Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Przetwory. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Przetwory. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 11 grudnia 2014

Chutney z buraków


Przygotowania do świąt daleko w lesie.
Zamiast przygotowywać cokolwiek latam z Bunią do weta, bo ta napędziła nam niezłego stracha. Na razie jest lepiej ale w sumie nie wiadomo co Jej było, w wynikach krwi jedynie leukocyty były dramatycznie obniżone. Na razie czuje się lepiej, leczenie w trakcie. Oby tendencja poprawiania się kondycji Buni była stały.
Nie tylko Bunia wpłynęła na to, że atmosfera w tym roku jakoś mało świąteczna we mnie, choć powoli zaczynam się budzić i dociera do mnie, że to już tuż tuż i trzeba się zabrać ostro za szykowanie, sprzątanie i prezenty.
Te ostatnie również słabo ogarnięte, ale jakieś drobiazgi kuchenne już są.
W spiżarce czekają słoiczki z chutneyem z buraków.  To doskonały dodatek do serów czy mięs. Miłośnicy orientalnych smaków powinni docenić taki podarek.


Chutney z buraków


1 ½ kg buraków
3 posiekane cebule
3 utarte na dużych oczkach jabłka
otarta skórka i sok z 3 pomarańczy
500 ml czerwonego octu winnego
350 g cukru trzcinowego

2 łyżki białej gorczycy
1 łyżka kolendry (następnym razem dam mieloną)
1 łyżka mielonych goździków
1 łyżka cynamonu
1 łyżeczka soli
 1 łyżeczka mielonego pieprzu

Buraki upiec w piekarniku na pół miękko. Ostudzić, obrać pokroić w kosteczkę. W rondlu podgrzewać przyprawy, aż zaczną intensywnie pachnieć, ale nie mogą się przypalić. Dodać pozostałe składniki i na małym ogniu całość dusić przez około 40 minut, w razie potrzeby podlewając kilkoma łyżkami wody (jednak w przepisie płynu jest wystarczająca ilość jeśli dusi się na małym ogniu). Na koniec sprawdzić smak, ewentualnie doprawić jednak pamiętając, że kiedy smaki się przegryzą będą intensywniejsze. Gotowy chutney zamykać na gorąco w przygotowanych (wyparzonych) słoiczkach, odstawiać do góry nogami do wystygnięcia.
Podawać jako dodatek do serów albo mięs.
Smacznego!!!



Moja restrykcyjna dieta dobiega końca, ale na osobny post chyba zasługuje to, czego dowiedziałam się na wizycie u dietetyka, który ma mi pomóc na dłuższą metę zbilansować moją dietę jednocześnie nie szkodząc sobie. Wyszłam z tej wizyty trochę podłamana, trochę zaskoczona, trochę ustawiona do pionu. Jak przetrawię to sobie pewnie nie omieszkam co nieco napisać i tutaj.

czwartek, 16 stycznia 2014

Kwas buraczany


Przepisów na kwas buraczany w necie jest co niemiara. 
Najwięcej pojawia się ich przed Bożym Narodzeniem, bo w wielu domach tradycyjny barszcz wigilijny gotuje się właśnie na kwasie buraczanym. Taki barszcz ma zupełnie inny smak a i kolor w odcieniu jest zgoła inny od tego gotowanego na burakach. Ja jednak kiszę buraki głównie dla uzyskania napoju niezwykle zdrowego ale i smacznego. Szczególnie zimą warto ukisić trochę buraków a kwas zlać do butelek i popijać każdego dnia po troszeczku. Właściwości zdrowotne są udowodnione naukowo. Kwas buraczany poleca się szczególnie w trakcie i po leczeniu antybiotykami, przy niedoborach witamin zwłaszcza z grupy B, niedoborach minerałów takich jak magnez czy potas, przy anemii oraz ogólnym osłabieniu.


Kwas buraczany


1 kg średniej wielkości buraków
mała główka czosnku
2 liście laurowe
2 l przegotowanej ciepłej wody
2 łyżki soli

Buraki umyć, obrać, pokroić w plastry. Wrzucić do dużego słoja lub kamiennego garnka. Czosnek pokroić w plastry bez obierania a jedynie po zdjęciu z główki wierzchnich warstw skórki, wrzucić do słoja z burakami. Dodać liście laurowe a całość zalać ciepłą wodą wymieszaną z solą. Słoik przykryć pokrywką bez zakręcania, albo nakryć ściereczką. Słój wstawić w ciemne chłodne miejsce, albo jeśli nie mamy ciemnego miejsca nakryć czarnym workiem, tak aby światło nie dochodziło i odstawić w ciemne miejsce. Po około 2-3 dniach warto zajrzeć do słoja, ewentualnie zawartość przemieszać. Po około tygodniu kwas jest gotowy do zlania. Jeśli macie zakwas na chleb i chcecie troszeczkę przyspieszyć proces kiszenia to do słoja można dodać ¼ łyżeczki zakwasu żytniego i wymieszać. W przepisach często jest dodatek kawałka razowego chleba, ale czysty zakwas daje nam większą pewność, że całość nam nie spleśnieje. W naszych chlebach ze sklepu sami nie wiemy co jest i czy faktycznie jest to chleb razowy na zakwasie.
Zamknięty w butelkach, trzymany w zimnym miejscu zakwas nadaje się do spożycia przez nawet kilka tygodni.
Smacznego!!!



Oczywiście kwas nadaje się do przygotowania barszczu lub doprawienia np. barszczu ukraińskiego. Zupa zyskuje niepowtarzalny smak i kolor.



Ostatnio na forum Kuchni i życia Evaja podała przepis na kwas warzywny stosowany również w celach zdrowotnych. Planuję w najbliższym czasie przygotować taki kwas i pić go dla wzmocnienia i oczyszczenia organizmu.
Ale zanim to nastąpi jestem nadal w Podgórzynie, pogoda słaba, właściciele ośrodków będą mieć bardzo kiepski sezon, przynajmniej na razie nic nie zapowiada zmiany aury.




I mój dom z marzeń w lekko zimowej szacie





wtorek, 1 października 2013

Piekielne ogórki do kanapek na zimę


Obiecałam sobie wiosną, że w tym roku nie robię żadnych przetworów. Przegląd piwnicy utwierdził mnie w tym przekonaniu, ale jak to z postanowieniami bywa, ja swojego nie dotrzymałam.
Co prawda mam zapasik ogórków w plasterkach ale są one zaprawione odrobiną oleju, który jak dla mnie psuje cały smak. Nie wiem jak Wy, ale ja jak widzę w sałatce zimowej w słoiku w składzie olej, to już wiem, że nie będzie mi ona smakowała.
Zatem mimo słoików zalegających piwniczną półkę postanowiłam zrobić eksperyment ogórkowy.
Nader udany ten eksperyment.
Zapisuję przepis tutaj, bo znam życie i za rok zupełnie nie będę pamiętała jak zrobiłam ogórki, które wyszły takie pyszne.


Piekielne ogórki do kanapek


(porcja na 9 słoiczków o pojemności ok. 300 ml)

2 ½ kg ogórków
6 łyżek cukru
30 g białej gorczycy
1 ½ łyżki soli
210 ml octu 10%
2 cebule
3 papryczki chilli (można zwiększyć ilość, jeśli chcemy aby ogórki były bardzo ostre)
5 cm kawałek korzenia chrzanu

Ogórki umyć, pokroić w lekko skośne plastry o grubości 2 – 3 mm. Cebulę obrać pokroić w piórka. Paprykę umyć i pokroić w cienkie plasterki razem z pestkami (jeśli nie chcemy aby ogórki były wyraźnie ostre usuńmy pestki z części papryczek). Chrzan obrać, utrzeć na grubych oczkach lub drobno pokroić (ja pokroiłam). W dużym garnku lub misce wymieszać wszystkie składniki i odstawić pod przykryciem na kilka godzin, najlepiej na całą noc. Ogórki powinny puścić sok, co rozcieńczy ocet i wytworzy smaczną zalewę.
Tak przygotowane ogórki ułożyć w słoikach dość ciasno, zalać powstała zalewą i pasteryzować przez 10 minut.

Smacznego!!!


Może nazwałam je trochę na wyrost, bo jak na nasze kubki smakowe to piekielne one nie są ale przyjemnie ostre.

sobota, 20 października 2012

Kapusta kiszona w słoikach - zamknięcie sezonu przetworowego



Sezon przetworów kończę zawsze kiszeniem kapusty. Wyznacznikiem najlepszego terminu jest dla mnie tzw. Dzień Nauczyciela. Najczęściej właśnie 14 października albo kilka dni po tej dacie biorę się do ostatnich przetworów. Jeszcze kilkanaście lat temu zimą kupowałam kapustę kiszoną i z każdym sezonem stwierdzałam, że jej smak jest coraz gorszy i coraz trudniej znaleźć taką, która mi smakuje. Znalazłam na to sposób.
Sama kiszę kapustę, bo jak się okazało jest to proste i wcale nie trzeba mieć do tego celu beczki. Od znajomych dostałam przepis na kiszenie kapusty w słoikach i od tamtej pory każdej zimy cieszę się własną, niezwykle pyszną kapustą. Przepis wielokrotnie już wykorzystany nie tylko przeze mnie więc z czystym sumieniem mogę go polecić każdemu posiadającemu chłodną piwnicę (co działoby się z kapustą w ciepłej i ogrzewanej piwnicy nie wiem).



Kapusta kiszona w słoikach


10 kg poszatkowanej kapusty (jestem leniwa i kupuję gotową)
2 kg marchwi utartej na grubej tarce
18 – 20 dag soli
1 łyżka ziela angielskiego
¾ łyżki ziaren pieprzu
8 liści laurowych pokruszonych na kawałki

Jeśli najbardziej lubicie kapustę kiszoną z kminkiem, zamieńcie liście laurowe i ziele angielskie na ziarna kminku. Maleństwo nie znosi kminku i dlatego moja kapusta go nie zawiera.

Największym wyzwaniem jest wymieszanie ze sobą wszystkich składników. Trzeba mieć odpowiednio duże naczynie aby pomieścić wszystko. Ja do tego celu wykorzystuję duży kocioł do gotowania bielizny (taki jakich używało się jeszcze w latach 70) ale można zrobić to w wannie lub olbrzymiej (naprawdę olbrzymiej) misce. Moim zdaniem najlepiej jest wsypywać składniki do naczynia porcjami i za każdym razem dokładnie mieszać aż do dna. Kiedy wsypiemy wszystko na raz będziemy mieli dużo trudniejsze zadanie. Nie przerażajcie się, że kapusta i marchew w osobnych naczyniach zajmują jakby trochę więcej miejsca niż pojemność wanny, w czasie mieszania warzywa miękną i zmniejszają swoją objętość.
Kiedy wszystko zostanie dokładnie wymieszane zostawiamy całość na około godzinę. W tym czasie możemy przygotować sobie słoiki. Ja korzystam z różnych rozmiarów słoików, aby zimą nie mieć problemu z niewykorzystanym nadmiarem kapusty (co ma miejsce jeśli zrobimy tylko duże słoiki). Wiem z doświadczenia, że najwięcej potrzebuję słoików około ½ l a litrowych robię tylko dwa lub trzy słoiki.
Po godzinie leżakowania kapusta zmięknie i puści sok. Teraz trzeba ją zapakować do słoików. Znów trzeba wszystko dokładnie przemieszać. Brać po garści warzyw i odciskać w rękach, a następnie ubijać bardzo dokładnie w słoikach. Nie traktujmy jednak rąk jak prasy hydraulicznej i nie pozbawiajmy kapusty soku do ostatniej kropli, bo ukiszona nie będzie wystarczająco soczysta. Najważniejsze jest bardzo dokładne ubijanie kolejnych warstw warzyw w słoikach (dlatego najlepiej brać słoiki o szerokim wejściu aby łatwo wsadzić do słoika rękę), tak aby nie pozostawało powietrze (to chyba sekret dobrze ukiszonej kapusty). Jeśli wytrąca się przy ubijaniu sok należy nadmiar odlewać aby nad kapustą nie stał płyn. Napełnione słoiki zakręcić i wynieść do piwnicy.
Kapusta już po 2-3 tygodniach nadaje się do jedzenia.
Smacznego!!!



I jeszcze jedna rada. Kiszące się warzywa buzują i często ze słoików wycieka sok, który mocno brudzi półki. Ja aby uniknąć zabrudzeń każdy słoiczek wkładam do woreczka foliowego (zbieram niedziurawe woreczki takie w jakie pakujemy w sklepach np. warzywa). Tym sposobem wyciekający płyn nie dostaje się na półkę tylko zostaje w szczelnym woreczku. Tak samo postępuję z kiszonymi ogórkami. 


niedziela, 24 czerwca 2012

Konfitura z wiśni mojego Taty



Konfitury zazwyczaj smażą kobiety, ale mój Tato kochał kuchnię i spędzanie w niej czasu. Nawet najbardziej pracochłonne i czasochłonne przepisy znajdowały u Niego uznanie. Ten przepis wcale nie należy do pracochłonnych a efekt jest wart zachodu. Nic tak nie smakuje zimą jak gorąca herbata z odrobiną pachnących latem konfitur, albo pączki domowe w karnawale.


Konfitura z wiśni


1 kg wydrylowanych wiśni
1 kg cukru
1 szklanka wody
5 cm kawałek cynamonu
2 goździki

Wodę i cukier umieścić w dużym płaskim rondlu, zagotować mieszając. Wrzucić cynamon i goździki a następnie gotować syrop przez około 5 minut. Do gotującego się syropu wrzucić owoce. Całość zagotować uważając aby nie wykipiało (początkowo całość mocno się pieni), zmniejszyć ogień do takiego, aby wszystko delikatnie się gotowało. NIE MIESZAĆ! Aby owoce się nie rozpadły POTRZĄSAĆ RONDLEM, ale nie mieszać. Całość gotować na małym ogniu przez ½ godziny. Ogień zgasić, zostawić do następnego dnia. Następnego dnia przygotować słoiki, konfiturę zagotować, gotować przez 5 minut a następnie gotującą wlewać do słoików, szczelnie je zakręcać. Odstawić do wystygnięcia odwrócone do góry dnem.
Smacznego!!!

 Tak samo można postąpić z truskawkami, czereśniami i innymi owocami.


piątek, 4 maja 2012

Przygotowania do zimy czas zacząć



Wybaczcie, że zacznę ten post niezwykle prywatną sprawą, ale nie mogę nie podziękować jeszcze raz i nie opowiedzieć Wam o wspaniałej, niezwykle ciepłej i dobrej osobie, jaką jest Aliczek. Ostatnio na forum mniammniam podziwiałam kruche ciasteczka z maszynki do mięsa, które upiekła Ala. Przywołały one wspomnienie mojego Taty, który lubił w niedzielne poranki robić właśnie te ciasteczka. Sama ich nie robię, bo ani klasycznej maszynki do mięsa nie mam, ani przystawki do wyciskania ciasteczek. W galerii skomentowałam Jej wspaniały wypiek. Jakie było moje zaskoczenie kiedy dwa dni później dostałam przesyłkę, a w niej ...



Alu jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za pyszne ciasteczka, ale przede wszystkim za to, ze jesteś tak niezwykle dobrą i wrażliwą osobą J

My tu gadu gadu a wiosna zaczęła wreszcie nas rozpieszczać. Wszystko gwałtownie budzi się do życia, rośliny szaleją a ptaki nie dają spać. Jak dla mnie to najpiękniejsza pora roku. Już odetchnęłam po długiej i ciężkiej dla mnie zimie (zimy zawsze są dla mnie długie i ciężkie) mam milion pomysłów i planów, po prostu chce się żyć. Jednak ani przez chwilę nie potrafię zapomnieć, że znów nadejdzie jesień, a po niej zima i znów trzeba będzie jakoś sobie radzić, jakoś ja przetrwać. Dlatego każdego roku pakuję do słoików pachnące słońcem owoce, dżemy, konfitury lądują w mojej piwnicy. Warzywa zamarynowane i kiszone też mają w niej swoje miejsce. Jednak specjalne miejsce w mojej spiżarni zawsze znajdują liczne nalewki. To one ratują mnie z opresji chorobowych bzinka chroni przed przeziębieniem, orzechówka leczy żołądek. Po co faszerować się tabletkami, kiedy znane od wieków naturalne leki pomagają często lepiej i szybciej? W tym roku mam zapalonego pomocnika i pomysłodawcę kolejnych eksperymentów nalewkowych – Maleństwo zasmakowało i uwierzyło w zbawczą moc naturalnych metod leczenia. I właśnie Maleństwo nastawiło pierwszą w tym roku nalewkę. Jeszcze nie wiemy jaka będzie w smaku, ale z całą pewnością będzie wspaniałym lekarstwem na nieżyty górnych dróg oddechowych, a o te nietrudno jesienią i zimą.


Nalewka sosnowa

½ l młodych pędów sosnowych
cukier (około 10 dag)
½ l spirytusu
½ l przegotowanej wody


Zebrane na początku maja młode pędy sosnowe (aby nie uszkodzić zbytnio drzewa proponuję zrywać po jednym – dwa pędy z każdej gałązki, a pozostałe zostawiać, pozwoli to roślinie rosnąć i się krzewić) umyć, lekko obierając z zewnętrznej brązowej warstwy (jak część zostanie na pędzie to nic się nie stanie) osuszyć, wrzucić do słoja i zasypać cukrem (wg mnie lepiej dodać teraz cukru tylko tyle aby pędy się nim pokryły, a potem ewentualnie dosłodzić nalewkę). Słój postawić na słonecznym parapecie. Każdego dnia potrząsać zawartością kilka razy. Kiedy cukier już się rozpuści (po około 5 dniach) do słoja wlać spirytus. Wszystko wymieszać i odstawić w ciemne miejsce na 6 tygodni. Po tym czasie dodać przegotowaną wodę, wszystko wymieszać i zostawić jeszcze na 2 tygodnie. Następnie nalewkę filtrując zlać znad pędów sosny, sprawdzić czy jest wystarczająco słodka. Jeśli nie to rozpuścić dodatkowy cukier w możliwie niewielkiej ilości przegotowanej wody i połączyć z całością nalewki, a jeśli nie ma potrzeby dosładzania to od razu wlać ją do butelek i odstawić do dalszego przegryzania się. Jesienią można już korzystać z jej wyjątkowych walorów zdrowotnych i smakowych.
Na zdrowie!!!


poniedziałek, 17 października 2011

Iberyjska marmolada z pigwy

Moja kuzynka mieszkająca od ponad 30 lat w Hiszpanii podała mi przepis na tradycyjną marmoladę z pigwy. Jednak szukając w internecie źródła tego przepisu przekonałam się, że bardzo prawdopodobne jest, iż nie jest to specjał hiszpański, ale portugalski. Już sama nazwa marmolada pochodzi od portugalskiego słowa „marmelo” oznaczającego nic innego jak pigwę. Nie zamierzam tutaj rozstrzygać, czy przepis jest z jednego czy drugiego kraju, poprzestanę na stwierdzeniu, że jest to specjał pochodzący z Półwyspu Iberyjskiego.

Wraz z przepisem do mojej kuchni trafiła porcja pięknych zdrowych owoców pigwy. To co uzyskałam z nich jest niezwykle smaczne, niestety konsystencja w moim wykonaniu nie jest zgodna ze wzorcem. Nic straconego, następnym razem pójdzie mi lepiej.



Marmolada z pigwy

 1 ½ kg dojrzałych owoców pigwy

cukier – ilość cukru powinna się mieścić w przedziale ½ do ¾ części wagowej pigwy (ja dałam 1 kg)

1 ziarenko tonki (oryginalny przepis nic o tym nie mówi, spokojnie można pominąć)


Całe, nieobrane owoce dokładnie wymyć, ściereczką oczyścić z „meszku”, włożyć do dużego garnka, zalać wodą, gotować bez przykrycie aż owoce wyraźnie zmiękną (patyczek wbijany w pigwę powinien bez oporu w nią wchodzić). Odcedzić i pozostawić do ostygnięcia. Kiedy pigwy będą już letnie, obrać je ze skórki, wyciąć gniazda nasienne, a następnie rozdrobnić na papkę w melakserze.


 Tak przygotowaną pulpę, przełożyć do szerokiego, dużego rondla z grubym dnem, postawić na ogniu i cały czas mieszając wsypywać cukier. Całość gotujemy intensywnie mieszając tak długo, aż uzyskana masa sama zacznie odchodzić od ścianek naczynia. Pod koniec smażenia dodajemy utarte na tarce ziarno tonki. Tak uzyskaną marmoladę wykładamy do naczyń, w których będziemy ją przechowywać. Podobno nie ma potrzeby ani zamykać jej w słoikach, ani pasteryzować. Osobiście marmoladę zamknęłam w słoikach z szerokimi otworami.

Smacznego!



Marmolada po wystygnięciu powinna mieć konsystencję stałą, taką, aby można było ją kroić nożem. Moja niestety takiej nie uzyskała. Jest bardzo, ale to bardzo gęsta, trudno się nią smaruje, zachowuje się jak smoła ;) Prawdopodobnie smażyłam ją troszkę zbyt krótko (około 1 godziny, a kuzynka coś wspominała o ponad godzinie, bliżej 1 ½ godziny). Na smak to nie wpłynęło, ale na wygodę jedzenia z całą pewnością. Następnym razem posmażę ją trochę dłużej.

Marmolada nadaje się nie tylko do smarowania pieczywa, ale kiedy jest całkiem stała świetnie komponuje się z ostrym serem owczym. Hiszpanie jedzą ją z serem Manchego.

czwartek, 6 października 2011

Bretońskie galetty z karmelizowaną cebulą

O galettach już kiedyś pisałam, a że są potrawą łatwą, szybką i pyszną często goszczą na moim w stole. Zwłaszcza w środku tygodnia, kiedy czasu na gotowanie jest zdecydowanie mniej. Tym razem postanowiłam podać je klasycznie z jajkiem, ale również z karmelizowaną czerwoną cebulą. Zestaw wyszedł pyszny, słodka cebula wspaniale kontrastowała z lekko orzechowym posmakiem gryczanego naleśnika.



Przepis na galettes znajdziecie tutaj-klik


Karmelizowaną cebulę robiłam z takiego przepisu:

Karmelizowana czerwona cebula

5 sporych czerwonych cebul pokrojonych w piórka
3 - 4 łyżki oliwy
1 ząbek czosnku
½ łyżeczki suszonego tymianku
                                                          2 łyżki cukru trzcinowego
                                                          100 ml czerwonego wytrawnego wina
                                                          2 łyżki octu balsamicznego
                                                          sól, pieprz do smaku

Rozgrzać oliwę, wrzucić na nią czerwoną cebulę, lekko ją posolić i dusić około 10 minut. Po około 3 minutach dodać tymianek. Cebula ma zmięknąć, ale nie ma się przyrumienić. Dodać rozgnieciony ząbek czosnku, dusić kolejne 2 minuty. Wsypać cukier i cały czas mieszając doprowadzić do jego rozpuszczenia, następnie wlać wino. Mieszając dusić całość, aż wino odparuje. Dodać ocet balsamiczny, doprawić do smaku solą i pieprzem, jeszcze chwilkę trzymać na ogniu, a następnie wyłączyć gaz a gotową cebulę odstawić.

Smacznego!




Tak przygotowaną cebulę można podawać również do mięs z grilla, pasztetów, serów. Jeśli zrobimy większą porcję, możemy zamknąć ją w słoiku, pasteryzować i podawać w późniejszym terminie.




wtorek, 19 lipca 2011

Aromatyczny dżem śliwkowy i przerwa na przepakowanie walizki

Terapia manualna, do tego silne leki pozwoliły abyśmy z W. pojechali na lekko przedłużony weekend w górach. Wybrałam czeski Harrachov na naszą bazę wypadową. Mieszkaliśmy w niezwykle sympatycznym i komfortowym pensjonacie z widokiem na skocznię narciarską. Było wspaniale, zwłaszcza, że W. poczuł się na tyle dobrze, że mogliśmy iść w góry. Pogoda też nam dopisała. Fajnie było wejść na Szrenicę, choć od czeskiej strony szlak jest bardzo łagodny, jak to zwykle bywa z południowymi stokami.

 
 Szlaki w Czechach znakowane są inaczej niż u nas. Nie podaje się tam odległości w czasie potrzebnym na przejście trasy ale w kilometrach. Ma to swoje plusy i minusy. Niestety trudno określić stopień trudności trasy, ale wiemy ile kilometrów mamy w nogach.


Różnicę też widać w schroniskach. U nas niestety ciągle królują puszki z napojami, do tego plastikowe kubki (niestety potem często spotykane w pobliskiej kosówce) a Czesi swoim gościom podają napoje w szklankach i nikomu nie przyjdzie do głowy wyrzucać czegokolwiek do lasu.



Wczoraj wróciliśmy i pierwsze co zobaczyłam to dojrzałe śliwki na drzewie u moich sąsiadów. Mam ich zgodę na dowolne korzystanie z tych boskich owoców. Nic innego mi nie pozostało jak zerwać porcję śliwek i ugotować dżem, pakowanie przecież może poczekać.

Dżem śliwkowy z rumem


Składniki:
2 kg śliwek bez pestek
0,7 – 1 kg cukru (ja wolę mniejszą ilość cukru)
sok z 1 cytryny
½ łyżeczki mielonych goździków
1 ziarno tonki (opcjonalnie)
100 ml białego rumu
naturalne pektyny (opcjonalnie)

Śliwki pokroić na mniejsze kawałki, zasypać cukrem, dodać sok z cytryny i zostawić na 1 godzinę. Kiedy owoce puszczą sok dodać przyprawy (zamiast tonki można dodać ziarenka z 1 laski wanilii) i połowę rumu. Całość gotować tak długo aż uzyskamy pożądaną konsystencję lub po ½ godzinie gotowania dodać pektynę bardzo dokładnie wymieszać, dodać pozostałą część rumu, ponownie zagotować i zamykać na gorąco w wyparzonych słoikach. Zakręcić słoiki bardzo dokładnie i odstawić do wystygnięcia odwrócone do góry nogami.
Smacznego!

I to tyle w trakcie przepakowywania walizki, z wyjazdu w góry na wyjazd na Kretę.
Do zobaczenia wkrótce.

środa, 29 czerwca 2011

Orzechówka - niezastąpione lekarstwo na problemy żołądkowe

Na Świętego Jana dobrze jest zerwać niedojrzałe orzechy włoskie i nastawić orzechówkę, która nie tylko dobrze smakuje, ale i jest doskonałym lekarstwem na problemy żołądkowe. Lubię łączyć przyjemne z pożytecznym i dlatego w barku muszą stać stosowne nalewki. Już pisałam tutaj o pysznym lekarstwie na przeziębienie, a teraz przyszła pora na specyfik pomagający na niestrawność lub na przejedzenie.

Orzechówka

Składniki:

500 g zielonych niedojrzałych orzechów włoskich
1 l spirytusu
500 ml miodu
500 ml przegotowanej wody
kawałek 5 centymetrowy kory cynamonowej
8 goździków

Orzechy umyć i pokroić (w ćwiartki lub plastry) wsypać do dużego słoja, wrzucić do nich korę cynamonową i goździki a następnie zalać spirytusem. Słój zakrecić i odstawić na 2 tygodnie. Codziennie potrząsać słojem. Po 2 tygodniach zawartość słoja przecedzić. Miód zagotować z wodą na małym ogniu, odszumować, ostudzić do temperatury pokojowej a następnie połaczyć z odcedzonym nalewem. Całość przelać do słoja, zamknąć i odstawić na tydzień. Przefiltrować i rozlać do butelek. I teraz najtrudniejsze - odstawić na 3 miesiące :) Po tym czasie nalewka nadaje się do picia.
Smacznego!


niedziela, 19 czerwca 2011

Agrest do zimowego ciasta

Już jest ostatni moment na zrobienie agrestu, który zimą można wspaniale wykorzystać do ciasta. Mam w ogrodzie 4 małe krzaczki agrestu i połowę owoców zjadamy świeżych a połowę zawsze zamykam w słoiki, aby te wyraziste w smaku owoce cieszyły podniebienie również zimą.


Agrest do zimowego ciasta


Składniki:

1 kg agrestu (ma być nie całkiem dojrzały już ma smakować jak agrest, ale jeszcze ma być twardy i kwaśny)
½ kg cukru 

Agrest umyć, oberwać szypułki i ogonki. Malutkie owoce pozostawić w całości, jedynie podczas odszypułkowania obciąć „piętkę”, dzięki temu podczas pasteryzacji owoce nam nie rozpadną się, a te większe przekroić na połówki (w poprzek owocu). Owoce zasypać cukrem, dokładnie wymieszać i wkładać dość ciasno do wyparzonych słoików. Z tej porcji wychodzi około 4-5 słoików o pojemności 0,5l.
Słoiki zakręcić szczelnie i pasteryzować około 25 minut. Po tym czasie wyjąć, sprawdzić czy są szczelnie zamknięte i odstawić do góry nogami do ostygnięcia.
Zimą słoiczek odcedzonych owoców potrafi zdziałać cuda smakowe np. w postaci klasycznego pleśniaka (czy jak ja go zwę skubańca).

Smacznego!



piątek, 17 czerwca 2011

Dżem truskawkowy z różą

Z wycieczki do Stambułu zostały mi jeszcze resztki pączków róży, które postanowiłam wykorzystać teraz przy robieniu przetworów. Zeszłoroczny dżem truskawkowy z kwiatami czarnego bzu miał tak fantastyczny smak, że postanowiłam poeksperymentować w tym roku z innymi dodatkami.
Dżem wyszedł pyszny o lekkim ale wyraźnym armacie różanym, naprawdę jest fantastyczny!

Dżem truskawkowy z różą

Składniki:

2 kg umytych i odszypułkowanych truskawek

700 – 1000 g cukru

pektyna (opcjonalnie)

3 łyżki pączków róży



Jeśli truskawki są duże należy pokroić je na połówki lub ćwiartki. W dużym garnku przygotowane truskawki zasypać cukrem, wymieszać i zostawić na co najmniej ½ godziny aby owoce puściły sok. Pączki róży zawinąć w gazę, zawiązać bawełnianym kulinarnym sznurkiem (niezbyt ściśle owijać gazę, aby soki truskawek mogły przepływać wokół kwiatków) oraz  włożyć pakuneczek do garnka z truskawkami. Kiedy soku jest już spora ilość zawartość garnka gotować aż do uzyskania właściwej konsystencji albo po około 15 minutach dodać pektynę (ja lubię dżemy krócej smażone o konsystencji lekko galaretowatej i dlatego dodaję pektynę). Dokładnie wymieszać, gotować jeszcze kilka minut i na gorąco zamykać dżem w wyparzonych słoikach. Zakrętki słoików najlepiej uprzednio wygotować, gdyż zazwyczaj niedomyte zakrętki są powodem psucia się przetworów. Zakręcone słoiki odstawiać do góry nogami. Po godzinie można postawić je do całkowitego wystygnięcia już normalnie.
Smacznego!!!!

 I kilka migawek stambulskich kotów bytujących przy meczecie:) Przyznacie, że są rozkoszne;)))



niedziela, 5 czerwca 2011

"Bzinka" pyszne lekarstwo na zimowe dni

Rok temu dzięki Bei odkryłam kwiaty czarnego bzu.

Beo bardzo Ci dziękuję!!!!

Dziś chciałabym zachęcić Was do zrobienia wspaniałej nalewki na kwiatach czarnego bzu. Polecam ją nie tylko ze względu na wyjątkowy smak, ale również ze względu na właściwości lecznicze. Kto z nas lubi niesmaczne lekarstwa???? Wbrew pewnej reklamie telewizyjnej uważam, że o wiele przyjemniej leczyć się czymś co smakuje a nie wykrzywia. Ostatnia zima była długa i nie szczędziła nas, ale dzięki bzince ani razu się nie rozchorowałam. Jak tylko czułam, że coś mnie bierze zaraz ratowałam się kieliszkiem leczniczej nalewki, albo dodawałam jej solidną porcję do herbaty. Efekty były lepsze niż po braniu produktów firm farmaceutycznych.

Bzinka
(przepis Mamy Olgi, za który bardzo dziękuję!)
Składniki:

30-50 baldachów kwiatów czarnego bzu
2 cytryny
2-3 limonki
do 70 dag cukru (w zależności od gustu)
1 l wody
1 l spirytusu
1 łyżeczka suszonego korzenia arcydzięgla

Wyszorowane dokładnie cytryny pokroić w plasterki, umyte baldachy przekładać w słoju plasterkami cytryn, zalać wystudzonym syropem przygotowanym z wody i cukru. Przykryć gazą, zakrecić i postawić na słońce na 7-10 dni. Każdego dnia mieszać zawartością słoja i pilnować aby nie doszło do fermentacji. Po tym czasie odcedzić, dodać spirytus, sok z limonki oraz arcydzięgiel i odstawić na 4 tygodnie. Każdego dnia potrząsać zawartością słoja. Przez kolejne 2 tygodnie zostawić w spokoju nalewkę bez potrząsania. Po upływie tego czasu przefiltrować zawartość słoja i można konsumować choć jak jeszcze trochę postoi to lepiej się wszystkie smaki przegryzą.
Smacznego!!!

poniedziałek, 30 maja 2011

Pierwsze ogórki małosolne w tym roku

W tym roku postanowiłam wypróbować kolejny przepis na ten wiosenno-letni specjał. Wielokrotnie czytałam i słyszałam, że doskonale poprawia smak i kiszenie ogórków dodatek miodu. Tak, dobrze czytacie miodu. Postanowiłam spróbować i efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Po 3 dniach od nastawienia pierwszej porcji, kiedy okazało się, że smak ogórków jest fantastyczny nastawiłam drugi słoik tego fantastycznego wynalazku.
Ogórki małosolne z miodem

Składniki:
1 - 1 1/2 kg ogórków
pęczek koperku
główka czosnku
3 cm kawałek chrzanu
1/2 łyżeczki ziaren gorczycy
kilka liści wiśni lub czarnej porzeczki
1 l wody
1 łyżka grubej soli (do przetworów)
                                                         1 łyżka miodu
Ogórki dokładnie umyć, czosnek bez obierania pokroić w kawałki, chrzan obrać, pokroić na mniejsze kawałki. W słoju układać ogórki przekładając je koprem, czosnkiem, liśćmi i chrzanem. Z wody, soli i miodu przygotować zalewę. Do słoika z ogórkami wsypać ziarna gorczycy i wlać zalewę. Jeśli zalewa nie zakrywa ogórków to należy dorobić stosowną ilość zalewy, zachowujac podane proporcje. Słój zakręcić i poczekać około 48 godzin. Po tym czasie ogórki zaczynają nadawać się do jedzenia.
Smacznego!