Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Makaron. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Makaron. Pokaż wszystkie posty

środa, 23 września 2015

Makaron w sosie z pieczonych pomidorów


Nie wiem kiedy miałam czas pozaglądać tak na dobre na inne blogi, popisać komentarze, ale mam nadzieję, że to chwilowe.
Z niczym nie nadążam.
Koniec wakacji i powrót do pracy, tymczasy, które coraz bardziej absorbują, Maleństwo, które szykuje swoje gniazdko do wyprowadzki z domu i absorbuje również nas, spadek nastroju wraz z skracającym się dniem.
Próbuję chociaż w niedziele spędzać czas w sposób jaki lubię – aktywnie, ale nawet to nie zawsze się udaje L
Twórcze gotowanie i wpisy na blogu są jakby poza moim zasięgiem. Ciągle pocieszam się, że jeszcze tydzień i ze wszystkim wyjdę na prostą.
Szybkość wykonania dań jest aktualnie głównym czynnikiem decydującym o tym co jadamy. Wyjątkowo solidnym daniem był makaron z sosem z pieczonych pomidorów.



Makaron w sosie z pieczonych pomidorów


ok. 1 kg dojrzałych pomidorów (najlepiej lima)
2 - 3 ząbki czosnku
garstka listków bazylii
sól, pieprz
oliwa z oliwek

makaron
parmezan

Pomidory umyć, osuszyć, przekroić wzdłuż na połówki. Ułożyć je na blaszce przecięciem do góry. Posypać je czosnkiem pokrojonym w cienkie plasterki oraz listkami bazylii. Całość lekko posolić, pieprzyć skropić oliwą. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na około 35 minut. Upieczone pomidory lekko wystudzić. W tym czasie wstawić wodę na makaron. Pomidory wraz z czosnkiem i bazylią zmiksować na gładką masę. Jeśli bardzo zależy nam na bardzo gładkim sosie należy go jeszcze przetrzeć przez sito. Sos zagrzać, doprawić do smaku solą i pieprzem. Kiedy makaron jest gotowy gorący sos wymieszać z makaronem, całość posypać świeżo utartym parmezanem i podawać.
Smacznego!!!




W poprzedni weekend udało nam się wygospodarować niedzielę na odpoczynek w plenerze. Odwiedziliśmy ponownie Antonin i okolice. 25 kilometrów na rowerze a potem pyszna rybka nad stawami dopełniła całości, a wisienką na torcie było przemiłe towarzystwo przy biesiadnym stole.

Jak ja tęsknię za latem i długimi słonecznymi dniami. 







Pozdrawiam wszystkich wraz z moimi "chłopakami" co to swoich domków szukają :)

Syczusiem 

Beniusiem 

i Hanusiem 


czwartek, 4 czerwca 2015

Kuskus libański (moghrabieh) z suszonymi pomidorami i pieczarkami


Machina czasu nadal nie chce mnie wypuścić ze swojego kołowrotu. Ale staram się nie dawać i każdego dnia, jeśli tylko pozwala na to pogoda staram się z godzinkę posiedzieć z herbatą i książką w ogrodzie. Zeszłoroczny sezon niestety był dla mnie bardzo niekorzystny. Najpierw „remont” ogrodu, potem remont elewacji, mieszkania pode mną i mojej łazienki. To spowodowało, że przez cały sezon raptem kilka razy z przyjemnością korzystałam z uroków posiadania ogrodu. Teraz za to korzystam ile się da.
Żeby jednak mieć choć tę godzinkę dla siebie muszę choćby gotowanie ograniczyć w czasie. Staram się aby dania serwowane przeze mnie były szybkie w przygotowaniu i nie wymagały skomplikowanych zabiegów. Do takich dań należy kuskus z suszonymi pomidorami i pieczarkami.
W mojej dzielnicy jest muzułmańskie centrum kulturalno – religijne, a przy nim od lat funkcjonuje sklep spożywczy, który poza normalnymi polskimi produktami ma wiele arabskich i tureckich. Sprzedawcami są muzułmanie, nie zawsze mówiący po polsku. Ostatnio skusiłam się na kuskus libański czyli moghrabieh. I to z niego tym razem zrobiłam to danie, choć i ze zwykłego kuskusu wychodzi doskonałe.
Polecam gorąco!


Kuskus libański (moghrabieh) z suszonymi pomidorami i pieczarkami


25 dag kuskusu libańskiego (lub zwykłego)
bulion do ugotowania kuskusu
10 – 15 kawałków suszonych pomidorów z oliwy
kilka pieczarek
1 cebula
2 ząbki czosnku
2 liście laurowe (u mnie świeże)
½ - ¼ łyżeczki harrisy
1 cytryna
pęczek bazylii

Kuskus ugotować do miękkości (ale środek ma pozostać jędrny) w bulionie. Można w wodzie, jednak ten „makaron” doskonale chłonie smaki z płynu, w którym jest gotowany, więc warto danie wzbogacić w ten sposób. W tym czasie na oliwie spod suszonych pomidorów zeszklić posiekaną cebulę, dodać liście laurowe, posiekane ząbki czosnku, pokrojone w paseczki suszone pomidory i pokrojone w plasterki umyte pieczarki, oraz harrisę. Całość smażyć na małym ogniu przez około 10 minut. Kiedy kuskus się ugotuje należy go odcedzić, dodać do smażonych pomidorów i pieczarek. Całość wymieszać, dodać sok z cytryny do smaku a całość posypać posiekaną bazylią. Podawać gorące, ale całkiem smaczne jest na zimno jako danie lunchowe w pracy. Można dodatkowo podać ćwiartki cytryny.

Smacznego!!!



Prawda, że smakowicie wygląda????

wtorek, 6 stycznia 2015

Lasagne z bakłażanem


Ciekawe czy uda mi się zrealizować mój plan, ale będę się starać.
Chciałabym aby na blogu, a tym samym w mojej kuchni, częściej gościły potrawy bezmięsne, ale oczywiście mięsne nie znikną. Nie, żeby ich dotąd nie było, ale ich liczba była dotąd ograniczona. 
Teraz, mam nadzieję, to się zmieni.
Na pierwszy ogień poszła bezmięsna wersja lasagne. Zamiast najbardziej ulubionego sosu bolońskiego zrobiłam sos na bazie bakłażanów, a beszamel wzbogaciłam o sporą dawkę sera. Całość wyszła pyszna, nawet Maleństwo doceniło smak dania, jednak wyraziło nadzieję, że klasyczną wersję nadal będę robić.
Oczywiście, że będę robiła J
Nie wiem jak inni robią zdjęcia tego dania, ale u mnie niestety wygląd samego dania, a potem jego zdjęcie są po prostu koszmarne. Przepraszam za to, ale uznałam, że najważniejsze jest to, że wszystkim danie smakowało a nie, że prezentowało się jak w restauracji z gwiazdkami Michelin. Niestety nie pomogły mi dwie głodne osoby tupiące za plecami ;)



Lasagne z bakłażanem


suche płaty lasagne

sos bakłażanowy:

3 nieduże bakłażany (ok. 80 dag)
1 cebula
1 ząbek czosnku
1 l passaty pomidorowej
1 ½ łyżeczki mielonego kuminu
2 łyżeczki oregano
½ łyżeczki peperoncino
1 łyżeczka cukru
sól, pieprz
olej do smażenia

beszamel z serem:

2 łyżki masła
2 łyżki mąki
mleko
sól, pieprz
świeżo starta gałka muszkatołowa
1 szklanka utartego ostrego sera (u mnie pół na pół sera koziego i krowiego)

Bakłażany umyć, osuszyć, pokroić w centymetrowe plastry, nasolić i pozostawić na kwadrans aby puściły sok. W między czasie pokroić w kosteczkę cebulę. Po kwadransie dokładnie osuszyć plastry bakłażana, pokroić go w kosteczkę. Na patelni rozgrzać niewielką ilość oleju i partiami smażyć bakłażana (między partiami dolewać na patelnię olej ale w umiarkowanej ilości, bo bakłażan spije tłuszcz w każdej ilości i przestanie być smaczny), usmażony przekładać do rondla. Na końcu usmażyć cebulę, dodać do bakłażana, przecisnąć przez praskę czosnek, wlać passatę pomidorową, przyprawy i dusić pod przykryciem przez około 20 minut. Doprawić do smaku i odstawić.
Kiedy sos z bakłażanów się dusi przygotować beszamel.
W rondelku rozpuścić masło, dodać mąkę, lekko podsmażyć, ale nie rumieniąc mąki. Następnie całość rozprowadzać niewielkimi porcjami mleka. Tak długo dodawać mleko aż uzyska się sos o konsystencji śmietany. Sos doprawić solą, pieprzem, gałką muszkatołową. Na koniec dodać utarty ser. Całość mieszać, aż ser się rozpuści.
W naczyniu żaroodpornym układać warstwami: sos beszamelowy, płaty lasagne, sos z bakłażanem. Powtórzyć warstwy do wyczerpania zapasów, z tym, że na końcu na płaty makaronu rozsmarować sos beszamelowy.
Wierzch można posypać dodatkową niewielką ilością sera, wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni i piec przez około 25 – 30 minut.
Lekko przestudzić, kroić na kawałki i podawać.
Smacznego!!!




Ps. Jakby ktoś miał wątpliwości, nigdy nie robię noworocznych postanowień ;) ale plany na przyszłość miewam, jak widać.


niedziela, 27 lipca 2014

Spaghetti putanesca


Nie potrafię pojąć jakim cudem tak mało makaronów jest na blogu, już kiedyś się zastanawiałam i nadal nie znam odpowiedzi na to pytanie. Dziś nadrabiam niedopatrzenie. Od kiedy przekonałam się do anchois szukam pomysłów na ich wykorzystanie. Tym razem postanowiłam zrobić danie o dosyć wyjątkowej nazwie, której jednak tutaj tłumaczyć nie będę. Powiem tylko, że danie jest grzechu warte.


Spaghetti putanesca


400 g suchego makaronu spaghetti
5 ząbków czosnku
6 filecików anchois (ja dałam więcej – całą malutką puszeczkę)
2 łyżki kaparów
1 puszka pomidorów
2 ostre papryczki
½ szklanki oliwek (ja wolę zielone i takich użyłam)
sól, pieprz, szczypta cukru
oliwa z oliwek

1 łyżka siekanego oregano
tary parmezan do podania

Wstawić wodę na makaron. Kiedy woda się gotuje na dużej patelni rozgrzać sporo oliwy, wrzucić na nią posiekany w cienkie plasterki czosnek, fileciki anchois, posiekane ostre papryczki oraz kapary. Dobrą chwilę dusić, fileciki lekko rozgnieść drewnianą łyżką. Kiedy czosnek i anchois zmiękną dodać pomidory z puszki, oliwki i całość dusić na małym ogniu, doprawić solą, pieprzem i szczyptą cukru. W między czasie kiedy zagotuje się woda ugotować makaron. Kiedy jest już ugotowany al. dente, odcedzić go i dodać na patelnię z sosem. Całość dokładnie wymieszać, ewentualnie dodać kilka łyżek wody z gotowania aby sos lepiej pokrył makaron. Podawać gorące na ogrzanych talerzach. Danie posypać posiekanym oregano i świeżo utartym parmezanem.
Smacznego!!!




poniedziałek, 25 listopada 2013

Harira – marokańska zupa z jagnięciny ZnP*


Jeśli poszukamy informacji o tej zupie to dowiemy się, że jest to tradycyjne danie pochodzące z Maroka, serwowana jest na zakończenie ramadanu i ma za zadanie dobrze odżywić i rozgrzać wiernych utrudzonych długotrwałym postem. Zupa składa się z dużej ilości mięsa, głównie jagnięciny, ale może być również wołowina lub drób, roślin strączkowych w tym ciecierzycy i soczewicy, warzyw i licznych przypraw. W skład zupy wchodzi również makaron (cieniutkie niteczki) lub ryż czy gruby bulgur. To wszystko sprawia, że może ona stanowić potrawę jednogarnkową.
To nasze odkrycie jeśli chodzi o smak i aromat. Nie byliśmy nigdy w Maroku, nie znamy kuchni tego kraju. Na tyle posmakowała nam zupa, że postanowiłam dowiedzieć się więcej o tej kuchni i poeksperymentować z przepisami.
Na razie polecam harirę.


Harira


½ kg jagnięciny pokrojonej w kostkę
3 łodygi selera naciowego
1 cebula
1 cebula czerwona
1 ½ puszki pomidorów krojonych
150 g soczewicy (u mnie czerwona bo nie jestem miłośniczką zalecanej zielonej)
1 puszka ciecierzycy
1 łyżeczka kurkumy
1 ½ łyżeczki mielonego czarnego pieprzu
1 łyżeczka mielonego cynamonu
¼ łyżeczki mielonego imbiru
¼ łyżeczki pieprzu cayenne
2 łyżki oliwy
 1 ¾ l wody

100 g makaronu
1 cytryna
Natka kolendry i natka pietruszki

W dużym garnku rozgrzać tłuszcz, wrzucić mięso, cebule posiekane w kostkę, kurkumę, pieprz, cynamon, cayenne. Podsmażyć, dodać seler naciowy pokrojony w kostkę. Całość smażyć przez kilka minut. Do całości dodać pomidory, wodę i całość gotować pod przykryciem na małym ogniu około 2 godziny (pod koniec tego czasu mięso powinno już być miękkie). Do zupy dodać soczewicę, ciecierzycę i gotować do miękkości dodanych składników.
Zgodnie z przepisem pod koniec gotowania należy dodać makaron i ugotować go w zupie. Ja nie lubię kiedy makaron rozmięka w zupie i dlatego ugotowałam go osobno i łączyłam go z zupą już na talerzu.
Zupę serwować gorącą z cząstkami cytryny, posypaną natką kolendry i pietruszki.

Smacznego!!!

* ZnP - Zupa na Poniedziałek

Przy jesiennej słocie i ciemnej zimnicy harira jest jak talerz słońca przyjemnie grzejącego każdą komórkę naszego ciała.

poniedziałek, 23 września 2013

Spätzle – galuska


Pora dokończyć węgierski obiad, trochę zamarudziłam, ale zwaliło mnie z nóg zupełnie. Nie pamiętam kiedy infekcja tak bardzo wyłączyła mnie z życia. Z godziny na godzinę było coraz gorzej. Przez kilka dni świat oglądałam z perspektywy nosa wyściubionego ponad puchową kołdrę. Nawet czytać nie miałam siły. Spałam, leżałam i tyle. Na szczęście nic nie trwa wiecznie i choróbsko jest w wyraźnym odwrocie, choć nie poszło sobie jeszcze całkiem. Nadal siedzę w domu, ale już zawinięta w ciepły koc, trochę się szwendam i nawet próbuję nakarmić rodzinę. Na pocieszenie mam dwie kochane dziewczyny, które caluśki czas pilnowały mnie i towarzyszyły mi w łóżku.
No dobra, w łóżku towarzyszyła mi Filonka bo Bunia uznawała, że ten mebel jest stanowczo zbyt mały na nas trzy ;)
Ostatnio pokazałam pyszne mięso z rodowodem węgierskim, do tego były kluseczki, które w zależności od pochodzenia noszą nazwę spätzle, galuski, haluski, ale skoro mówimy o Węgrzech pozostańmy przy galuskach. Są banalnie proste w wykonaniu, wymagąją  jednak posiadania przecieraka do takich kluseczek. Ja szczęśliwie nabyłam nakładkę na garnek (całe kilkanaście złotych zainwestowałam ;) ) za pomocą której wykonanie kluseczek staje się banalnie proste. Jeśli nie macie można „bawić” się łyżeczką lub bardziej wprawieni mogą za pomocą noża i deski do krojenia dać sobie radę.



Galuska


1 jajko na każde 100 g mąki
woda
sól

Z mąki, jajek, szczypty soli i wody wyrobić ciasto gęściejsze niż na lane kluski ale trochę luźniejsze od tego na kluski kładzione.
W dużym garnku zagotować wodę, posolić ją. Przygotowane ciasto wylać na tacę do przecierania (albo do innego urządzenia do przecierania) i przecierać kluseczki na gotującą wodę. Kiedy kluseczki wypłyną i zagotują się, odczekać chwilkę, odcedzić i podawać gorące.
Smacznego!!!



I jeszcze asystentka - pielęgniarka domowa :) a właściwie lekarstwo na całe zło tego świata




środa, 4 września 2013

Grecka zapiekanka makaronowa


Co tu dużo pisać, jak każda zapiekanka z makaronu jest pyszna, syta i to zarówno świeżo upieczona jak i odgrzana następnego dnia. Przepis może wydaje się być skomplikowany i czasochłonny, ale to tylko takie złudzenie. Warto zainwestować trochę czasu na jej przygotowanie. Wyjątkowość smaku opiera się na składnikach i połączeniu mięsnego sosu z delikatnym aromatem cynamonu. Wiem, że mentalnie ciężko zaakceptować takie zestawienie, ale nie należy się go obawiać.
Polecam gorąco!!!



Grecka zapiekanka makaronowa


Sos mięsny:
½ kg mielonego mięsa
1 cebula
2 łyżki koncentratu pomidorowego
½  szklanki bulionu
½ szklanki białego wytrawnego wina (niekoniecznie)
kawałek kory cynamonu
olej
sól, pieprz

Sos z serem:
2 łyżki masła
1 łyżka mąki
½ szklanki bulionu
2 łyżki śmietany
1 łyżeczka soku z cytryny
duża garść startego parmezanu
1 żółtko

3/4 paczki makaronu
1 białko jaja
duża garść utartego parmezanu
3 łyżki bułki tartej
25 g masła

Przygotowania zaczynamy od ugotowania sosu mięsnego. Na oleju podsmażamy pokrojoną w kostkę cebulę do zezłocenia, dodajemy mięso mielone i mieszając podsmażamy je tak długo, aż każde „ziarenko” będzie osobno. Lekko solimy(pamiętamy, że bulion też jest słony), pieprzymy. Dodajemy koncentrat pomidorowy wymieszany z bulionem, korę cynamonu (nie należy się obawiać tej przyprawy w sosie mięsnym bo fajnie podkręca smak), ewentualnie wino, doprowadzamy do wrzenia, zmniejszamy ogień i dusimy pod przykryciem tak długo aż powstanie gęsty i aromatyczny sos. Gdyby sos w trakcie duszenia całkowicie odparował dodać trochę wody. Kiedy sos jest już gotowy ostatecznie go doprawiamy, wyjmujemy cynamon i odstawiamy.
Jednocześnie gotujemy makaron al dente i przygotowujemy sos z serem. W rondelku rozpuszczamy masło, dodajemy mąkę, mieszamy i smażymy do uzyskania jasnej zasmażki i stopniowo rozprowadzamy ją bulionem. Gotujemy aż sos zgęstnieje. Doprawiamy go solą, pieprzem, sokiem z cytryny i dodajemy rozprowadzone w śmietanie żółtko i cały czas mieszamy. Na końcu wrzucamy parmezan i tak długo mieszamy aż ser się rozpuści.
W międzyczasie ugotować makaron, który należy odcedzić, przepłukać zimną wodą, wymieszać go z białkiem jajka ubitym na sztywną pianę oraz z drugą porcją parmezanu.
Formę do zapiekanek wysmarować tłuszczem, połowę makaronu wyłożyć w naczyniu na nim ułożyć sos mięsny całość przykryć drugą połową makaronu. Wszystko zalać sosem z serem posypać parmezanem wymieszanym z bułką tartą. Na wierzch położyć skrawki masła. Całość zapiekać w piekarniku nagrzanym do 200 stopni przez około 40 minut.
Smacznego!!!









Zapiekankę jedliśmy w ogrodzie, a w nim 



Ciekawe czy w ten weekend uda się jeszcze poleniuchować na bujająco?


Byłoby cudownie :)

piątek, 23 sierpnia 2013

Makaron ze szpinakiem i kurczakiem


Taki makaron podała na imprezie moja koleżanka, tak bardzo mi zasmakował, że musiałam wydębić od Niej przepis i zrobić dla nas taki sam.
Całość robi się błyskawicznie, a smakuje bosko. Myślę, że równie dobra byłaby wersja bez kurczaka, ale mięsożercy będą woleć kurczakową.


Polecam gorąco na szybki obiad J

Makaron ze szpinakiem i kurczakiem


½ paczki makaronu (u mnie penne, ale inne kształty będą równie dobre)
1 paczka świeżego młodego szpinaku (250 g)
1 ząbek czosnku
350 ml słodkiej śmietany 18%
½ łyżeczki oregano
¼ łyżeczki bazylii
2 łyżki masła
1 kulka sera mozzarella
1 pierś z kurczaka (u mnie filety z udka kurczaka)
olej do usmażenia kurczaka
sól, pieprz

parmezan do podania

Zagotować wodę na makaron, a następnie ugotować go. W tym czasie szpinak umyć, obrać z grubszych ogonków, pokroić. Mięso kurczaka umyć, pokroić w kostkę, posolić, popieprzyć i usmażyć na złocisto na niewielkiej ilości oleju. Odstawić. Na dużej patelni rozpuścić masło i zblanszować na nim szpinak, dodać zmiażdżony ząbek czosnku, roztarte w palcach zioła, śmietankę i dusić całość przez chwilę. Dodać przysmażonego kurczaka oraz utarty ser mozzarella. Całość dusić, aż ser się rozpuści, doprawić do smaku solą i pieprzem. Wymieszać na patelni z ugotowanym makaronem i podawać od razu posypany parmezanem świeżo utartym.
Smacznego!!!






Bardzo lubimy makarony i nie wiedzieć czemu na blogu jest ich tak mało. W najbliższym czasie będę nadrabiać zaległości :)


środa, 26 czerwca 2013

Domowy makaron i prezent na rocznicę ślubu


Co najukochańszy z Mężów kupuje Żonie na 24 rocznicę ślubu?
Pierścionek z brylantem?
Prawdziwe perły?
A może kolczyki z szafirami?
Jednak, żadna z tych opcji nie miała miejsca. Najlepszy i najukochańszy Mąż kupił przystawkę do „kici” do wałkowania makaronu oraz dwa wykrojniki makaronowe.
Jeśli myślicie, że Żona poczuła się rozczarowana, bo wolałaby sznur pereł, to grubo się mylicie. Prezent był wyśniony i wymarzony od dawna J A wiadomo, że marzenia warto mieć, bo się spełniają jak widać.

Kochanie, jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za 24 lata wspólnego wspaniałego życia i za fantastyczny prezent!!!

Skoro dostałam taki fajny prezent to pospieszyłam go wypróbować. Efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Może wśród Was są osoby, które mają siłę w rękach i są w stanie wywałkować ciasto makaronowe bardzo cieniutko na niteczki do rosołu, ale ja mimo swoich gabarytów tej siły nie mam. Teraz „kicia” wałkuje za mnie i kroi śliczne równe niteczki.
Pyyyycha!!!!


Domowy makaron jajeczny


Po 1 dużym jajku na każde 100 g mąki (najlepiej makaronowej)
szczypta soli
ewentualnie odrobinka wody

mąka do podsypywania

Mąkę przesiać, zrobić w niej dołek, wbić jajka, posolić. Z podanych składników zgnieść sprężyste ciasto, które nie ma prawa kleić się do ręki, ani kruszyć. Dobrze wyrobione ciasto przykryć aby nie wysychało i pozostawić aby odpoczęło przez pół godziny. Po tym czasie odkrawać po kawałku, wałkować cieniutko i kroić na makaron.
Gotowy makaron można gotować od razu albo wysuszyć i gotować kiedy jest potrzebny. Taki wysuszony makaron przechowywać w pojemniku w suchym miejscu.
Smacznego!!!





Prezent sprawdził się fantastycznie, już planuję jak wykorzystam to cudowne urządzenie. Najprawdopodobniej będzie to lasagna ze świeżego makaronu – Maleństwo się ucieszy J

Jutro wracam po 10 dniach zwolnienia do pracy. Noga niby już nie boli (chyba, że się jej dotknie), ale ciągle puchnie. Nie każde buty mogę założyć, a pogoda pod psem L Mam nadzieję, że do wakacji noga będzie już całkiem sprawna.

Ps. Dziękuję Maćkowi za pomoc w zakupach w USA i dostarczeniu prezentu do Polski.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Bucatini all’ Amatriciana –kolejna odsłona prostoty kuchni rzymskiej


No to sobie leżę z nogą uniesioną na poduszkach i odpoczywam. 
Sąsiadka pożyczyła mi kule dzięki czemu mogę samodzielnie udać się do łazienki czy do kuchni. Niestety kuchnia to w tej chwili dla mnie miejsce raczej do odwiedzin w celach spacerowych niż miejsce kreatywnego spędzania czasu. Nie potrafię jeszcze niczego zrobić z kulami, a dłuższe siedzenie czy stanie powoduje ból w nodze. Ale jeść trzeba. Moi Panowie musieli przejąć moje najświętsze pomieszczenie w domu i wykazywać się w miarę swojego wolnego czasu. Oczywiście słyszę co chwila z kuchni „A gdzie jest słodka papryka? Czy mamy w domu to czy tamto” i tak cały czas, ale w niedzielę zaskoczyli mnie niesamowicie przepysznym obiadem. W. przygotował bucatini all’ Amatriciana a na deser pieczonego ananasa z wanilią i rumem. Oba dania były fenomenalne. Stojąc na jednej nodze, asekurując się fotelem stojącym obok zrobiłam zdjęcia obiadu. O ananasie napiszę następnym razem, dziś na post zasługuje makaron.
Podobno nie do końca prawdą jest, że danie to pochodzi z Rzymu, a z miasta Amatrice, jednak utożsamiane jest z kuchnią rzymską i kuchnią Lacjum jako takiego. Nie ważne skąd pochodzi, ważne jest, że znów zaskakuje prostotą i pysznym smakiem.


Bucatini all’ Amatriciana


400 – 500 g makaronu bucatini
1 cebula
100 g wędzonego surowego boczku
2 ząbki czosnku
2 puszki pomidorów krojonych (albo pomidory świeże, jednak o tej porze roku jeszcze smaczniejsze są te puszkowe)
1 łyżka octu balsamicznego
do ¼  łyżeczki peperoncini
oliwa z oliwek
sól, pieprz, 1 łyżeczka cukru

świeżo utarty ser pecorino romano do podania (lub inny ser typu parmezan)

Zagotować wodę na makaron. W tym czasie na oliwie z oliwek przesmażyć cebulę pokrojoną w kostkę. Kiedy ta już zmięknie dodać boczek pokrojony w małe kawałki i smażyć aż całość ładnie się zrumieni, ale nie przypali. Dodać czosnek, lekko przesmażyć, następnie dodać pomidory, peperoncini (jeśli boimy się, że sos będzie zbyt ostry zmniejszamy ilość ziarenek papryczki), cukier i sól (uważać na ilość soli bo boczek jest słony) i dusić całość przez około 10 minut. Na koniec duszenia ostatecznie doprawić. Kiedy sos się dusi ugotować makaron, kiedy jest już al dente odcedzić, dodać do sosu, wymieszać i podawać posypany solidną porcją pecorino romano.
Smacznego!!!

Mnie tu pasuje jeszcze dodatek kilku listków bazylii, ale nie jest to składnik niezbędny, niektórzy pewnie się na ten dodatek obruszą, ale mój talerz moje smaki J



Skoro jesteśmy przy kuchni rzymskiej najwyższy czas pokazać wspomniane wcześniej moje pierwsze w życiu trufle i inne pyszności jedzone w ciągu tych kilku dni.



Skoro jesteśmy w temacie makaronów, to W. jadł swoje ukochane mięczaki w spaghetti alle vongole



A takie śliczne makarony można kupić w dowolnym miejscu tego wyjątkowego miasta.





wtorek, 11 czerwca 2013

Kuchnia rzymska – spaghetti cacio e pepe


Jadąc do Rzymu dobrze przygotowałam się pod względem kulinarnym. Wiedziałam co jest specjalnością tego miasta i czego koniecznie muszę spróbować. Bardzo chciałam skonfrontować moje wykonanie trippa alla romana z oryginałem.
Udało się.
W smaku moje danie było równie doskonałe, ale konsystencja była niewłaściwa. Teraz już wiem, że oryginalna wersja bardziej przypomina gulasz z umiarkowaną ilością sosu a nie gęstą zupę. Następnym razem ugotuję w sposób właściwy, bo danie jest pyszne.
Ale wracając do kuchni rzymskiej, obfituje ona w danie proste, z niewielką ilością składników, które należą do tanich i łatwo dostępnych (oczywiście dla Rzymian).
Na mojej liście były dwa makarony: cacio e pepe, all’amatriciana, danie z cielęciny saltimbocca  alla romana, jagnięcina i karczochy a dla męża dodatkowo makaron alle vongole. Plan został wykonany z wyjątkiem karczochów. W zamian były prawdziwe trufle. Z tymi grzybami bliskie spotkanie miałam po raz pierwszy, choć wcześniej widziałam je w Chorwacji, jednak wtedy nie mogłam sobie pozwolić na ich spróbowanie. Pewnie się teraz niektórym narażę, ale mimo, iż są one wyjątkowe i bardzo dobre, nie zachwyciły mnie tak jak innych. Wiem już jak smakują, jaki mają aromat, ale spokojnie mogę się bez nich obejść i śnić po nocach o nich nie będę. Za to ślinka mi cieknie na samo wspomnienie cielęciny zaserwowanej mi w malutkiej rodzinnej (chyba) trattorii tuż przy Mercado Trajano. Jeśli kiedyś wrócę do Rzymu swoje pierwsze kroki w celach żywieniowych skieruję właśnie w to miejsce, nie tylko ze względu na przepyszne jedzenie ale i na obsługę oraz atmosferę.



Po powrocie moją domową przygodę z kuchnią rzymską zaczęłam od najprostszego dania czyli spaghetti cacio e pepe. Wystarczy kilka minut, makaron, ser Pecorino Romano i świeżo mielony czarny pieprz oraz kilka łyżek oliwy z oliwek.
Proste?



Spaghetti cacio e pepe


400 g makaronu
150 g utartego sera pecorino romano
1 łyżeczka świeżo zmielonego czarnego pieprzu
2 – 3 łyżki oliwy z oliwek

Makaron ugotować al dente. Odcedzić, przełożyć do dużej miski, dodać mała chochelkę wody z gotowania makaronu, utarty ser i pieprz. Całość dokładnie wymieszać, najlepiej za pomocą dwóch widelców.  Podawać gorący. Można dodatkowo całość posypać utartym serem.
Smacznego!!!




Jak widać danie jest banalnie proste :)

I jeszcze najnowsze wieści Filonkowe. Raz jest lepiej (wczoraj) raz jest gorzej :( Dzisiaj bardzo się przestraszyłam i aż pojechałam do weterynarza aby sprawdził czy wszystko jest ok. Chyba jest Ok. ale Malutka źle to wszystko zniosła i bardzo powoli dochodzi do siebie. 
Trzymajcie kciuki aby wreszcie zaczęła się czuć lepiej.