Woda, woda i
jeszcze raz woda – to coś co cieszy mnie zawsze i nie potrafię sobie odmówić
wycieczek statkiem, kajakiem, łodzią czy wpław J
Stambuł jest
idealnym miejscem na realizowanie takich zachcianek. Poprzednio płynęliśmy na
koniec Bosforu, nad Morze Czarne, tym razem za namową Ani wybraliśmy się na
Wyspy Książęce – Adalar, a właściwie na jedną z Wysp. Adalar to 10 wysp i 2
skalne rafy. Ze Stambułu można się tam dostać promem, koszt takiej wycieczki
nie jest wiele wyższy niż przejechanie się tramwajem po mieście.
Dotarliśmy do
największej wyspy Büyükada.
Po wyspie można się poruszać rowerami – na każdym kroku są wypożyczalnie, na
piechotę, lub dorożkami.
O tym ostatnim środku
lokomocji już wspominałam. Niby konie wyglądały na zadbane, na bieżąco
podkuwane za pomocą gumowych podków, karmione ale gonione okrutnie, czułam
okropnie patrząc na nie. Jeśli kiedyś odwiedzicie Wyspy Książęce, a macie
sprawne nogi to korzystajcie z nóg, nie tylko więcej zobaczycie, ale być może
pomożecie tym zagonionym przez człowieka zwierzakom. Ale o tym już koniec.
Wyspy to głównie miejsce
wypoczynku Stambulczyków. Mają tu często letnie rezydencje, przypływają aby
odpocząć na łonie natury, czy skorzystać z plaży i morza. Niestety trzeba się liczyć z tłokiem na promie i z bardzo dużym tłumem w centrum miasteczka w pobliżu przystani promowej. Na szczęście odejście od serca turystycznego centrum wyraźnie poprawia sytuację.
Araukaria, piękny okaz, tak wielkiego jeszcze nigdy nie widziałam
Dzikie oregano pachniało tak mocno, że człowiek od razu robił się głodny.
Turcy uwielbiają pufy czy poduchy do siedzenia.
I tym sposobem późnym popołudniem wróciliśmy do Stambułu, powoli się z nim żegnając.