Ten tydzień był jednym z takich, co to nie wiadomo w co ręce włożyć i dlatego też niewiele się na blogu działo, ale wiecie jak to jest kiedy wraca się do domu otwiera książkę i po 10 stronach pada się na twarz, ale czas najwyższy to dziś zmienić. Koniec tak długich okresów bezruchu :)
8/10
Religia wiąże się z najgłębszymi emocjami ludzkimi. Miłość, która unosi się z tego tygla, jest najsłodsza i najsilniejsza, ale nienawiść najgorętsza, a gniew najbardziej gwałtowny.
Kolejna i ostatnia odsłona cyklu sagi o Enderze. Kiedy po raz pierwszy po nią sięgnęłam, nie była w zasadzie bardzo znaną, czy popularną pozycją w kręgach niewtajemniczonych fanów literatury science-fiction. A kiedy nadszedł ten czas, że właśnie skończyłam tę opowieść, to wszędzie stał się jej pełno. I słusznie. Z pewnością przyczyną uginających się obecnie w księgarniach półek pod Grą Endera i jego sequeli jest ekranizacja i muszę przyznać, że choć miałam ogromną ochotę unaocznić sobie historię młodego Endera, to, tradycyjnie,, po kilku chwilach zastanowienia przekonałam się, że nie chcę, aby moje własne wyobrażenie tego świata i emocji z nim związanych spłaszczyło kilka chwil przed ekranem nastawionych na efekty specjalne. (Jeśli się mylę i ktoś z Was oglądał Grę Endera i uważa, że warto jest obejrzeć, dajcie znać) W każdym bądź razie do kina na tę konkretną ekranizację nie trafiłam.
Wróćmy jednak do tematu. Dzieci umysłu stanowią chyba najbardziej metafizyczną część czteroksięgu. To właśnie tu znajdziemy najwięcej przemyśleń, filozofowania, a nawet medytacji. Mistycyzm i religie przesiąkają w schyłku opowieści o Enderze każdą stronę, każde pojedyncze słowo, ale nie dajcie się zwieść, to nie jest traktat filozoficzny. Wszytko w dalszym ciągu jest na podwalinach świetnej fantastyczno-naukowej treści.
Peter miał rację. Ludzie wciąż byli najbardziej obcy ze wszystkich obcych ras. Wciąż najbardziej niebezpieczni najbardziej nierozsądni i najmniej przewidywalni.
Tutaj właśnie, nie tyle znajdziemy odpowiedzi, czy gotowe filozofie życia i bytu, ta część stawia raczej na hipotezy, co do których czujemy potrzebę własnej analizy. W Dzieciach umysłu raczej możemy się spodziewać pytań, co do natury obcych cywilizacji, a przede wszystkim nas - ludzi. Czy t przypadkiem nie my właśnie, targani chęcią bycia wyżej niż inni, nie sprawiamy, że inni - obcy boją się nas, czy nie jesteśmy dla nich zagładą? A może dla siebie samych?
Dzieci umysłu ukazują nam rzeczywistość Lusitanii w obliczu klęski. Andrew Wiggin, Mówca Umarłych, po zakotwiczeniu wreszcie swojego długotrwałego życia, wydaje się wreszcie pogodzony z losem. Wszyscy, włącznie z dziećmi jego umysłu - bytów, które uwolniły się z niego samego podczas pierwszej podróży ponadczasowej, starają się wykonać każde możliwe zadanie, przedsięwziąć każdy możliwy krok, żeby uniknąć zagłady i zniszczenia rodzimej Lusitanii. Ale Kongres jest nieubłagany. Czy uda im się ocalić siebie i żyjące z nimi we wspólnocie trzy inne inteligentne gatunki?
Niesłusznie postąpiłam oceniając własne cierpienie tak wysoko, że uznałam, iż daje mi to prawo zadawania cierpień jemu.
Bardzo polecam sagę o Enderze i szczególnie polecam ją tym z Was, którzy raczej są nie zainteresowani gatunkiem science-fiction, ponieważ, ci którzy gatunkiem się interesują na pewno mają swoją wyrobioną pinię na temat sagi. Mogę z przyjemnością dodać, że we wszystkich księgach spotkamy się, pod przykryciem walki lub odkrywania nowych gatunków, z badaniem naszych własnych, ludzkich uprzedzeń, walk wewnętrznych, moralnością, czy wręcz jej brakiem. Pod powłoką świetnej powieści fantastyczno-naukowej mamy też głęboką i wnikliwą analizę własnych pobudek.
W dodatku do tego wszystkiego autor, Orson Scott Card posługuje się językiem bogatym i miłym w odbiorze. Jest to science-fiction pisane nadzwyczaj lekkim piórem, co, tym bardziej, sprawia, że nie amatorzy gatunku również znajdą coś dla siebie.
Życie jest misją samobójczą.
Książka przeczytana w ramach wyzwania: CZYTAM FANTASTYKĘ.
Książka przeczytana w ramach wyzwania: CZYTAM FANTASTYKĘ.