|
Zygmunt Miłoszewski
Bezcenny
Wyd. W.A.B.
2013
464 stron |
Jest taki typ kobiet, do których mężczyźni nigdy nie podchodzą w barach, żeby zagaić, postawić drinka i zorganizować sobie wieczór. Nawet jeśli one są w szpilkach i wydekoltowanych czerwonych kieckach, a im alkohol na tyle stępił samokrytycyzm, że przy każdej innej czuliby się przystojni, dowcipni, męscy i elokwentni, to i tak nie podejdą. Tak samo jak uczeń szkoły podstawowej nie oprze się nonszalancko o biurko wychowawczyni i nie rzuci: "Jak ci minął wczoraj wieczór, królowo moja?". Pewnych rzeczy się po prostu nie robi[1].
Bez wątpienia do takich kobiet należy Zofia Lorentz, Pan Samochodzik w spódnicy, urzędniczka MSZ trudniąca się tropieniem i odzyskiwaniem dziedzictwa utraconego przez Rzeczpospolitą w różnych momentach jej historii[2]. Doktor Lorentz znana jest ze swej zadziorności, nieustępliwości i złośliwej inteligencji. Słowa "kompromis" w jej słowniku po prostu nie ma. Na świat patrzy oczami tak ciemnymi, że niemożliwym jest odgadnąć jakieś emocje się w nich kryją i te właśnie czarne punkty wpatrywały się tego dnia w premiera, który to zaprosił doktor Zofię (zawsze doktor Zofię, nigdy panią Zosię czy - o zgrozo - Zosieńkę!) na pewne niezwykłej wagi spotkanie. O wadze tej świadczył fakt, iż Lorentz musiała się stawić na nie pozbawiona wszelkich kobiecych gadżetów typu biżuteria czy torebka (że o komórce nie wspomnę) i w skarpetkach (acz, nie całkiem nago!) udać się do kostki, przezroczystego pomieszczenia z grubego tworzywa sztucznego o boku jakichś pięciu metrów[3], które znajdowało się wewnątrz obszernej sali, wyłożonej śnieżnobiałym tworzywem, pozbawione kantów, za to tonące w świetle licznych jarzeniówek. Niemożliwością było ukryć tu szpilkę[4]. Tak, to miała być ściśle tajna rozmowa z zachowaniem wszelkich środków ostrożności.