I tak nadszedł chwilowy kres moich spotkań z Kvothe'm po czym przyjdzie mi czekać na napisanie przez autora kolejnej części jego przygód.
Nadal jestem zafascynowana zarówno światem stworzonym przez Patricka Rothfussa jak i dziejów w ten świat wtłoczonych. Niemniej ta część otrzymuje ode mnie najniższą notę. Dlaczego? Niestety, jest to najnudniejsza część ze wszystkich, co, żeby nie mylić z faktem, że książka jest nudna, oznacza, że jakby spodziewałam się może troszkę czegoś innego. W zasadzie są tylko dwie rzeczy, które w książce sprawiły, że dla mnie stanęła na pozycji niższej niż wcześniejsze tomy. Po pierwsze, początek drugiej części Strachu Mędrca jest opowieścią raczej z pogranicza historii szpady i płaszcza i w dodatku trochę siermiężnej. Więcej tu szukania po lasach i oczekiwania na wydarzenia niż nawet samej tej szpady. Po drugie, trochę, nawet nie wiem jak to ująć precyzyjnie, żeby odzwierciedlało to moje odczucia, zdeprymował mnie wątek seksualny Kvothe'go. To właściwie nawet nie jest wątek seksualny, ale spotkanie z pożądliwą wróżą Felurianą, co jeszcze nie byłoby może tak zniechęcające, ale następnie wątek cielesności ademskiej, a właściwie ich wierzenia szczególnie dotyczące pochodzenia dzieci, były jakieś takie niedorzeczne, na szczęście ten wątek łączył się nieuchronnie z poznawaniem całej reszty kultury ademskiej -sztuki walki, język gestów, że dało się znieść to dziwaczne rozumienie ich cielesności. Ach właściwie jest jeszcze jedna mała trzecia rzecz, która mogłaby stanąć wśród odebranych przeze mnie jako minusy, a mianowicie płytka wątkowo część opowieści w karczmie, ale to już byłoby czepianiem się ;)
Kvothe, drugiego dnia opowieści, zabiera nas na wyprawę za bandytami, podczas której odnosi spektakularny sukces. W drodze powrotnej zahacza o krainę baśni, gdzie spędza upojne noce z Felurianą, po czym zbacza, żeby spędzić trochę czasu z Ademami,wrócić do maera Alverona i oczywiście wpaść w niełaski jego świeżo poślubionej młodej żony, pomimo, że to z jego pomocy do tegoż ślubu doszło. I na koniec tajemniczy i majętny powrót na uniwersytet. W tym tomie doświadczymy jakby trochę więcej magicznej sfery opowiadania, choć nie na tyle dużo, żeby próbować zgłębić tajniki mocy i niemocy naszego bohatera.
Kvothe serwuje nam po drodze, oczywiście, całą masę większych i mniejszych przygód, choć w tak rozległym świecie i wspaniałej kolorystyce osób troszkę nuży fakt genialności młodzika.
Pomimo swoich wad, nadal uważam Kroniki Królobójcy za nader interesującą powieść fantasy. Patrick Rothfuss przedstawia nam cudownie rozbudowany świat z pełnią wielokulturowości. Różnorodne języki, rzemiosła, czy intrygi na dworach są bogate w szczegóły i bardzo często przekonujące. I choć ten tom rozczarował mnie malutkimi detalami w porównaniu do całości, będę z wielką niecierpliwością oczekiwać na kolejną dawkę tego świata.
Kvothe serwuje nam po drodze, oczywiście, całą masę większych i mniejszych przygód, choć w tak rozległym świecie i wspaniałej kolorystyce osób troszkę nuży fakt genialności młodzika.
Pomimo swoich wad, nadal uważam Kroniki Królobójcy za nader interesującą powieść fantasy. Patrick Rothfuss przedstawia nam cudownie rozbudowany świat z pełnią wielokulturowości. Różnorodne języki, rzemiosła, czy intrygi na dworach są bogate w szczegóły i bardzo często przekonujące. I choć ten tom rozczarował mnie malutkimi detalami w porównaniu do całości, będę z wielką niecierpliwością oczekiwać na kolejną dawkę tego świata.