Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminał. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminał. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 10 sierpnia 2014

Anders De La Motte - [bubble]

7/10

Paranoja i strach Henrika Pettersona narasta. Nie, żeby nie miał ku temu powodów. Po wszystkich przejściach w poprzednich częściach dobrze wiemy jak nieodłączne poczucie bycia obserwowanym i wpadania właściwie w coraz to większe kłopoty zmniejsza pewność siebie naszego bohatera.
Tym razem HP od początku oskarżany jest przez władze o planowanie zamachu terrorystycznego o wielkiej skali na rodzinę królewską. Jego wcześniejsze, udokumentowane przecież filmikami, wystąpienia o wątpliwym charakterze społecznym ewidentnie wskazują jego osobę jako potencjalnego sprawcę zamachu.
Rebecca otrzymuje wiadomość o konieczności płacenia skrytki bankowej, której nigdy nie posiadała. Kiedy, w końcu, udaje jej się dobrać do jej wnętrza, znajduje tam zwitki plików banknotów, fałszywe paszporty jej nieżyjącego ojca i ... broń.

sobota, 9 sierpnia 2014

Anders De La Motte - [buzz]

7/10

Po opróżnieniu konta Gry, Henrik spędza beztroskie dni na Dalekim Wschodzie. Robi wszystko to, c robić lubi, czyli pali, pije i przebiera w chętnych kobietach. Do czasu. Do czasy aż zostaje posądzony o okrutne zabójstwo jednej z nich.
W tym samym czasie Rebecca, jak szef grupy operacyjnej, zostaje posądzona o błąd w trakcie akcji. To kończy się zawieszeniem w pracy oraz wszczęciem postępowania karnego w biurze wewnętrznym.
Na rodzeństwo spadają wszystkie katastrofy jakie mogą spaść na zwykłego, przeciętnego śmiertelnika. Pech, który się do nich przykleił rozciąga swoje macki również na ich życie prywatne, które pozostawia wiele do życzenia.
Czy uda im się wydostać z kłopotów, w które sami wpędzili się swoimi nieprzemyślanymi decyzjami?
Czy może znów ktoś sobie z nimi brzydko pogrywa?

czwartek, 7 sierpnia 2014

Anders De La Motte - [geim]

7/10

Henrik Petterson, bezrobotny, leniwy choć inteligentny próżniak pewnego dnia po jakiejś bliżej nieokreślonej balandze wraca do domu, kiedy zauważa, że facet, który właśnie wysiadł zostawił na siedzeniu komórkę. Ładna, ciekawa, inna. Nagle ekran rozjaśnia się słowami zachęcającymi Henka do gry: 'To jak HP, wchodzisz w to?' W momencie kiedy z pomysłu opylenia gdzieś świeżo pozyskanego gadżetu, wpada na pomysł wciśnięcia 'TAK' jego życie zmienia się w buzujące czystą adrenaliną wątpliwego pochodzenia 'przygody'.
Jak daleko posunie się Henrik znudzony życiem, żeby osiągnąć szczyty popularności, a lista komentarzy jego fanów przekroczy liczbę dwucyfrową?
Kto i czym zapłaci za jego zabawę, a historie rodem wyjęte z kiepskiego kryminału spiskowego przez niego powtarzane potraktuje na tyle poważnie, żeby uratować jego leniwy tyłek z opresji?

niedziela, 27 kwietnia 2014

Janet Evanovich - Wytropić Milion, Seven up, Ósemka wygrywa

Moim marzeniem było, żeby mnie ugryzł radioaktywny pająk, jak Spidermana, bo wtedy będę umiała latać. Ale oczekiwano ode mnie małżeństwa. Zrobiłam co mogłam, by spełnić te oczekiwania, ale nie wyszło. Chyba byłam głupia.


 6/10

Ja czytałam, jak widać w tytule posta, 'Wytropić Milion' tu wydanie "Po szóste nie odpuszczaj".

Ty razem w opałach jest nie tylko Stephanie, ale najwidoczniej kolega po fachu Komandos - Czarodziej, wysportowany Latynos o pięknym tyłku. Kamery zarejestrowały go wychodzącego z budynku, w którym zabito i spalono syna mafioza zajmującego się handlem bronią.
Już widać, że to nie będzie łatwe zadanie, a Stephanie chce go znaleźć, bardzo chce, choć zaginiony Komandos równa się tyle, co ukrywający się Batman - jakie są szanse znalezienia? Żadne. 
Sprawa, a właściwie związek przerywany z Morellim co raz to nabiera to traci rumieńców, aż w końcu przyłapuje ich Babcia Bella, a że oboje obawiają się jej 'rzuconego oka', to przez przypadek się jakby pół-legalizują, ale to oczywiście wszystko wielka ściema, bo kto wytrzymałby z kobietą, która mając w torebce broń rzuca nią w napastnika celem wystraszenia go, w końcu, jakby dostał kolbą to może by go choć ogłuszyła, a z drugiej strony, kto chciałby być z facetem, który wciąż chce, żeby zmieniła pracę.
W dodatku koleżanka Stephanie,Carol, ciągle chce się rzucać z mostu i trzeba ją zbierać.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Janet Evanovich - Przybić Piątkę

6/10

Tak miałam wziąć się za odświeżanie, ale, oczywiście, 'zły los' zechciał inaczej. A mianowicie spoglądając na półkę uświadomiłam sobie, że w natłoku super-ciekawych książek zagubiła mi się seria o Stephanie Plum, którą już dawno pożyczyłam od koleżanki i na początek trzeba wziąć się za literaturę nie swoją :)

Ginie wujek Fred. Zupełnie bez śladu. Ale na co komu taki wujek? Grubo po siedemdziesiątce typowy stary pryk i zrzęda w dodatku skąpy jak wiejski wikary. Niemniej rodzina to rodzina, a krew nie woda. Do kogo ma zwrócić się nie całkiem szlochająca po zagubionym mężu ciocia Mabel jak nie do wspaniałej łowczyni nagród Stephanie?
Stephanie, jak można śmiało przypuszczać, wplątuje się w niezłą iście śmietnikową kabałę, w dodatku potrzebuje wystrzałowej kiecki na wielkie włoskie wesele, a przecież towarzyszyć będzie nie byle komu, a samemu Joe'mu Morelliemu, z którym i tak już nie jest, ale niech się napatrzy. Przy okazji trzeba ukryć karła i skasować jakieś rasowe super-bryki w dodatku nie koniecznie własne. Witamy w świecie Stephanie Plum.

wtorek, 4 marca 2014

Rosamund Lupton - Siostra

5-6/10

Może strach i przerażenie, raz przeżyte, zakorzeniają się w człowieku nawet wtedy, gdy przyczyna już znika. Zastawiają za sobą senny horror, który zbyt łatwo trafia do świadomości.

Arabella Beatrice Hemming jest poukładaną zamkniętą w markowych ciuchach i życiu korporacyjnym Brytyjką mieszkającą i wiodącą swoje spokojne życie w Nowym Yorku. Kontakty z rodziną są sporadyczne, oprócz związku z siostrą, który jest równie bliski i częsty, jakby nie dzieliły ich kontynenty. Kiedy pewnego dnia dzwoni jej mama z wiadomością, że zaginęła jej siostra. Beatrice natychmiast wyrusza do Londynu. Niestety okazuje się, że po urodzeniu martwego dziecka jej siostra popełniła samobójstwo, a ciało znaleziono w parkowym szalecie.
Beatrice Hemming nie może tego zrozumieć, ani tym bardziej uwierzyć. Znała swoją młodszą siostrę jak nikogo innego i wiedziała, że nie ma nikogo, kto bardziej niż Tess szanowałaby własne życie, nawet w obliczu tak wielkiej tragedii. Stawia wszystko na jedną kartę, nawet swój własny związek, żeby dowieść prawdy, w którą, jak wszystko wskazuje, wierzy tylko ona sama.

czwartek, 27 lutego 2014

Zygmunt Miłoszewski - Uwikłanie

7/10

Nie można być nieuwikłanym.

To mój pierwszy raz z prokuratorem Teodorem Szackim i nader udany. Z Zygmuntem Miłoszewskim miałam już do czynienia wcześniej i było to czynienie całkiem przyjemne.

Prokuratora Teodora Szackiego jednym porannym telefonem z policji wyrwano z prawie sielankowej niedzielnej codzienności domu rodzinnego. Oczywiście, jak można zakładać większość porannych telefonów w ten dzień tygodnia jest raczej zapowiedzią niezbyt przyjemnych przyszłych momentów.

Prokurator usiłuje rozplątać totalnie zagmatwaną zagadkę morderstwa pewnego biznesmena, które miało miejsce podczas grupowej terapii psychologicznej dla ludzi z problemami, czy nawet w depresji. Śledztwo okazuje się horrendalnie trudne, brak motywów, potencjalnych prawdopodobnych sprawców, nie ma niczego, o Szacki co mógłby zahaczyć, żeby chociaż zacząć. Potem, jak się wydaje, jest już tylko równia pochyła. Zapętlenie niepowiązanych osób, jakieś dziwne daty, liczby, powrót do czasów nastoletnich ofiary i ten pozorny brak sensu w tym wszystkim.

Głęboka więź i ból należą do siebie.

sobota, 8 lutego 2014

Simon Beckett - Chemia Śmierci

7/10

Muchy składają jaja, z jaj wylęgają się larwy. Larwy zjadają bogatą w składniki pokarmowe pożywkę, następnie migrują. Opuszczają ciało w składnym szyku, w zwartym pochodzie, który podąża na południe. Czasem na południowy wschód, lub południowy zachód, ale nigdy na północ. Nikt nie wie dlaczego.

Antropolog sądowy David Hunter po stracie żony i córki pragnie uciec jak najdalej od brutalnych śmierci i krzyku wielkiego miasta. W taki sposób trafia, poprzez ogłoszenie w gazecie do małego zakątka Manham jako współpracownik miejscowego lekarza. Pomimo już kilku lat mieszkania w mieścince, lokalna społeczność nadal traktuje go jak 'tego nowego'. Niemniej poznaje kilku ludzi bliżej i zaczyna wsiąkać w rytm i sposób życia Manham, po to, by za chwilę stanąć oko w oko z kolejnym bezsensownym i wstrząsającym morderstwem. Początkowo bardzo opornie, później trochę mniej, postanawia pomóc policji w rozwiązaniu tej brutalnej zagadki trupa.

Trudno jest wyzbyć się strachu, kiedy już się zagnieździ.

Do książki przede wszystkim przyciągnęły mnie wysokie noty na LC i z chęcią zasiadłam do czytania. W zeszłym roku przeczytałam Sztywniaka - Mary Roach, opowieść o śmierci i zwłokach w różnorodnym kontekście medycznym poprzez wieki, tu czytając, że w książce bierze udział antropolog sądowy podwójnie mnie zaciekawiło. Książka nie jest tylko zwykłym kryminałem, czy thrillerem, jest też 'wsteczną' opowieścią martwych ciał. One po śmierci noszą w sobie historię tego, co przydarzyło im się za życia jakby nie chciały dopuścić, żeby zwyrodnialcowi, który zanadto skrócił życie niewinnych ofiar. Ta opowieść ciał jest jakby innym wymiarem książki. Obserwujemy lekarza sądowego przy pracy ciężkiej mozolnej, nieprzyjemnej, a tak bardzo potrzebnej.

Sama książka, poza tym, że jest całkiem dobrą opowieścią kryminalną z dość brutalnymi morderstwami w tle, nie jest, z drugiej strony, jakąś straszną, czy budzącą grozę książką. Wszystko jest podane czytelnikowi na dość przystępnym poziomie. Nie ma tu nadmiaru gwałtownych ruchów w ciszy, czy innych zrywających nas w strachu z krzesła wydarzeń. Przy całej brutalności morderstw i, z pewnością, ogromnych cierpieniach ofiar, Simon Beckett oszczędził czytelnikom wstrząsających opisów tych niewątpliwie sadystycznych czynności mordercy na żywej jeszcze ofierze. Jak napisałam wcześniej tu historię opowiadają znalezione już ciała. Chciałam też od razu dodać, że zupełnie nie obniża to wartości książki, wręcz przeciwnie, nie jesteśmy narażeni na barbarzyńskie opisy zabijania, a opowieści 'wsteczne' blokują jakby naszą psychikę przed horrorem śmierci z niepowołanych rąk.

Choć bardziej nastawiałam się w książce na pracę antropologa sądowego, nie ma jej aż tak wiele, ale rozumiem, że to nie podręcznik dla przyszłych lekarzy sądowych, więc nie miałam w związku z tym jakiegoś dużego rozczarowania. Fabuła książki rozgrywa się ciekawie, ale udało mi się przewidzieć po części jej wynik i dlatego, że był to tylko częściowy traf, książka nadal pozostaje odpowiednio tajemniczą do samego końca. Autor używa przyjemnego języka, całość łatwo się czyta i stosunkowo szybko. Przekonująco przedstawia postaci, a w szczególności bardzo dobrze wgryza się w małomiasteczkową psychologię społeczeństwa. Tu bardzo wyraźnie widać, że "małe miasteczko rodzi małe umysły" i żeby nikt nie poczuł się urażony, nie chodzi tu bynajmniej o inteligencję, czy jej brak, a raczej o trzymanie tajemnic okolicy, zamknięcie swoich kręgów dla ludzi z zewnątrz i wszelkie tego typu kościotrupy w szafie.

Dobrze napisana książka i zapewne przeczytam kolejną z tego cyklu.


Książka bierze udział w wyzwaniach: CZYTAM KRYMINAŁY
 oraz HISTORIA Z TRUPEM




niedziela, 12 stycznia 2014

Jan Siwmir - Żabeł Trojański

6/10

Żabeł po raz kolejny obserwował znane z własnego podwórka: ignorancję, marnotrawstwo ludzkich zdolności i brak przewidywania.

Moje spotkanie z panem Janem Siwmirem było jednym z najzwyklejszych przypadków jakie chadzają po ulicach stadami. Pewnego wieczoru nie mogąc się zdecydować na przeczytanie jakiejś konkretnej książki z półki ze specjalnie przeze mnie samą wybranych książek z biblioteki do przeczytania ostępy internetu zaniosły mnie do sklepu jednej z bardziej znanych księgarni. Przeglądając tam półki z przecenionymi tomami, trafiłam na Żabła trojańskiego cena widniejąca pod tytułem była bardzo atrakcyjnie niska jak na książkę, a do kupna przekonywał drobny napis 'wysyłamy natychmiast', co w przypadku e-booka oznaczało, że właściwie zaraz będę go mieć u siebie. Szukałam na LC jakiejś recenzji, ale nie za wiele znalazłam. I tak jakoś samo się kliknęło to 'do koszyka'.

Najprawdopodobniej zaginieni boją się wrócić do kraju, bo wstydzą się swojej porażki tutaj. Porozmawiasz z pracownikami z Polski, to sam zobaczysz. Kult macho, kult sukcesu. Nie dojadają, zapieprzają po szesnaście godzin na dobę, albo więcej, byle tylko w glorii wrócić do kraju.

Tak Jan Siwmir napisał książkę o Polakach na dorobku w Wielkiej Brytanii i choć nie o tym jest ta książka, chwali się podejście rzeczowe, konkretne. Opisy pracy na obczyźnie nie są ani przerysowane, ani upiększone. Jak ktoś ma przysłowiowego farta - to świetnie, jeśli nie - to biednemu wiatr w oczy. Cała rzeczywistość. Może niektórym otworzyć oczy na to co się tam w tej całej Anglii wyprawia, bo przecież tyle pieniędzy koledzy zarabiają, że hej, z sześć tysięcy lekką ręką, bez języka, bez doświadczenia, panie.

Ale praca na obczyźnie to tylko tło do książki. Autor podzielił książkę na 3 części. Pierwsza to taki krótki kryminalny wstęp na naszych własnych polskich Mazurach. Bardzo krótki. Rzecz o wyprawie amatorskiego koła poetyckiego z Walii na polskie tereny dziewicze celem pogłębienia wenotwórczości.

Stan na pewno jest niewinny - wtrąciła Gina. - Mój pokój sąsiaduje z jego, a gospodarz zbudował ściany oszczędnie. Wiem stąd, że Stan, kiedy pisze, to sobie podśpiewuje. Raz lepiej, raz gorzej, ale w sumie makabrycznie.
 
 Potem mamy główną część książki - motyw ginących bez wieści Polaków pracujących w Walii i właściwie tego właśnie wątku dotyczy opowieść. Szukanie tropów, domysły, cała kryminalno-detektywistyczna otoczka w toczącym się codziennymi rozterkami życiu świeżego emigranta.

- Myślisz, że to, co jemy, to na pewno zwierzak?
- Mnie tam wszystko jedno. Obrzydliwy nie jestem - Michał wzruszył ramionami.

Część trzecia, jako ostatnia pełni oczywistą rolę zakończenia całej tej grubymi nićmi szytej intrygi.

Na początku każdej z części, autor przedstawia osoby biorące udział w tejże, opisując je krótkimi trafnymi notkami, choć, przyznam, że czytałam ten spis osób tylko na początku, bo potem i tak poznajemy te postaci, a jakoś pamiętać kto tam będzie później, to po jaki gwint kiedy i tak się dowiem.

Ogólnie książka jest napisana bardzo ... hm fajnie, to z braku lepszego słowa do określenia całości. Język jest lekki, płynny, brak zbędnych wulgaryzmów :) Dialogi naturalne, nie jakieś ą, ę, tylko dokładnie takie jakich spodziewalibyśmy się, po zastanym towarzystwie. Postaci, może nie są głębokimi psychologicznymi analizami, ale przecież to nie dzieła freudowskie, tylko rozrywka na wieczór płaczący za oknem. I czego możecie się domyślić, z niektórych z zamieszczonych cytatów, książka wręcz obfituje w humor - dobry humor. Przy każdej trudniejszej chwili, ktoś, jakaś osoba palnie coś takiego, że w końcu nie da się nie wybuchnąć śmiechem, lub choćby uśmiechnąć pod nosem i to, proszę Was, jest największym atutem tej pozycji.

Jedno, co właściwie mogłabym zarzucić autorowi to brak jednego stylu, bo do końca, w niektórych momentach książki nie wiadomo czy czytamy fakty z życia na obczyźnie w typie 'jak poradzić sobie na wyspach kiedy nie znasz angielskiego', czy to powieść kryminalna wielowątkowa, czy częściowo fantastyczna z elementami wizjonerskimi. Wizjonerskimi w sensie nie twórczego dzieła a krótką wizją przyszłości na starym celtyckim ołtarzu. i to właściwie tyle jeśli chodzi  konkretny negatyw.

Książkę czyta się szybko, łatwo, miło, nawet przy swojej niespójności, choć miejscami chciałby się powiedzieć: 'hej hej, ale o co chodzi, a co w ogóle z tym...?'
Miły, nieskomplikowany, prosty relaks z rodzaju Joanny Chmielewskiej.




Książka bierze udział w wyzwaniu: CZYTAMY KRYMINAŁY


środa, 1 stycznia 2014

Zygmunt Miłoszewski - Bezcenny

7/10

Życie to autostrada. A my prujemy pod prąd, oczy mamy zawiązane, ręce przykute do kierownicy, cegłę na pedale gazu. Jakkolwiek by się człowiek nie starał, jak nie manewrował, to i tak w coś uderzy. Pytanie tylko, czy w łagodzącą uderzenie barierkę, w mini coopera, cz w wyładowanego balami drewna osiemnastokołowca.

Czworo, zupełnie nieprzypadkowych, nie do końca zaprzyjaźnionych ludzi - wojskowy, marszand, urzędniczka państwowa i arystokratyczna złodziejka - ludzie, którzy mają odzyskać skarb narodowy w sposób nie koniecznie legalny, a właściwie nielegalny jak cholera i to wszystko nie na terenie nawet własnego kraju. Ale, ale. Mają odzyskać coś dawno zagubionego, czy raczej wpaść próbując odzyskać coś, czego nigdy nie było?

Jest to moje drugie spotkanie z Zygmuntem Miłoszewskim i obiektywnie trzeba przyznać, że całkiem udane. Bezcenny to thriller, kryminał, czy książka akcji na całkiem przyzwoitym, choć trochę sztampowym poziomie. Oczywiście gdyby nie Dan Brown i wszelkie jego Kody i inne książki  sztuce, byłaby to pozycja całkiem fantazyjna i tchnąca nowością, a tak stanowi po prostu kolejną wariację na temat. Pomimo tego pan Miłoszewski sprawia, że czas spędzony z Bezcennym nie jest czasem zmarnowanym. Książkę charakteryzuje to wszystko, co tego typu książkę powinno - wartka akcja, ciekawe postacie, choć nie jakieś subtelnie przygotowane rysy charakterologiczne, fajne, nienarzucające się dialogi. Na duży plus muszę tu dodać, że jest to książka o Polsce i polskiej historii sztuki. Większość tej szybkiej akcji toczy się na naszych terenach, szczególnie w naszych pięknych górach. Postaci dadzą się lubić, ze swoimi polskimi fochami, naburmuszeniem, lekkim czasami zacofaniem w sprawach różnych. Arystokratyczna złodziejka - Szwedka, jest intrygującym ogniwem spajającym te nasze husarskie wizje i zapędy do świata przyziemnego, a z drugiej strony przyganiająca naszym zabobonnym często, czy zaściankowym ograniczeniom w sprawach innych.
Jak już wspomniałam książkę czyta się lekko, szybko i przyjemnie. Byłby z tego niezły film gdyby wypuszczałoby go kino amerykańskie. Szpiedzy, dzieła sztuki, a wszystko osnute na tajemnicy dóbr narodowych z czasów drugiej wojny światowej.

Książka też ma swoje minusy, a jakże. Przede wszystkim jest kolejnym wcieleniem tematów powielanych setki razy. Po drugie zakończenie, jak na te wszystkie polskie warunki jest dość mocno wydumane, zresztą cały ten ogólny antyamerykański motyw jest taki zupełnie nad wyraz. Pomimo interesujących w ogólnym zarysie postaci, częściowo nie pasowały mi wypowiedzi. Jakby bezmyślne bluzgi z ust iście arystokratycznej Szwedki. Poza tym trochę zbyt dużo ludzi - bohaterów i ogólny tłok w tym wszystkim. Zbyt spektakularna zdrada i zbyt spektakularne odkupienie, czyli wszystko takie trochę na wyrost, na modłę literatury amerykańskiej, choć w miarę przyjemnym stylu.

Powieść ogólnie bardzo odprężająca, bez górnolotnych zachwytów, taka przygoda kryminalna z pogranicza Indiany Jonesa. Miło się czyta, choć nie zapamięta na długo.

 Ból po stracie jest jak kombinezon z cierni. Na początku nie wiemy, o co chodzi, miotamy się na wszystkie strony, sprawiając, że kolce rozrywają skórę i całe ciało spływa krwią. Składamy się jedynie z cierpienia. Potem uczymy się, że miotanie nie ma sensu. Trwamy w bezruchu, rany zaczynają się zasklepiać, a my powtarzamy sobie, że dojdziemy do siebie. W końcu trzeba się ruszyć i wtedy uświadamiamy sobie, że kombinezon zostanie z nami na zawsze, a nasza skóra jest pokryta różowymi, delikatnymi bliznami, gotowymi otworzyć się, boleć i krwawić przy najmniejszym ruchu. Nie da się w kombinezonie żyć tak jak przedtem. Nie da się w nim zapomnieć o bólu i żyć normalnie.


Książka przeczytana w wyzwaniu: CZYTAJMY KRYMINAŁY  

czwartek, 12 grudnia 2013

John Grisham - Więzienny prawnik

6/10


Treścią naszych spotkań jest często nie to, co mówimy, ale to, co przemilczamy.

Aż tak strasznie proszę się nie sugerować punktacją, ponieważ na pomniejszoną jej wartość wpływa kilka drobiazgów. Przede wszystkim kryminał tego typu nie jest moim ulubionym gatunkiem, stanowczo wolę kryminały takie okraszone gęstą zawiesiną humoru jak na przykład u Janet Evanovich. Po drugie moje ulubienie dla ciężkich, krwawych i mrocznych dzieł także rzutuje na odbiór względnie czystego i delikatnego dzieła sądowniczego, no i po ostatnie, nie do końca też przekonują mnie zwykłe filmy akcji, po których koniec jest piękny i romantyczny. No może trochę przesadziłam z tym romantyzmem, a w Ameryce koniec musi być taki, a nie inny, bo to Ameryka właśnie.

John Grisham w Więziennym prawniku przedstawia historię odsiadującego niesłuszny wyrok prawnika, który, przy okazji, przysługuje się współwięźniom udzielając im pomocy, wsparcia i porad prawnych. W połowie swojego wyroku odnajduje możliwość własnego zwolnienia z więzienia. Na podstawie udzielenia informacji o podejrzanym biorącym udział w innym przestępstwie może uzyskać oczyszczenie się z wyroku i jeszcze zażądać udziału w ochronie świadków. FBI przystaje na taki układ i Malcolm Bannister rozpoczyna nowe życie, a w nim realizuje swój śmiały wewnętrzny plan.
Na pewno zaletą tej historii jest stosunkowa niepewność pod tytułem: 'ale o co, kurczę, tu chodzi tak na serio?' Bo właściwie na tym chyba powinny polegać kryminały.
Niestety w pewnym momencie książka staje się dla mnie trochę jakby chaotyczna i wszystkie ruchy jakby takie na oślep, i pomimo tego, że pięknie składają się na końcu, dla mnie książka przedstawia się jako zbyt wydumana i przez to nie do końca realistyczna.

Na plus mogę powiedzieć, że autor ma bardzo dobry styl pisania. Opowieść toczy się gładko i szybko. Pomimo swoich prawie 500 stron przeczytałam ją raptem w dwa wieczory. Język jest przyjemny, nie wulgarny, opisy, nawet sądowniczo-adwokackie, lekkie i czyta się je bez problemu nudnych żargonowych wypowiedzi.
Jeśli nie lubicie zbyt krwawych dzieł, z pewnością się wam spodoba. To taka książka, którą łatwo można zamknąć w fajnym 1,5 godzinnym filmie akcji.



Książka bierze udział w wyzwaniu: ZACZNIJ CZYTAĆ KRYMINAŁY.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Leonie Swann - Sprawiedliwość owiec

5/10


Spacerując dość bezrozumnie po bibliotece, rzuciła mi się w oczy pewna ładna przyciągająca oczy okładka. Wyciągnęłam do niej rękę i książka, która się wysunęła to był Tryumf owiec. Tytuł mnie zafascynował. Pomyślałam sobie - Muszę ją przeczytać. Ale okazało się, że to drugi tom Sprawiedliwości owiec. Jakoś nie do końca byłam przekonana co do Sprawiedliwości, no ale skoro to pierwsza część, to trzeba przeczytać najpierw.

Sprawiedliwość owiec jest kryminalną historią opowiedzianą przez owce. A dlaczego owce? Ponieważ trupem okazuje się ich pasterz, a ponieważ pasterz był pasterzem dobrym, to jego stado nie mogło zostawić go bez sprawiedliwości. Jak w ogóle doszło do tego, że owce były przekonane o nienaturalności końca żywota swojego pasterza George'a?

- Jeszcze wczoraj był zdrowy - powiedziała Matylda, nerwowo strzygąc uszami.
- To nie ma nic do rzeczy - zauważył Sir Ritchfield, najstarszy tryk w stadzie. - Nie umarł na chorobę. Szpadel to nie choroba.

I tak stado zdecydowało powziąć odpowiednie kroki do rozwiązanie tej zagadkowej i śmiertelnej zagadki.

Myślę, że przede wszystkim sięgnęłam po tę książkę z sentymentu, a sentymentem była przeczytana przeze mnie historia we wczesnej młodości, historia kryminalna. Była to książka Detektyw Nosek i porywacze autorstwa Mariana Orłonia. Była to moja pierwsza powieść kryminalna i tak zapadła mi w pamięć, że tytuł pamiętam do dziś bez zmrużenia okiem. Nie pamiętam o czym była oprócz tego, że o porwaniu i psiaku, ale to wystarczy, żeby, widząc książkę z owcami w tytule, chcieć po ni ą sięgnąć. Ponadto na tylnej okładce napisano bardzo pochlebną opinię, a nawet przyrównano książkę do Folwarku Zwierzęcego, tyle, że koło Folwarku to może ona tylko stała. 
W Sprawiedliwości owiec stanowczo brakuje mi tej szeroko reklamowanej filozofii książki, jakoś nie mogłam jej za bardzo odnaleźć pomiędzy przeżuwaniem trawy a podsłuchiwaniem ludzi. Trzeba, oczywiście, oddać sprawiedliwość autorce Leonie Swann, że pomysł naprawdę przedni, intryga kryminalna interesująca, a rozwiązanie dość zaskakujące. Język jest przyjemny, dużo opisów natury, jako, że jednak to owce nam historię plotą, to można przypuszczać, że sporo opisów łąk, ale nie tylko. 

Pomimo wszystko nie jest to zła książka, nie najlepsza, ale można poświęcić dwa popołudnia na relaks na irlandzkich łąkach.


Książka bierze udział w wyzwaniu: ZACZNIJ CZYTAĆ KRYMINAŁY.

środa, 4 grudnia 2013

Janet Evanovich - Po czwarte dla grzechu


  7,5/10


Jak widać na załączonych obrazkach książka występuje pod dwoma niezależnymi tytułami. Nawet o tym nie wiedziałam dopóki nie skończyłam czytać i chcąc napisać recenzję chciałam ją, jak zwykle, opieczętować odpowiednim obrazkiem okładki. Ja czytałam tę część pod tytułem z pierwszej okładki i taką też pozostawiam w tytule posta, a obie z pewnością są o tym samym, ponieważ przed zamieszczeniem dokładnie sprawdziłam. No cóż kwestia tłumacza, wydania, mody i chwytliwości danych czasów :)


Stephanie Plum, oczywiści jak poprzednio, otrzymuje zadanie, choć tym razem wydawałoby się, na miarę swoich możliwości. Ma złapać młodą kobietę, która ukradła samochód swojego chłopaka, po czym on doniósł na nią na policję, za kaucją wpłaconą przez szefa Stephanie nie zagrzała miejsca w więzieniu, ale też Maxim - owa kobieta, nie stawiła się na rozprawie sądowej. Chciałoby się powiedzieć, że to będzie miła i szybka akcja i łatwo zdobyte pieniądze na czynsz, ale cóż, niestety, łatwo nie będzie. Znajdziemy się w towarzystwie drag queen, obciętych palców i wysadzonych w powietrze samochodów. Nie raz natkniemy się na pół ubranych, lub nieubranych ludzi, Ku pełnemu zadowoleniu babci Mazurowej i tu mały cytacik:

Rodzice mieszkają w wąskim bliźniaku na wąskiej działce przy wąskiej ulicy w mieszkalnej części Trenton, zwanej tu Miasteczkiem. Matka czekała na mnie w drzwiach.
- Coś ty na siebie włożyła? - spytała bez wstępów. - Jesteś prawie goła! Jak tak można?
- To sweter Gromów - wyjaśniłam. - Kibicuję miejscowej drużynie.
Babcie Mazurowa wyjrzała zza pleców mojej matki. Wprowadziła się do moich rodziców wkrótce po tym, jak Dziadek udał się na spotkanie z Elvisem. Babcia uważa, że jest w wieku, który wyklucza konwenanse. Ojciec sądzi, że jest to wiek wykluczający dalsze życie.
- Chcę mieć taki sweter - oznajmiła. - Zakładam się, że mężczyźni by za mną latali, gdybym ubrała się w coś takiego.
- Zwłaszcza Stiva - mruknął ojciec z salonu, zasłonięty gazetą. - Przedsiębiorca pogrzebowy. Z taśmą mierniczą.

Jak widać czarny humor w książce nadal obowiązuje i jest jej nieodłącznym elementem, jeśli nie jej wartością główną. Strasznie polubiłam postaci z sagi kryminalnej Janet Evanovich. Są to normalni ludzie ze swoimi troskami,  natręctwami, zabobonami, ale także ze wspaniałym humorek, czasami mrukliwym, czarnym, a czasami totalnie absurdalnym.
Książka nie jest może arcydziełem literacko-kryminalnym, ale jest wspaniała lekturą dającą wytchnienie, zabawę i odprężenie.

Na koniec muszę wtrącić, że Morelli i Stephanie zostaną zmuszeni przez los do zamieszkania razem. I przy okazji dodam cytat z poranka kobiecego na dowód, że nam - kobietom zdarza się różnie wyglądać po przebudzeniu.

Wzięłam prysznic, ubrałam się i poszłam do kuchni. Nigdy jeszcze nie widziałam Morellego tuż po wstaniu z łóżka. Nie wiem czego się spodziewałam, ale z pewnością nie zarośniętego zwierza w rozciągniętym podkoszulku i pomiętych szortach. Morelli miał na twarzy czarną szczecinę, a w dodatku nie uczesał włosów, którym od wielu tygodni przydałoby się obcięcie.

 

Książka bierze udział w wyzwaniu: ZACZNIJ CZYTAĆ KRYMINAŁY!

niedziela, 17 listopada 2013

Janet Evanovich - Po trzecie dla draki.

6/10



Kolejna przygoda kryminalna Stephanie Plum za mną.
Ta przypadła mi do gustu trochę mniej niż poprzednie, a głównym powodem jest nikła obecność babci Mazurowej, w której zdążyłam się bez pardonu zadurzyć.
Tym razem nieroztropna łowczyni zbiegów ma za zadanie znaleźć Mosesa Bedemiera, niejakiego wujka Mo, a ponieważ miasteczko, w którym Stephanie się obraca jest niewielkie, to oczywiście wujek Mo okazuje się jedną z niewielu osób, które 'muchy nawet by nie tknęły', więc nic dziwnego, że mało kto chce ze Stephanie współpracować we względzie odnalezienia spokojnego, samotnego i poważanego starszego mężczyznę sprzedającego cukierki i największe lody w okolicy.
Niestety nie wszystko jest w życiu łatwe i przyjemne, proste i niekłopotliwe. Powoli zaczynają ginąć ludzie, bardzo konkretni ludzie - handlarze narkotyków. Stephanie zostaje poddana groźbom, przypalana papierosem i w dodatku gdzieś po drodze kończy z pomarańczowymi włosami. Niemniej w tej właśnie części poznajemy wreszcie pełną filozofię łowczyni nagród, kiedy gdzieś śledząc, a właściwie podglądając z koleżanką Morelliego, wygłasza takie oto zdanie:

- Kobieta nigdy nie jest za stara, żeby zrobić z siebie idiotkę. To taki sam przywilej jak równość płci.

Mogę też zdradzić, że stosunki Stephanie z Morellim jakby się jakoś tak zagęszczają ;)


Jeszcze chciałam dodać, że tytuł trzeciego tomu z obrazka nie do końca zgadza się z moim tytułem książki. Ja czytałam trzecią część jeszcze po tytułem: Po trzecie dla draki.

sobota, 9 listopada 2013

Mons Kallentoft - Ofiara w środku zimy

7/10






Tradycyjnie zdając się w tym przypadku całkowicie na gust p. Kasi przyjęłam pod swój skromny dach wyżej wymienioną książkę.
Jeśli chodzi o kryminały, no cóż, któż z nas nie czytał jakiegoś w różnych etapach w swoim życiu, ja począwszy od Agathy Ch., poprzez takie nazwiska jak Coben, Koontz (w wydaniu kryminalnym tutaj wspominam), Kava, czy Barton, przeszłam przez mnóstwo interesujących bądź mniej zagadek ze śmiercią w tle. Nie będę tu pisać, że jest to mój ulubiony gatunek prozy ‚lekkiej’, bo i nie jest. Natomiast nie będę się też krygować mówiąc, że lubię li tylko książki ciekawe i głębokie. Kryminały lubię, żeby była jasność. Fakt, że często po 2-3 tygodniach nie mogę o nich powiedzieć w zasadzie nic więcej ponad to, że miło się czytało, wciągająca treść, ładny język, ale generalnie nie pamiętam o czym była. Tak to niestety z kryminałami u mnie bywa. Jest to czysta i przyjemna rozrywka wśród często mocno pracowitego tygodnia pracy, nie do myślenia, nie do zapamiętania, a do zwykłego ludzkiego relaksu. Zresztą, jak większość z Was pewnie wie, kryminały w zasadzie są takie same, o tym samym.
I tak pewnego dnia prosząc moją p. Kasię o książkę do relaksu miłą i tym razem nie śmieszną, a raczej krwawą, otrzymałam Ofiarę.
Nie ukrywam, że z pewnym poczuciem dystansu sięgnęłam po książkę p. Kallentofta określoną przez moje biblioteczne guru kryminałem zgoła ‚innym’. A inny był jej zdaniem dlatego, że zacytuję: ‚zmarli tu mówią’.
Szczerze mówiąc, nie wiem, czy bardziej mnie to, hmmm, przeraziło, odpędziło, czy zaciekawiło, ale książkę przyjęłam i nawet postanowiłam zacząć ją czytać tego samego dnia po powrocie do domu.
Malin, Tove, Zeke, Jane, Karim, Kalim – jedni z wielu postaci w książce, że tak siebie zacytuję: „Jeezuz, któro to chłopie, a któro i nie???’ Takie było moje pierwsze odczucie po niewielu przeczytanych stronicach. Te totalnie egzotycznie brzmiące imiona, których rodzaju dopasować nijak nie potrafiłam, zamotały mi w głowie kompletnie. Drugą myślą było, że nie dam rady przeczytać książki, bo nie ogarnę tych imion. Odłożyłam książkę na stoliczek i poszłam do kuchni przyrządzić sobie kupioną w celu spożycia przy czytaniu gorącą herbatkę, a, jak wiadomo, dobry i ciepły napitek rozwiewa zagmatwanie myślowe. Przygotowując ją biłam się z myślami, czy aby na pewno ciągnąć czytanie dalej, czyż może przerzucić się na inne dobro czytelnicze przyniesione równolegle z Ofiarą do domu. Na niezbyt dalekiej i wyczerpującej trasie powrotnej kuchnia-pokój postanowiłam dać Ofierze jeszcze pół godziny szansy. No tak Zeke to mężczyzna, Tove- kobieta, Jane -mężczyzna, a Malin kobieta i tak dalej. Rozróżniając już poniekąd płać moich ‚bohaterów’ pomyślałam, że jeszcze kilka stron pociągnę. No i co tu dużo mówić pociągnęłam te strony aż do ostatniej.
Książka, po trudnościach z przyswojeniem przynależności postaci do imion, odbiła mi się w duchu szerokim echem. Jest zdecydowanie ‚inna’. Mroczna, ciężka, wciągająca, przytłumiona i ziiiimna. Tyle chłodu nie czułam w żadnej książce. Cokolwiek może Wam się wydawać po przymiotnikach, które tu wypisałam, proszę, weźcie poprawkę na to, że są one jak najbardziej pozytywne. Ten kryminał z pewnością zapamiętam. Nie ma on lekkości modnych autorów, w książkach których opowieści o zmaltretowanych zwłokach czyta się jak nie przyrównując babską literaturę przy pucharku winka najlepiej w ogrodzie jeśli ktoś posiada. Po przeczytaniu odnoszę wrażenie, które pozostało mi do teraz, a Ofiarę przeczytałam już słuszny czas temu, że jestem w centrum komisariatu policji, ale nie takiego z filmów amerykańskich, a takiego ciemnego, szarego, tchnącego wieloma nierozwiązanymi sprawami, z policjantami, nie modelowymi panami w garniturach od Armaniego, a ciężko pracującymi ludźmi zmęczonymi, ze swoimi fobiami problemami, no i jeszcze praca.
Jak dla mnie książka jest świetna. Inna, trochę trudna, ale odczucia, które we mnie wzbudza są realne, rzeczywiste i prawdziwe. Bardzo polecam.

I  cytat na koniec:
Miłość i śmierć są sąsiadkami.
Mają tę samą twarz. By umrzeć, człowiek niekoniecznie musi przestać oddychać, nie musi też oddychać, by żyć.
Nie ma żadnej gwarancji, ani w przypadku śmierci, ani miłości


PS. A to, że zmarli mówią, to nie tak jak myślicie ^ udanej lektury.

środa, 6 listopada 2013

Janet Evanovich - Po drugie dla forsy

7/10



Kolejna odsłona kryminalnych przygód łowczyni nagród - Stephanie Plum. Tym razem, oprócz zawodowego poszukiwania kolejnego przestępcy, z różnym zaangażowaniem szuka również ... trumien, w założeniu na szczęście pustych, ale czego nie robi się dla kasy :) Również tym razem jej przygody przysparzają jej niekoniecznie miłych doznań, a dodajmy do tego zagrożenie dla babci Mazurowej no i z samej pracy w, po części, kryminalistyce dochodzi kwestia rodzinna. 
Książka ogólnie dość udana, jak poprzednia, która odniosła niebywały sukces na rynku, sporo fajnego humoru, szczególnie auto-humoru głównej bohaterki, która naprawdę w wielkim przymrużeniem oka traktuje i siebie, i swoją pracę, i jej stosunki z przystojnym policjantem Morellim. W tym 'odcinku' (potraktuję tę serię jako serial, na własny użytek, gdyż koleżanka uraczyła mnie kolejnymi 8 książkami o Stephanie, które teraz grzecznie leża na półeczce i czekają na swoją kolej do przeczytania) jest tyle samo wad, co zalet ile w poprzednim i wcale nie zmniejsza to radości z czytania.

Miałam taki miły cytacik do pierwszego tomiku, ale zapomniałam go wkleić, więc przytoczę go teraz, pomimo, że nie jest on z tej części.

Rzecz, się dzieje na obiedzie u mamy Stephanie, właściwie jeszcze przed wejściem do domu, po nieszczęśliwym 'wypadku' z kluczykami do samochodu, którego sprawcą (wypadku, nie samochodu) był niejaki Morelli.

Z kuchni wyjrzała babcia Mazurowa.
- Czy ktoś zwymiotował nam pod drzwiami?
- Nie, to Stephanie tak śmierdzi - usłużnie wyjaśniła mama.

wtorek, 29 października 2013

Janet Evanovich - Po Pierwsze Dla Pieniędzy

6,5/10


Po przeczytaniu Legionu, przyszła mi chęć na jakąś lekturę nie do końca mięsistą, przy której nie trzeba zbytnio myśleć, ale można fajnie spędzić czas. Akurat kilka dni temu koleżanka dała mi do przeczytania 2 pierwsze tomy Janet Evanovich. Chodziłam koło nich jak głodny pies wokół miski niepewny, czy może zjeść, czy lepiej poczekać na coś znajomego w środku. W końcu zdecydowałam i dwa dni temu sięgnęłam po Po pierwsze dla pieniędzy.
Autorka opisuje perypetie trzydziestoletniej rozwódki, która, z braku pracy i aktualnych perspektyw na karierę gdziekolwiek, podejmuje pracę jako łowczyni głów. Janet Evanovich świetnie toczy swoją opowieść. Jest autorką zabawną, a wątek kryminalny całkiem przyzwoity.
Postaci są sympatyczne i w swoich wadach i zaletach całkiem ciekawe. 
Jest to bardzo interesująca pozycja z lekkim humorem. Kojarzy mi się ona bezpośrednio z filmami kryminalnymi Zabójcza broń - zabawna o lekkim kryminalnym zabarwieniu. Bardzo sympatycznie umila czas. Na pewno zaraz sięgnę po kolejną część. :)

sobota, 26 października 2013

Camilla Lackberg - Zamieć śnieżna i woń migdałów

5/10


Lubię czasami sięgnąć po coś z półki kryminalnej pani Lackberg i uważam, że seria jej kryminałów jest naprawdę dobra. Klimat skandynawskiej powieści detektywistycznej jest niesamowity, przenosi czytelnika do pięknego kraju z wojowniczymi zimami, ale ciepłymi ludźmi borykającymi się z różnorodnymi problemami jak my wszyscy.
Wzięłam się za tę książkę z sentymentu do powyższego. Nie jest to zła opowiastka, ale raczej taka historyjka na kilka godzin czytania, do pociągu, w przerwie w pracy, czy po prostu przy braku większej ilości czasu. Sama w sobie nie jest jakimś arcydziełem pisarskim, ot czytadło kryminalne przy herbatce.





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...