2 lipca 2013

Drożdżowe z owocami i kruszonką


Po 10 dniach zwolnienia lekarskiego praca wsiorbała mnie dokumentnie. Gotowałam, piekłam, ale nie miałam siły nic pisać i publikować.

W tym roku sezon truskawkowy był jakiś dziwny i nędzny. Może najładniejsze były kiedy leżałam z nogą w gipsie, a teraz już nędzne resztki można znaleźć w niektórych sklepach. Więc myślę, że ten placek drożdżowy z kruszonką jest moim zakończeniem tegorocznego sezonu truskawkowego.

Lubicie drożdżowe?
Ja uwielbiam i nigdy nie potrafię mu się oprzeć. Tym razem wyratowali mnie sąsiedzi, bo dostali ode mnie pół blachy w ramach rewanżu za pożyczenie kul. W przeciwnym przypadku całość zjadłabym niemal sama. Ufff, jak dobrze jest mieć z kim się podzielić wypiekami J



Drożdżowe z owocami i kruszonką


½ kg mąki
42 g drożdży
200 ml ciepłego mleka
130 g cukru
1 jajko + 1 żółtko
130 g rozpuszczonego masła
otarta skórka z ½ cytryny
1 łyżeczka ekstraktu cytrynowego

kruszonka:
200 g mąki
100 g masła
80 g cukru

owoce, w tym wypadku truskawki (umyte i osuszone)


Mąkę przesiać do miski. Z drożdży, połowy mleka, łyżki cukru i łyżki mąki zrobić zaczyn i zaczekać kwadrans aby zaczyn się ruszył. Jajko i żółtko utrzeć z cukrem. Do mąki wlać zaczyn, jajka z cukrem oraz pozostałą część mleka. Wyrobić ciasto, pod koniec wyrabiania dodawać partiami rozpuszczone masło i nadal wyrabiać. Kiedy ciasto jest gładkie i odstaje od ręki i miski podczas wyrabiania jest już gotowe. Ciasto należy przykryć i pozostawić do wyrośnięcia. Kiedy ciasto rośnie z podanych składników przygotować kruszonkę. W tym celu wsypać do miski mąkę, dodać cukier i masło. Wyrabiać palcami aż do uzyskania wyrobionych grudek.
Wyrośnięte ciasto rozłożyć na przygotowaną blaszkę (23 x 30 cm) ułożyć na nim owoce a następnie całość posypać przygotowaną kruszonkę.
Ciasto wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piec do „suchego patyczka” przez około 45 minut.
Upieczone ciasto przynajmniej trochę wystudzić, ale trudno się mu oprzeć J
Smacznego!!!





Z wielką niecierpliwością czekam na działania ekipy Megi w moim ogrodzie i potem na pomysły liftingu. 

I na koniec kocie wieści. Bunię próbuję troszkę odchudzić i pobudzić Jej kondycję. Nie idzie mi to łatwo - zwłaszcza to drugie. Ale obserwuję systematyczną poprawę, bo teraz już interesuje się zabawkami i kilka rundek w kółko potrafi już zrobić za myszką na wędce. potem zabawa już tylko stacjonarna. Mała oczywiście zawsze próbuje przejąć zabawkę co nie pomaga mi w pobudzaniu do aktywności Buni, bo ta obrażona wychodzi jak tylko Filonka zainteresuje się zabawą. Filonka rośnie, ale niestety tylko wzwyż i wzdłuż. Jak była niewyobrażalnie chuda taka nadal jest. Niejadek z Niej niewyobrażalny. Muszę Ją trochę podtuczyć bo jak Maleństwo sam zostanie z kotami nie dopilnuje ich jedzenia w sposób wystarczający.
Nie ukrywam, że zaczynam się poważnie tym martwić.

Zaproszona do wspólnej zabawy przez Wiesię - za co bardzo dziękuję! dodaję przepis do lipcowej akcji "Na zakwasie i na drożdżach"