Obserwatorzy

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czesio. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czesio. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 23 listopada 2014

Smutna niedziela dla nas

nasz Czesio pokicał dzisiaj za tęczowy most. Nic nie zwiastowało, że jest coś nie tak. Myślę, że mógł to być zawał serca. Nie zdążyłam nawet pomyśleć, gdzie tu dzisiaj szukać weterynarza - było po wszystkim.

 
W transporterku, po przyjeździe do Zagórza
 
Na rękach u Matyldy - tak go oswoiła, że uwielbiał leżeć na kolanach w takiej pozycji
 
Piękny, zdrowy królik rezydował w otwartej na stałe klatce, kiedy chciał - mógł wychodzić. Jednakże ostatnio, jakoś nieczęsto korzystał z tej możliwości.
 
 

Królik wyjada suszone dla niego listki, Ifunia się przygląda
 
Czesio był królikiem niezwykłym, chyba nie ma takiego, który podróżowałby tak dużo w swoim życiu: Kraków, Sanok, Lublin. Wakacje spędzał z nami i jeździł codziennie na letnisko do ogrodu.
 

 
Ostatnie dwa lata przebywał u nas na stałe. Miłe, niekłopotliwe zwierzątko. Starałam się dbać o niego jak najlepiej. Był równolatkiem z Ifunią (siedem lat). Mieliśmy z nim kilka przygód, dostarczył nie lada emocji. Pochowaliśmy go pod lipą obok Gucia (nasz pies, który był przed Ifunią) i Usi (piesek mamy). Tu wątek Czesia.


środa, 23 października 2013

Chciałoby się powiedzieć: trwaj piękna jesieni

Po przymrozkach, które przyczyniły się do zniszczenia roślin i spowodowały, że w większości liście z drzew spadły bardzo szybko, nastała piękna, ciepła jesień. Korzystamy z jej urody, ile tylko możemy. Wędrujemy nad stawami, po lasach i polach. Ifa  urządza sobie nawet kąpiele w jeziorze, a mały piesek bez zahamowania brodzi po niskiej wodzie w Sanie.




Szkoda tylko, że dni coraz krótsze, a w niedzielę już zmiana czasu. Cieszmy się więc dniem, korzystajmy z ostatnich ciepłych, słonecznych dni.








W ogrodzie zakwitły ostatnie kwiaty jesieni: szafrany:



Nawet Czesio korzysta z ciepełka, wywożony jeszcze na letnisko:


piątek, 6 września 2013

Schyłek lata

powitał wyraźnym, jesiennym już niemal ochłodzeniem. Rano bywa naprawdę zimno, omotuję się więc chustami. Zapewne trzeba będzie wyciągnąć jakieś ponczo (a może zrobić nowe?). W ogrodzie nadal susza, te niezbyt obfite, ostatnie deszcze właściwie niewiele dały. Nic nie kwitnie tak ładnie, jak w poprzednich latach.





Powoli przygotowuję ogród do zimowania (wiem, że później nie zdążę zrobić wszystkiego). Zbieramy jeszcze jakieś maliny (bardzo kiepskie są w tym roku). Kopię i czyszczę grządki. Jabłonie staruszki miały mnóstwo jabłek, jednak spadają one z gałęzi i leżą pod drzewami jak błoto. Za każdym razem, kiedy przyjadę do ogrodu, wyrzucam po kilka wiader. Zbieram owoce spod drzewa, bo nie lubię deptać po nich. Nie mam możliwości, by wszystko przerobić, a i nadmiernych zapasów też nie ma sensu gromadzić. Ileż można jeść makaron z jabłkami i piec szarlotki? Same jabłka są dość suche, nie tak soczyste, jak w poprzednich latach i niezbyt wielkie.


 Głóg
 
 Róża pomarszczona
 
 Winobluszcz pięciolistkowy
 
Owoce tulipanowca

Wieczorem chłód od lasu zdecydowanie atakuje. Rankiem snują się mgły. Świat porudział, lecą liście z drzew. Lubię wiosnę i lato, trudno mi znosić te wielomiesięczne okresy ponurej pogody, pozbawionych zieleni drzew, szarości. A potem śnieg i mróz. Zima może być sroga, gdyż Ifka nieustannie "chodzi głodna", tzn. szuka jedzenia i zjadłaby tzw. konia z kopytami. Daję jej porcje żywnościowe normalne, jak zawsze. Więcej nie może dostawać, bo potem musiałabym walczyć z jej nadwagą. Czesio nadal został u nas. Zapewne będziemy mieli już stałego lokatora.

Czesio relaksuje się w ogrodzie

niedziela, 4 sierpnia 2013

Przymusowy "biwak"

Fachowcy remontujący u nas kuchnię i przedpokój wczoraj szczęśliwie sfinalizowali ułożenie płytek. Jako, że przedpokój to punkt newralgiczny w naszym mieszkaniu (z konieczności musi się tamtędy przechodzić), musieliśmy podjąć decyzję o opuszczeniu domostwa na dobę (żeby świeżo ułożona podłoga się ustabilizowała). Właściwie to wychodziliśmy razem z fachowcami, którzy wycofywali się do wyjścia w miarę układania płytek. Wcześniej przygotowałam sobie na korytarzu wiadro z mopem (żeby umyć z pyłu klatkę schodową). Musieliśmy też zorganizować sobie nocleg poza domem (nie skorzystałam z zaproszenia mamy, bo było nas za dużo: my, plus dwa psy i królik - to byłoby ponad siły prawie dziewięćdziesioletniej  staruszki). Padło na nocowanie w chałupie w Zagórzu (śpimy tam raczej sporadycznie). Rano zawiozłam psy i królika na działkę.

 
Królik poszedł do zagrody, psiska zamknęłam w chałupie i wróciłam po męża. Już, już mieli kończyć - jednak spędziliśmy nieco czasu na schodach klatki schodowej oraz na ławeczce przed blokiem (nigdy nie siedzę przed blokiem). W końcu drzwi  mieszkania zamknięto - ruszyliśmy do ogrodu. Stęsknione zwierzęta szalały z radości. A my rozpoczęliśmy "biwakowanie". Kiedy zapadał zmrok psy były wyraźnie zdziwione, że nie zbieramy się do odjazdu. Nie pomogło nawet poszczekiwanie na panią i prowadzenie do auta z wyraźnym wskazaniem "no już jedźmy". Mało tego państwo ułożyło się w chałupie, pan zaległ na kanapie, pani rozsiadłszy się na krześle wyciągnęła robótkę. Jakoś nie bardzo chciało się leżeć na przygotowanych kocykach. Tola ulokowała się przy panu. A Ifunia cierpiała śpiąc w dziwnej pozycji: tyłek na kanapie głowa na kolanach pańci, przednie łapy na podłodze. Kiedy psicy się dobrze przysypiało, nogi się rozjeżdżały... 




Nie mniej zaskoczony był Czesio, który wprawdzie na noc znalazł się w swojej klatce, to jakoś nie bardzo akceptował widoki roztaczające się przed nim. Kiedy mu otworzyłam drzwiczki, wyskakiwał nie bacząc na polujące na niego dwie suki. A kiedy mu już było za dużo psich awansów, salwował się ucieczką do klatki.



Noc była dla wszystkich kiepska, psice spały czujnie, co oznaczało, że systematycznie reagowały na wszelkie odgłosy z zewnątrz, a to jakieś stuki (jabłka spadały z jabłoni), a to dalekie szczekanie psów. Na zmianę co jakiś czas szczekały, pani się darła: "cicho mi tam być"; Ifka wędrowała, a to polegiwała na chodniku, a to na fotelu, a to na dywaniku obok łóżka męża.
Ranek przywitał nas srebrzystą pogodą, rosą na trawie, przenikaniem promieni słonecznych.





Jastrzębie chyba już wywiodły z gniazda młode - pojawiły się z krzykiem rankiem - kołowały trzy sztuki. Potem przepadły na cały dzień...
Dziś odpoczywaliśmy: śniadanie przed domem, spacer, kąpiele w basenie.



Późnym popołudniem wróciliśmy do domu. Nieco posprzątaliśmy. Zwierzęta po "trudnej" nocy śpią mocno, czują się bezpiecznie, Ifka poszczekuje przez sen.
Nie ma to jak w domku.

środa, 6 lutego 2013

Zwyczajnie

płynie nam życie. Codziennie rano zawożę "towarzystwo" do Zagórza. Tylko Czesio zostaje w domu. Oj królik nie ma teraz łatwego życia. Ifka nawet mu odpuściła i nie zajmuje się nim tak,  jak dawniej. Natomiast Tolka staje od razu "na baczność", kiedy Czesław wyskakuje z klatki.  A to go zaczepia łapkami, a to podgryza między uszami. Futrzak broni się jak może i dwoma łapami skacze na pieska. Jednak nie ma szans i w końcu zwiewa do klatki.

 


Mąż mój z powodzeniem powalił już niemal wszystkie sosny na górze. Sporo czasu zajmuje mu obrabianie drzew. Góra jest niemal łysa i zapewne znów zmieni się tam roślinność w najbliżych latach. Pamiętam z dzieciństawa, że koszono tam jeszcze trawę i zbierano siano. Później już nikomu siana nie trzeba było, toteż trawa sobie rosła, powalała się, by w następnym roku przebiła się świeża. Kiedy córka była mała, zbierałam jej na tej górze poziomki. Później poziomki zginęły, bo drzewa zacieniły łąkę.






Rosnące coraz wyżej sosny zmieniły florę na tym terenie i już od kilku lat pojawiały się pod drzewami grzyby. Być może, że teraz na ten odsłonięty teren wrócą poziomki.


W odwiedziny do Toli i Ifki przychodzi sąsiad; ostanio pełni też funkcję komitetu powitalnego - kiedy przyjeżdzamy oraz pożegnalnego - odprowadza nas do auta; myślę, że działa tu też inny czynnik, psina liczy na jakiś ochłap mięsno-kostny (załapuje się, kiedy dostają moje psice)

Jeszcze przy samym lesie musimy usunąć ekspansywną szarą olchę - obawiam się bowiem, że zagłuszy mi naturalne  środowisko  rosnących tam podkolanów białych. Nie kosimy zupełnie w tym miejscu trawy, bo zależy mi na utrzymaniu  tego miejsca ginących już w tym lesie podkolanów, które jeszcze kiedyś rosły przy skoczniach narciarskich. Trzeba stwierdzić, że koszenie trawy nie pozwala  nasionom tych storczykowatych na dojrzenie i samodzielne wysianie się.


A tu moje "panienki" zabawiają się na wersalce
(no niestety wersalka w naszym domu poza miejscem polegiwania dla pana, czasem służy pieskom)
 
A robótkowo, hmm będą zapewnie nowe kołnierzyki - inne. Tak się składa, że zaczęłam zabiegi rehabilitacyjne na stopy i dłonie. No i kiedy nie mam unieruchomionych rąk, szkoda mi marnować czas i dłubię małe róbótki, a kołnierzyki właśnie są idealne do dziergania w trakcie tej godzinki.

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails