Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lauren Groff. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lauren Groff. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Lauren Groff – „Arkadia” [przedpremierowo]



W zeszłym roku miałam przyjemność poznać niezwykłą powieść o miłości, związku budowanym na kłamstwie i narastających konsekwencjach zatajania faktów. Fatum i furia, bo o niej mowa, podzieliła środowiska literackie na całym świecie – jest to powieść bardzo specyficzna, która mało kogo pozostawi obojętnym: kocha się ją lub nienawidzi. Mnie zachwyciła do tego stopnia, że uważam ją za jedną z najlepszych książek 2016 roku. Nic dziwnego, że po takim zachwycie aż zapiszczałam, gdy okazało się, że na rynku pojawi się nowa powieść autorki. Dla takiej książki byłam w stanie się poświęcić i wziąć z wydawnictwa e-booka, byle tylko poznać ją jak najszybciej. Niestety daleko mi do zatonięcia w tej historii.

Historia głównego bohatera powieści sięga czasu hipisów, którzy marzyli o lepszym życiu tworząc własną, wielką komunę zwaną Arkadią. Lutek był dzieckiem niezwykłym, dla wielu wręcz cudownym, ponieważ jako pierwszy urodził się w nowym miejscu. Tam dorastał, uczył się, wychowywał aż do momentu, gdy wszystko się posypało, a ludzie zaczęli uciekać. Wtedy zabrano go do cywilizacji, gdzie… No cóż, musiał sobie jakoś poradzić.

Arkadia to teatr wielu aktorów w różny sposób związanych z tematem tytułowej hipisowskiej komuny. Oprócz Lutka, który musiał nauczyć się żyć w świecie niebezpiecznym, którego całkowicie nie znał, są jeszcze inni: jego rodzice przeżywający odwrotny dylemat, zawiedzeni życiem, wykorzystani, pełni dawnych ideałów, których serce rwie się z powrotem do Arkadii; ukochana Lutka, niespokojny duch; jego córka, która dzieciństwo spędziła w zwykłym świecie i Arkadię odkryła dopiero u progu dorosłości… Każda z tych postaci ma własną opowieść i zupełnie inny stosunek do wspólnoty, do ideałów, inaczej mierzy się z przeciwnościami losu, bo też inne przeciwności ma lub miała kiedyś na swojej życiowej drodze. 

Podoba mi się ukazanie wspólnoty, która balansuje gdzieś na granicy sekty: mimo głoszonej równości ma przywódcę, który prowadzi hulaszcze życie nic nie robiąc, podczas gdy pozostali ciężko pracują, by społeczność miała co jeść. Ma tajemnice, układy i konflikty, których nie powinno być. Ci z jej mieszkańców, którzy instynktownie starają się trzymać pewnych zasad moralnych, napotykają ścianę, bo ich pomysły kłócą się z przekonaniami grupy. Do tego dochodzi specyfika ruchu hipisów: przyzwolenie dla narkotyków, naturyzmu, „wolnej miłości”… W takich warunkach wychowywane są dzieci. Mimo to Groff nie ocenia społeczności, wręcz przeciwnie, stara się odpowiedzieć na pytania o aktualność przekonań hipisów i ewolucję ruchu.

Zdecydowanie jest to książka, nad którą trzeba swoje odsiedzieć, bo autorka niewiele rzeczy mówi nam wprost: musimy przysiąść, zatrzymać się na chwilę i zastanowić, by odkryć wszystkie metafory kryjące się w tej opowieści. To żmudna praca. Pierwsza część książki opisująca dzieciństwo Lutka – mniej więcej 2/3 tekstu – ciągnie się niemiłosiernie; to wprowadzenie konieczne i ważne, ale trudne do przyswojenia. Styl autorki nie jest dobry dla osób, które lubią szybko czytać: brak zaznaczenia dialogów (są elementem ciągłego tekstu) może być czynnikiem wybijającym ze zwyczajnego rytmu i czasem utrudniającym zrozumienie. Jeśli temat nas pochłonie, wszystko jest w porządku; gorzej gdy treść nie będzie nam do końca pasowała. Z drugiej strony taka narracja mocno skraca dystans, zbliża nas do bohatera; mamy poczucie, że słyszymy jego myśli.

W przeciwieństwie do Fatum i furii, którą – jestem pewna – będę odkrywała na nowo jeszcze nie raz, Arkadia nie daje moim zdaniem tyle, by odczuwać satysfakcję po jej zakończeniu. To równie trudna opowieść napisana w stylu, do którego musimy przywyknąć: niespieszna, skupiona na relacjach, kładąca nacisk na nietypowe elementy. Tym razem jednak treść jest nieco mniej ciekawa, a ostateczne konkluzje nie zaskakują. W gruncie rzeczy po zamknięciu książki miałam poczucie, że to całkiem zwyczajna opowieść, niepotrzebnie ubrana w udziwnione ramy. Być może tym razem jestem w gronie osób, którym coś ważnego w tej historii umknęło – z niecierpliwością wyczekuję opinii na jej temat, bo jestem ciekawa, czy pozostało coś do odkrycia, czy warto próbować drugi raz.






Za egzemplarz książki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Znak.
Premiera 11 kwietnia!

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Lauren Groff - „Fatum i furia”


Nie będę ukrywała, że podejść do tej książki miałam wiele – trzy razy zabierałam ją w podróż, a kilka kolejnych prób podejmowałam w domowym zaciszu. Czasem czytałam kilka stron, czasem tylko brałam ją do ręki, by za chwilę odłożyć z powrotem na półkę. Zdarzało się, że nie czułam się gotowa na lekturę, w pewnym okresie temat związków nie był tym, co mogło mi posłużyć, innym razem po prostu nie miałam ochoty, a zdarzało się, że odrzucał mnie specyficzny do bólu styl. Zwykle w takim przypadku stwierdzam, że książka nie jest dla mnie, i chowam ją gdzieś na regale, gdzie ma czekać na lepsze czasy które nigdy nie nadejdą; tym razem jednak, paradoksalnie, miałam poczucie, że powinnam ten tekst poznać. I wiecie co? Przeczucie kolejny raz mnie nie zawiodło. Powieść Lauren Groff to książka, której po prostu trzeba dać czas. W pierwszej chwili, gdy znienacka wpadamy w specyficzny styl i sposób ujęcia świata, możemy czuć się przytłoczeni – mnie dopadły fatalistyczne wizje, że nie dam rady, że 400 stron napisane w ten sposób będzie do przebrnięcia niemożliwe, a do tego opowieść zdawała się nie układać po mojej myśli. Mimo to z każdym kolejnym zdaniem coraz bardziej wsiąkałam w tę historię i w którymś momencie przestałam zauważać kolejne mijane strony – jedna, dwie, dziesięć, sto… Opowieść płynęła sama, a jej odkrywanie stało się tak przyjemnością, jak obsesją.

Zanim sięgnęłam po tę powieść, wydawało mi się, że to historia małżeńska, która obnaża wszelkie brudne strony związku. Owszem, można by przyjąć taką definicję, jednak jest ona naprawdę mocno uproszczona. Fatum i furia rzeczywiście opowiada historię pary – on, początkujący aktor z głową pełną ideałów, rzuca się w wir namiętności i zostawia całe swoje dotychczasowe życie, aby wziąć ślub z kobietą, w której szaleńczo się zakochał. Cała fabuła książki oparta jest o małżeństwo, jednak nie jest to historia stricte miłosna; to raczej opowieść o tym, w jaki sposób piętrzą się niedomówienia i do czego może doprowadzić pozornie niewinne przemilczenie. Historię obserwujemy z dwóch perspektyw, co jest kluczowe dla całej fabuły – najpierw (w części zatytułowanej Fatum) w centrum znajduje się Lancelot i jego spojrzenie na przeszłość, rodzinę i skrajnie idealizowaną żonę, a następnie (w drugiej połowie książki, o tytule Furia) pałeczkę przejmuje Mathilde, która pokazuje drugą stronę medalu. Tak jak obiecuje opis okładkowy, drugie spojrzenie burzy cały obraz świata, jaki czytelnik zdążył sobie stworzyć prze pierwsze 250 stron i każe poddać pod refleksję wszelkie dotychczasowe przemyślenia.

Zważywszy na samą fabułę, wydawało mi się, że to powieść, która w jakiś sposób wpłynie na moją wizję małżeństwa, ukazując je jako stertę kłamstw i ciągłą maskaradę. Tak się nie stało. Choć wiele przemyśleń zawartych w powieści jest uniwersalnych, a wizja małżeństwa należy do naprawdę autentycznych, to nie związek wydał mi się w tym wszystkim najważniejszy. Fatum i furia to moim zdaniem bardzo gorzka i smutna opowieść o tym, w jaki sposób kształtuje nas przeszłość, co determinuje nasze zachowanie i jak wielką, często fatalną skalę mają wybory, których dokonujemy za młodu. Bohaterowie udowadniają, że nie można uciec od tego, co było, i że kłamstwa nie są sposobem na życie, bowiem ich skutki tylko się nawarstwiają i przynoszą negatywne konsekwencje w najmniej odpowiednim momencie. Widać tu pewien fatalizm i sporo bardzo gorzkich prawd. Lauren Groff stawia przed czytelnikiem bardzo ważne pytanie: czy dobry związek można budować na kłamstwach? Pierwsza z wizji, przepełniona idealizacją i wyparciem, sugeruje, że owszem, jest to sposób na życie – tak wiele musimy przemilczać, jeśli chcemy być dobrymi partnerami, że jedno kłamstwo w tę czy w drugą stronę nie robi różnicy, zawsze można wypierać i tworzyć wyimaginowany świat. Niestety po tej części przychodzi kolejna, bardziej racjonalna, która uświadamia nam, jak wygląda druga strona.

Te wszystkie analizy wspólnego funkcjonowania pary w żaden sposób nie umniejszają tego, jak autorka pochyla się osobno nad każdym z bohaterów. Obserwując dokładnie losy postaci możemy poznać wszelkie jej motywacje i przyczyny zachowań, a obraz stworzony na podstawie gromadzonych danych będzie naprawdę pełny. Inaczej poznajemy Lancelota, a inaczej Mathildę – wynika to w sposób oczywisty z konstrukcji powieści – jednak spojrzenie na obie kluczowe osoby zmienia się w toku trwania akcji. Autorka nie tylko nam ich ukazuje, ona czasem się nad nimi pastwi i rozdrapuje pewne sprawy, aby dotrzeć do głębi i pełniej pokazać, jak się sprawy mają. W tym celu wykorzystuje również element związany z teatrem – przykłady sztuk tworzonych przez Lancelota pozwalają jej pokazać zachodzące w nim zmiany. Czytelnik otrzymuje nie tylko opisy fabuł, ale często również analizy treści dzieł bohatera, a sposób opowiadania autorki o kulisach teatru jest po prostu niesamowity.

W takich momentach żałuję, że tak rzadko sięgam po tzw. „ambitną” prozę. Wychodzi na to, że brakuje mi trochę intelektualnej rozrywki, jaką jest czytanie tego typu książek – wśród lżejszych również można znaleźć tematy do refleksji, jednak nie są one tak doskonale podane. Fatum i furia to literacka uczta, która przynosi czytelnikowi wiele satysfakcji. Nie żałuję żadnej spędzonej z nią minuty i jestem pewna, że jeszcze nie raz wrócę do tej historii – choćby po to, aby sprawdzić, czy bez dreszczyku emocji i niepewności w związku z fabułą lektura nadal będzie tak ekscytująca.






Za egzemplarz recenzencki dziękuję serdecznie Wydawnictwu Znak.