No cóż, już drugiego dnia wycieczki stało się to, czego się obawiałam. Po prostu nie chciałam i nie potrafiłam ruszyć dalej! W Rondzie panowała atmosfera fiesty, a samo miasteczko okazało się bardzo przyjemnym miejscem. Chętnie pospacerowałabym po okolicy, dłużej posiedziała nad kanionem El Tajo, zwiedziła muzeum corridy, w jednej z licznych knajpek spróbowała zupy z migdałów. Niestety. Trudno zwiedzić rozległą Andaluzję spędzając większość czasu w pierwszej z odwiedzanych miejscowości. Uległam rozsądkowi (no dobra, głównie był to rozsądek męża i męża argumenty) i w końcu dałam się wpakować do samochodu.
Kierunek: Setenil de las Bodegas!