Wiem, że dla
niektórych to ani trudny ani ważny przypadek kota w potrzebie, ale dla mnie
najważniejszy i najtrudniejszy.
O Malusi czyli
mojej piwnicznej Bidulce już kilka razy wspominałam prosząc o kciuki za Jej
zdrowie, bo bywało różnie, zazwyczaj źle. Jednak ten etap mamy już szczęśliwie
za sobą.
Ale pora zacząć
od początku.
Malusia
mieszkała jak całe kilkunastoosobowe stado bezdomnych kotów na terenie
przemysłowo – usługowym. Koty nie mają tam najgorzej bo są systematycznie
karmione i nikt ich nie przepędza, ale już nikt nie dba o ich zdrowie czy ich
sterylizację. Jedna z karmicielek, tam pracujących pokazała mi zabiedzoną,
mocno zakatarzoną, ledwo oddychającą koteczkę (wtedy jeszcze nie było wiadomo,
czy imię Malusia jest właściwe, ale tak kota nazywała Karmicielka) chorującą od
wiosny i mającą się coraz gorzej. Kotka była do tego stopnia oswojona z
karmicielką, że reagowała na swoje imię i dawała się dotknąć. Nie miałam
wątpliwości, że jeśli ja jej nie pomogę to nikt tego nie zrobi.
I tak Malusia
znalazła się w mojej piwnicy. Stan zdrowia to było jedno, drugie to stan
higieniczny kota. Weterynarz długo zastanawiał się jakie ubarwienie futerka ma
kotka i co wpisać do weterynaryjnego rejestru. Po dłuższych oględzinach
zapisał: „czarno – biała”.
Byłam zdumiona
jakim cudem to zrudziałe, w dredach zalepione brudactwo co cuchnie na odległość
ma czarno – białe futerko???? Mało tego ogonek był niemal łysy i obrzydliwie
oblepiony. Fuuuujjj... L
(Muszę się tutaj
uczciwie przyznać, że na początku brzydziłam się dotykać Malusi, teraz z
przyjemnością głaszczę Ją i biorę na ręce.)
Ale ma czarno –
białe futerko, co dzisiaj już całkiem nieźle widać. Nie jest jeszcze kocią
modelką wybiegową, medialna więc ciągle nie jest, ale trzymając ją w
nieogrzewanej piwnicy nie mogę Jej wykąpać i zrobić z Niej Miss.
Malusia przeszła
sterylizację, leczenie, odpchlenie, odrobaczenie, odwszenie.
Potem znów
leczenie, odrobaczenie, odwszenie i odpchlenie.
Trwało to 6
tygodni.
Dziś można powiedzieć,
że jest zdrową, choć nie młodziutką już (weterynarz określił ją na około 5 lat)
bezzębną i schorowaną koteczką. Niezwykle łagodną i płochliwą.
Nadal mieszka w
nieogrzewanej piwnicy w klatce bytowej.
Czyli niby ma
dobrze, ma jedzenie, dach nad głową ale siedzi zamknięta w więzieniu a może
nawet w karcerze kocim L
Są tylko dwie
możliwości zmiany sytuacji.
Wypuszczę ją w
stare miejsce i prawdopodobnie za jakiś krótki czas znów się rozchoruje (zima w
końcu niestety nadejdzie) i całe 6 tygodniowe leczenie diabli wezmą, albo
znajdzie się dom, który do końca usocjalizuje koteczkę, która z jednej strony
boi się człowieka, ale głaskana mruczy i nadstawia łepek do pieszczot. Wzięta
na ręce sztywnieje, ale wcale nie ma ochoty uciekać. Wspaniała jest!!!
Dlatego mam
wielkie marzenie, największe na świecie:
Aby znalazł się dom tymczasowy czy stały dla tej biednej,
ale wspaniałej koteczki. Aby ten dom miał dość cierpliwości w oswajaniu do
końca Malusi i dał Jej miłość, na którą w pełni zasługuje.
Czy naprawdę marzę o
czymś nierealnym????
Jeśli się spełni będę
niewyobrażalnie szczęśliwym człowiekiem.
Tym kończę 2013 rok i z nadzieją patrzę w Nowy 2014 Rok, życząc Wam wszystkim spełnienia Waszych marzeń!!!