Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Włochy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Włochy. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 6 czerwca 2013

Rzym oczami dziecka - c.d.

Wczoraj spacer po Rzymie Dziewczynka zakończyła na poszukiwaniach poidełek, ale na tym przygoda z miastem się nie skończyła.



Każda wędrówka musi mieć jakieś chwile grozy. Dziewczynka takie chwile przeżyła, kiedy Rodzice powiedzieli, że ma włożyć swoją rączkę w usta wielkiej i groźnie wyglądającej twarzy. Powiedzieli też, że jeśli kłamała to usta zacisną się i odgryzą część dłoni Dziewczynki. Co prawda dłonie wkładali inni ludzie i nic się nikomu nie stało, Rodzice i Brat również mieli całe dłonie po włożeniu ich w usta, ale Dziewczynka nie ma pewności czy nie skłamała kiedyś w swoim życiu. A może Ona jako jedyna zostanie z odgryzionymi palcami???? Rodzice jednak zachęcają Dziewczynkę do działania, trochę się śmieją, trochę straszą, ale generalnie dodają otuchy. Dziewczynka z bijącym sercem, bardzo ostrożnie wyciąga rączkę i wkłada dłoń w otwarte usta. Czeka z przejęciem na to co się stanie. Po kilku chwilach uspokaja się. Usta nie odgryzły Jej dłoni i może spokojnie spojrzeć w oczy Rodzicom. Teraz już przecież wiedzą, że jestem dobrym dzieckiem i nie kłamię.



Na strachu się skończyło. Przecież to co najgorsze już za Dziewczynką. Pora odwiedzić wyjątkowe miejsce o którym Dziewczynka wiele słyszała wcześniej. Tato mówi, że Papież Paweł VI jest w swojej letniej rezydencji w Castel Gandolfo i niestety nie uda nam się Go zobaczyć. Dziewczynka wie kto to papież, przecież chodzi do kościoła i na religię, ale w przeciwieństwie do swojego Taty nie odczuwa, z powodu braku możliwości uczestniczenia w niedzielnej audiencji, żalu. Cieszy się jednak, że będzie mogła zobaczyć Bazylikę św. Piotra. Wie przecież, że to najważniejsza świątynia katolicka, wie też, że jest wielka i piękna.
Kiedy Dziewczynka staje na środku placu przed bazyliką jest onieśmielona. Plac jest taki wielki, a te kolumny go otaczające są tak przytłaczające. W środku kościoła panuje dziwna atmosfera. Niby jest to kościół, do którego przychodzą ludzie się modlić, z drugiej ludzie, którzy podobnie jak Ona i Jej Rodzina przychodzą zobaczyć to wyjątkowe miejsce. Wszystko jest takie wielkie, tyle zdobień i złoceń. Tutaj dopiero widzi potęgę i bogactwo, o których Tato wspominał przy okazji opowiadania o Cesarstwie Rzymskim. Tutaj o niczym takim Tato nie wspomina. Za to wielokrotnie wspomina Michała Anioła, który był kimś wyjątkowym. Tato mówi, że był wspaniałym malarzem, rzeźbiarzem i architektem. Dziewczynka wie kto to architekt, bo przecież brat Taty jest architektem, architektem był też Tato Taty, Jego Tato i Tato Dziadka Taty. Dziewczynka wcześniej widziała gdzieś w albumie zdjęcia tego co namalował i wyrzeźbił ten człowiek o dziwnym nazwisku (no bo jak można się nazywać Anioł?) i najbardziej podobała jej się rzeźba zwana Pietą. Dlaczego Pieta? Co to jest ta pieta? Przecież to figura przedstawiająca Matkę Boską z Chrystusem zdjętym z krzyża. Dziewczynka nie może się doczekać kiedy uda Jej się zobaczyć to dzieło w naturze.
Jakie było rozczarowanie, kiedy okazało się, że rzeźba stoi w czymś przypominającym klatkę ze szkła. Tato opowiada, że niedawno jakiś chory człowiek próbował zniszczyć to dzieło i dla bezpieczeństwa ustawiono kuloodporne szyby. Niestety dla Dziewczynki cały urok rzeźby ulatnia się przez zasłonięcie szybami.






Na pocieszenie Dziewczynka odkrywa coś innego, magicznego.
Ołtarz główny w bazylice osłania coś co przypomina baldachim wsparty na kolumnach. Kolumny są w pięknym, głębokim kolorze ze złoconymi, spiralnymi rysami. Jak fajnie byłoby móc zagłębić rękę w żłobieniu i wędrować wzdłuż niego od samego dołu do zwieńczenia kolumny.  Niestety nie ma takiej możliwości, ale i tak fajnie jest sobie wyobrażać jak wędruje się w górę.





 Ale największa magia otacza pewien dziwny okrągły zamek, przed którym na moście stoją wielkie figury. Tato mówi, że to Zamek Świętego Anioła. Dziwne z tymi aniołami, Tam ktoś o nazwisku Anioł, tutaj zamek anioła. Niestety można go oglądać tylko z daleka, Tato nie ma w swoim planie odwiedzenia go. Bardzo, ale to bardzo Dziewczynka żałuje. 






Dziewczynka żegna Rzym bez żalu, wie, że w planie jest jeszcze dużo ciekawych rzeczy. Jeszcze nie wie, że w Pompejach będzie płakała na widok skamieniałego pieska i matki tulącej do siebie dziecka zalanych lawą. Sama skamienieje z wrażenia we Florencji kiedy zobaczy obraz "Narodziny Wenus" Botticellego. Rodzice nieźle się namęczą aby ją sprzed obrazu zabrać. Nigdy potem żaden obraz nie wywrze na Niej takiego wrażenia. 

środa, 5 czerwca 2013

Rzym oczami dziecka


Połowa lat siedemdziesiątych.
Pełnia lata.
Kilkuletnia dziewczynka wraz z rodzicami i sporo starszym bratem spędza pierwsze wakacje w kraju kapitalistycznym, z resztą to pierwsze takie wakacje całej rodziny. Tato dziewczynki to pasjonat podróży, zwiedzania a przy tym wspaniały organizator i planista. Choć to ostatnie nie zawsze było przez pozostałych członków rodziny mile widziane. Każda minuta była zaplanowana, mało tego, minut zawsze było za mało na zobaczenie kolejnego kościoła, obrazu czy rzeźby. Podobnie było z dewizami, bo tak mówiło się o pieniądzach innych niż złotówki. Nie wydawało się ani centa bez wielkiej potrzeby. Jedynie benzyna, noclegi na kempingu należały do akceptowanych wydatków, pozostałe wymagały głębokiego przemyślenia. Przecież trzeba było przywieźć do Polski stosowną ilość dolarów, aby za jakiś czas znów móc starać się o paszport na wyjazd do krajów kapitalistycznych. Jak Rodzice zdobyła wymagane legalne dolary na swój pierwszy wyjazd Dziewczynka nie dowie się już nigdy, komu „posmarowali” aby to Oni byli szczęśliwymi wybrańcami oficjalnych „przydziałów” też się nie dowie, ale przydział się znalazł.
Tym sposobem mała Dziewczynka znalazła się w Rzymie.
Upał, słońce, rozgrzane do niewyobrażalnych temperatur powietrze i kamienne mury wielkich budynków nie stanowią środowiska idealnego dla małego dziecka na wakacjach. Jednak Ona chyba już wtedy załapała bakcyla od swojego Taty i była ciekawa tego co można znaleźć w  innych miejscach na świecie. Nie zawsze potrafi jeszcze cierpliwie wędrować od kościoła do kościoła, od ruin do palazzo, podziwiać kolejne piazza, ale ciekawość świata już w Niej jest.
Po latach nie potrafi opowiedzieć co i kiedy widziała, ale wspaniałe i wyjątkowe obrazy tkwią w Jej głowie i sercu w sposób niewymazywalny. Nie wszystko potrafi po latach nazwać i zlokalizować.

W pamięci ma obraz pięknych, niezwykle wysokich schodów z ogromną ilością  kwiatów, po których dumnie kroczą eleganccy Rzymianie i przemykają z zachwytem turyści. Atmosfera miejsca jest wyjątkowa. Gracja i elegancja tego wyjątkowego miejsca są dla Dziewczynki z komunistycznego, zaniedbanego kraju, zachwycające.



W napiętym planie Taty Dziewczynki nie było miejsca na pójście na basen czy pojechanie na plażę, przynajmniej jeszcze nie teraz, ale dziewczynka ma i tak wspaniałą zabawę. Rozbryzgująca się woda daje ochłodę, ale największą frajdę sprawia dziewczynce możliwość moczenia nóg i brodzenia w dolnej części fontanny. Nie jest w tej zabawie odosobniona. Inne dzieci też traktują misę fontanny jak basen kąpielowy, a dorośli chętnie siadają na obrzeżach i moczą nogi zmęczone od wędrowania po mieście w upalny dzień. Eh, gdyby nie napięty plan zwiedzania Dziewczynka już by się stąd nie ruszyła. Na koniec wrzuca do wody pieniążek – tak aby jeszcze kiedyś tu wrócić a może znów się kąpać w tak nietypowym basenie? Wróżba się spełnia. Dziewczynka jeszcze dwukrotnie odwiedzi to miejsce, a może i więcej razy?




Takich dziecięcych basenów na trasie było więcej.




Koty, całe mnóstwo kotów.
Szare, łaciate, rude, duże i całkiem malutkie. Wygrzewające się w każdym zakamarku tego dziwnego miejsca, przemykające pomiędzy murami i ludźmi. Tato opowiada dziewczynce o tym, że kiedyś tutaj ludzie walczyli z lwami na śmierć i życie i, że tutaj pierwsi chrześcijanie musieli walczyć o swoje życie. Ale w tej chwili dla Dziewczynki ważniejsze są koty, które można pogłaskać i się z nimi pobawić. Jest ich tyle, że każdy zwiedzający jakby tylko chciał miał „swojego” do głaskania. Ale nie każdy docenia taką atrakcję.
Dziewczynka myśli, że to najwspanialsze miejsce na świecie, w domu przecież nie ma żadnego zwierzątka.






Wystające z ziemi kamienie, jakieś kawałki kolumn i rozwalonych fragmentów budynków. Tato jest zachwycony, mówi coś o wielkim bogactwie i potędze, o jakieś wielkiej cywilizacji. Ale co to ta cywilizacja Dziewczynka nie bardzo rozumie. Kilka kamieni, trochę ruin, nie widać tu przecież żadnej potęgi, raczej jakieś nudne miejsce niegodne uwagi.






Na szczęście palące słońce zmusza rodzinę do dalszej wędrówki. Pić się chce niewyobrażalnie. Dziewczynka jeszcze nie wie co to coca – cola, zna smak kompotów gotowanych przez Mamę czy Babcię, więc smak zimnej wody wypływającej ze śmiesznych, czasem przerażających rurek w różnych miejscach jest w tym momencie najwspanialszy na świecie. Po odkryciu takiego wspaniałego wynalazku Dziewczynka pilnie rozgląda się dookoła w poszukiwaniu kolejnych dziwnych miejsc z zimną wodą. Chyba z każdego takiego źródełka musi zaczerpnąć choćby łyk.



c. d. nastąpi...

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Włochy odczarowane :)


No i wróciłam.
Leciałam do Rzymu dla W., ale teraz już wiem, że było to doskonałe doświadczenie dla mnie. Wiele różnych drobnych i większych zdarzeń (nie będę tu opisywała spotkań z kieszonkowcami, włamania do samochodu i kilku innych mało sympatycznych sytuacji) spowodowało, że unikałam Włoch jak tylko mogłam. Wakacje wszędzie byle nie we Włoszech, owszem kuchnia tego kraju smakowała mi zawsze, ale na tym koniec. Ostatnich kilka dni zmieniło moje nastawienie.
Dziwne może się wydać to, że tak się stało mimo słabej raczej pogody, doznanych rozczarowaniach w wyniku konfrontacji wspomnień z obecną rzeczywistością (ale o tym następnym razem). Myślę, że główną rolę w tej przemianie odegrała ogólna atmosfera miasta oraz mili i sympatyczni ludzie.
Ponieważ ciągle jeszcze się „nie ogarnęłam” po powrocie to dziś jeszcze tylko kilka zdjęć z Wiecznego Miasta, trochę więcej następnym razem.











A na koniec opowieść Maleństwa o kocich relacjach. Tak wreszcie są jakieś relacje, takie konkretne ;)
Któregoś dnia Bunia spała na fotelu. Filonka podobno wlazła na szczyt fotela i skoczyła sobie na "ciotkę" z pełną premedytacją. Podobno Bunia dostała wścieklizny i sprała (bez pazurów) Małą i nieźle się poganiały. 
Wiem, że niektórym wyda się to dziwne, że cieszy mnie taka akcja, ale wychodzę z założenia, że to pierwszy krok do normalnych stosunków kocio - kocich, bo całkowite ignorowanie siebie i warczenie trudno stosunkami nazwać.


niedziela, 30 stycznia 2011

Udało się i zdążyłam - WP # 103 Włoski chleb z ziołami i nie tylko

Pewnie narobię sobie trochę wrogów tym postem, ale nie lubię niczego udawać. Dlaczego mam mieć wrogów, a może raczej antagonistów? Dlatego, że tak jak bardzo cenię sobie kuchnię włoską i spuściznę kultury i sztuki Włoch tak nie przepadam za Włochami jako narodem i krajem, w którym spędzałabym wakacje. Pamiętam dobrze moją pierwszą wizytę w tym kraju. Miałam wtedy około 10 lat i pamiętam dobrze jak zachwycałam się Neapolem, jakie ogromne wrażenie zrobiły na mnie Pompeje (postać matki próbującej ochronić swoje dziecko przed lawą mam do dziś przed oczami) ale najlepiej pamiętam uczucia jakie mną zawładnęły w galerii Uffizi kiedy stanęłam przed obrazem Sandro Botticcellego  "Narodziny Wenus" .  Nigdy później nie doświadczyłam czegoś takiego, takiej fascynacji, wręcz hipnotycznego działania obrazu. Rodzice kilkakrotnie próbowali mnie zabrać sprzed obrazu, ale zupełnie nie mogłam oczu oderwać od niego. W końcu niemal siłą zostałam odciągnięta. Do dziś wspominam to jako wyjątkowe wydarzenie w moim życiu.
Kuchnia włoska jest częstym gościem na naszym stole, chętnie wybieram włoskie restauracje, ale we Włoszech poza pozytywnymi doznaniami doświadczyłam dwukrotnie kradzieży na ulicy, włamania do samochodu, a hałaśliwość Włochów potwornie mnie denerwuje i męczy. I to właśnie powoduje, że wakacje wolę spędzać w innych rejonach. Jedyne ustępstwo na jakie się w ostatnich latach zgodziłam to kilka dni w Wenecji, specjalnie dla Maleństwa, które o tym marzyło. Piękne i wyjątkowe jest to miasto, jednak jak dla mnie zbyt tłoczne, ale co zrobić skoro odwiedzałam je w czasie wakacji.




 Chleb włoski z ziołami z WP # 103 od razu przypadł mi do gustu. Lubię smaki i aromaty w nim zawarte.
Cytuję przepis:

Włoski chleb z ziołami
Składniki (na 2 bochenki):
1,5 łyżeczki drożdży instant
3 szklanki ciepłej wody
1 łyżka soli
2 szklanki mąki chlebowej
4-5 szklanek mąki pszennej (dodałam 1/2 szklanki mąki razowej i 4 szklanki mąki pszennej)
1/3 szklanki oliwy
½ łyżeczki suszonego oregano
½ łyżeczki suszonej bazylii
½ łyżeczki suszonej pietruszki
½ łyżeczki soli
1 ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę
Przygotowanie: Rozpuścić drożdże w wodzie, odstawić na 10 minut. Wymieszać 3 szklanki mąki z solą oraz rozpuszczonymi drożdżami. Wyrobić elastyczne ciasto, dodając stopniowo pozostałe 2-3 szklanki mąki. Ciasto powinno być dosyć luźne. Na posypanej mąką stolnicy wyrabiać ciasto przez ok. 5 minut. Następnie umieścić ciasto w naoliwionej misce, przykryć folią lub ściereczką i odstawić do wyrośnięcia na ok. 1 godziny (ciasto powinno podwoić objętość).
Ciasto ponownie zagnieść, podzielić na 2 kule i ponownie umieścić w naoliwionej misce, przykryć folią lub ściereczką i odstawić do wyrośnięcia na ok. 1 godziny (ciasto powinno podwoić objętość). Następnie uformować 2 owalne bochenki chleba, umieścić je na wyłożonej pergaminem blasze (lub łopacie do chleba obsypanej mąką kukurydzianą), odstawić na ok. 30 minut. Jeżeli ktoś posiada kamień do pieczenia należy nagrzać go wcześniej w piekarniku w temp. 250 stopni C. W międzyczasie wymieszać oliwę, zioła, sól oraz czosnek. Naciąć wyrośnięte bochenki i posmarować je połową ziołowej mieszanki. Chleb piec w naparowanym piekarniku w temp. 210 stopni C przez ok. 35 minut. Jeszcze ciepłe bochenki posmarować pozostałą ziołową mieszanką.

Oczywiście nie byłabym sobą gdybym czegoś nie zrobiła po swojemu. Przede wszystkim wyrastałam chleb w okrągłym koszyczku a nie podłużnym, a po drugie znów proporcje zmniejszyłam o połowę. Mąki dałam chyba nawet ciut więcej niż w przepisie, bo ciasto wydawało mi się zbyt luźne jak na wyrastanie w koszyczku. Niestety nie posiadam dobrego nacinacza chleba i dzisiaj niestety nie udało mi się ładnie naciąć bochenka, a właściwie wcale mi się to nie udało.

Wrażenia????
Chleb jest rewelacyjny, szkoda tylko, że mnie coś poszło nie tak i skórka nie jest chrupiąca. Mimo to Maleństwo kazało mi przepis wrzucić do grupy tych do częstego powtarzania.
Cieszę się, że udało mi się go upiec w terminie, bo może moje doswiadczenia skuszą jeszcze kogoś do upieczenia tego wspaniałego chleba.