Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kuchnia włoska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kuchnia włoska. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 9 lutego 2015

Ribollita toskańska zupa fasolowa – ZnP*


Pyszna, sycąca zupa pochodząca z Toskanii. 
To nie pierwszy doskonały przepis powstały z biedy i niewielkiej dostępności składników oraz chęci wykorzystania resztek.
Moja wersja jest dostosowana do naszych warunków i dostępności produktów. Fasolę cannellini zastąpiłam niewielkim jasiem, a kapustę cavolo nero zastąpiłam jarmużem. Ten ostatni jest teraz najlepszy, po przymrozkach zyskał na smaku.
To zupa zyskująca na smaku przy odgrzewaniu, dlatego gotuje się jej dużo a potem zjada sukcesywnie przez kilka dni J



Ribollita toskańska zupa fasolowa


300 g suchej fasoli
3 szklanki drobno posiekanej kapusty/ jarmużu
2 – 3 marchewki
2 łodygi selera
2 czerwone cebule
1 słoiczek koncentratu pomidorowego dobrej jakości
2 – 3 ząbki czosnku
kilka listków szałwi
oliwa z oliwek
sól, pieprz

chleb i parmezan na grzanki

Fasolę przebrać, umyć, namoczyć na noc. Rano zmienić wodę, dodać jeden ząbek czosnki i listki szałwii, posolić a następnie gotować do miękkości. Połowę ugotowanej fasoli zmiksować na gładką masę.
W dużym garnku rozgrzać kilka łyżek oliwy z oliwek, smażyć na niej pokrojone w kostkę warzywa, poza kapustą. Kiedy warzywa zmiękną dodać kapustę/ jarmuż i smażyć jeszcze chwilę. Dodać wodę z gotowania fasoli, dolać dodatkowo wodę, posolić i gotować przez 10 minut. Dodać koncentrat pomidorowy, fasolę w całości i zmiksowaną. Całość gotować jeszcze przez 10 – 15 minut. Doprawić solą i pieprzem.
Zupę najlepiej podawać następnego dnia, ale można jeść od razu po ugotowaniu.
Do podania przygotować grzanki z czerstwego chleba i parmezanu.

Smacznego!!!



I kocie wieści z piwnicy:
Neska ma się lepiej. Ma duży apetyt, dzisiaj dostałam bezpazurkowe bęcki za wyciągnięcie ręki w kierunki miseczki z jedzeniem ;) na pocieszenie dała mi się wypieścić za wszystkie czasy a brzusio wystawiała do głaskania bez opamiętania :) Bardzo kochana jest ta mała czarna kociczka.

wtorek, 6 stycznia 2015

Lasagne z bakłażanem


Ciekawe czy uda mi się zrealizować mój plan, ale będę się starać.
Chciałabym aby na blogu, a tym samym w mojej kuchni, częściej gościły potrawy bezmięsne, ale oczywiście mięsne nie znikną. Nie, żeby ich dotąd nie było, ale ich liczba była dotąd ograniczona. 
Teraz, mam nadzieję, to się zmieni.
Na pierwszy ogień poszła bezmięsna wersja lasagne. Zamiast najbardziej ulubionego sosu bolońskiego zrobiłam sos na bazie bakłażanów, a beszamel wzbogaciłam o sporą dawkę sera. Całość wyszła pyszna, nawet Maleństwo doceniło smak dania, jednak wyraziło nadzieję, że klasyczną wersję nadal będę robić.
Oczywiście, że będę robiła J
Nie wiem jak inni robią zdjęcia tego dania, ale u mnie niestety wygląd samego dania, a potem jego zdjęcie są po prostu koszmarne. Przepraszam za to, ale uznałam, że najważniejsze jest to, że wszystkim danie smakowało a nie, że prezentowało się jak w restauracji z gwiazdkami Michelin. Niestety nie pomogły mi dwie głodne osoby tupiące za plecami ;)



Lasagne z bakłażanem


suche płaty lasagne

sos bakłażanowy:

3 nieduże bakłażany (ok. 80 dag)
1 cebula
1 ząbek czosnku
1 l passaty pomidorowej
1 ½ łyżeczki mielonego kuminu
2 łyżeczki oregano
½ łyżeczki peperoncino
1 łyżeczka cukru
sól, pieprz
olej do smażenia

beszamel z serem:

2 łyżki masła
2 łyżki mąki
mleko
sól, pieprz
świeżo starta gałka muszkatołowa
1 szklanka utartego ostrego sera (u mnie pół na pół sera koziego i krowiego)

Bakłażany umyć, osuszyć, pokroić w centymetrowe plastry, nasolić i pozostawić na kwadrans aby puściły sok. W między czasie pokroić w kosteczkę cebulę. Po kwadransie dokładnie osuszyć plastry bakłażana, pokroić go w kosteczkę. Na patelni rozgrzać niewielką ilość oleju i partiami smażyć bakłażana (między partiami dolewać na patelnię olej ale w umiarkowanej ilości, bo bakłażan spije tłuszcz w każdej ilości i przestanie być smaczny), usmażony przekładać do rondla. Na końcu usmażyć cebulę, dodać do bakłażana, przecisnąć przez praskę czosnek, wlać passatę pomidorową, przyprawy i dusić pod przykryciem przez około 20 minut. Doprawić do smaku i odstawić.
Kiedy sos z bakłażanów się dusi przygotować beszamel.
W rondelku rozpuścić masło, dodać mąkę, lekko podsmażyć, ale nie rumieniąc mąki. Następnie całość rozprowadzać niewielkimi porcjami mleka. Tak długo dodawać mleko aż uzyska się sos o konsystencji śmietany. Sos doprawić solą, pieprzem, gałką muszkatołową. Na koniec dodać utarty ser. Całość mieszać, aż ser się rozpuści.
W naczyniu żaroodpornym układać warstwami: sos beszamelowy, płaty lasagne, sos z bakłażanem. Powtórzyć warstwy do wyczerpania zapasów, z tym, że na końcu na płaty makaronu rozsmarować sos beszamelowy.
Wierzch można posypać dodatkową niewielką ilością sera, wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piec przez około 25 – 30 minut.
Lekko przestudzić, kroić na kawałki i podawać.
Smacznego!!!




Ps. Jakby ktoś miał wątpliwości, nigdy nie robię noworocznych postanowień ;) ale plany na przyszłość miewam, jak widać.


wtorek, 7 października 2014

Calzone z bakłażanem i suszonymi pomidorami



Kiedy jechaliśmy na weekend do Poczdamu miałam coś przygotować do kosza piknikowego. Musiałam trochę pogłówkować, bo wśród nas była VegAnka, nie bez powodu tak zwana. Bardzo mi zależało aby choć jedno z dań było wegańskie. Tym sposobem powstały mini calzone z bakłażanem i suszonymi pomidorami. Nieskromnie powiem, że nadzienie wyszło na tyle pyszne, że zasłużyło na szybką powtórkę. Tym razem w wersji normalno wymiarowych calzone. Za każdym razem wypiekom towarzyszył sos czosnkowy – idealny do tego dania.


Calzone z bakłażanem i suszonymi pomidorami


3 calzone, lub ok. 20 mini calzone)

Ciasto:

Nadzienie:
1 średniej wielkości bakłażan
ok. 10 - 12 suszonych pomidorów z zalewy
1 cebula
1 ząbek czosnku
zioła (ulubione np. oregano, tymianek, mieszanka ziół prowansalskich itp.)
sól, pieprz,
oliwa z pomidorów
opcjonalnie (w wersji nie wegańskiej) mozzarella

Sos czosnkowy:
2 łyżki majonezu
2 łyżki jogurtu naturalnego
1 ząbek czosnku
sól, pieprz

ulubioną wersję sosu pomidorowego do pizzy

Przygotować ciasto zgodnie z przepisem. Podczas kiedy ciasto rośnie przygotować farsz. Bakłażany pokroić w centymetrowe plastry, nasolić, pozostawić na kwadrans aż puszczą wodę. Cebulę posiekać, pomidory pokroić w mniejsze kawałki. Kiedy bakłażan puści wodę, dokładnie go osuszyć papierowym ręcznikiem, pokroić w kostkę. Na patelni rozgrzać oliwę spod pomidorów przesmażyć na niej cebulę. Kiedy stanie się szklista dodać zmiażdżony ząbek czosnku, pokrojonego w kostkę bakłażana. Całość smażyć mieszając przez około 2 – 3 minuty. Następnie dodać pomidory suszone, zioła, posolić i popieprzyć. Kiedy bakłażan zmięknie farsz zdjąć z ognia i zostawić do przestygnięcia.
Wyrośnięte ciasto wyłożyć na podsypany mąką blat rozwałkować cieniutko. Jeśli robimy mini calzone wycinać kółka o średnicy ok. 10 – 12 cm. Jeśli robimy duże calzone, to zanim wałkujemy ciasto podzielić na 3 części i każdą wałkować na cienkie placki. Na połówce każdego placka rozsmarować odrobinę sosu pomidorowego, rozłożyć farsz z bakłażanów i suszonych pomidorów, w wersji z serem dodać jeszcze utarty na tarce ser mozzarella, formować calzone, układać na blaszce wyłożonej papierem, pozostawić na około kwadrans do ponownego rośnięcia.
Podrośnięte wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 15 minut (mini calzone) a 20 – 25 minut duże calzone.
Podawać z sosem czosnkowym przygotowanym poprzez zmieszanie podanych składników.
Smacznego!!!



Obie z Megi zachowałyśmy się jak ignorantki blogowe ;) żadna z nas nie zrobiła zdjęć podczas jedzenia, dopiero jak ostatnie mini calzone zniknęło w żołądku członka wycieczki padło hasło rzucone przez TP: blogerki a żadna nie udokumentowała tak ważnego wydarzenia. Jednak było już za późno J



Ania wyhaczyła mnie o efekt końcowy remontu łazienki. Biję się w pierś, faktycznie obiecałam i nie spełniłam obietnicy. Dziś to nadrabiam. Kabinę prysznicową a właściwie parawan W. określił mianem „szklana pułapka 8” ;)




Kocham moją łazienkę po remoncie a prysznic zamiast wanny to najcudowniejsza zamiana jaką mogłam sobie wymarzyć J

niedziela, 27 lipca 2014

Spaghetti putanesca


Nie potrafię pojąć jakim cudem tak mało makaronów jest na blogu, już kiedyś się zastanawiałam i nadal nie znam odpowiedzi na to pytanie. Dziś nadrabiam niedopatrzenie. Od kiedy przekonałam się do anchois szukam pomysłów na ich wykorzystanie. Tym razem postanowiłam zrobić danie o dosyć wyjątkowej nazwie, której jednak tutaj tłumaczyć nie będę. Powiem tylko, że danie jest grzechu warte.


Spaghetti putanesca


400 g suchego makaronu spaghetti
5 ząbków czosnku
6 filecików anchois (ja dałam więcej – całą malutką puszeczkę)
2 łyżki kaparów
1 puszka pomidorów
2 ostre papryczki
½ szklanki oliwek (ja wolę zielone i takich użyłam)
sól, pieprz, szczypta cukru
oliwa z oliwek

1 łyżka siekanego oregano
tary parmezan do podania

Wstawić wodę na makaron. Kiedy woda się gotuje na dużej patelni rozgrzać sporo oliwy, wrzucić na nią posiekany w cienkie plasterki czosnek, fileciki anchois, posiekane ostre papryczki oraz kapary. Dobrą chwilę dusić, fileciki lekko rozgnieść drewnianą łyżką. Kiedy czosnek i anchois zmiękną dodać pomidory z puszki, oliwki i całość dusić na małym ogniu, doprawić solą, pieprzem i szczyptą cukru. W między czasie kiedy zagotuje się woda ugotować makaron. Kiedy jest już ugotowany al. dente, odcedzić go i dodać na patelnię z sosem. Całość dokładnie wymieszać, ewentualnie dodać kilka łyżek wody z gotowania aby sos lepiej pokrył makaron. Podawać gorące na ogrzanych talerzach. Danie posypać posiekanym oregano i świeżo utartym parmezanem.
Smacznego!!!




niedziela, 27 kwietnia 2014

Schiacciata - weekendowe wypiekanie na śniadanie


Marghe systematycznie przysyła mi zaproszenie na akcje FB z wypiekaniem na śniadanie, jednak nigdy nie udało mi się wyrobić z pieczeniem. Tym razem z wielką przyjemnością przystąpiłam w terminie do dzieła. 
Upiekłam moją schiacciatę, która jak wyczytałam może być "goła" jak w podstawowym przepisie, ale może być nadziana różnościami. Postanowiłam iść tą właśnie drogą. Tak powstała moja wersja tego toskańskiego wypieku :)


Schiacciata

 Przepis pochodzi z książki : "Księga smaków Toskanii"

składniki:
30 g świeżych drożdży lub 2 1/2 łyżeczki suszonych
125 ml letniej wody (43 stopnie)
1/2 łyżeczki cukru
400 g mąki - nie mam informacji jakiej - myślę, że pszenna 650 będzie ok.
1/2 łyżeczki soli
75 ml oliwy plus oliwa do skropienia po upieczeniu (obowiązkowo)
125 ml zimnej wody
gruboziarnista sól


Drożdże dokładnie wymieszaj w małej miseczce z letnią wodą i cukrem. Odstaw na około 5 minut by wyrosły.
Mąkę wsyp do dużej miski. Zrób zagłębienie w samy środku, przełóż do niego drożdże. Dodaj sól i 2 łyżki oliwy. Kolistym ruchem wymieszaj składniki w zagłębieniu, następnie stopniowo zacznij łączyć z mąką. W połowie pracy wlej zimną wodę. Wyrabiaj tak długo, aż utworzysz zwartą kulę.
Ciasto przenieś na lekko oprószoną mąką stolnicę lub blat i ugniataj 10 - 15 minut, aż stanie się gładkie i elastyczne.
Ciasto ponownie uformuj w kulę i przełóż do wysmarowanej oliwą miski, przykryj czystą, wilgotną ściereczką i odstaw w ciepłe miejsce na 1 1/2 - 2 1/2 godziny, by podwoiło swoją objętość.
Blachę do pieczenia o wymiarach 26 x 37 cm lekko wysmaruj tłuszczem. Wyrośnięte ciasto lekko przyklep, a następnie przełóż z powrotem na oprószoną mąką stolnicę. Wyrabiaj je znów przez kilka minut. Powinno być bardzo elastyczne i szybko wracać do poprzedniego kształtu gdy naciśniesz je palcami. Po rozwałkowaniu do odpowiedniej wielkości przenieś je na blachę. Przykryj czystą wilgotną ściereczką i odstaw w ciepłe miejsce na 30 minut by ponownie wyrosło.
Piekarnik rozgrzej do 200 stopni
Czubkami palców zrób w cieście dołki co 4 cm Polej po wierzchu pozostałą oliwą, oprósz gruboziarnista solą.
Chleb piecz 25-30 minut, aż ładnie się przyrumieni. Wyjmij z piekarnika i skrop dodatkową oliwą. Przełóż z formy na deskę i pokrój w kwadraty. Można go przechowywać po dokładnym owinięciu do 2 dni i podawać po podgrzaniu lub w temperaturze pokojowej.
Smacznego!!!



Ja ciasto podzieliłam na dwie równe części. Obie wywałkowałam na cieniutkie okrągłe placki o tej samej średnicy. Do polania wykorzystałam oliwę spod pomidorów suszonych. Na pierwszym ułożyłam nadzienie składające się z suszonych pomidorów, oliwek, fety i świeżej bazylii. Ta wersja bardzo nam smakowała.



Piekłam razem z:

piątek, 23 sierpnia 2013

Makaron ze szpinakiem i kurczakiem


Taki makaron podała na imprezie moja koleżanka, tak bardzo mi zasmakował, że musiałam wydębić od Niej przepis i zrobić dla nas taki sam.
Całość robi się błyskawicznie, a smakuje bosko. Myślę, że równie dobra byłaby wersja bez kurczaka, ale mięsożercy będą woleć kurczakową.


Polecam gorąco na szybki obiad J

Makaron ze szpinakiem i kurczakiem


½ paczki makaronu (u mnie penne, ale inne kształty będą równie dobre)
1 paczka świeżego młodego szpinaku (250 g)
1 ząbek czosnku
350 ml słodkiej śmietany 18%
½ łyżeczki oregano
¼ łyżeczki bazylii
2 łyżki masła
1 kulka sera mozzarella
1 pierś z kurczaka (u mnie filety z udka kurczaka)
olej do usmażenia kurczaka
sól, pieprz

parmezan do podania

Zagotować wodę na makaron, a następnie ugotować go. W tym czasie szpinak umyć, obrać z grubszych ogonków, pokroić. Mięso kurczaka umyć, pokroić w kostkę, posolić, popieprzyć i usmażyć na złocisto na niewielkiej ilości oleju. Odstawić. Na dużej patelni rozpuścić masło i zblanszować na nim szpinak, dodać zmiażdżony ząbek czosnku, roztarte w palcach zioła, śmietankę i dusić całość przez chwilę. Dodać przysmażonego kurczaka oraz utarty ser mozzarella. Całość dusić, aż ser się rozpuści, doprawić do smaku solą i pieprzem. Wymieszać na patelni z ugotowanym makaronem i podawać od razu posypany parmezanem świeżo utartym.
Smacznego!!!






Bardzo lubimy makarony i nie wiedzieć czemu na blogu jest ich tak mało. W najbliższym czasie będę nadrabiać zaległości :)


środa, 26 czerwca 2013

Domowy makaron i prezent na rocznicę ślubu


Co najukochańszy z Mężów kupuje Żonie na 24 rocznicę ślubu?
Pierścionek z brylantem?
Prawdziwe perły?
A może kolczyki z szafirami?
Jednak, żadna z tych opcji nie miała miejsca. Najlepszy i najukochańszy Mąż kupił przystawkę do „kici” do wałkowania makaronu oraz dwa wykrojniki makaronowe.
Jeśli myślicie, że Żona poczuła się rozczarowana, bo wolałaby sznur pereł, to grubo się mylicie. Prezent był wyśniony i wymarzony od dawna J A wiadomo, że marzenia warto mieć, bo się spełniają jak widać.

Kochanie, jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za 24 lata wspólnego wspaniałego życia i za fantastyczny prezent!!!

Skoro dostałam taki fajny prezent to pospieszyłam go wypróbować. Efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Może wśród Was są osoby, które mają siłę w rękach i są w stanie wywałkować ciasto makaronowe bardzo cieniutko na niteczki do rosołu, ale ja mimo swoich gabarytów tej siły nie mam. Teraz „kicia” wałkuje za mnie i kroi śliczne równe niteczki.
Pyyyycha!!!!


Domowy makaron jajeczny


Po 1 dużym jajku na każde 100 g mąki (najlepiej makaronowej)
szczypta soli
ewentualnie odrobinka wody

mąka do podsypywania

Mąkę przesiać, zrobić w niej dołek, wbić jajka, posolić. Z podanych składników zgnieść sprężyste ciasto, które nie ma prawa kleić się do ręki, ani kruszyć. Dobrze wyrobione ciasto przykryć aby nie wysychało i pozostawić aby odpoczęło przez pół godziny. Po tym czasie odkrawać po kawałku, wałkować cieniutko i kroić na makaron.
Gotowy makaron można gotować od razu albo wysuszyć i gotować kiedy jest potrzebny. Taki wysuszony makaron przechowywać w pojemniku w suchym miejscu.
Smacznego!!!





Prezent sprawdził się fantastycznie, już planuję jak wykorzystam to cudowne urządzenie. Najprawdopodobniej będzie to lasagna ze świeżego makaronu – Maleństwo się ucieszy J

Jutro wracam po 10 dniach zwolnienia do pracy. Noga niby już nie boli (chyba, że się jej dotknie), ale ciągle puchnie. Nie każde buty mogę założyć, a pogoda pod psem L Mam nadzieję, że do wakacji noga będzie już całkiem sprawna.

Ps. Dziękuję Maćkowi za pomoc w zakupach w USA i dostarczeniu prezentu do Polski.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Bucatini all’ Amatriciana –kolejna odsłona prostoty kuchni rzymskiej


No to sobie leżę z nogą uniesioną na poduszkach i odpoczywam. 
Sąsiadka pożyczyła mi kule dzięki czemu mogę samodzielnie udać się do łazienki czy do kuchni. Niestety kuchnia to w tej chwili dla mnie miejsce raczej do odwiedzin w celach spacerowych niż miejsce kreatywnego spędzania czasu. Nie potrafię jeszcze niczego zrobić z kulami, a dłuższe siedzenie czy stanie powoduje ból w nodze. Ale jeść trzeba. Moi Panowie musieli przejąć moje najświętsze pomieszczenie w domu i wykazywać się w miarę swojego wolnego czasu. Oczywiście słyszę co chwila z kuchni „A gdzie jest słodka papryka? Czy mamy w domu to czy tamto” i tak cały czas, ale w niedzielę zaskoczyli mnie niesamowicie przepysznym obiadem. W. przygotował bucatini all’ Amatriciana a na deser pieczonego ananasa z wanilią i rumem. Oba dania były fenomenalne. Stojąc na jednej nodze, asekurując się fotelem stojącym obok zrobiłam zdjęcia obiadu. O ananasie napiszę następnym razem, dziś na post zasługuje makaron.
Podobno nie do końca prawdą jest, że danie to pochodzi z Rzymu, a z miasta Amatrice, jednak utożsamiane jest z kuchnią rzymską i kuchnią Lacjum jako takiego. Nie ważne skąd pochodzi, ważne jest, że znów zaskakuje prostotą i pysznym smakiem.


Bucatini all’ Amatriciana


400 – 500 g makaronu bucatini
1 cebula
100 g wędzonego surowego boczku
2 ząbki czosnku
2 puszki pomidorów krojonych (albo pomidory świeże, jednak o tej porze roku jeszcze smaczniejsze są te puszkowe)
1 łyżka octu balsamicznego
do ¼  łyżeczki peperoncini
oliwa z oliwek
sól, pieprz, 1 łyżeczka cukru

świeżo utarty ser pecorino romano do podania (lub inny ser typu parmezan)

Zagotować wodę na makaron. W tym czasie na oliwie z oliwek przesmażyć cebulę pokrojoną w kostkę. Kiedy ta już zmięknie dodać boczek pokrojony w małe kawałki i smażyć aż całość ładnie się zrumieni, ale nie przypali. Dodać czosnek, lekko przesmażyć, następnie dodać pomidory, peperoncini (jeśli boimy się, że sos będzie zbyt ostry zmniejszamy ilość ziarenek papryczki), cukier i sól (uważać na ilość soli bo boczek jest słony) i dusić całość przez około 10 minut. Na koniec duszenia ostatecznie doprawić. Kiedy sos się dusi ugotować makaron, kiedy jest już al dente odcedzić, dodać do sosu, wymieszać i podawać posypany solidną porcją pecorino romano.
Smacznego!!!

Mnie tu pasuje jeszcze dodatek kilku listków bazylii, ale nie jest to składnik niezbędny, niektórzy pewnie się na ten dodatek obruszą, ale mój talerz moje smaki J



Skoro jesteśmy przy kuchni rzymskiej najwyższy czas pokazać wspomniane wcześniej moje pierwsze w życiu trufle i inne pyszności jedzone w ciągu tych kilku dni.



Skoro jesteśmy w temacie makaronów, to W. jadł swoje ukochane mięczaki w spaghetti alle vongole



A takie śliczne makarony można kupić w dowolnym miejscu tego wyjątkowego miasta.





wtorek, 11 czerwca 2013

Kuchnia rzymska – spaghetti cacio e pepe


Jadąc do Rzymu dobrze przygotowałam się pod względem kulinarnym. Wiedziałam co jest specjalnością tego miasta i czego koniecznie muszę spróbować. Bardzo chciałam skonfrontować moje wykonanie trippa alla romana z oryginałem.
Udało się.
W smaku moje danie było równie doskonałe, ale konsystencja była niewłaściwa. Teraz już wiem, że oryginalna wersja bardziej przypomina gulasz z umiarkowaną ilością sosu a nie gęstą zupę. Następnym razem ugotuję w sposób właściwy, bo danie jest pyszne.
Ale wracając do kuchni rzymskiej, obfituje ona w danie proste, z niewielką ilością składników, które należą do tanich i łatwo dostępnych (oczywiście dla Rzymian).
Na mojej liście były dwa makarony: cacio e pepe, all’amatriciana, danie z cielęciny saltimbocca  alla romana, jagnięcina i karczochy a dla męża dodatkowo makaron alle vongole. Plan został wykonany z wyjątkiem karczochów. W zamian były prawdziwe trufle. Z tymi grzybami bliskie spotkanie miałam po raz pierwszy, choć wcześniej widziałam je w Chorwacji, jednak wtedy nie mogłam sobie pozwolić na ich spróbowanie. Pewnie się teraz niektórym narażę, ale mimo, iż są one wyjątkowe i bardzo dobre, nie zachwyciły mnie tak jak innych. Wiem już jak smakują, jaki mają aromat, ale spokojnie mogę się bez nich obejść i śnić po nocach o nich nie będę. Za to ślinka mi cieknie na samo wspomnienie cielęciny zaserwowanej mi w malutkiej rodzinnej (chyba) trattorii tuż przy Mercado Trajano. Jeśli kiedyś wrócę do Rzymu swoje pierwsze kroki w celach żywieniowych skieruję właśnie w to miejsce, nie tylko ze względu na przepyszne jedzenie ale i na obsługę oraz atmosferę.



Po powrocie moją domową przygodę z kuchnią rzymską zaczęłam od najprostszego dania czyli spaghetti cacio e pepe. Wystarczy kilka minut, makaron, ser Pecorino Romano i świeżo mielony czarny pieprz oraz kilka łyżek oliwy z oliwek.
Proste?



Spaghetti cacio e pepe


400 g makaronu
150 g utartego sera pecorino romano
1 łyżeczka świeżo zmielonego czarnego pieprzu
2 – 3 łyżki oliwy z oliwek

Makaron ugotować al dente. Odcedzić, przełożyć do dużej miski, dodać mała chochelkę wody z gotowania makaronu, utarty ser i pieprz. Całość dokładnie wymieszać, najlepiej za pomocą dwóch widelców.  Podawać gorący. Można dodatkowo całość posypać utartym serem.
Smacznego!!!




Jak widać danie jest banalnie proste :)

I jeszcze najnowsze wieści Filonkowe. Raz jest lepiej (wczoraj) raz jest gorzej :( Dzisiaj bardzo się przestraszyłam i aż pojechałam do weterynarza aby sprawdził czy wszystko jest ok. Chyba jest Ok. ale Malutka źle to wszystko zniosła i bardzo powoli dochodzi do siebie. 
Trzymajcie kciuki aby wreszcie zaczęła się czuć lepiej.

niedziela, 10 lutego 2013

Wczoraj był Światowy Dzień Pizzy

Ale miałam zakręconą sobotę! A zapowiadała się tak leniwie. Miała być pizza pieczona na nowym kamieniu, leniwe siedzenie w domu i cieszenie się domową atmosferą. 
Pizza była, ale potem był spacer po lesie i nocne pogaduchy z kuzynką i Jej mężem w ich nowym domu. Maleństwo robiło za szofera, zawiozło nas na wieś, a potem w nocy odebrało. Było wspaniale!!!

Co prawda z opóźnieniem, ale dokumentuję moje zmagania z pizzą. 
Nowe ciasto, nowy kamień i sukces wielki.



Ciasto na pizzę:

450 - 480 g mąki (u mnie włoska mąka do pizzy)
250 -300 g letniej wody
10 g soli
2 - 3 g drożdży
2 łyżki zakwasu

Wodę wymieszać z połową mąki, wyrabiać mikserem przez 2 minuty, pozostawić na około pół godziny. Następnie dodać sól, pokruszone drożdże, zakwas i dokładnie wymieszać. Dodawać porcjami mąkę i cały czas wyrabiać ciasto w sumie powinno być wyrabiane przez 15 - 20 minut.
Wyrobione ciasto przykryć i zostawić na godzinę do wyrośnięcia. Po tym czasie ciasto wyjąć na blat, odgazować, podzielić na 3 równe części, z każdej uformować kulę, włożyć do misek i pozostawić do dalszego rośnięcia na co najmniej 2 -3 godzin. Po tym czasie formować pizzę i piec.
Smacznego!!!

Zrobiłam 3 różne pizze, każdemu domownikowi inna smakował najbardziej. Mnie szczególnie przypadła do gustu z karmelizowaną czerwoną cebulą i boczkiem wędzonym. Słodycz cebuli świetnie kontrastowała ze słonym smakiem boczku a i jego chrupkość (był dokładnie przesmażony) była świetna.


Maleństwo kocha klasyczna pizzę hawajską



W. nie mógł się zdecydować, która była najlepsza ale i 3 sery Mu smakowała.

I jeszcze kilka słów o kamieniu do pieczenia. Kupiłam go głównie z myślą o chlebie, ale pierwszy test wykonałam wczoraj na pizzy. Efekt przerósł moje oczekiwania. Nie sądziłam, że taką chrupkość spodu  da się uzyskać piekąc pizzę w domu, a i szybkość pieczenia mnie mocno zaskoczyła. Teraz nie mogę się doczekać prób z chlebem.

Na koniec jeszcze dwa zdjęcia rosnącej jak na drożdżach Filonki:

tutaj w charakterze kangurka za pazuchą u Maleństwa ;)


I dowód, że kociczka rośnie i dorośleje. Ostatni bastion Buni padł. Filonka nauczyła się wchodzić na szafki kuchenne 





poniedziałek, 31 grudnia 2012

Zupa na poniedziałek – trippa alla romana



Trippa alla romana brzmi świetnie, prawda? Po polsku już nie jest tak fajnie, przynajmniej dla niektórych – flaki po rzymsku, ale nie nazwa jest ważna a smak. Przepis za mną „chodził” od dobrego roku i jak w podobnych przypadkach bardzo żałuję, że tak długo nie został przeze mnie wypróbowany. Moja intuicja od początku podpowiadała mi, że danie wyjdzie pyszne, choć niepokoił mnie jeden składnik, a mianowicie mielone goździki. Do tej pory korzystałam z nich chętnie ale w przypadku dań słodkich, a tutaj w jak najbardziej wytrawnej potrawie sprawdziły się idealnie. Przepis, który stanowił bazę znalazłam w książce Marleny de Blasi, jednak czytając inne przepisy na tą potrawę zdecydowałam się na drobne zmiany.



Efekt przerósł nasze oczekiwania. Polecam na gorące danie podczas karnawałowej imprezy lub po prostu na rodzinny obiad.


Trippa alla romana – flaki po rzymsku


900g zblanszowanych flaków wołowych
85 g boczku wędzonego (nie miałam pancetty)
2 łyżki oliwy
4 duże ząbki czosnku
1 cebula
1 marchew
kawałek selera
1 puszka (400 g) pomidorów w sosie własnym
1 liść laurowy
½ łyżeczki mielonych goździków
1 ½ szklanki białego wina
2 szklanki rosołu drobiowego
½ łyżeczki suszonej i pokruszonej chili
ser pecorino świeżo utarty (nie miałam więc podałam parmezan)
garść posiekanych liści świeżej mięty
sól, pieprz

Korzystając z gotowych blanszowanych flaków zawsze je obgotowuję zmieniając kilkakrotnie wodę. Jakoś mam wątpliwości, czy są właściwie oczyszczone, poza tym znacząco wpływa to na aromat ostatecznej potrawy. Kiedy mamy już przygotowane flaki zabieramy się do przygotowania zupy.

Na rozgrzanej oliwie podsmażyć boczek wędzony z pokrojoną w kostkę cebulą, aż cebula się ładnie zeszkli. Wrzucić następnie marchew i seler, smażyć przez kolejne 3 minuty uważając aby cebula nie zbrązowiała. Do garnka żeliwnego wrzucić flaki, przesmażony boczek, cebulę, warzywa, dodać pomidory, wlać wino i bulion. Dodać przyprawy, całość zagotować, przykryć i nie otwierając gotować przez około 1 ½ godziny. (Ja ułatwiłam sobie zadanie wlewając wszystkie składniki do sporego ceramicznego garnka i wstawiłam go do piekarnika nagrzanego do 180 stopni.) Po tym czasie sprawdzić, czy zbyt dużo płynu nie odparowało (u mnie prawie nic nie odparowało) uzupełnić brakujący płyn winem, doprawić solą, pieprzem i można podawać z dodatkiem świeżej mięty i sera pecorino (moim zdaniem parmezan sprawdził się doskonale). Danie podobno smakuje jeszcze lepiej następnego dnia. My nie mieliśmy okazji sprawdzić, wszystko zniknęło w jeden dzień.
Smacznego!!!



Ostatnio blog został zdominowany zdjęciami Filonki, Bunia gotowa się już całkiem obrazić za zaniedbywanie J dlatego dziś pokazuję Mega Sfoszoną stateczną Damę, która też lubi serfować w internecie.



I oczywiście nie może dziś zabraknąć życzeń noworocznych.

Szczęśliwego Nowego 2013 Roku!!
Oby ten Nowy Rok nie był gorszy od mijającego i każdemu przyniósł wiele radosnych chwil.!




czwartek, 23 sierpnia 2012

Makaron w sosie z pieczonych warzyw



Jakim cudem na blogu nie znalazła się jeszcze cała masa przepisów na makaron? 
Zupełnie nie umiem znaleźć wytłumaczenia. Dziś proponuję Wam danie idealne na letni obiad.


Makaron w sosie z pieczonych warzyw


średniej wielkości bakłażan (około 400 g)
czerwona papryka (około 300 g)
½ kg świeżych pomidorów
3 duże ząbki czosnku
2 szalotki
¼ łyżeczki pepperoncino
1 łyżeczka oregano
świeża bazylia
sól, pieprz, ½ łyżeczki cukru
kilka łyżek oliwy
125 g wędzonego boczku (można pominąć)
oliwa z oliwek

makaron o dowolnym kształcie
parmezan

Piekarnik rozgrzać do 190 stopni. Bakłażana rozkroić wzdłuż, posolić i pozostawić na 15 minut. Paprykę rozkroić, usunąć gniazdo nasienne. Po kwadransie bakłażana wytrzeć do sucha, a stronę rozkrojoną skropić oliwą. Na blaszce ułożyć bakłażana rozkrojoną stroną do dołu, paprykę również rozkrojoną stroną do dołu, nieobrane ząbki czosnku zawinięte w folię aluminiową. Wstawić do piekarnika na 25 minut (aż do wyraźnego zrumienienia skórek papryki i bakłażana). Po tym czasie blaszkę wyjąć z piekarnika, paprykę włożyć do woreczka i szczelnie zamknąć. Odstawić na 15 minut. Pomidory sparzyć, obrać ze skórki i pokroić na małe kawałki usuwając pestki. Tak rozdrobnione pomidory dusić na małym ogniu przez 10 minut.
Bakłażana obrać ze skórki, ząbki czosnku obrać z łupinek, paprykę pozbawić skórki. Wszystkie warzywa łącznie z pomidorami włożyć do blendera a następnie całość zmiksować.
Szalotki obrać, pokroić w drobną kostkę, boczek w paski (opcjonalnie). W rondlu rozgrzać oliwę, zeszklić szalotki, przyrumienić boczek (opcjonalnie) dodać peperoncino, oregano a następnie zmiksowane warzywa. Dusić przez około 10 minut, doprawić solą, pieprzem, cukrem. Na koniec wrzucić garść posiekanej bazylii.
Podawać z ugotowanym w międzyczasie makaronem, na wierzch ułożyć paski parmezanu.
Smacznego!!!