wtorek, 23 grudnia 2014

Życzeniowo





Spokojnych, rodzinnych i radosnych 
Świąt Bożego Narodzenia 
życzę 
wszystkim zaglądającym do Mozaiki życia

sobota, 20 grudnia 2014

Asiu i Marku buziaki dla Was :)


Kiedy zakładałam bloga nawet przez myśl mi nie przyszło, że doświadczenia z nim związane będą tak różnorodne i tak miłe.
Dzięki blogowi poznałam wielu wspaniałych ludzi, niektórych tylko wirtualnie innych również realnie. Sama jak się okazuje bywam rozpoznawana przez pryzmat tego co piszę i co pokazuję. Nie mam wielkiej rzeszy wiernych czytelników, ale nigdy o ich ilość mi nie chodziło.
Wiem, że zaglądają do mnie Asia i Marek, Artyści ceramicy, których życie rzuciło w piękne rejony Dolnego Śląska (choć niestety mocno podupadłe w ostatnich dekadach), zmusiło do zarabiania na chleb nie tylko sztuką, ale serce artysty niezależnie od tego z czego żyje zawsze pozostanie artystyczne i wrażliwe.
Kiedy rok temu przypadkiem poznaliśmy się w życiu realnym sporo rozmawialiśmy o kotach i pomaganiu im. Sami mają całe stadko kocich istotek, którym zbudowali ciepłe miejsce do bytowania (nawet nie wiecie jak przydatna może być stara lodówka) karmią je, sterylizują, leczą a przede wszystkim kochają. Może dlatego powstała między nami nić porozumienia a przestrzeń wypełniły ciepłe uczucia i sympatia.
Asia i Marek postanowili, że ich następne prace będą ściśle związane z kotami, a jako, że są doskonałymi obserwatorami i znają kocią naturę, to stworzyli kolekcję kocich figurek jakby z życia kociego wziętych. Ba, nawet twierdzą, że stałam się inspiracją do powstania tej kolekcji. Wiele to dla mnie znaczy.
O figurkach wcześniej wiedziałam, nawet na kiermaszu w Kryształowicach nabyłam dwie z serii, ale nigdy nie sądziłam, że doczekam dnia kiedy listonosz przyniesie mi paczkę, w której pięknie zapakowana będzie cała kolekcja kotów. Jakby mało było tego dołączona była do tego karteczka z życzeniami, ale nie byle jaka, też artystyczna a i życzenia piękne, ciepłe i bardzo miłe od każdego z tej pary z osobna J
Asiu, Marku bardzo Wam dziękuję za piękny prezent i za pamięć oraz wiele dobrych słów jakie usłyszałam od Was na swój temat.
Równocześnie życzę Wam spełnienia marzeń, życia dającego satysfakcję i radość płynącą z każdego dnia. Wesołych Świąt!!!

Buziaki wielkie!!!!

A tu relacja z rozpakowywania prezentu, jak widać nie tylko ja byłam bardzo zainteresowana zawartością paczki, inni też 






A tu kubeczki, które w pracowni Asi i Marka powstały wcześniej, mnie zachwycają. Z resztą nie tylko mnie, na aukcji zorganizowanej przez Fundację Kocie Życie osiągnęły cenę 140 złotych. Mam nadzieję, że bezpiecznie dotarły do dobrej duszy, która je wylicytowała.




środa, 17 grudnia 2014

Kromnów


Z pewnym opóźnieniem pojawia się relacja z Izerskiego Jarmarku Rękodzieła i Sztuk Wszelakich a wydarzenie i miejsce jest warte promowania.






Relacja nie powstała wcześniej ze względu na moje samopoczucie. Co tu owijać w bawełnę, dół wielkości Rowu Mariańskiego sparaliżował mnie zupełnie. Choroba Buni i stres z tym związany, ciemności egipskie zapadające tuż po powrocie z pracy, drobne nieprzyjemności dnia codziennego urastające do rangi katastrof. Ciężko było też przeżyć kolejną rocznicę odejścia mojego Taty. Minęło 9 lat a żal i smutek są takie same jak wtedy kiedy żegnaliśmy się po raz ostatni. Nie mam dzisiaj siły pisać nic więcej na ten temat i nie chcę uprawiać tu ekshibicjonizmu bo to co czuję jest zbyt osobiste, jednak kiedyś o Tacie napiszę bo był wyjątkowym Człowiekiem.
Bunia skończyła terapię, czuje się dobrze, forma wróciła. W sumie nie wiadomo co jej było, badania zrobiono wszystkie możliwe, jednak nic nie wykazały poza bardzo niską liczbą białych krwinek. Leki przeciwbólowe przyniosły jej natychmiastową ulgę, dlatego podejrzewamy, że problemem były stawy czy choroba reumatyczna. Jednak to tylko gdybanie. Nadal dostaje leki podnoszące odporność, na szczęście pozwala sobie podać ogromne kapsułki (kto wymyślił tak wielkie kapsułki dla małych kocich gardziołków) z medykamentem.
Wszystko powoli zaczyna nabierać realnych kształtów, moje postrzeganie świata staje się pozbawione filtra złego samopoczucia i jest szansa, że święta spędzimy w dobrej rodzinnej atmosferze.
Dziś we Wrocławiu zaświeciło słońce J

O wystawcach w Kromnowie napisała Megi, nawet nie wiedziałam wcześniej, że to tacy ciekawi ludzie. Wcześniej znałam, choć wyłącznie wirtualnie Małgosię z bloga Dwanaście kotów, która robi piękną biżuterię i szyje unikatowe torebki. Nie umiałam się oprzeć dziełom jej zdolnych rąk i kupiłam sobie kolczyki, które nie tylko mi się podobają.
Prawda, że piękne????




Sam Kromnów to ciekawe miejsce. Wieś znana z zapisków już w 1300 roku. Jednak w okolicy odkryto miejsca kultu przedchrześcijańskiego, zatem historia Kromnowa i okolic jest znacznie dłuższa. Największa świetność wsi notowana jest na czas kiedy właścicielami był ród Schaffgotschów.  Cytując wpis ze strony poświęconej gminie Stara Kamienica dowiadujemy się, że  „W 1786 roku były 2 kościoły, szkoła i młyn wodny. W 1840 roku były 2 szkoły ewangelickie, szkoła katolicka, 2 kościoły, cegielnia, młyn wodny  o 2 kołach i 3 szynki oraz 147 domów. Wśród mieszkańców było 30 różnych rzemieślników, 9 garbarzy i 4 tkaczy płótna. W samej wsi była gospoda, wg niektórych źródeł miała to być nawet karczma sądowa. W Kromnowie ogółem było około 80 miejsc noclegowych w gospodach i kwaterach prywatnych.”
Dziś o tej świetności świadczą pozostałe zabudowania, na szczęście nie wszystkie popadły w totalną ruinę. Stary kościół ewangelicki doczekał się kompleksowego i bardzo udanego remontu a lokalna społeczność zadbała o jego nowe życie w formie Galerii Izerskiej, która skupia wokół siebie licznych artystów mieszkających na Pogórzu Izerskim.




Sam jarmark przerósł moje oczekiwania, jak mądrze Megi napisała, nasz wrocławski jarmark świąteczny to czysta komercja, jakbyśmy na zakupy do Tesco poszli, tutaj czuć było duszę i serce artystów. Może nie wszystko mieściło się w mojej stylistyce i estetyce, ale o gustach się nie dyskutuje, zdecydowanie więcej było rzeczy pięknych od tych bez achów i ochów. Oceńcie to sami. Jak ciężko było się oprzeć chęci kupienia czegoś u każdego wystawcy, na szczęście zawartość portfela w sposób naturalny regulowała zakupy.













Ponieważ powoli wracam do życia pędzę lepić uszka na Wigilię :)

czwartek, 11 grudnia 2014

Chutney z buraków


Przygotowania do świąt daleko w lesie.
Zamiast przygotowywać cokolwiek latam z Bunią do weta, bo ta napędziła nam niezłego stracha. Na razie jest lepiej ale w sumie nie wiadomo co Jej było, w wynikach krwi jedynie leukocyty były dramatycznie obniżone. Na razie czuje się lepiej, leczenie w trakcie. Oby tendencja poprawiania się kondycji Buni była stały.
Nie tylko Bunia wpłynęła na to, że atmosfera w tym roku jakoś mało świąteczna we mnie, choć powoli zaczynam się budzić i dociera do mnie, że to już tuż tuż i trzeba się zabrać ostro za szykowanie, sprzątanie i prezenty.
Te ostatnie również słabo ogarnięte, ale jakieś drobiazgi kuchenne już są.
W spiżarce czekają słoiczki z chutneyem z buraków.  To doskonały dodatek do serów czy mięs. Miłośnicy orientalnych smaków powinni docenić taki podarek.


Chutney z buraków


1 ½ kg buraków
3 posiekane cebule
3 utarte na dużych oczkach jabłka
otarta skórka i sok z 3 pomarańczy
500 ml czerwonego octu winnego
350 g cukru trzcinowego

2 łyżki białej gorczycy
1 łyżka kolendry (następnym razem dam mieloną)
1 łyżka mielonych goździków
1 łyżka cynamonu
1 łyżeczka soli
 1 łyżeczka mielonego pieprzu

Buraki upiec w piekarniku na pół miękko. Ostudzić, obrać pokroić w kosteczkę. W rondlu podgrzewać przyprawy, aż zaczną intensywnie pachnieć, ale nie mogą się przypalić. Dodać pozostałe składniki i na małym ogniu całość dusić przez około 40 minut, w razie potrzeby podlewając kilkoma łyżkami wody (jednak w przepisie płynu jest wystarczająca ilość jeśli dusi się na małym ogniu). Na koniec sprawdzić smak, ewentualnie doprawić jednak pamiętając, że kiedy smaki się przegryzą będą intensywniejsze. Gotowy chutney zamykać na gorąco w przygotowanych (wyparzonych) słoiczkach, odstawiać do góry nogami do wystygnięcia.
Podawać jako dodatek do serów albo mięs.
Smacznego!!!



Moja restrykcyjna dieta dobiega końca, ale na osobny post chyba zasługuje to, czego dowiedziałam się na wizycie u dietetyka, który ma mi pomóc na dłuższą metę zbilansować moją dietę jednocześnie nie szkodząc sobie. Wyszłam z tej wizyty trochę podłamana, trochę zaskoczona, trochę ustawiona do pionu. Jak przetrawię to sobie pewnie nie omieszkam co nieco napisać i tutaj.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Zamiast zupy kijowo


Dni takie krótkie, a słońca nie ma od wielu dni. Depresja jesienno – zimowa zbliża się wielkimi krokami, albo nawet już mnie dopadła. Lekarstwem na nią są kijowe niedziele. Rano trzeba się zmusić aby wstać, przyszykować, odpowiednio ciepło ubrać, bo temperatura z termometru nie zawsze odpowiada stanowi faktycznemu, a potem wyjść z domu zamiast zaszyć się na sofie z kubkiem gorącej herbaty pod ciepłym kocem z kotami wtulonymi i mruczącymi z zadowolenia.
Wyczyn to wielki, wręcz heroiczny,
ale kiedy wraca się po całym dniu na świeżym powietrzu w świetnym towarzystwie człowiek ma znów energię do życia i w poniedziałek poranne wstawanie choć trudne staje się po prostu w ogóle możliwe.
Tym razem wybraliśmy się nasze bardzo bliskie okolice, na północ od Wrocławia, niedaleko Trzebnicy.
Okolica jest piękna. Teren mocno pofałdowany za sporawą lodowca, z wyjątkowym mikroklimatem, który sprzyja sadom nie tylko jabłkowym, ale nawet brzoskwiniowym, które są delikatne i wrażliwe na zimno. Ale nie tylko okoliczności przyrody zachęcają do wycieczek, również pozostałości po dawnych gospodarzach tych Ziem.
Trasa nie była imponująca pod względem kilometrażu, ale nie o bicie rekordów nam chodzi. O wrażenia, a te były i to wyjątkowe. Święto, święto jak przystało na niedzielę :) 



Głuchów Górny – Głuchów Dolny – Taczów Wielki – Taczów Mały – Głuchów Górny




Głuchów Górny wieś z bogatą historią sięgającą XIII wieku. Dziś warta odwiedzin za sprawą zabudowań folwarcznych z II połowy XVIII wieku, które do dziś zachowały się w bardzo dobrej kondycji, nawet czas zarządu PGRu nie zdołało zniszczyć perełek architektury gospodarczej. Niestety takiego szczęścia nie miał pałac, który nie dość, że niszczał po opuszczeniu go przez ostatnich właścicieli rodzinę von Kassel, zamieszkiwany był, ale raczej nie przez ludzi dbających o kondycję budynku, aby w końcu w 2011 roku ulec ostatecznej dewastacji za sprawą pożaru strychu. Można jedynie domyślać się, że w latach swej świetności był ozdobą okolicy i stanowił dopełnienie bogatego folwarku. Okoliczny starodrzew z licznymi platanami świadczy o tym, że i park pałacowy należał do przemyślanego i z głową założonego, niestety dziś nie wzbudza entuzjazmu.







W przeciwieństwie do pałacu w Głuchowie Górnym ten w Głuchowie Dolnym nadal jest zamieszkany, ktoś pokusił się o kapitalny remont dachu. Jednak to dużo za mało, aby budowla odzyskała dawną świetność. Mieszkańcy niestety nie dbają o swoje najbliższe otoczenie, nie poczuwają się do odpowiedzialności za choćby drobne naprawy w budynku czy obejściu. Czy reszta remontu zdąży mieć miejsce zanim pałac popadnie w ruinę? A przecież już wielki koszt został poniesiony, dach jest nowy i daje to nadzieję na przyszłość.







Żal, po prostu żal.
Tym bardziej, że po sąsiedzku ktoś mieszka w dawnym budynku folwarcznym. Nie zrobił wielkiego remontu, ale ma wykoszony trawnik, po obejściu nie walają się śmieci czy stare meble i od razu wszystko wygląda zupełnie inaczej. Szkoda, że otoczenie pałacu widocznego z tyłu choć w połowie nie jest tak zadbane.



Dalsza wędrówka, to spacer przez pola, sady.
Raz górka raz wąwóz czy dolinka.
Jest pięknie.







Nie mamy wrażenia, że to już prawie połowa grudnia i gdyby nie szybko zapadające ciemności można by pomyśleć, że to wiosna.




Zachwycamy się każdym widoczkiem, każdym starym domem, czasem stwierdzamy, że byłoby to idealne miejsce do życia. Piękna okolica, piękne domostwa, wspaniałe widoki. Czego chcieć więcej?
Ale jak tu się na coś zdecydować skoro idealnych miejsc znajdujemy tak wiele? Co jedno to lepsze.
Jak tu wybrać ideał?

A jak się już wybierze to co? Zaprzestać marzeń o miejscu idealnym? Zakończyć poszukiwania? Ile radości dają takie wyobrażenia jakby to było gdyby się taki dom miało, jak by się go urządziło itd. itd. … 
Szukam dalej...





Staram się podróżować możliwie dużo i czasem bardzo egzotycznie. Zachwycam się różnymi miejscami, często innym zazdroszczę wspaniałego otoczenia, ale wybierając się na takie spacery wiem, że jestem szczęściarą, bo mieszkam w wyjątkowym regionie, który jest piękny, niezwykle bogaty w ciekawe miejsca. A co najważniejsze nie potrzeba wielkich środków finansowych aby poznać te miejsca, wystarczy wyjść z domu i już