Wędrowaliśmy od Ustrzyk Górnych czerwonym szlakiem (Główny Szlak Beskidzki) przez Szeroki Wierch, którego najwyższym szczytem jest Tarniczka (1351 m n.p.m.). Jest to trasa mniej uczęszczana, gdyż większość turystów wybiera wejście niebieskim szlakiem od Wołosatego, jest ono krótsze. Nam zależało na podziwianiu widoków z połonin Szerokiego Wierchu i stąd ten wybór. Zresztą wracaliśmy tą samą trasą (nie mieliśmy ochoty na powrót do Ustrzyk asfaltem).
Na wysokości 1275 m n.p.m. leży przełęcz Sidło - tu krzyżują się szlaki niebieski z czerwonym:
Po 15 minutach jesteśmy już na najwyższym szczycie Bieszczadów Tarnicy (1346 m n.p.m.). Stąd można oglądać: Szeroki Wierch, Krzemień, Kopę Bukowską, Halicz, Połoninę Caryńską, no i przy dobrej pogodzie, gdzieś na horyzoncie Pikuj, który wczoraj był prawie ukryty w chmurach.
Ten grzbiet na horyzoncie - to Krzemień
Tam gdzieś w chmurach majaczy Pikuj - właściwie niewidoczny:
Tak Pikuj wygląda ze strony ukraińskiej:
Ciekawostką jest fakt, że co roku w Wielki Piątek wędruje na Tarnicę pielgrzymka połączona z drogą krzyżową.
Wczorajsza pogoda była dosyć typowa (jednak dawno w górach o tej porze roku nie wkładałam na siebie bluzy polarowej i kurtki - było po prostu bardzo zimno). Gdy schodziliśmy oczywiście ocieplało się i ostatecznie rozebraliśmy się do krótkich rękawów.
Turystów sporo, głownie młodzieży. Spotkaliśmy na przełęczy nawet mężczyznę w ciemnym garniturze i mesztach...
W drodze powrotnej jeszcze oglądaliśmy to i owo, by ostatecznie wylądować w Cisnej, gdzie świętowano finał IX Biegu Rzeźnika i przygrywał zespół folkowy: "Wiewiórka na drzewie":