Nie przepadam za ciastem parzonym. Nie lubię ani ptysiów (ptysi? :) na słodko, ani groszku ptysiowego w zupie. Ale dziś rano obudziłam się z ogromną ochotą na eklerki. A że nie lubię gęstych maślanych kremów, jakie z reguły widuje w eklerkach, postanowiłam zrobić coś innego. Padło na przepis z mojego ulubionego ostatnio czasopisma, które sobie nawet z przypływie impulsu zaprenumerowałam i tak co miesiąc leci, bądź płynie, ono do mnie aż z Australii. Mowa oczywiście o Australian Gourmet Traveller.
To najlepsze eklerki jakie kiedykolwiek jadłam mimo, że nie miałam gorzkiej czekolady i polewa wyszła mi nieco zbyt słodka. To ptysie niewielkie, do kawy, a nie cukiernicze potworko-giganty. Polecam je bardzo gorąco. Są proste i szybkie do przygotowania.
EKLERKI Z KREMEM MOCHA To najlepsze eklerki jakie kiedykolwiek jadłam mimo, że nie miałam gorzkiej czekolady i polewa wyszła mi nieco zbyt słodka. To ptysie niewielkie, do kawy, a nie cukiernicze potworko-giganty. Polecam je bardzo gorąco. Są proste i szybkie do przygotowania.
18 sztuk
ciasto
100g masła, w kawałkach
250ml wody
150g mąki pszennej, przesianej
4 jajka, o temperaturze pokojowej
mocha crème pâtissière
260ml mleka
50ml espresso
3 żółtka
100g cukru
20g mąki pszennej
70g mlecznej czekolady, w kawałkach
160ml śmietanki 30%, ubitej
polewa
55g cukru
60g gorzkiej czekolady - u mnie mleczna, ponieważ nie miałam innej :(
80ml wody
Na początku przygotuj krem (można to zrobić kilka godzin wcześniej). Mleko wymieszaj z kawą, zagotuj. Jajka utrzyj z cukrem, na końcu dodaj mąkę. Cały czas ucierając wlewaj gorące mleko. Całość ponownie przełóż do rondelka, w którym gotowało się mleko i gotuj na małym ogniu 3-4 minuty (u mnie nieco dłużej), aż krem zgęstnieje do konsystencji budyniu. Wrzuć czekoladę, całość dokładnie wymieszaj, zdejmij z ognia. Na wierzch kremu połóż folię spożywczą, aby nie powstał kożuch. Gdy krem ostygnie przełóż go do lodówki, a gdy będzie już zimny wmieszaj w niego ubitą śmietanę. Całość umieść w woreczku cukierniczym i pozostaw w lodówce.
Piekarnik rozgrzej do 220 stopni. Blachę wyłóż papierem do pieczenia.
Masło oraz wodę umieść w rondelku, doprowadź do wrzenia i gotuj, aż masło całkowicie rozpuści się. Dodaj mąkę, gotuj na małym ogniu cały czas mieszając drewnianą łyżką, aż ciasto przestanie przylegać do boków rondelka (1-2 minuty). Zdejmij z kuchenki i odstaw na 5 minut. Następnie kolejno dodawaj jajka, dokładnie ucierając ciasto po każdym z nich. Ciasto przełóż do woreczka cukierniczego z tylką 1,5 cm (uda się też przy zwykłym, grubym worku z wyciętą dziurą o tej średnicy :). Na przygotowaną blachę wyciśnij 18 grubych pasków o długości 8 cm (jedna blacha wystarczy, można to zrobić w 3 rzędach po 6 sztuk). Piecz przez 10 minut, po czym zmniejsz temperaturę do 180 stopni i piecz kolejne 20-30 minut, aż eklerki będą złociste i suche. Przełóż na kratkę, ostudź, po czym każde ciasto przekrój na pół za pomocą noża do chleba.
Cukier i 30 ml wody umieść w rondelku o grubym dnie, doprowadź do wrzenia, po czym gotuj na średnim ogniu przez około 10 minut, aż syrop się lekko skarmelizuje (złoty kolor, od czasu do czasu mieszaj). Zdejmij z ognia, dodaj czekoladę i 25ml wody. Wymieszaj, ponownie wstaw na kuchenkę i gotuj ciągle mieszając, aż czekolada i karmel rozpuszczą się i połączą. Ponownie dodaj 25ml wody (glazura będzie wtedy płynna, jeśli chcesz gęstszą pomiń ten krok), wymieszaj. Całość przelej przez metalowe sito do miseczki.
Górną część każdego ciasta zanurz z polewie i odstaw na kratkę na 10-15 minut. Następnie ciastka przełóż kremem i gotowe :).
Te ptysie udało mi się dziś przygotować bez woreczka cukierniczego, którego akurat tutaj na wsi nie mam. Ciasto wyciskałam z grubego worka, a nadzienie nakładałam łyżeczką :). Przygotowanie ciasta parzonego trwa zaledwie kilka minut. Jeśli boicie się eklerek, bo wydają się Wam one skomplikowane i trudne do przygotowania, powinniście spróbować. To nie jest straszne :).
Poza tym moja Róża 30 czerwca skończyła 1 rok. Byliśmy wtedy na Słowacji. Zawsze (podobno od 7 lat!) okolice Bożego Ciała spędzamy całą rodziną w Tatralandii, którą to uważam za wspaniałe miejsce dla dzieci. Dla rodziców już trochę mniej, ale nie to jest najważniejsze. Integrujemy się. I choć nie mieliśmy w tym roku ani jednego dnia pogody lubię tam jeździć. Lubie te rodzinne spędy. W tym roku było nas 12 dorosłych i 9 dzieci. Fajnie. Może za rok będzie nas jeszcze więcej. W każdym razie wiecie, gdzie i kiedy można mnie znaleźć :).
Muszę się przyznać, że dopiero od jakiegoś czasu zaczynam doceniać macierzyństwo. Moje dziecko jest już bardzo interaktywne, rozumie co się do niego mówi, od rana pokazuje cały czas wszystkie sztuczki, jakich zdołało się nauczyć. I choć jest teraz okrutnie męcząca - to typ dziecka, które ani przez chwilę nie usiądzie w miejscu, a teraz chodzi jeszcze za rączki, co oznacza dla mamy pół dnia w skłonie, nie zamieniłabym tego okresu na poprzedni, ten mocno pielęgnacyjny. Paradoksalnie teraz mam do swojego dziecka więcej cierpliwości niż gdy tylko leżało i patrzyło się w sufit :). I będzie pewnie coraz lepiej.
Smacznego!
Muszę się przyznać, że dopiero od jakiegoś czasu zaczynam doceniać macierzyństwo. Moje dziecko jest już bardzo interaktywne, rozumie co się do niego mówi, od rana pokazuje cały czas wszystkie sztuczki, jakich zdołało się nauczyć. I choć jest teraz okrutnie męcząca - to typ dziecka, które ani przez chwilę nie usiądzie w miejscu, a teraz chodzi jeszcze za rączki, co oznacza dla mamy pół dnia w skłonie, nie zamieniłabym tego okresu na poprzedni, ten mocno pielęgnacyjny. Paradoksalnie teraz mam do swojego dziecka więcej cierpliwości niż gdy tylko leżało i patrzyło się w sufit :). I będzie pewnie coraz lepiej.