Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Smak Słowa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Smak Słowa. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 20 stycznia 2020

Anders Hansen, Carl Johan Sundberg – „Projekt zdrowie”

Pod koniec zeszłego roku miałam przyjemność czytać najnowszą książkę szwedzkiego psychiatry, Andersa Hansena, czyli Wyloguj swój mózg. To była świetna opowieść o tym, jak najważniejszy organ naszego ciała adaptuje się (a raczej nie adaptuje się, albo robi to stanowczo zbyt wolno) do dynamicznego postępu technologicznego i społecznego. Zachęcona zarówno stylem autora, jak i treścią książki, od razu zamówiłam dwie pozostałe pozycje stworzone przez Hansena i wydane na polskim rynku. W pierwszej kolejności sięgnęłam po polecany mi przez kilka osób Projekt zdrowie.

Ta niepozorna niebieska książeczka jest w gruncie rzeczy gloryfikacją ruchu. Ale nie tego katorżniczego, jaki promowany jest w mediach i nie tylko. Anders Hansen i Carl Johan Sundberg powołują się bowiem na badania, według których do optymalnego dbania o zdrowie wystarczy 30 minut umiarkowanej aktywności kilka razy w tygodniu. Oczywiście nie chodzi tutaj o efekty odchudzające (zrzucenie większej liczby kilogramów wymaga jednak diety i treningów), a o wsparcie dobrego funkcjonowania naszego ciała i umysłu. W kolejnych rozdziałach poznajemy szereg korzyści, jakie przynosi nam regularny ruch - czytamy o procesach, zachodzących w naszym ciele i o tym, jakie dobroczynne substancje wyzwala umiarkowana aktywność fizyczna. 

Mam niemały problem z jednoznaczną oceną tej książki. Z jednej strony mamy tutaj kawał naprawdę solidnej, ciekawej i przede wszystkim dobrze zaprezentowanej wiedzy. Autorzy nie zarzucają nas suchymi faktami, a snują gawędę; mimo to udaje im się przemycić bardzo dużo badań na temat wpływu ruchu na funkcjonowanie człowieka. Wszystkie fakty podane są prosto i w taki sposób, że naprawdę mamy ochotę zrobić coś dla siebie. Zwłaszcza, że, jak podnoszą autorzy, ważne są nawet najmniejsze kroki, drobne zmiany, na które większość z nas stać.

Niestety z drugiej strony mamy do czynienia z ogromną powtarzalnością prezentowanych w książce treści. Niby badania są różne, a tak naprawdę wciąż słyszymy to samo: ruszaj się! I to nie jest jakiś zawoalowany przekaz, myśl przewodnia, która towarzyszy całej książce. Tutaj po prostu te same zdania powtarzane są co kilka lub kilkanaście stron. Autorów usprawiedliwia jedynie fakt, że już we wstępie zaznaczają, że będą dużo smęcić. Jednak takie wprowadzenie nie sprawia, że powtarzalne frazy przyswajamy z mniejszym znużeniem.

Czy w takim razie jestem na tak? Sama nie wiem. Właściwie nie żałuję, że sięgnęłam po książkę Andersa Hansena i Carla Johana Sundberga, bo to chyba pierwsza pozycja o zdrowym trybie życia, która zachęciła mnie do małych zmian, zamiast utwierdzać w przekonaniu, że sens ma tylko trening siłowy kilka razy w tygodniu. Poza tym, gdy czytałam książkę na raty, nie nudziłam się aż tak bardzo powtarzalnymi zdaniami. Myślę więc, że to jedna z tych pozycji, w których warto przymknąć oko na niedociągnięcia i skupić się na wartościowej i motywującej treści. 


piątek, 12 października 2018

Kryminały i thrillery na jesienne wieczory



Pewnie jestem tendencyjna, ale tak, jak lato kojarzy mi się jednoznacznie z czytaniem lekkich obyczajówek, tak jesień i zima pchają mnie w objęcia opowieści nieco bardziej mrocznych. Perspektywa długich wieczorów z herbatą i kocem nie byłaby dla mnie kompletna, gdyby nie dobry kryminał w ręce. Jeśli macie tak samo (albo po prostu szukacie czegoś w tym klimacie), przygotowałam dla Was kilka rekomendacji. 

czwartek, 12 kwietnia 2018

Paul Bloom – „Przyjemność”



Od czasu do czasu lubię sięgać po książki popularnonaukowe. Odkąd skończyłam studia, niewiele mam wspólnego z nauką (choć staram się rozwijać w różnych kierunkach, to jednak brakuje mi czasu na konkretne źródła), więc tym chętniej zaglądam tam, gdzie mogę poszerzyć swoją wiedzę. Książka Paula Blooma wydała mi się do tego idealna: temat przyjemności omawiany jest dość rzadko, a w sumie ciekawą perspektywą było poznanie go nieco lepiej.

wtorek, 19 grudnia 2017

Jørn Lier Horst – „Gdy morze cichnie”



Książkowym seriom wierna jestem z różnych powodów – najczęściej ze względu na mnogość autorskich pomysłów i zaskoczenia, które pisarze serwują mi z każdym kolejnym tomem (patrz: seria o Chyłce). Przyjemnie jest za każdym razem czuć dreszczyk emocji i nie wiedzieć, co wydarzy się dalej! Czasem jednak lubię sięgnąć po tzw. pewniaka – książkę niekoniecznie wybitną, zapewniającą mniej niezwykłych wrażeń, ale na tyle przyzwoitą, że mogę zakładać, iż miło spędzę przy niej czas. Takie właśnie powieści pisze Jørn Lier Horst: dobre, poprawne, utrzymane na w miarę równym poziomie. Stałe i pewne, jak śmierć i podatki. 

czwartek, 7 września 2017

Jørn Lier Horst – „Felicia zaginęła”



Podczas prac budowlanych robotnicy dokonują makabrycznego odkrycia: wykopana zostaje szafka, w której znajdują się ludzkie szczątki. Mniej więcej w tym samym czasie do pokaźnego grona norweskich zaginionych dołącza kolejna osoba – młoda kobieta o bardzo trudnej sytuacji życiowej. Choć wszelkie okoliczności wskazują na samobójstwo, komisarz William Wisting nie daje za wygraną: angażuje się bezpośrednio w obie sprawy. Czy to możliwe, by miały ze sobą jakiś związek?

W porównaniu z czytanym pierwszym tomem serii, Felicia zaginęła podobała mi się znacznie bardziej. Konstrukcja sprawy była dużo bardziej sensowna i logiczna (chociaż nie obyło się bez rys), nie patrzyłam też na komisarzy z niedowierzaniem, gdy udawało mi się wyciągnąć z przesłuchania więcej niż oni sami. Tym razem śledczy działali sprawniej i wyciągali lepsze wnioski, akcja była płynniejsza i przyjemniejsza w odbiorze. Widać wyraźnie postęp pracy Horsta pomiędzy pierwszą a drugą odsłoną cyklu, co poczytuję jako bardzo duży plus: cenię autorów, którzy uczą się i stale rozwijają warsztat. Ponadto wielką zaletą jest sam pomysł: nawet jeśli Felicia... nie jest oparta na faktach, wciąż pozostaje opowieścią przemyślaną i mocno osadzoną w rzeczywistości.

Trzeba pamiętać, że kryminałami bywa różnie: czasem od połowy wiemy/domyślamy się, kto jest mordercą, innym razem niespodziewany twist sprawia, że wszystkie nasze podejrzenia okazują się nic nie warte. Obie te sytuacje są całkowicie normalne – nie mam żalu do autora, jeśli szybko rozgryzam, co i jak, bo często fabuła wynagradza mi brak zagadki. Ta sytuacja idealnie opisuje książki Horsta: czytelnik obeznany z kryminałami domyśli się tożsamości mordercy, ale wciąż nie będzie znał jego motywów; napięcie nie opadnie, a czasami może nawet wzrosnąć. 

Na plus należy również zaliczyć sposób, w jaki autor poradził sobie z dużą ilością bohaterów – wielu pisarzy mnoży ich niepotrzebnie, przez co równowaga historii zostaje zaburzona. W książce Horsta mamy do czynienia z dwiema (a nawet trzema!) równolegle prowadzonymi sprawami, co generuje sporą ilość świadków, ale też są to świadkowie wprowadzani mądrze i wnoszący coś do sprawy. Ich zeznania (często podzielone na kilka rozmów) ujawniają fakty w odpowiednim tempie i stopniowo uzupełniają obraz całej historii.. Są wartością, a nie utrudnieniem dla czytelnika.

Przywykłam już do braku chronologii w moim poznawaniu książek o Williamie Wistingu – na szczęście nie ma w nich zbyt wiele wątków związanych z prywatnym życiem bohaterów, więc spokojnie można traktować poszczególne części jako niezależne historie kryminalne. Tak tez odkrywam serię – szarpiąc ją po kawałku. Cieszę się, że już niebawem będę mogła sięgnąć po kolejną część, a gdy do Polski trafią wszystkie – kto wie, może pokuszę się o odświeżenie sobie całości w odpowiedniej kolejności? Wtedy mogłabym skupić się jedynie na sferze obyczajowej!







Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie wydawnictwu Smak Słowa.


Gdy mrok zapada || Kluczowy świadek || Felicia zaginęła || Når havet stilner ||
Den eneste ene || Nattmannen || Szumowiny || Poza sezonem || Psy gończe || Jaskiniowiec || Ślepy trop

niedziela, 23 kwietnia 2017

Jørn Lier Horst – „Kluczowy świadek” [przedpremierowo]


Nie jest żadną tajemnicą, że kryminały Jørna Liera Horsta są jednymi z moich ulubionych. Cenię sobie jego powieści za nieoczywiste zagadki, dopracowanie merytoryczne i kreację głównego bohatera, który trzyma się bezpiecznie daleko od gatunkowej sztampy. Horst jest też autorem, który w niezwykły sposób łączy wiedzę zdobytą podczas służby w policji z talentem pisarskim i darem opowiadania: umie przekazać to, co podpowiada mu wyobraźnia w taki sposób, aby zainteresować czytelnika. Myślę, że to jedna z przyczyn faktu, że seria o Williamie Wistingu tak się rozrosła i odniosła światowy sukces. Dziś polscy fani cyklu mają okazję do świętowania: w nasze ręce trafia pierwsza część opowieści, której kolejne odsłony znamy doskonale. 

Fabuła powieści stworzona została w oparciu o autentyczne wydarzenia, jedną z najbardziej znanych zbrodni w historii Norwegii. Samotny, starszy mężczyzna został brutalnie zamordowany we własnym domu pełnym śladów walki i przeszukiwania. Nic nie zginęło, choć widać wyraźnie, że ofiara była przed śmiercią torturowana. Przed śledczymi stoi nie lada wyzwanie, bo danych na temat mężczyzny jest niewiele, podobnie jak bliskich mu osób czy jakichkolwiek świadków. Komisarzom brak punktu zaczepienia, który pozwoliłby powiązać ofiarę ze środowiskami zdolnymi do tak wielkiego okrucieństwa, niełatwe jest też odnalezienie motywu. Rozpoczyna się walka o każdy, nawet najdrobniejszy trop.

Muszę przyznać, że spodziewałam się dużego rozrzutu w poziomie stylu autora między Kluczowym świadkiem a pozostałymi, znacznie późniejszymi powieściami z serii. Kiedy w podobnej kolejności odkrywałam książki Monsa Kallentofta, różnica była kolosalna. Ze zdziwieniem muszę jednak stwierdzić, że pierwsza część serii o Williamie Wistingu nie odbiega znacząco od późniejszych zarówno pod względem językowym, jak i fabularnym. Wciąż jest to przyzwoity kryminał z odpowiednią ilością zwrotów akcji, zapewniający rozrywkę, jak przystało na powieść z nurtu literatury popularnej. 

Jeśli chodzi o samą zagadkę, w gruncie rzeczy przypadła mi do gustu, chociaż jest na niej kilka rys. Przede wszystkim nie przepadam za zastosowanym w Kluczowym świadku wybieganiem w przyszłość: pierwsza scena książki jest tak oderwana od tego, o czym będziemy czytać przez kolejne kilkadziesiąt stron, że jej zaprezentowanie uważam za bezcelowe i naprowadzające czytelnika na niepotrzebne tory. I bez tego mamy przewagę nad komisarzami, co uważam za drugą drobną wadę: może to problem ze mną, ale już z przesłuchania pierwszego świadka wyciągnęłam znacznie więcej danych niż sam Wisting i szybciej dopasowałam do siebie elementy, a wierzcie mi, naprawdę rzadko mi się to zdarza podczas lektury kryminałów. Pomijając jednak te dwa drobiazgi powieść bardzo mi się podobała: była ciekawa i wciągająca dokładnie w takim stopniu, jak powinna. Autor zaprezentował nam przyjemnie pokomplikowaną zagadkę, która - w przeciwieństwie do swojego autentycznego pierwowzoru - zostaje rozwiązana. 

Przed lekturą Kluczowego świadka bałam się stawiać tej książce oczekiwania: wiedziałam, że to debiut i że mogę się na nim bardzo mocno zawieść. Na szczęście nic takiego się nie stało. Jestem przyjemnie zaskoczona stylem Horsta i sposobem prowadzenia przez niego akcji. Co prawda młodszy William Wisting, mimo ugruntowanej pozycji w policji, okazał się być śledczym nieco mniej sprawnym i bystrym, jednak dzięki lekturze późniejszych tomów serii wiem, że będzie się zmieniał tylko i wyłącznie na plus. 






Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie wydawnictwu Smak Słowa.
Premiera 26 kwietnia!


Gdy mrok zapada || Kluczowy świadek || Felicia forsvant || Når havet stilner || Den eneste ene || Nattmannen || Szumowiny || Poza sezonem || Psy gończe || Jaskiniowiec || Ślepy trop

niedziela, 8 stycznia 2017

Mikal Hem – „Jak zostać dyktatorem”

Kiedy rozpakowywałam paczkę z tą książką i Sylwek zobaczył, co znajduje się w środku, przeczytał tytuł, po czym stwierdził: Pff, podręcznik dla nowicjuszy? Przecież jesteś już ekspertem w tym temacie! I co ja mogłam w takiej sytuacji zrobić? Książka zainteresowała mnie bynajmniej nie z powodów samorozwojowych – przejęcie władzy jakoś zupełnie mi nie leży, wystarczy mi, że szarogęszę się w swoim najbliższym otoczeniu. Uznałam jednak, że to może być ciekawa opowieść, w jakiś sposób rzucająca nowe światło na temat, który z reguły poznajemy tylko z jednej strony: poprzez relacje ofiar. Sięgam po nie chętnie, jednak mechanizmy i schematy rządzące drugą stroną również wydają mi się bardzo interesujące.

Już sam tytuł sugeruje, jaki klimat będzie towarzyszył całej opowieści – nazywając książkę podręcznikiem, autor obiecuje nam sporą dawkę humoru i podejście do tematu z dużym przymrużeniem oka. Pod tym względem nikt, kto sięga po ten tekst, nie powinien być zawiedziony, z drugiej strony jednak warto o tym pamiętać, jeśli jakiekolwiek żarty z dyktatury nam przeszkadzają. Od razu zaznaczam: moim zdaniem granica dobrego smaku nie została przekroczona. Całość jest po prostu uporządkowanym tematycznie zbiorem anegdot i ciekawostek na temat reżimów z różnych zakątków świata. Autor prowadzi czytelników przez całą dyktatorską drogę: od zdobycia i utrzymania władzy, poprzez pomnażanie majątku i dysponowanie nim, aż do różnorodnych końców, jakie mogą nas spotkać na reżimowej drodze. A wszystko to z zachowaniem pouczającej, podręcznikowej formy opartej na mniej lub bardziej łagodnych poleceniach i wskazówkach. 

Pod względem informacyjnym książka ma kilka zasadniczych zalet. Po pierwsze dla osoby, która potrafi wymienić z nazwiska dość małą liczbę dyktatorów, a zapytana o państwa, których reżimy kojarzy, nieśmiało dorzuci jeszcze kilka (jak ja), na pewno poszerza wiedzę, ponieważ autor każdą z prezentowanych ciekawostek łączy z konkretnym miejscem i konkretnym przywódcą. Po drugie w swojej opowieści Mikal Hem sięga zarówno po przykłady oczywiste, jak i zupełnie niebanalne, a w każdym razie mniej znane. Po trzecie samych anegdot jest naprawdę mnóstwo, a autor ma niesamowity dar płynnego konstruowania opowieści. W wielu przypadkach podobnych książek, niezależnie od tematyki, mamy wrażenie, że pisarz po prostu wyrzuca z siebie kolejne ciekawostki w sposób zupełnie nieuporządkowany, co daje bardzo toporne wrażenie; tutaj całość jest płynna, wciągająca i naprawdę przyjemna w odbiorze. Ponadto zgrabne łączenie faktów i wątków przez autora sprawia, że czytelnik zaczyna dostrzegać pewne schematy, wyciągać wnioski, a nawet przekładać je na znane sytuacje społeczno-polityczne (tak przynajmniej było w moim przypadku).

Małą objętość książki (około 250 stron) można uznać zarówno za wadę, jak i zaletę. Z pewnością nie jest to kompendium wyczerpujące wiedzę na temat wszelakich dyktatur, nie zbiera też na pewno wszystkich ciekawostek, jakie są znane na ten temat. Z drugiej strony taka forma w połączeniu z bardzo lekkim stylem autora oraz (momentami czarnym) humorem sprawia, że otrzymujemy książkę do połknięcia w jeden wieczór. Moim zdaniem to zawsze bardzo duży plus.





Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie wydawnictwu Smak Słowa.

sobota, 15 października 2016

Jørn Lier Horst – "Szumowiny"

Gdy morze wyrzuca na brzeg fragment ciała, w pierwszej kolejności na myśl przychodzą zaginieni – ludzki umysł spycha myśl o zbrodni w najciemniejsze zakamarki; wolimy sądzić, że to po prostu nieszczęśnik, który wpadł do wody i utonął. Co jednak, jeśli fragmentów jest kilka w krótkim odstępie czasu i wiadomo na pewno, że nie należą do tej samej osoby? Na plaży w Stavern znaleziona zostaje odcięta lewa stopa. Potem kolejna. I jeszcze jedna, aż do czterech. To niecodzienne zjawisko stanowi przyczynek do skomplikowanego śledztwa, które nawet dla doświadczonego komisarza Wistinga okaże się zaskakujące. Powiązanie z zaginionymi to dopiero początek długiej drogi do rozwiązania.

Czasami mocno się dziwicie, kiedy wspominam (tutaj lub w komentarzach na innych blogach), że mam w zwyczaju czytanie serii kryminalnych od środka lub końca. A to naprawdę nie moja wina! Wiele części trafiło do mnie przypadkiem, gdy dany cykl miał już kilka odsłon – więcej niż dwie, wiec kupowanie backlisty w ciemno było dość mocno ryzykowne; przeczytanie późniejszego tomu uważam zawsze za mniejsze zło, ale można powiedzieć, że to moja własna decyzja. Czasem jednak zdarza się tak, że wydawnictwo nie proponuje nam części po kolei – znam przynajmniej kilka cykli, które pojawiają się na rynku niechronologicznie. Do tego grona należy opowieść o Williamie Wistingu: Szumowiny to jej szósta część, natomiast piąta z wydanych w Polsce. Licząc od końca, bo wciąż dostępne są ostatnie wyłącznie tomy. I jak tu nie zwariować?

Z racji tego, że część fabuły związaną z życiem prywatnym komisarza i jego córki znam z wyprzedzeniem, podczas czytania poświęcam jej najmniej uwagi – trudno mi przyswajać informacje na temat genezy tego, o czym i tak już wiem. Ma to jednak swoje plusy, prowadzi bowiem do całkowitego skupienia się na sferze kryminalnej powieści. W przypadku Szumowin jest to zaleta tym większa, że zagadka stanowiąca oś całej książki jest po prostu świetna. Pomysł z odciętymi stopami spodobał mi się od razu (jakkolwiek makabrycznie to brzmi) i w znacznej mierze dzięki niemu tak szybko wciągnęłam się w opowiadaną historię, jednak z każdą kolejną stroną było tylko lepiej. Autorowi znakomicie udało się posplatać postaci, wątki i instytucje - mimo że książka nie jest jakoś szczególnie rozbudowana (nieco ponad 300 stron), tych elementów jest naprawdę sporo. Ponadto akcja ma wiele zaskakujących zwrotów, kilka mocnych scen i dobre tempo, dzięki czemu Szumowiny można przeczytać za jednym podejściem, choćby w deszczowe, jesienne popołudnie. 

Dużym plusem powieści jest również poruszany problem społeczny, który tym razem dotyczy skuteczności resocjalizacji osadzonych w więzieniach. W swojej książce Horst odwołuje się nie tylko do własnego rozumienia sprawy i domysłów, ale również do statystyk, co świadczy o jego dobrym przygotowaniu. Kolejny raz jestem zaskoczona, jak sprawnie idzie skandynawskim autorom łączenie ciekawych pomysłów kryminalnych ze sferą społeczną – z pewnością jest to element, który tak szybko zjednuje twórcom z tamtego regionu tak wielkie rzesze czytelników. Mnie również się to podoba, bo dzięki temu kryminał nie pozostaje zwykłą, jednorazową rozrywką; jego treść zachęca do refleksji już po odłożeniu książki na półkę.

Jakkolwiek by nie podchodzić do dziwnej chronologii fundowanej nam przez wydawnictwo, zabawnym jest obserwowanie całej obyczajowej fabuły "od tyłu" – zupełnie jakbyśmy wpadli w jakąś zapętloną retrospekcję lub opowieść osoby, która co i rusz zdaje sobie sprawę, że dla pokazania pełni historii musi cofnąć się jeszcze dalej. I dalej. I dalej... Mnie to nie przeszkadza; jedyne, czego się obawiam, to że wraz z cofaniem się do wcześniejszych dzieł autora będziemy musieli zmierzyć się z jego stylem z czasów, gdy jeszcze nie był tak wprawnym pisarzem jak dziś. Pierwsze części cyklu o Wistingu mają już ponad 10 lat i stanowiły debiut autora, co budzi pewne obawy. W kwestii stylu zdecydowanie wolę obserwować rozwój twórcy niż jego degradację – cały czas mam w pamięci przepaść, jaka dzieliła szóstą i pierwszą część cyklu o Malin Fors Monsa Kallentofta. Ale bądźmy dobrej myśli, może nie będzie tak źle...






Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie wydawnictwu Smak Słowa.

czwartek, 12 maja 2016

Christer Mjåset – „To ty jesteś Bobbym Fisherem” [recenzja przedpremierowa]

Czterdziestoletni Håkon nie miał zamiaru wracać do rodzinnego miasta, a każdej, nawet najmniejszej sposobności unikał jak ognia. Nie mógł jednak dłużej uciekać, gdy zmarł jego przyjaciel z dzieciństwa – na pogrzebie trzeba było być. Powrót w rodzinne strony to nie tylko odwiedzenie znajomych miejsc i natłok różnorodnych wspomnień; to także osoby, które chcą wracać do dawnych spraw. Czy warto rozgrzebywać rany? I jaką tajemnicę nosi w sobie Håkon, że przez tyle lat trzymała go z daleka od miasta, w którym się wychowywał?

Mam wielki problem z oceną tej książki i wciąż nie mogę rozgraniczyć tego, czym jest, od tego, czym mogłaby być. W opisie okładkowym i rekomendacjach czytam o świetnej powieści z wartką akcją, mistrzowskim aspektem psychologicznym i niezwykłą tajemnicą, jednak sama nie miałam okazji poczuć tych wszystkich pozytywów. Opisywana historia, chociaż rzeczywiście wartka i wciągająca, była dla mnie zbyt chłodna i miałam wrażenie, że nie docieram do sedna problemu głównego bohatera. Owszem, pojawiały się pewne emocje, które przejawiał w związku z sytuacją sprzed lat, ale nie były one uwydatnione na tyle, na ile bym chciała. Håkon nie wydał mi się osobą targaną wyrzutami sumienia, raczej odsuwającą od siebie wiele niełatwych odczuć i wspomnień, wypierającą je. Fakty, które czytelnik poznaje dzięki retrospekcjom bohatera, również prezentowane były raczej chłodno, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak traumatycznych sytuacji dotyczyły. Gdybym miała to do czegoś porównać, powiedziałabym, że czułam się, jakbym oglądała całą tę sytuację przez szybę: niby wszystko widziałam jak na dłoni, a jednak byłam oddzielona i nie mogłam do końca wczuć się w całą tę opowieść.

Jeśli chodzi o główną oś fabuły, czyli zagadkę z przeszłości, nie mam żadnych zastrzeżeń: do samego końca odkrywamy nowe fakty, które pozwalają spojrzeć na sprawę inaczej. Książka jest dość krótka, a kolejno dodawane informacje są dobrze dawkowane – budują napięcie i podtrzymują uwagę czytelnika. Choć wspomnienia bohatera wiążą się ze zbrodnią, klimat kryminału jest tu bardzo delikatny, niemal niezauważalny; dużo ważniejsze są relacje międzyludzkie i to, jak poszczególne osoby funkcjonują we wzajemnych interakcjach. Autor wykreował ciekawą sieć zależności między postaciami, a osoby, które poznajemy (bezpośrednio lub oczami innych), stopniowo zmieniają swoje oblicze.

Tak jak wspominałam wcześniej: sama nie wiem, w jaki sposób podchodzić do tego tekstu. Czasem zdarza się tak, że czytam książkę i mam poczucie, że coś mi umyka, że nie sięgam tam, gdzie docierają inni – tak było również w tym przypadku. Książkę Mjåseta przeczytałam sprawnie i z lekkością, jednak nie te elementy miały być jej wyróżnikiem; liczyłam na emocje, akcję i psychologiczną głębię i pod względem tych aspektów jestem po prostu rozczarowana. Pozwólcie, że tym razem nie powiem Wam jednoznacznie, czy polecam tę opowieść, czy nie – wiem, że jest to książka doceniania i że wiele osób znalazło w niej znaczną wartość. Zachęcam, aby przekonać się na własnej skórze i samodzielnie wyrobić sobie zdanie na jej temat.





Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie Business and Culture oraz wydawnictwu Smak Słowa.
Premiera 18 maja!

środa, 13 kwietnia 2016

Jørn Lier Horst – „Ślepy trop” [recenzja przedpremierowa]

Muszę się Wam przyznać, że ostatnio miałam totalny czytelniczy zastój. Samo patrzenie na stosy książek „do przeczytania” sprawiało mi trudność i dyskomfort, a gdy podliczyłam, że w marcu udało mi się ogarnąć tylko 4 tytuły, do głosu doszły wyrzuty sumienia. Nic przyjemnego, wie to każdy, kto kiedykolwiek przeżył podobną sytuację. Po Ślepy trop sięgnęłam bez większych nadziei, mocno już zmęczona całym tym stanem i z założeniem, że i tak pewnie zbytnio się nie wciągnę. I tu nadeszło zaskoczenie, bo książkę przeczytałam niemalże jednym tchem!

Sofie Lund stanęła przed bardzo trudnym dylematem – odziedziczyła spadek pod zmarłym dziadku, z którym nie chciałaby mieć nic wspólnego. Z drugiej strony jako samotna matka nie może sobie pozwolić na odrzucenie takiej szansy, w końcu dom i spadek mogą być szansą na lepsze życie dla niej i dla jej malutkiej córeczki. Kobieta nie spodziewa się, że pozostawiony w piwnicy sejf może przysporzyć jej tylu problemów; jego zawartość okazuje się być niezwykle cenna nie tylko finansowo – wewnątrz znajduje się przedmiot ważny dla pewnej kryminalnej sprawy. Sprawy, którą uznano już za zamkniętą…

Jest kilka istotnych cech, dla których bardzo lubię książki Horsta. Choć widać wyraźnie pewne elementy wspólne dla niemal wszystkich skandynawskich kryminałów, jest tu również kilka charakterystycznych i bardzo przyjemnych dodatków. Wisting nie jest typowym bohaterem utytłanym we własnych problemach – właściwie jego głowę zaprzątają głównie sprawy innych ludzi, które stale przedkłada nad własny interes. Dzięki takiemu zaangażowaniu bohatera powieść łączy w sobie wiele różnorodnych wątków: nie tylko kryminalnych, ale też społecznych czy obyczajowych. Co ważne, nie są to elementy dodawane losowo i zaburzające równowagę; wręcz przeciwnie – każdy wątek istotny jest nie tylko dla samego Wistinga, ale też dla prowadzonej przez niego sprawy, co zdecydowanie wpływa na spójność opowieści. Oczywiście można by dyskutować o prawdopodobieństwie życiowym, ale nie ono jest tu najistotniejsze; ważne, że całość jest spójna i sprawia naprawdę dobre wrażenie.

Tym, co moim zdaniem wyróżnia Ślepy trop na tle innych, podobnych opowieści, jest charakter prowadzonej sprawy. O ile stosunkowo wiele mamy kryminałów szeroko zakrojonych, dobrze umotywowanych, o mocnym społecznym tle, o tyle rzadko nacisk położony jest na wewnętrzne rozgrywki w policji. Zwykle nemezis bohatera jest on sam, a także ścigany przestępca, tutaj z kolei do trudności dochodzi pewien rodzaj walki z kolegami po fachu. Wisting będzie musiał wykazać się nie lada odwagą i determinacją, aby podważyć zdanie innych policjantów i ingerować w pozornie zamknięte już śledztwo. Ten wątek, niezwykle ważny dla całej sprawy, poprowadzony jest znakomicie i dostarcza czytelnikom wielu różnorodnych emocji.

Tak jak już wspomniałam, siłą tej książki jest jej wewnętrzna spójność – żaden wątek nie jest przypadkowy, żadna sytuacja nie pozostaje bez znaczenia. Historia utkana jest misternie i naprawdę dobrze, a powolne odkrywanie różnych jej aspektów jest dla czytelnika przyjemnością. Mnie lektura pochłonęła i sprawiła, że znów nabrałam motywacji do czytania, a to zadanie niełatwe w momencie zastoju; tym bardziej jestem pod wrażeniem.





Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie Business and Culture oraz wydawnictwu Smak Słowa.
Premiera 14 kwietnia!

niedziela, 20 września 2015

Jørn Lier Horst – "Poza sezonem"

Zaczynanie kryminalnych serii od środka lub końca to już moja świecka tradycja – nie pamiętam kiedy ostatnio miałam styczność, jak normalny człowiek, z otwarciem jakiejś historii. Nie inaczej jest tym razem, choć w przypadku Poza sezonem mogę zrzucić odpowiedzialność na Smak Słowa (nareszcie nie jest to po prostu moja wina...), gdyż na polskim rynku mamy w tej chwili jedynie trzy ostatnie części cyklu o Williamie Wistingu. Nie dziwcie się zatem, że dziś na tapetę idzie tom 7 – nie umniejsza to w żaden sposób jej wartości, a i ja nie żałuję takiego kontaktu z pisarstwem Horsta.

Sezon wakacyjny dobiega końca, a dzielnica domków letniskowych powoli pustoszeje. Dla drobnych złodziejaszków jest to idealny moment, aby rozpocząć działalność i sprawdzić, jak wiele wartościowych rzeczy pozostało w miejscach wypoczynku. Jednak czym innym jest kradzież, a czym innym morderstwo; sprawa fali włamań nabiera zupełnie innego charakteru, gdy w jednym z domków letniskowych znalezione zostaje ciało mężczyzny. Co wspólnego ze sprawą mają narkotykowi dilerzy i pewien znany dziennikarz? Na to pytanie będzie musiał odpowiedzieć komisarz William Wisting.

Pierwszy raz zdarzyło mi się czytać kryminał, w przypadku którego powolną akcję uznałabym za zaletę. Tutaj żadna sprawa nie umknie opisowi i na pewno zostanie należycie zanalizowana, tempo akcji jest dość niskie, a mimo to przez cały czas czujemy ten cudowny rodzaj napięcia charakterystyczny dla dobrego kryminału. Nie ważne ile pisałby Horst – każde słowo czyta się z przyjemnością, a podczas lektury opisów wyobraźnia czytelnika pracuje na pełnych obrotach; jesteśmy w stanie wyobrazić sobie w równym stopniu miejsce zbrodni, krajobraz i wewnętrzne przeżycia bohatera, bowiem kunszt literacki autora utrzymuje naprawdę wysoki poziom.

Kolejną wielką zaleta jest merytoryczne przygotowanie Horsta. Jako były śledczy doskonale zna kulisy działania policji, a swoją wiedzę aktywnie wykorzystuje podczas pisania. W powieści nie ma miejsca dla bezsensownych zbiegów okoliczności, bo całość jest spójna, przemyślana i doskonale umotywowana – to nie jest oderwany od rzeczywistości kryminał i jestem święcie przekonana, że podobna sytuacja mogłaby mieć miejsce naprawdę. Horst nie stara się operować skrajnościami, jak na przykład Kallentoft; on ze zwykłych zdarzeń splata interesującą i misterną intrygę, która niesamowicie wciąga czytelnika.

Niesamowicie podobało mi się również ukazanie kontrastu światów – Norwegii i Litwy; bogatego, cywilizowanego i uporządkowanego narodu wraz z krajem biednym i pełnym różnie pojętej anarchii. Gdy Wisting odwiedza inny kraj, nie może otrząsnąć się z szoku – poziom życia, ceny, sposoby zarobkowania i stosunek ludzi do prawa budzą w nim wiele sprzecznych uczuć. Dzięki tej płaszczyźnie kryminał nabiera również ciekawej płaszczyzny społeczno-obyczajowej, co dodatkowo nadaje mu wartości.

Po pierwszym spotkaniu z twórczością Horsta jestem zachwycona. Kolejny raz skandynawski kryminał bardzo pozytywnie mnie zaskoczył i chyba mogę już powoli dołączać do grona fanów tego specyficznego gatunku. Najchętniej poznałabym od razu wszystkie pozostałe książki autora, ale niestety jest to niemożliwe; póki co musi mi wystarczyć egzemplarz Psów gończych, który czeka na mojej półce na swoją kolej. Nie mogę się doczekać!





Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie Business and Culture oraz wydawnictwu Smak Słowa.