piątek, 19 października 2012

Aksamitna zupa ziemniaczana z chorizo



Jestem zupoholiczką. 
I wcale nie mam zamiaru iść na odwyk ;) wręcz przeciwnie, planuję gotować jeszcze więcej zup i je zajadać z apetytem. Wczoraj zjadłam dwa talerze pysznej zupy, która sama ugotowałam, a co stać mnie na takie szaleństwo, jak gotowanie zup :)



Zupa ziemniaczana z chorizo


200 g chorizo
ok. 800 g ziemniaków (najlepiej rozpadających się w czasie gotowania)
2 cebule
3 gałązki świeżego tymianku
200 ml słodkiej śmietany 30 %
1 łyżka mąki
2 l bulionu warzywnego lub wody
1 łyżka oliwy
sól

Chorizo pokroić w półplasterki. Cebulę obrać, pokroić w kosteczkę. Ziemniaki obrać, umyć i pokroić w kostkę. W dużym garnku rozgrzać oliwę, wrzucić chorizo, podsmażyć. Kiedy wytopi się trochę tłuszczu wrzucić cebulę i smażyć aż do lekkiego zrumienienia cebuli i chorizo. Wrzucić ziemniaki. Smażyć jeszcze przez około 3 minuty cały czas mieszając. Wlać bulion, dodać tymianek. Gotować na wolnym ogniu przez około ¾ godziny. Po tym czasie wyjąć z zupy gałązki tymianku a następnie za pomocą tłuczka do ziemniaków rozgnieść je (nie przejmować się, że obecność chorizo nie pozwala uzyskać idealnie gładkiej konsystencji) i gotować przez kolejne ½ godziny. Mąkę dokładnie rozprowadzić w śmietanie, wlać do gotującej zupy, dokładnie wymieszać, doprawić do smaku solą, zagotować. Podawać gorącą.
Smacznego!!!




Latem takiej sycącej i rozgrzewającej zupy bym nie podała, ale na jesienny czy zimowy obiad jest jak znalazł. Polecam gorąco!

wtorek, 16 października 2012

Bajgle na Światowy Dzień Chleba



Nie wyobrażam sobie życia bez chleba i innego pieczywa, co prawda przez 2 tygodnie w Wietnamie ani razu nie zjadłam pieczywa a i nawet przez moment nie zatęskniłam za nim.

Z okazji Światowego Dnia Chleba upiekłam moje pierwsze w życiu bajgle. Powiem tylko tyle, że to najlepsze bułeczki jakie kiedykolwiek popełniłam. Może piękne i foremne nie są, dziurki też mają nieprzepisowe, ale ten smak!!!!! :) 

Pierwszy raz jadłam bajgle podczas pobytu w Krakowie kilka lat temu. Bardzo lubię tego rodzaju pieczywo więc nie ma w tym nic dziwnego, że miałam ochotę sama je upiec. Strach przed porażką był zawsze zbyt duży aby w czyn wprowadzić swoje plany. Bułeczki te wymagają specjalnej procedury, której nigdy wcześniej nie stosowałam w swojej kuchni a która skutecznie mnie odstraszała. Tym sposobem odkładałam pieczenie z tygodnia na tydzień. Jednak taki dzień jak dziś zobowiązuje. Postanowiłam zmierzyć się z bajglami i pokazać efekty mojej pracy niezależnie od efektu. Na pierwszy ogień poszło szukanie właściwego przepisu. Po lekturze różnych stanęło na przepisie AgusiH 
Ciasto zarobiłam na noc, wstawiłam do lodówki i właśnie przed chwilą pożarłam moje bajgle. Zrobiłam z połowy porcji bo aktualnie jestem bezdzietną słomianą wdową i wiem, że był to błąd.




Bajgle

1 szklanka letniej źródlanej wody
3 łyżki stopionego masła
1 łyżka słodu jęczmiennego lub cukru
1 łyżeczka soli
3 szklanki maki pszennej ( ja prawie zawsze 1/2 szklanki z tej ilości zastępuję mąką pszenną razową)
1 i 1/2 łyżeczki suszonych drożdży

Dodatkowo:
1 łyżka słodu jęczmiennego lub cukru
1 żółtko
sezam i mak do posypania

Drożdże rozprowadzić w łyżce mąki i odrobinie wody, dodać cukier i poczekać aż się ruszą. Do miski wsypać pozostałą mąkę, dodać podrośnięty zaczyn, resztę wody oraz sól. .Wyrobić gładkie i elastyczne ciasto, które odchodzi od ścianek misy. Wyrobione ciasto przykryć ściereczką lub folią i pozostawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia. Kiedy ciasto podwoi swoją objętość wyjmujemy na podsypany mąką blat, formujemy długi wałek, który dzielimy na 12 – 15 równych części. Z każdej części formujemy kulę, w środek wkładamy kciuk i poprzez okręcanie w powietrzu na palcu wskazującym formujemy dziurkę w środku bajgla. Przygotowane bułeczki pozostawić do wyrośnięcia (20 – 30 minut). W tym czasie w dużym garnku zagotowujemy wodę z łyżką słodu lub cukru. Do gotującej wody wkładamy po 3 do 4 wyrośniętych bajgle. Gotujemy przez około 1 minutę, obracamy na drugą stronę i gotujemy jeszcze przez około ½ minuty. Łyżką cedzakową wyjmujemy obgotowane bajgle, dokładnie osuszamy je na papierowym ręczniku (ale nie kładziemy i nie zostawiamy na papierze, bo ciasto nam się przyklei i będziemy mieć kłopot).
Obgotowane i lekko przestudzone bajgle układamy na dobrze natłuszczonym papierze do pieczenia. Smarujemy je rozkłóconym żółtkiem z wodą a następnie posypujemy makiem lub sezamem.
Piec w 200 stopniach aż się zezłocą przez około 20 – 30 minut.
Smacznego!!!



<!--[if !supportEmptyParas]--> Teraz przyjemnie najedzona biegnę do pracy.<!--[endif]-->

poniedziałek, 15 października 2012

Jabłka w cieście drożdżowym



Klęska jabłkowa nadal trwa. Konie nie są w stanie przejeść moich jabłek, a nawet jeśli dałyby radę ja nie jestem w stanie ich wywozić tak często jak by należało. Stąd kolejne wcielenie tych rajskich owoców. Tym razem w postaci jabłek w cieście drożdżowym. My zjedliśmy je na obiad, ale doskonale nadają się na kolację, podwieczorek lub nawet na śniadanie.


Jabłka w cieście drożdżowym


¾ szklanki mąki
1 jajko
110 ml ciepłego mleka
1 łyżka cukru
1 ½ dag świeżych drożdży
szczypta soli
400 g jabłek
cukier puder do posypania
olej do smażenia

Mąkę i sól wsypać do miski, drożdże rozetrzeć z cukrem, wymieszać z ciepłym mlekiem i dodać do mąki. Wbić jajko. Całość dokładnie wyrobić (spokojnie wystarczy rózga, mikser nie jest potrzebny) na gładkie ciasto o konsystencji gęstej śmietany. Gdyby ciasto było zbyt gęste dodać odrobinę więcej mleka, gdyby było zbyt rzadkie podsypać mąką (wszystko zależy od wilgotności mąki). Przykryć i pozostawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia. Kiedy ciasto wyraźnie się ruszyło przygotować jabłka. Obrać je, usunąć gniazda nasienne i pokroić w około ½ do 1 cm plastry. Kiedy ciasto podwoi swoją objętość, na patelni rozgrzać tłuszcz, krążki jabłek maczać w cieście, smażyć z obu stron na złoty kolor. Usmażone jabłka osączyć z nadmiaru tłuszczu na ręczniku papierowym i podawać gorące posypane cukrem pudrem. Jeśli ktoś lubi można do cukru domieszać odrobinę cynamonu.
Smacznego!!!




piątek, 12 października 2012

Impresje jesienne

Wszystkim trzymającym kciuki za pogodę bardzo dziękuję, bo ta dopisała wspaniale.
Trzy dni spędziłam w pięknej jesiennej scenerii. Nie byłam co prawda na zasłużonym odpoczynku, a w pracy, jednak udało mi się złapać trochę oddechu od monotonnej codzienności i nacieszyć oczy pięknymi kolorami. Jesień w górach jest szczególnie piękna. Jeszcze całkiem sporo wspaniałej zieleni, ale równocześnie oczy cieszą purpura buków i złoto brzóz. 
Nie ma co pisać, pora pokazać jak piękny mamy październik :)





Dostałam też propozycję kolejnego wyjazdu w to samo miejsce, tym razem na 5 dni, również do pracy. Z jednej strony wiem, że wrócę mocno niewyspana, zmęczona, ale te widoki chyba są w stanie zrekompensować duuuuże zmęczenie. Jeśli dodamy jeszcze wspaniałe jedzenie w pensjonacie (wyobrażacie sobie, że do Wrocławia przywieźliśmy wielką torbę pysznych dań serwowanych nam przez gospodarzy (dzisiaj jadłam ich pyszną kapustę modrą). Chyba się skuszę ;)






Teraz chyba się nie dziwicie, że wolę pracę 24 godziny na dobę zamiast kilku godzin w zamkniętym pomieszczeniu.



Dzisiaj dopadła mnie migrena, ale mam nadzieję, że do jutra ją ostatecznie zwalczę i znów będę mogła działać w kuchni szykując pyszne rzeczy, którymi się tutaj podzielę z Wami. 

poniedziałek, 8 października 2012

Paj z jabłkami



Październikowa sobota, piękne słońce, temperatura niemal letnia, ale przyroda wyraźnie mówi nam, że jesień już zawitała na dobre. Próbę porządków jesiennych w ogrodzie uniemożliwił mi pewien lokator. Jakoś nie miałam sumienia przeszkadzać mu w żerowaniu (uwielbiam lokatorów w ogrodzie bo dzięki nim ślimaków prawie nie ma) i zbieraniu sił na przetrwanie zimy. Od kiedy pamiętam w ogrodzie mieliśmy takich lokatorów i zawsze pilnowaliśmy aby miały u nas jak najlepiej.


Ostatnio kupiłam sobie wspaniałą ceramiczną formę do pieczenia paja. Trzeba było udowodnić W., że zakup jest jak najbardziej niezbędny w kuchni. Upiekłam zatem najbardziej klasyczną wersję ciasta – z jabłkami.



Paj z jabłkami


500 g mąki
1 jajko plus 1 żółtko
180 g masła
100 g smalcu
3 płaskie łyżki kwaśnej śmietany
5 łyżek cukru
szczypta soli

4-5 dużych jabłek (o winnym smaku i zwięzłym miąższu)
3 łyżki cukru
2 łyżki mąki
2 łyżeczki cynamonu
sok z ½ cytryny

białko do posmarowania ciasta, gruby dekoracyjny cukier do posypania (niekoniecznie)

Z podanych składników zagnieść kruche ciasto. Wstawić do lodówki na pół godziny. W tym czasie przygotować jabłka. Należy je umyć, obrać, usunąć gniazda nasienne a następnie pokroić w cienkie plasterki. Wymieszać je z pozostałymi składnikami. Formę do ciasta wysmarować tłuszczem i wysypać bułką tartą. Piekarnik rozgrzać do 180 stopni. Ciasto wyjąć z lodówki, podzielić na dwie części. Pierwszą porcję wywałkować, wyłożyć nią formę, nadmiar odkroić. Na ciasto wysypać jabłka, wyrównać je. Drugą porcję ciasta również wywałkować, przykryć nią formę, nadmiar odkroić, a brzegi zalepić. Na środku zrobić nożem otworki, aby para mogła uciekać podczas pieczenia. Z pozostałych resztek ciasta można wykroić ozdoby ciasta – listki, jabłuszka co tylko chcemy. Wierzch ciasta posmarować białkiem, nałożyć ozdoby z ciasta, je również posmarować białkiem. Całość posypać cukrem dekoracyjnym (niekoniecznie) i wstawić do piekarnika na około 45 minut.
Upieczone ciasto wyjąć, można podawać na ciepło albo na zimno. Dodatek gałki lodów waniliowych może doskonale wzbogacić smak zwłaszcza gorącego paja.
Smacznego!!!


I jeszcze trochę jesieni w moim ogrodzie.




Wybieram się na trzy dni w góry, mam nadzieję, że pogoda dopisze i będę mogła podziwiać piękną złotą jesień w wydaniu górskim. Trzymajcie proszę kciuki za to. 

sobota, 6 października 2012

Jesienna sałatka i jesienna Kotka w dzikim winie


Jesienią bogactwo warzyw i owoców jest tak wielkie, że czasem gubię się w swoich pomysłach i apetytach. Najchętniej kupowałabym wszystko i jadła bez opamiętania, ale żołądek ma określoną pojemność i niestety trzeba dokonywać wyborów. Ostatnio przyszła pora na świeże figi. Tylko teraz smakują jak należy, choć niestety i tak nie zastąpią tych rwanych wprost z drzewa, ale tak jest chyba z każdymi owocami. W sałatce nawet takie sprawdzają się doskonale.


Sałatka z figami, melonem, szynką szwracwaldzką i malinowym winegretem



sałata masłowa
rukola
figi (po jednej na porcję)
melon cantalupa lub zielony (osobiście nie lubię miodowego i go nie polecam)
szynka szwarcwaldzka
2 łyżki pestek dyni

1 łyżeczka musztardy (najlepiej Dijon)
1 łyżeczka miodu
3 łyżki octu winnego malinowego
9 łyżek oliwy z oliwek
sól, pieprz

Sałatę i rukolę umyć, osuszyć. Figi umyć i pokroić w ósemki. Melona umyć, rozkroić na pół, wybrać nasiona a z miąższu wykrawać kulki. Jeśli nie mamy łyżeczki do wykrawania możemy melona pokroić w kostkę lub półksiężyce. Szynkę rozdzielić na plastry, które należy zwinąć w różyczki. Pestki dyni lekko podprażyć na suchej patelni. Przygotować winegret. W słoiczku umieścić miód, musztardę i ocet. Dokładnie wymieszać. Dodać szczyptę soli, odrobinę pieprzu, znów wymieszać. Dodać oliwę z oliwek i dokładnie wymieszać najlepiej wstrząsając gwałtownie zamkniętym słoiczkiem.
Na talerzach układać sałatę masłową wymieszaną z rukolą. Na nich układać pozostałe składniki sałatki: melona, figi, szynkę. Całość posypać prażonymi pestkami dyni. Polać winegretem i podawać.
Smacznego!!!


 I zapowiadana w tytule jesienna Kotka w dzikim winie i nie tylko ;) 





 Ktoś kiedyś mnie pytał jak robię zdjęcia Buni. Otóż wczoraj spędziłam kupę czasu w ogrodzie i strzeliłam ją kilkadziesiąt razy a tylko kilka fotek jest do przyjęcia a takich do pokazania może ze cztery. Niestety Bunia nie należy do cierpliwych modelek, mało tego ma swoje kocie nastroje i czasem na widok aparatu ucieka gdzie pieprz rośnie. 

wtorek, 2 października 2012

Pochwała lenistwa nagrodzona doskonałym smakiem



Niektórzy uważają, że pierogi leniwe wymagają czasu i są pracochłonne w wykonaniu, a u mnie jest to najszybszy obiad z możliwych. Wcale się nie dziwię, że nazywają się „leniwe” bo i roboty przy nich nie ma prawie wcale. Kilka lat zajęło mi opracowanie idealnego przepisu. Eksperymentowałam z serami, proporcjami aż w końcu doszłam do perfekcji. O sukcesie decyduje ser. Musi być to dobry gatunkowo ser twarogowy. Absolutnie nie może to być twaróg sernikowy mielony.
Osobiście należę do frakcji leniwych bez ziemniaków i jedzonych na słodko. Jeśli macie ochotę spróbować zapraszam do wykorzystania przepisu.


Leniwe pierogi


(Porcja na 3 głodne osoby)

750 g dobrego sera twarogowego
3 jajka
2 ¼ szklanki mąki
szczypta soli

masło i bułka tarta do okraszenia

cukier do podania

W dużym garnku zagotować posoloną wodę. Przygotować masło z bułką tartą do polania pierogów, odstawić aby nie spalić bułki. W dużej misce rozgnieść widelcem biały ser, dodać pozostałe składniki i wyrobić ciasto. Ciasto podzielić na 3 części. Pierwszą część ciasta wyłożyć na podsypany mąką blat. Uformować wałek, spłaszczyć i umączonym nożem zrobić krateczkę na wierzchu ciasta. Następnie pokroić ukośnie na 2 centymetrowe kluski. Przygotowane pierogi wrzucać na gotującą wodę, lekko przemieszać uważając aby ich nie uszkodzić. Gotować dwie minuty od zagotowania i wypłynięcia klusek. W tym czasie formować kolejną porcję leniwych. Postępować tak aż do wyczerpania ciasta. Każdą ugotowaną porcję wykładać od razu na talerze, polewać gorącym masłem z bułką tartą i posypywać cukrem. Podawać od razu.
Smacznego!!!



Mnie całość produkcji obiadu dla 3 głodnych osób nie zajmuje więcej niż 25 minut. Czy znacie wiele szybszych sytych i wyjątkowo pysznych obiadów?

W sobotę pogoda była tak piękna, że nie umiałam się oprzeć chęci wycieczki w plener. Razem z koleżanką pojechałyśmy w Dolinę Baryczy na rowery. Jesień idzie wielkimi krokami. Bociany już odleciały, a inne ptaki szykują się do odlotu. To był pewnie ostatni tak piękny, słoneczny i ciepły weekend w tym roku.  I byłoby mi bardzo ale to bardzo smutno patrzeć na sejmikujące ptaki gdyby nie to, że na pocieszenie mogłyśmy obserwować pięknego i bardzo dostojnego jelenia.