Pokazywanie postów oznaczonych etykietą teatr. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą teatr. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 11 listopada 2018

Teatr: „Lalka” (Wojciech Kościelniak, Piotr Dziubek)



Z Teatrem Muzycznym w Gdyni mam ostatnio bardzo nierówną relację: najpierw genialni Chłopi, potem bardzo przeciętny Wiedźmin... Nie ukrywam, że na kolejny spektakl duetu Kościelniak&Dziubek szłam z lekkim niepokojem, zwłaszcza że dotyczy jednej z moich ulubionych powieści. Wszelkie obawy były jednak niepotrzebne i dzis mogę Was zaprosić na opowieść o moim nowym ukochanym musicalu.


czwartek, 5 kwietnia 2018

Disney, muzyczny rozrzut i gastrowczasy, czyli inspiracje marca



Marzec zdecydowanie upłynął mi pod znakiem aktywności. Wyjazd do Warszawy, eventy w Trójmieście, a także powrót do jogi i wielokilometrowych marszy  wszystko to razem dało mi masę radości i bardzo pozytywnego zmęczenia. Dzięki temu mam też dla Was masę fajnych miejsc, zarówno realnych, jak i wirtualnych, które z całego serduszka polecam. Z racji tego, że w minionym miesiącu uzbierałam ich bardzo dużo, będziemy testować nową, skróconą formę przekazu informacji. Dajcie znać, czy Wam się podoba!

środa, 28 lutego 2018

Irlandzkie rytmy, teatr lalek i duża dawka girl power, czyli inspiracje lutego



Zgodnie z przewidywaniami luty stanowił dla mnie miesiąc przejściowy  właściwie podczas tych 28 dni głównie planowałam aktywności na marzec, a także poniekąd na kolejne miesiące (Teatr Muzyczny w Gdyni ze swoją tendencją do szybkiego znikania biletów wymaga, niestety, myślenia baaaaardzo perspektywicznego). Czasu i ochoty na czytanie miałam niewiele, na pisanie z resztą też, ale za to udało mi się znaleźć kilka innych, bardzo przyjemnych drobiazgów, które z wielką chęcią Wam polecę.

środa, 6 grudnia 2017

Teatr: „Wiedźmin” (Wojciech Kościelniak, Piotr Dziubek)



Produkcja Teatru Muzycznego w Gdyni była jedną z najbardziej wyczekiwanych premier tego roku, zwłaszcza dla fanów polskiej fantastyki. Bilety rzucono do sprzedaży w marcu (w okolicach moich urodzin, sprawiłam sobie prezent!), a te na pierwsze spektakle rozeszły się w ekspresowym tempie. Jako że potrzebowaliśmy chwili na zastanowienie, udało się nam chwycić dobre miejsca dopiero na późniejszy spektakl, dwa miesiące po premierze. Nienajgorzej. W międzyczasie unikałam recenzji i wszelkich opinii na temat musicalu, karmiąc się jedynie własnymi oczekiwaniami. Może to nie był najlepszy pomysł...

niedziela, 30 kwietnia 2017

Inspiracje: kwiecień



Kto pracuje dzisiaj i drugiego maja, palec do budki! Dla mnie nie ma właściwie żadnego długiego weekendu, bo z pięciu jego dni trzy spędzam w pracy. Ale nie narzekam, o nie! To świetna okazja do ponadrabiania zaległości w czytaniu i pisaniu tekstów na bloga, żeby zrobić jakiś gwarantujący spokój zapas i plan na maj. Tymczasem Tobie – niezależnie czy właśnie odpoczywasz pod kołdrą, czy zmierzasz do pracy – zostawiam kilka inspiracji z mojego kwietniowego kuferka.


Jesus Christ Superstar

Tak naprawdę ten tekst mógłby zaczynać się i kończyć w tym miejscu, bo jeśli porównać którąkolwiek z pozostałych inspiracji z tą, wszystkie wypadają bardzo blado. Chociaż od naszej wyprawy do Warszawy minęło już kilka tygodni, wciąż jesteśmy zachwyceni: klimatem, wykonaniem, głosami aktorów, muzyką, ale też samym spektaklem, którego innych wersji wciąż szukamy i chcemy je poznawać. Mogę powiedzieć tylko: chapeau bas dla Teatru Rampa za pracę i emocje, które dajecie widzom. Widzimy się za rok!

Musical opisałam też w osobnym tekście tutaj.


Slow fashion

Książka Asi Glogazy to jeden z niewielu poradników do których wracam. Za każdym razem, gdy przychodzi mi uporządkować szafę (a niestety ten moment właśnie nadszedł, kiedy zwiozłam do Gdańska resztę swoich ubrań), zamiast szukać inspiracji w internecie po prostu daję sobie dzień, na przypomnienie nie tylko najważniejszych zasad, ale też samej idei slow fashion, która często niestety mi umyka. Asia pisze bardzo przystępnie, życiowo i nie przekonuje do swoich racji, a w swojej książce opisuje nie tylko sam proces sprzątania (to dopiero początek zabawy!), ale też to, w jaki sposób kształtuje się nasz styl, co się na niego składa i jak możemy próbować go wypracować. Z resztą oprócz książki gorąco polecam również bloga Asi, Styledigger, gdzie w zakładce o slow fashion znajdziesz całą wiedzę niezbędną na początek, a poza tym również wiele innych wartościowych treści.


Okularnicy

Przy okazji sprzątania szafy potrzebowałam muzycznej playlisty, która mogłaby sobie lecieć w tle, kiedy działam. Przetrząsając Youtube’a w poszukiwaniu czegoś, co przypadnie mi do gustu trafiłam na piosenkę, którą znajdziecie poniżej, a potem na kolejne, aż przepadłam na dłuższy czas. Kanał Fundacji Okularnicy im. Agnieszki Osieckiej to miejsce, gdzie zebrane są zapisy m.in. koncertowych i konkursowych interpretacji wierszy poetki. To coś więcej niż muzyka, śpiew: tutaj mamy do czynienia ze wspaniałym poziomem piosenki aktorskiej; to się po prostu z przyjemnością, z emocjami ogląda. Dla mnie wspaniałe przeżycie, zwłaszcza że Osiecką uwielbiam, a zebrane tutaj utwory są często mniej znane lub niebanalnie zaaranżowane. Cudo.

To nie były odpowiednie filmiki do sprzątania, ale absolutnie nie żałuję.



Yamatai

Na sam koniec pewna gra, która nie miała prawa mnie zachwycić niczym oprócz pięknych grafik, a tymczasem okazała się, wciąż nie wiadomo czemu, strzałem w dziesiątkę. Yamatai to typowa planszówka, raczej z tych dłuższych i żmudniejszych, gdzie zamiast planować ruchy z wyprzedzeniem musimy reagować na zastaną sytuację. Naszym celem jest przejęcie kontroli nad jak największą ilością wysp w archipelagu poprzez stawianie budynków tak, aby zyskać uznanie królowej. W tym celu korzystamy z różnobarwnych statków, które różnymi drogami możemy stopniowo wprowadzać na planszę, by dotrzeć do najdalszych zakamarków królestwa. Tyle teorii. W praktyce bardzo podoba mi się sposób, w jaki można zbudować sobie combo, no i bardzo odpowiada mi rosnąca z rundy na rundę liczba możliwości.


środa, 12 kwietnia 2017

Teatr: „Jesus Christ Superstar” (Andrew Lloyd Webber, Tim Rice)


Czasami droga do odkrycia czegoś zachwycającego jest długa i kręta, pełna niesamowitych przypadków. Weźmy na przykład ten wyjazd: tak naprawdę wszystko zaczęło się jakiś czas temu, kiedy odkryłam Studio Accantus i zostałam jego wielką fanką. To dzięki ich kanałowi w ostatnim czasie odżyło moje zainteresowanie musicalem Jesus Christ Superstar, a na stronie jednej z ich wokalistek (Natalii Piotrowskiej) odnalazłam informację, że spektakl jest obecnie grany w Warszawie. To był Dzień Spontaniczności, bo kilka chwil później (przyznaję, niewiele myśląc o dojeździe z Gdańska i innych tego typu aspektach technicznych) byłam już szczęśliwą posiadaczką dwóch biletów.

Niesamowicie było od samego początku: mieliśmy okazję siedzieć w pierwszym rzędzie, co w teatrze, w którym scena znajduje się może pół metra od widzów, jest doświadczeniem bardzo niecodziennym. Odkryliśmy, że aktorzy mają mimikę! Oczywiście żartuję, ale faktem jest, że nigdy dotąd nie mieliśmy okazji tak dokładanie obserwować absolutnie całej aktorskiej pracy – od pełni twarzy, która przecież najlepiej wyraża nasze emocje, aż do funkcjonowania mięśni przy każdym, nawet najmniejszym ruchu. Pozycja, w jakiej się znaleźliśmy, pozwoliła nam dostrzec to, na co wcześniej nie mieliśmy okazji zwrócić uwagi, co dla mnie osobiście było niesamowitym przeżyciem. Pewnie przy spektaklach z większą liczbą aktorów i scenami równoległymi (jak np. Chłopi, gdzie oprócz głównej akcji mamy wiele smaczków w bocznych sektorach sceny) nie byłoby to aż tak wielką zaletą, ale w tym przypadku okazało się strzałem w dziesiątkę.

Trzeba również przyznać Teatrowi Rampa, że ma naprawdę niesamowitą obsadę. Jesus Christ Superstar to musical bardzo wymagający, prawie dla wszystkich postaci oparty na wysokich tonach, co jest wyzwaniem zwłaszcza dla męskiej części solistów. Tymczasem obu głównych bohaterów – Jakub Wocial oraz Sebastian Machalski – poradziło sobie świetnie, tworząc wyraziste, pełne emocji kreacje Jezusa i Judasza. Przyjemnym kontrastem był niski wokal Pawła Tucholskiego (Kajfasz), a całości dopełniła wiodąca prym wśród kobiet Natalia Piotrowska (Maria Magdalena). Bardzo miło było usłyszeć ją wreszcie na żywo po latach odkrywania kolejnych nagrań w internecie – zachwyciłam się jej głosem na nowo.

Jeśli chodzi o treść spektaklu, chyba prawdą jest, że obraża głównie tych, którzy nigdy go nie widzieli, bo w rzeczywistości jest znacznie mniej obrazoburczy, niż się spodziewałam. To po prostu znana historia z inaczej rozłożonymi światłocieniami, interesująca i skłaniająca do refleksji. Judasz i Jezus są tutaj postaciami równorzędnymi o różnych postawach, które niejednokrotnie nie mogą znaleźć punktów stycznych, a całość dotyczy w pewnym stopniu fenomenu społecznego, jakim było życie i działalność Chrystusa. Dzięki innemu akcentowaniu w opowieści znajduje się miejsce dla tak ciekawych postaci jak Herod czy Piłat (swoją drogą grający go Maciej Nerkowski to mój absolutny faworyt wokalny, mogłabym siedzieć i słuchać, słuchać…). Do tego wszystkiego dodać trzeba charakterystyczny klimat rock opery i towarzyszący mu rozmach, nadający opowieści zupełnie nowego charakteru.

Jesus Christ Superstar to musical barwny i cieszący oko, pełen niezwykłych, wyrazistych postaci, zaskakujący. W Teatrze Rampa jego realizacja jest fenomenalna, zarówno pod względem wokalnym, muzycznym, jak i wizualnym. My załapaliśmy się na jeden z ostatnich spektakli – z tego co wiem, wystawianie go w tym roku jest już zakończone, ale prowadzący facebookową stronę teatru już zapraszają na wiosnę 2018 zapowiadając, że powróci na ich deski. Tak czy inaczej do Rampy zapraszam również na inne produkcje, bo atmosfera jest świetna: przyjemna i bardzo kameralna. Mnie osobiście kusi jeszcze Rapsodia z demonem oraz jesienna premiera: Kobiety na skraju załamania nerwowego na podstawie filmu Pedro Almodóvara.




piątek, 31 marca 2017

Inspiracje: marzec


Wspaniali ludzie – tak mogłabym pokrótce omówić miniony miesiąc, bo jak na swoje możliwości spędziłam z innymi osobami naprawdę masę czasu. Częściowo muszę to zrzucić na karb urodzin, które świętowałam przez kilka dni w różnym towarzystwie, ale nie tylko: po prostu zbiegło się w czasie kilka dobrych okazji do spotkań. Co poza tym, w kwestii spraw, które możesz wypróbować samodzielnie? Już spieszę z opowieściami:


Harley Quinn

Nie znając jakoś szerzej postaci Harley od tego komiksu oczekiwałam po prostu zabawy – z tym właśnie kojarzyła mi się najsłynniejsza ofiara syndromu sztokholmskiego. Zbiór przekonał mnie do siebie już pierwszym zeszytem, w którym główna bohaterka rozmawia z autorami (!) na temat tego, jak chciałaby, żeby wyglądał komiks o niej, a ci prezentują jej pełen przekrój prac rysowników w różnych stylach. Mistrzostwo! Sama historia również mnie zachwyciła: otrzymałam dokładnie taką mieszankę krwi, obrzydliwości i groteskowego humoru, jakiej potrzebuję, aby być zadowoloną z lektury.


T.I.M.E Stories

Gra scenariuszowa oparta na współpracy, w której uczestnicy podróżują w czasie, aby zapobiegać momentom krytycznym i tym samym zagładzie świata. Przyznaję, że podchodziłam do niej mega sceptycznie z dwóch powodów: aby wygrać, należy rozwiązywać zagadki (w czym nie jestem specjalnie dobra), a gdy już nam się uda, scenariusz jest zamknięty i właściwie nie mamy po co do niego wracać. Byłam przekonana, że będę się męczyć i kląć nad planszą, ale gdy pierwsze partie mamy już za sobą, mogę powiedzieć tylko: WOW! Klimat jest niesamowity (a wierz mi, że do tej pory poczułam jakikolwiek klimat może w 2-3 grach), całość wymaga od nas odpowiedniej mieszanki skupienia, inteligencji, szczęścia i zapamiętywania, a poszczególne rozwiązania bardzo przyjemnie zaskakują. Mamy za sobą dwa pierwsze scenariusze i chociaż Sprawa Marcy negatywnie zaskoczyła nas tematem, i tak nie możemy doczekać się kolejnej przygody.


Grease


Na Grease do teatru muzycznego chciałam pójść nie tylko dlatego, że uwielbiam wersję filmową - główną motywacją był fakt, że You're the one that I want w polskiej wersji jest praktycznie nie do znalezienia, a ja byłam ciekawa, jak będzie brzmiało "po naszemu". Cóż mogło być lepszego niż spektakl w dniu urodzin?

Powiem tak: w tym przypadku piosenki wyjątkowo brzmią mi lepiej po angielsku niż po polsku, "przemiana" Sandy w teatrze jest jeszcze płytsza niż w filmie, ale wybrać się naprawdę warto, zwłaszcza jeśli chcecie obejrzeć musical po prostu dla rozrywki. Całość świetnie trzyma klimat, jest luźno, mega zabawnie, "nóżka sama chodzi" do piosenek, a łamanie czwartej ściany w wykonaniu aktorów z TM w Gdyni po prostu rozkłada na łopatki.

Ach, i zostałam fanką Krzysztofa Wojciechowskiego. Druga wcale-nie-główna-ale-wymagająca rola i drugi raz z rzędu wokal, który mnie zachwycił.


Logan

Nie mogłabym nie wspomnieć o moim największym zachwycie minionego miesiąca. Świetny dramat, genialne metafory życia rodzinnego, obiektywnie bardzo dobry film nie tylko dla tych, którzy fascynują się X-menami. Nie będę rozwodziła się nad zaletami, powiem jedynie, że jest naprawdę niezwykły i wywołuje całą masę emocji. Po dłuższą opowieść zapraszam tutaj (wciąż nie potrafię mówić o tym filmie krótko i w prostych słowach oddać wszystkich swoich spostrzeżeń).


A Ciebie co pochłonęło w pierwszym wiosennym miesiącu?