Drako to pierwsza wyłącznie dwuosobowa planszówka, w którą zagraliśmy – animowaliśmy jakiś event w Galerii Manhattan w Gdańsku, a to była jedna z gier pokazowych, które trzeba było znać. Spodobała nam się, spełniała nasze potrzeby i tym samym jako jedna z pierwszych trafiła do naszej wspólnej biblioteczki gier. Pokochaliśmy ją za temat, mechanikę i... wyzwanie. Jest to bowiem gra o nierównym rozkładzie ról, z których jedna wydaje się znacznie łatwiejsza od drugiej.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą planszówka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą planszówka. Pokaż wszystkie posty
poniedziałek, 4 grudnia 2017
poniedziałek, 5 czerwca 2017
Dlaczego nas tak mało, czyli dwie wielkie inspiracje (fanatyzmy) maja
Zgodnie z oczekiwaniami wiosna niemal od razu zmieniła się w lato. Mamy sezon na lodowo-bananowo-kakaowe smoothie, sukienki, sandały i długie spacery. Kiedy jest tak ślicznie, a słońce od rana świeci w okno, nie jestem w stanie długo spać, więc zrywam się bladym świtem, a wieczorem trafiam do łóżka znacznie później niż jeszcze kilka tygodni temu. Mam więcej czasu. Dlaczego zatem nie przekłada się to na częstotliwość nowych postów? Planów było mnóstwo, głowę mam pełną pomysłów na nowe wpisy, stosik czytelniczy rośnie i prawie zakrywa okno, a ja tymczasem...
Długo zastanawiałam się, co pochłania moje cenne minuty i nagle doznałam olśnienia – powody są tylko dwa, ale jakże absorbujące! Zapraszam na opowieść o majowych pożeraczach czasu.
Długo zastanawiałam się, co pochłania moje cenne minuty i nagle doznałam olśnienia – powody są tylko dwa, ale jakże absorbujące! Zapraszam na opowieść o majowych pożeraczach czasu.
Terraformujemy Marsa!
Rok 2315. Ziemia jest przeludniona i wyeksploatowana ponad miarę, a ludzkość staje przed dylematem: wyrzec się wszelkiego rozwoju, którego do tej pory dokonała, lub zacząć ekspansję na inne planety Układu Słonecznego. Wspierane przez Rząd Ziemi korporacje stają do wyścigu, w którym nadrzędnym zadaniem jest jak najszybsze i jak najskuteczniejsze przystosowanie Marsa do normalnego życia. W tym celu zaangażowane zostaną wszelkie środki i zasoby. Cel jest wspólny, a jednak każda korporacja dąży do jak największych zysków.
W Terraformacji Marsa każdy z nas reprezentuje jedną z korporacji. To planszówka z ogromnym udziałem kart, w której będziemy rozwijali swoje możliwości produkcyjne i finansowe tak, aby jak najefektywniej przekształcić Marsa w miejsce zdolne do życia poprzez podnoszenie temperatury, zwiększanie ilości tlenu w atmosferze oraz pojawianie się kolejnych oceanów. Będziemy budować miasta i sadzić lasy. Będziemy doprowadzać do zrównoważonego rozwoju ludzkości.
Choć swoją przygodę z tą grą zaczęliśmy już w kwietniu, to maj był miesiącem, kiedy poświęciliśmy się jej całkowicie, m.in. rozgrywając pierwszą pełną partię. Ta gra wciągnęła nas dzięki swojemu klimatowi, bardzo przemyślanej konstrukcji i mnogości rozwiązań. Podoba się nawet mnie, choć przegrywam zdecydowaną większość partii! Jedna rozgrywka w trybie dla zaawansowanych trwa 2,5 godziny, a my w wolny dzień potrafimy zagrać trzy pod rząd. Chyba nikogo nie dziwi, że miałam w tym miesiącu mało czasu na czytanie?
Zdobywam nowego skilla!
Pewnie część z Was wie, że praktycznie nie żyję bez artystycznego hobby: rysuję, maluję, wyklejam, tworzę, pakuję prezenty, uczę się kaligrafii i Bóg wie co jeszcze. Uwielbiam wszelkie prace, których efekt widać od razu i w których mogę się doskonalić oceniając na bieżąco postępy. Na przełomie roku postanowiłam spróbować swoich sił z manicure hybrydowym – przede wszystkim dlatego, że należę do tych nieszczęśników, u których zwykły lakier trzyma się na paznokciach dokładnie jeden dzień. Hybryda faktycznie jest trwalsza (zmieniam paznokcie co około 2 tygodnie ze względu na odrost i znudzenie kolorem), ale ma jeszcze jedną, ogromną zaletę – pozwala mi wyżyć się artystycznie. Od tego czasu wciąż ćwiczę nowe, coraz trudniejsze wzory i zachwycam się możliwościami. Potrafię siedzieć do 1:00 i wstać o 5:00 żeby pomalować jeszcze kilka wzorników, spróbować jeszcze czegoś. Już dawno nie pasjonowałam się czymś tak mocno i tak długo.
A jak u Ciebie minął przepiękny maj? Aktywnie, poza domem? A może rekordowo książkowo?
niedziela, 30 kwietnia 2017
Inspiracje: kwiecień
Kto pracuje dzisiaj i drugiego maja, palec do budki! Dla mnie nie ma właściwie żadnego długiego weekendu, bo z pięciu jego dni trzy spędzam w pracy. Ale nie narzekam, o nie! To świetna okazja do ponadrabiania zaległości w czytaniu i pisaniu tekstów na bloga, żeby zrobić jakiś gwarantujący spokój zapas i plan na maj. Tymczasem Tobie – niezależnie czy właśnie odpoczywasz pod kołdrą, czy zmierzasz do pracy – zostawiam kilka inspiracji z mojego kwietniowego kuferka.
Jesus Christ Superstar
Tak naprawdę ten tekst mógłby zaczynać się i kończyć w tym miejscu, bo jeśli porównać którąkolwiek z pozostałych inspiracji z tą, wszystkie wypadają bardzo blado. Chociaż od naszej wyprawy do Warszawy minęło już kilka tygodni, wciąż jesteśmy zachwyceni: klimatem, wykonaniem, głosami aktorów, muzyką, ale też samym spektaklem, którego innych wersji wciąż szukamy i chcemy je poznawać. Mogę powiedzieć tylko: chapeau bas dla Teatru Rampa za pracę i emocje, które dajecie widzom. Widzimy się za rok!
Musical opisałam też w osobnym tekście tutaj.
Slow fashion
Książka Asi Glogazy to jeden z niewielu poradników do których wracam. Za każdym razem, gdy przychodzi mi uporządkować szafę (a niestety ten moment właśnie nadszedł, kiedy zwiozłam do Gdańska resztę swoich ubrań), zamiast szukać inspiracji w internecie po prostu daję sobie dzień, na przypomnienie nie tylko najważniejszych zasad, ale też samej idei slow fashion, która często niestety mi umyka. Asia pisze bardzo przystępnie, życiowo i nie przekonuje do swoich racji, a w swojej książce opisuje nie tylko sam proces sprzątania (to dopiero początek zabawy!), ale też to, w jaki sposób kształtuje się nasz styl, co się na niego składa i jak możemy próbować go wypracować. Z resztą oprócz książki gorąco polecam również bloga Asi, Styledigger, gdzie w zakładce o slow fashion znajdziesz całą wiedzę niezbędną na początek, a poza tym również wiele innych wartościowych treści.
Okularnicy
Przy okazji sprzątania szafy potrzebowałam muzycznej playlisty, która mogłaby sobie lecieć w tle, kiedy działam. Przetrząsając Youtube’a w poszukiwaniu czegoś, co przypadnie mi do gustu trafiłam na piosenkę, którą znajdziecie poniżej, a potem na kolejne, aż przepadłam na dłuższy czas. Kanał Fundacji Okularnicy im. Agnieszki Osieckiej to miejsce, gdzie zebrane są zapisy m.in. koncertowych i konkursowych interpretacji wierszy poetki. To coś więcej niż muzyka, śpiew: tutaj mamy do czynienia ze wspaniałym poziomem piosenki aktorskiej; to się po prostu z przyjemnością, z emocjami ogląda. Dla mnie wspaniałe przeżycie, zwłaszcza że Osiecką uwielbiam, a zebrane tutaj utwory są często mniej znane lub niebanalnie zaaranżowane. Cudo.
To nie były odpowiednie filmiki do sprzątania, ale absolutnie nie żałuję.
Yamatai
Na sam koniec pewna gra, która nie miała prawa mnie zachwycić niczym oprócz pięknych grafik, a tymczasem okazała się, wciąż nie wiadomo czemu, strzałem w dziesiątkę. Yamatai to typowa planszówka, raczej z tych dłuższych i żmudniejszych, gdzie zamiast planować ruchy z wyprzedzeniem musimy reagować na zastaną sytuację. Naszym celem jest przejęcie kontroli nad jak największą ilością wysp w archipelagu poprzez stawianie budynków tak, aby zyskać uznanie królowej. W tym celu korzystamy z różnobarwnych statków, które różnymi drogami możemy stopniowo wprowadzać na planszę, by dotrzeć do najdalszych zakamarków królestwa. Tyle teorii. W praktyce bardzo podoba mi się sposób, w jaki można zbudować sobie combo, no i bardzo odpowiada mi rosnąca z rundy na rundę liczba możliwości.
poniedziałek, 7 grudnia 2015
Granie w parze #7 - Ticket to Ride: Nordic Countries
Z racji tego, że Święta za pasem, a klimat staje się (lub w każdym razie powinien się stawać) zimowy, tym razem przychodzimy do Was z grą, która idealnie się w ten styl wpasowuje. Nordic Countries to jedna z wersji słynnego Ticket to Ride/Wsiąść do pociągu, a określić ją można bardzo prosto: białe szaleństwo. Gotowi żeby trochę zmarznąć? Zaopatrzeni w czapki i rękawiczki? No to zaczynamy!
W grach z cyklu Ticket to Ride podstawowym celem jest budowanie tras kolejowych na wyznaczonych odcinkach. Każdy z graczy ma na swój użytek 40 wagoników, które otrzymuje obligatoryjnie na początku gry, jednak jest to tylko jedno z narzędzi, które będziemy wykorzystywali. Drugim niezbędnym elementem są karty wagonów (występujące w ośmiu kolorach) i lokomotyw - na początku otrzymujemy 4 losowe, a w kolejnych turach będziemy dobierali następne w miarę naszych potrzeb. Gdy mamy już materiał do budowy, musimy jeszcze wiedzieć, gdzie chcemy dojechać - w tym zakresie przydatne okażą się karty tras - to one wyznaczają, jakie miasta musimy połączyć nieprzerwaną linią kolejową.
Grę rozpoczynamy od decyzji - każdy z graczy otrzymuje 5 kart tras i wybiera, które z nich chce wykonać (czy raczej co do których podejmie próbę, która nie musi być udana...); musimy zachować na ręce co najmniej 2 karty. Liczby w dolnym rogu kart oznaczają, ile punktów warta jest dana trasa - gdy ją zbudujemy, punkty wpłyną na nasze konto, jednak jeśli nam się nie uda, zostaną odjęte z naszej puli. Gdy każdy z graczy zdecyduje, rozpoczynamy właściwą rozgrywkę.
W swojej turze możemy wykonać trzy rodzaje akcji:
- dobrać dwie dowolne karty wagonów/lokomotyw spośród pięciu odkrytych lub w ciemno z wierzchu stosu,
- wybudować dowolny dostępny odcinek trasy,
- dobrać trzy karty tras (bierzemy je w ciemno z wierzchu stosu i co najmniej jedną musimy zostawić sobie na ręce).
Jeśli zdecydujemy się na opcję drugą (a zdecydujemy się na pewno, w końcu to budowanie jest istotą tej gry), musimy spełnić pewne warunki. Poszczególne odcinki tras są na mapie zaznaczone kolorami - jednym z ośmiu kolorów z kart wagoników lub na szaro, co oznacza, że możemy wybrać dowolną barwę. Jeśli zdecydujemy się na budowanie danej trasy, musimy zapłacić dokładnie tyle kart danego koloru, ile elementów liczy trasa. Gdy nam się to uda, możemy postawić swoje wagoniki w wyznaczonych miejscach, a tym samym zająć dany odcinek dla siebie. Permanentnie.
Nordic Countries oferuje nam dodatkowo dwa specjalne rodzaje tras - promy i tunele. Pierwsze z nich znajdziemy zawsze w okolicach wody, a do ich wybudowania oprócz wagoników w danym kolorze potrzebujemy kart lokomotyw. Jeśli akurat nie mamy żadnych na zbyciu, możemy je zastąpić trzema innymi dowolnymi kartami. Tunele z kolei są zaznaczone na mapie czarną obwódką, a ich tworzenie ma specjalne zasady - gdy zdecydujemy się budować na tych polach, odkrywane są trzy pierwsze karty ze stosu wagoników; za każdą która jest w kolorze, w którym budujemy, a także za każdą odkrytą lokomotywę, musimy zapłacić dodatkowo jedną kartą w kolorze lub jedną lokomotywą (w tym przypadku nie działa zasada zastępowania lokomotywy dowolnymi kartami).
Połączone ze sobą fragmenty stanowią trasy wybudowane przez danego gracza.
Gra kończy się, gdy któremuś z graczy zostaną dwa (lub mniej) plastikowe wagoniki - wówczas każdy ma jeszcze po jednej turze, po czym następuje podliczanie wyników. Sprawdzamy po kolei wszystkie trasy, które miała na ręce każda z osób i przyznajemy za nie punkty - dodatnie, gdy trasa została wykonana oraz ujemne, jeśli nie. Następnie zdejmujemy po kolei wszystkie wagoniki gracza i przyznajemy punkty za długości poszczególnych fragmentów tras według przelicznika umieszczonego na planszy. Dodatkowo gracz, któremu udało się wykonać największą liczbę tras, otrzymuje dodatkowe 10 punktów.
Gry z serii Wsiąść do pociągu są jednymi najpopularniejszych nowoczesnych planszówek i zdobyły liczne grono fanów na całym świecie. Problem jednak w tym, że obie wersje podstawowe, czyli Europa i Stany Zjednoczone, charakteryzują się pewną wadą: im mniej osób bierze udział w rozgrywce, tym mniejsza jest płynąca z niej zabawa. Grając we dwie lub trzy osoby nierzadko trafiał się taki dobór biletów, że gracze budowali swoje trasy w zupełnie różnych rejonach, co wykluczało z gry tak naprawdę całą interakcję. Na szczęście twórcy marki wysłuchali sugestii i wydali edycję Nordic Countries - stworzona do rozgrywek dwu- i trzyosobowych sprawdza się idealnie.
Ticket to Ride to gra, przy której zdecydowanie potrafimy spędzić sporo czasu. Niewątpliwie jest to zasługą niesamowicie prostych i przyjemnych zasad, które, choć niepozorne, dają naprawdę sporo możliwości. Stawianie tras i wykonywanie biletów daje wiele okazji do kombinowania i planowania swoich poczynań. Musimy być jednak czujni, bowiem przeciwnik nie śpi i sam będzie się starał zajmować najbardziej kluczowe przejazdy, nierzadko więc musimy być w stanie na bieżąco modyfikować naszą taktykę. Zwłaszcza że gra promuje dociąganie dodatkowych kart biletów, a im więcej ich w grze, tym większa szansa na to, że gracze będą sobie wchodzić w paradę.
Nie sposób też przejść obojętnie obok tej gry ze względu na przepiękną oprawę graficzną. Mroźne tereny Skandynawii i okolic, pokryte śniegiem wagony i lokomotywy, renifer na opakowaniu... Zimowy klimat aż wylewa się ze wszystkich elementów, nastrajając graczy świąteczną atmosferą. A fakt, że naszymi połączeniami możemy dojechać do Rovaniemi, gdzie znajduje się siedziba Świętego Mikołaja, jeszcze bardziej ją podkreśla. :)
Zawartość pudełka:
1 plansza z mapą Skandynawii
135 wagoników (po 45 w każdym z trzech kolorów)
110 kart pociągów
46 kart biletów
1 karta premiowa Globtrotter
3 znaczniki punktacji
instrukcja
W grach z cyklu Ticket to Ride podstawowym celem jest budowanie tras kolejowych na wyznaczonych odcinkach. Każdy z graczy ma na swój użytek 40 wagoników, które otrzymuje obligatoryjnie na początku gry, jednak jest to tylko jedno z narzędzi, które będziemy wykorzystywali. Drugim niezbędnym elementem są karty wagonów (występujące w ośmiu kolorach) i lokomotyw - na początku otrzymujemy 4 losowe, a w kolejnych turach będziemy dobierali następne w miarę naszych potrzeb. Gdy mamy już materiał do budowy, musimy jeszcze wiedzieć, gdzie chcemy dojechać - w tym zakresie przydatne okażą się karty tras - to one wyznaczają, jakie miasta musimy połączyć nieprzerwaną linią kolejową.
Grę rozpoczynamy od decyzji - każdy z graczy otrzymuje 5 kart tras i wybiera, które z nich chce wykonać (czy raczej co do których podejmie próbę, która nie musi być udana...); musimy zachować na ręce co najmniej 2 karty. Liczby w dolnym rogu kart oznaczają, ile punktów warta jest dana trasa - gdy ją zbudujemy, punkty wpłyną na nasze konto, jednak jeśli nam się nie uda, zostaną odjęte z naszej puli. Gdy każdy z graczy zdecyduje, rozpoczynamy właściwą rozgrywkę.
W swojej turze możemy wykonać trzy rodzaje akcji:
- dobrać dwie dowolne karty wagonów/lokomotyw spośród pięciu odkrytych lub w ciemno z wierzchu stosu,
- wybudować dowolny dostępny odcinek trasy,
- dobrać trzy karty tras (bierzemy je w ciemno z wierzchu stosu i co najmniej jedną musimy zostawić sobie na ręce).
Jeśli zdecydujemy się na opcję drugą (a zdecydujemy się na pewno, w końcu to budowanie jest istotą tej gry), musimy spełnić pewne warunki. Poszczególne odcinki tras są na mapie zaznaczone kolorami - jednym z ośmiu kolorów z kart wagoników lub na szaro, co oznacza, że możemy wybrać dowolną barwę. Jeśli zdecydujemy się na budowanie danej trasy, musimy zapłacić dokładnie tyle kart danego koloru, ile elementów liczy trasa. Gdy nam się to uda, możemy postawić swoje wagoniki w wyznaczonych miejscach, a tym samym zająć dany odcinek dla siebie. Permanentnie.
Nordic Countries oferuje nam dodatkowo dwa specjalne rodzaje tras - promy i tunele. Pierwsze z nich znajdziemy zawsze w okolicach wody, a do ich wybudowania oprócz wagoników w danym kolorze potrzebujemy kart lokomotyw. Jeśli akurat nie mamy żadnych na zbyciu, możemy je zastąpić trzema innymi dowolnymi kartami. Tunele z kolei są zaznaczone na mapie czarną obwódką, a ich tworzenie ma specjalne zasady - gdy zdecydujemy się budować na tych polach, odkrywane są trzy pierwsze karty ze stosu wagoników; za każdą która jest w kolorze, w którym budujemy, a także za każdą odkrytą lokomotywę, musimy zapłacić dodatkowo jedną kartą w kolorze lub jedną lokomotywą (w tym przypadku nie działa zasada zastępowania lokomotywy dowolnymi kartami).
Połączone ze sobą fragmenty stanowią trasy wybudowane przez danego gracza.
Gra kończy się, gdy któremuś z graczy zostaną dwa (lub mniej) plastikowe wagoniki - wówczas każdy ma jeszcze po jednej turze, po czym następuje podliczanie wyników. Sprawdzamy po kolei wszystkie trasy, które miała na ręce każda z osób i przyznajemy za nie punkty - dodatnie, gdy trasa została wykonana oraz ujemne, jeśli nie. Następnie zdejmujemy po kolei wszystkie wagoniki gracza i przyznajemy punkty za długości poszczególnych fragmentów tras według przelicznika umieszczonego na planszy. Dodatkowo gracz, któremu udało się wykonać największą liczbę tras, otrzymuje dodatkowe 10 punktów.
~*~
Gry z serii Wsiąść do pociągu są jednymi najpopularniejszych nowoczesnych planszówek i zdobyły liczne grono fanów na całym świecie. Problem jednak w tym, że obie wersje podstawowe, czyli Europa i Stany Zjednoczone, charakteryzują się pewną wadą: im mniej osób bierze udział w rozgrywce, tym mniejsza jest płynąca z niej zabawa. Grając we dwie lub trzy osoby nierzadko trafiał się taki dobór biletów, że gracze budowali swoje trasy w zupełnie różnych rejonach, co wykluczało z gry tak naprawdę całą interakcję. Na szczęście twórcy marki wysłuchali sugestii i wydali edycję Nordic Countries - stworzona do rozgrywek dwu- i trzyosobowych sprawdza się idealnie.
Ticket to Ride to gra, przy której zdecydowanie potrafimy spędzić sporo czasu. Niewątpliwie jest to zasługą niesamowicie prostych i przyjemnych zasad, które, choć niepozorne, dają naprawdę sporo możliwości. Stawianie tras i wykonywanie biletów daje wiele okazji do kombinowania i planowania swoich poczynań. Musimy być jednak czujni, bowiem przeciwnik nie śpi i sam będzie się starał zajmować najbardziej kluczowe przejazdy, nierzadko więc musimy być w stanie na bieżąco modyfikować naszą taktykę. Zwłaszcza że gra promuje dociąganie dodatkowych kart biletów, a im więcej ich w grze, tym większa szansa na to, że gracze będą sobie wchodzić w paradę.
Nie sposób też przejść obojętnie obok tej gry ze względu na przepiękną oprawę graficzną. Mroźne tereny Skandynawii i okolic, pokryte śniegiem wagony i lokomotywy, renifer na opakowaniu... Zimowy klimat aż wylewa się ze wszystkich elementów, nastrajając graczy świąteczną atmosferą. A fakt, że naszymi połączeniami możemy dojechać do Rovaniemi, gdzie znajduje się siedziba Świętego Mikołaja, jeszcze bardziej ją podkreśla. :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)