Nie chcę i nie powinnam uprawiać propagandy pro czy też anty wegetariańskiej. Miałam w życiu dwuletni wege epizod powodowany nastoletnim egzaltowanym zrywem, a także faktem, że od dziecka nie przepadałam za mięsem. Początek mojego dzieciństwa przypadł na te smutne czasy, kiedy trzeba było zdobywać mięso, godzinami tłocząc się w kolejkach. Ku rozpaczy ukochanej rodzicielki, odkrajałam 2cm brzegi schabowego, bo "tam było same tłuste", w mielonych widziałam żyłki. Kilka lat później decyzja o wegetarianizmie przyszła więc dość łatwo i bardzo się cieszę, że ją podjęłam, ponieważ rozszerzyła ona kolosalnie moje horyzonty kulinarne.
Od prawie dziesięciu lat znowu jem mięso, ale jeśli miałabym wymienić trzy ulubione dania to dwa pierwsze na pewno byłyby wegetariańskie. Trzecie być może też, musiałabym się ciężko zastanowić.
Z drugiej strony mieszkając w Yorkshire odkryłam świetnej jakości wołowinę i jagnięcinę, którą rozpieszczam od czasu do czasu swoje podniebienie. I choć mięsa nie jadam bardzo często, to z całą pewnością stwierdzam, że nie chciałabym wrócić do restrykcyjnej diety wegetariańskiej. Nawet po ostatniej wizycie na farmie Danby Grange, gdzie dzięki uprzejmości Toma Falla miałam okazję obcować z jagniętami, moja sympatia do jagnięciny nie spadła, natomiast pogłębił się szacunek do mięsa.
Wracając w lata mojego dzieciństwa pamiętam, że u mnie w domu nie było przyzwolenia na marnowanie jedzenia. Być może były to zasady rodziców wyniesione z ich rodzinnych domów, być może fakt, że o pewne produkty było piekielnie trudno. W każdym razie ukształtowało to we mnie wielką niechęć do wyrzucania jedzenia, a także szacunek do niego.
Niestety w Wielkiej Brytanii obserwuje się co roku wzrost marnowanego jedzenia. Przeciętny Brytyjczyk z każdego wydanego na jedzenie funta wyrzuca 15 pensów. 60% jadalnych produktów (nie liczę obierków, czy kości), które wylądowało w śmietnikach Brytyjczyków było nietknięte, część z nich nie przekroczyła daty, do której można je spożywać.
Być może jest to odzwierciedleniem dobrobytu społeczeństwa, ale w głównej mierze wydaje mi się to być brakiem szacunku do jedzenia, brakiem świadomości skąd produkty pochodzą, być może także brakiem pewnej wrażliwości. Wszak żyje co raz mniej osób pamiętających wojenne i powojenne niedobory żywności w UK.
Okazuje się, że wśród brytyjskich dzieci świadomość, skąd pochodzi hamburger, którego chętnie wsuwają na lunch jest przerażająco niska. Rzecz ma się lepiej na wsiach, ale np. 11% miastowych dzieci w wieku 8-15 lat zapytanych skąd pochodzi mięso, nie wie, że kotlet schabowy był kiedyś żywym zwierzęciem. Część z nich zapytana skąd bierze się mięso, odpowiada, że z Tesco.
Być może to właśnie ma wpływ na to, że mięso także ląduje na śmietniku. Być może gdyby zaszczepić w dzieciach świadomość, że kotlet nie urósł na drzewie, a jest wynikiem uśmiercenia zwierzęcia, to zaowocowałoby to większym szacunkiem dla kotleta.
Gordon Ramsay pokazał w swoim programie, jak razem z dziećmi opiekował się jagniętami, a gdy osiągnęły wymaganą wagę 60kg zawiózł je do rzeźni i uczestniczył w ich szlachtowaniu. Nie mnie oceniać to, czy zrobił to, aby zwiększyć oglądalność swojego show; na pewno zyskał więcej wrogów, szczególnie wśród wegetarian, których głosy protestów były najgłośniejsze, obok protestów PETA. Choć tak naprawdę wegetarianie powinni być mu wdzięczni, ponieważ po emisji PETA zanotowała zwiększone zainteresowanie informacjami na temat diety wegetariańskiej wśród Brytyjczyków. Na pewno zrobił jedną słuszną rzecz - pokazał to, o czym sporo ludzi, szczególnie z młodszego pokolenia ma mgliste pojęcie, czyli co się dzieje zanim mięso trafi na półki sklepów, a potem na nasze talerze. I to moim zdaniem było ważne.
Nie chcę wikłać się w rozważania, czy jedzenie mięsa w ogóle jest moralne, czy nie, bo nie taka jest moja intencja. Uważam jedynie, że każdy powinien posiadać wiedzę na temat skąd pochodzi mięso i powinien określić, czy nadal czuje się komfortowo jedząc je. A jeśli tak, to powinien mieć świadomość tego, że było to zwierzę, które zostało pozbawione życia, w związku z czym marnowanie mięsa, które ląduje na talerzu jest niemoralne.
Zdjęcia są iście fantastyczne ! :)
OdpowiedzUsuńA co do wszystkiego, co napisałaś na temat mięsa - zgadzam się w 100%
Zgadzam się w 100 %! Też oglądałam GR - nie tylko jak miał jagnięta ale i indyki i uważam, że powinniśmy więcej myśleć nad pochodzeniem tego co jemy!
OdpowiedzUsuńChyba najmądrzejszy artykuł na temat wege i mięsa, jaki kiedykolwiek czytałam. Moja siostra joginka bezskutecznie przekonuje rodzinę, że nie powinniśmy jeść mięsa, bo to nam psuje karmę. Rodzina ze mną na czele puka się w głowę, niektórzy próbują dyskutować i przytaczać argumenty o ewolucji, małpach, itd.
OdpowiedzUsuńA ja uważam tak jak Ty, to bardzo mądre zdania:
"Uważam jedynie, że każdy powinien posiadać wiedzę na temat skąd pochodzi mięso i powinien określić, czy nadal czuje się komfortowo jedząc je. A jeśli tak, to powinien mieć świadomość tego, że było to zwierzę, które zostało pozbawione życia, w związku z czym marnowanie mięsa, które ląduje na talerzu jest niemoralne."
Pozdrawiam
Świetnie napisane. I super że bez wege/eko propagandy.
OdpowiedzUsuńDla mnie patrząc na publicystykę, to w ogóle mało co się szanuje 'tam u ciebie'. Zawsze można wywalić i kupić nowe, po co się przejmować. I niestety takie syfiarstwo i marnowanie do nas dociera.
ps. zajebiaszcze masz kaloszki :D takie very british :D
Zgadzam się z Tobą. Szacunek do pokarmu powinien być wpajany od dziecka. I u mnie w domu nic się nie marnowało i nie marnuje, nie ma też nadmiaru. Mam podobnie, nie jestem wegetarianką, ale i nie szaleję za mięsem. Uważam też, że jedzenie czy niejedzenie mięsa to bardzo indywidualny wybór, za który nikogo nie powinno się potępiać czy oceniać. Są ludzie, którzy z łatwością przejdą na wegetarianizm, sama mam za sobą krótki jego epizod, są jednak tacy, którzy czują się wręcz fizycznie źle kiedy nie zjedzą mięsa, choćby 3 razy na tydzień. To są indywidualne uwarunkowania (moja Babcia może żyć na naleśnikach, twarogu, kluskach i zupach, od dziecka tak ma, Dziadek natomiast absolutnie nie zaakceptuje diety bezmięsnej, oboje mają wpojony szacunek do pożywienia, od nich się go nauczyłam, tak jak i tego, że NICZEGO w kuchni się nie marnuje). Uważam jednak, że wyrzucanie mięsa jest jakimś grubym nieporozumieniem, a niestety, to o czym piszesz, wyrzucanie jedzenia (mięsa, warzyw itp.) zdatnego do spożycia niestety staje się normą w krajach wysokorozwiniętych (USA to już w tym przodują, widziałam dokument na ten temat, temat-rzeka). Kiedyś mięso było trudniej dostępne, było luksusem, więc i bardziej się je szanowało. Teraz wybór kiepskich wędlin czy mięsa jest wielki, to co się nie sprzeda idzie na śmietnik. Bardzo mi się to nie podoba. Produkuje się dużo więcej niż ludzie faktycznie konsumują. Jest też różnica w traktowaniu zwierząt na małych, ekologicznych farmach a wielkich rzeźniach. Człowiek od wieków spożywa mięso, jednak kiedyś miał do tych zwierząt większy szacunek, nie były zastraszone i trzymane były w godziwych warunkach. Raz na rok był ubój, mięso się wędziło, peklowało, zamrażało, robiło wędliny, tak by starczyło na wiele miesięcy. Nie było mowy o marnowaniu. Szkoda, że te zasady odeszły już do lamusa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Brawo Serwusowa.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że każdy z nas ma za sobą taki vege-wątek w swoim życiu.
Ja niestety jestem z tych, którzy jeść mięso muszą. Nie przeżyję długo na płatkach, granolach, soi czy bobie. Zresztą nie uważam tego za normalne i zdrowe odżywianie.
Widzisz dla mnie to tak samo jak ze wszystkimi dietami i innym dziwnym dla mnie podejściem do gotowania. Ja nazywam to fanatyzmem i od zawsze uważałam, że najzdrowszy jest umiar. We wszystkim, nawet w zdrowym odżywianiu. Co jest dobre dla innych nie musi być dobre dla nas i na odwrót.
Super ten post Karola, mam nadzieję, że niektórym da do myślenia...
Przepiękne zdjęcia no i Pani wyglądasz ślicznie. Kaloszku cymes!
Pozdrowienia ciepłe jeszcze z północy!
Ewelina
Poruszylas bardzo wazny temat!
OdpowiedzUsuńEpizod wegetarianski oczywiscie byl i w moim zyciu, tylko duzo krotszy niz u Ciebie :)
Miesko jem ale za nim nie szaleje.
Mieszkam w usa od 3 lat i od tego czasu bardzo ograniczylam spozywanie miesa. Dokladnie stalo sie to po obejrzeniu filmu "earthlings".
Zaczelam tez baczniej obserwowac otoczenie i to co dostrzeglam bardzo mnie przerazilo.
Wszystko to co napisalas powyzej jest odzwierciedleniem wielu innych krajow , nie tylko UK.
Szkoda tylko, ze tak malo jest osob, ktore wogule sie interesuje skad pochodzi pozywienie z ich talerza!
Brawo Karolina :)
Bardzo mądre i dojrzałe. I takie mało polskie, bo nie czarno-białe... :)
OdpowiedzUsuńKarolino, bardzo ładnie to wszystko ujęłaś i czytało się to z prawdziwą przyjemnością i ogromną częstotliwością kiwania głową na tak. Mam za sobą roczny wegetariański epizod, też młodzieńczy i też poszerzający horyzonty. Też mieszkam na Wyspach i też ze zgrozą obserwuję traktowanie jedzenia przez Irlandczyków w tym wypadku. Nasze pokolenie ma chyba wpojony szacunek do jedzenia z racji umiejscowienia historyczno geograficznego. Staram się wpajać moim dzieciom szacunek do jedzenia i do czyjegoś wysiłku (nie tylko mojego) włożonego w jego przygotowanie. Nie wiem na ile mi to wychodzi i co z tego zostanie, ale się staram. Gdy siadamy do obiadu moje dzieci zawsze pytają jakie zwierzątko jemy, na razie nic im to nie burzy, ale wiem, że nadejdzie ten dzień...
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńtemat adekwatny zapewne najbardziej w kontekscie Wysp.
Mysle, ze akurat pokolenie Polakow pamietajacych jeszcze koncowke peerelu (jak ja) i trudnosci zaopatrzeniowe doskonale zdaja sobie sprawe, ze nie zawsze bylo tak, iz mielismy nadmiar miesa, jak i zywnosci w ogole. Podejrzewam, ze wiekszosc ludzi z tego pokolenia ma wyniesiony z domu ogolny szacunek dla jedzenia w ogole, nie w szczegolnosci dla miesa. Ja mam problem z wyrzuceniem suchego chleba nawet, ktory przerabiam na bulke tarta, choc zdarza mi sie marnotrawic jedzenie – zarowno niedojedzone mieso, jak i inne produkty. Jako dziecko spedzalam kazde wakacje na Podhalu i obcowanie ze zwierzetami domowymi, od narodzin do ich smierci to dla mnnie nie nowosc. Widzialam narodziny cielat na pastwisku, doilam krowy, a takze wbrew rodzicom zdarzylo mi sie widziec uboj. Zreszta w Polsce jest nadal tyle biednych ludzi, ze mieso je sie od swieta.
Nie wiem, czy posunelabym sie do stwierdzenia, ze wyrzucanie miesa jest niemoralne, ze wzgledu na to, ze zwierze bylo kiedys istota zywa. Dla mnie w ogole wyrzucanie i marnotrawienie jedzenia nie nie jest ok, zarowno miesa, jak i innych produktow, gdy ma sie na uwadze, ze pelny brzuch to jest przywilej swiata zachodniego. Kilkadzieisat procent mieszkancow planety jest niedozywiownych albo glodnych, a my niejednokrotnie zajadamy zywnosc pochodzaca bezposrednio z tych krajow, gdzie problem glodu jest nadal problemem codziennym. Pytanie, czy gdy robimy sobie w marcu mascarpone z malinami z Cejlonu, albo z truskawkami z Etiopii, to czy na pewno wiemy, czy przypadkiem nie urosly one sobie na plantacjach, na ktorych w pocie czola za glodowe pieniadze ludzie, za ktore nie sa w stanie wyzywic wlasnych rodzin. Dlatego ostatnio zastanawiam sie, czy ogolnie jest ok kupowanie egzotycznych produktow poza sezonem nie pochodzacych z fair trade, z ktore miejscowa ludnosc nie ma ani centa. Nie dorabiam sobie do tego specjalnej ideologii, ale m.zd., warto tez sie czasem nad tym zastanowic. Pozdrawiam.
Mądrze piszesz Dziewczyno :0)
OdpowiedzUsuńRafał
Bardzo dziękuje za komentarze i nowym twarzom za wizytę na blogu.
OdpowiedzUsuńPozwolę sobie dziś odpisać zbiorowo.
Uważam, że jest to bardzo indywidualna kwestia i jeśli ktoś się dobrze czuje na wege diecie, ma świetne wyniki badań i nie czuje, że czegoś organizmowi brakuje, to chwała mu za to. Ja posłuchałam po latach mojego organizmu, który najwyraźniej krzyczał "mięsa", niedługo potem zresztą zmagałam się z anemią. :(
Nie wierzę w karmę i uważam, że nachalne przekonywanie kogoś, do tego aby wierzył w to co ja nie ma po prostu sensu. Żyj i pozwól żyć. Co służy Tobie, niekoniecznie musi innym. I piszę tu tak samo o jedzeniu, jak o innych płaszczyznach życia.
Niestety w UK wymiera pokolenie, które pamięta niedobory żywności, w przeciwieństwie do Polski, gdzie pokolenie pamiętające choćby schyłek komuny jest stosunkowo młode. Wychowywano nas w inny sposób. W UK, mam wrażenie, że dopiero w obliczu kryzysu finansowego zaczęto częściej mówić o marnowaniu jedzenia. Także w kontekście tego, jak to szkodzi środowisku.
Od jakiegoś czasu, o ile to możliwe staram się kupować produkty "fair trade" i nie kupuję truskawek, czy szparagów w środku zimy, bo takie mam "widzimisię". O tym, też na szczęście więcej się w UK pisze. Czy to trafia do tych ludzi? Nie wiadomo. Wychowani w dobrobycie (tu nawet tzw. working class na najniższej krajowej nie musi specjalnie oszczędzać na jedzeniu, przelicznik cen towarów do zarobków jest zupełnie inny niż w Polsce), mogą kompletnie nie zauważać problemu. Ale przyznaję - w magazynach i TV coraz częściej alarmują społeczeństwo, że taki problem istnieje.
Jedno muszę przyznać - tutaj na wsi, gdzie mieszka wiele farmerskich rodzin, od wielu pokoleń zajmujących się rolnictwem (o tak, w UK to jest opłacalne!) ma z pewnością nieco inne podejście niż miastowi. Przecież to oni pracują od wczesnych porannych godzin, do zmierzchu. Dokarmiają zwierzęta, martwią się o to, czy temperatura pozwoli na to, aby trawa wreszcie po zimie wystrzeliła i nakarmiła stado. Są ze zwierzęciem od narodzin, do momentu sprzedaży na rzeź. I podejrzewam, że oni mają inna wrażliwość, niż Ci, którzy mięsa nie kojarzą dalej, niż stek na talerzu.
Gdy teraz do Was piszę, za oknem mam pastwisko z owcami i jagniętami. O ile pogoda pozwala, to wypasają się całymi dniami na trawie, skubią ją, wygrzewają się w słońcu. Rozmnażają się naturalnie - nie ma tu sztucznej inseminacji, barany rządzą się swoimi prawami na pastwisku. :) Maja tylko szelki z puszkami farby na brzuchu, aby było wiadomo który baran pokrył którą owcę. :D Jagnięta rodzą się raz w roku na wiosnę, do rzeźni trafiają ok. lata, gdy osiągną 60kg (ok. 14-16 tygodni). Mam wrażenie, że wszystko odbywa się naturalnie, zgodnie z prawami, które rządzą światem od tysięcy lat. I czuję się z tym komfortowo.
Bardzo Wam dziękuję za pozytywny odzew.
Sesja udała się dzięki pomocy lubego, a wyglądam jak wyglądam, bo jechałam po niego na farmę prosto po pracy. :) Normalnie poszłabym tam w byle jakich ciuchach, bo i tak wróciłam usmarowana kupą. :D Kochane te jagniątka, ale co tu dużo mówić - śmierdzą i są obsrane. ;)
Kaloszki to u mnie na wsi absolutne "must have", a wzór to szkocka krata, czyli "tartan". :) Na Burberry mnie nie stać. ;P
Pozdrowienia dla wszystkich i dziękuję za wizytę w moich skromnych progach. :)
Fajnie sie czyta. Widoku na pastwiska i zazdroszcze. Tak trzymaj ! Pozdrawiam serdecznie i zmykam.
OdpowiedzUsuńdobrze napisane i dobrze, ze na temat konsumeryzmu zaczynamy rozmawiac: na ekranach kucharze mowiacy skad sie bierze mieso, pokazujacy jak wykorzystac kazdy jego kawalek; we wnetrzastwie pojawia sie styl eco i recycling....Na razie nowy trend jest malo widoczny w Polsce, zwlaszcza w duzych miastach. Tu konsumeryzm kroluje.
OdpowiedzUsuńKarolina ja juz wiecej nie mam nic do dodania - Ty wszystko napisalas. Jedno napisze - zawsze zazdroscilam Tobie miejsca w ktorym mieszkacie.
OdpowiedzUsuńUsciski i milego popoludnia!
Zgadzam sie w 100%
OdpowiedzUsuńOstatnio ogladalam program Ricka Steina,w ktorym pokazywal tuczenie drobiu na foie gras. Stein uznal, ze... pewnych rzeczy dotyczacych produkcji zywnosci nie powinno sie pokazywac. Stracilam szacunek dla niego jako reprezentanta gastronomii. Ja na talerzu moge miec (a przynajmniej sie staram) tylko to, czego jestem swiadoma.
Druga rzecz: polecam ten artykuł o zywnosci w USA http://www.przekroj.pl/wydarzenia_swiat_artykul,6546.html
Wyć się chce, jak czlowiek sobie pomysli, ze do tego dazy caly swiat.
A w Polsce imho wcale nie szanuje się jedzenia, ale moze troche inaczej się to przejawia. Owszem, wiele osob woli zjesc nadpsute niz wyrzucic, ale dla mnie jest to rownoznaczne z wyrzucaniem. Ponadto wiele rodziców moich cca cwiercwiecznych znajomychnadal cierpi na syndrom "wiecznie pelnej lodowki", ja czesto nawet w swieta nie mam tak zapelnionej, jakczesc z nich codziennie - supermarkety, bogacenie sie i wlasnie wspomnienia z przeszlosci wrecz wzmagaj w nich chec zapelniania sobie szafek i lodowek zywnoscia, ktora czesciowo wyrzuca lub zjedza juz nieswieze, bo nie dadza rady przejesc. Bobralus
Sześć z plusem za ten post, kuma!
OdpowiedzUsuńBardzo Wam dziękuje za odzew i pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńRównież pomstowałam onegdaj na brytyjskie marnotrawstwo - choć i tak nie jest tu tak źle, jak w USA.
OdpowiedzUsuńCo do jedzenia mięsa czy standardów hodowli - polecam książkę Jonathana Safran Foer, Eating Animals - choć ostrzegam, nie jest to łatwa ani przyjemna lektura.
Dziękuję, Aniu! Jak będę miała okazję, to sięgnę. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńBardzo mądry post, jedna z mądrzejszych wypowiedzi na temat mięsa jedzenia i niejedzenia go, z jaką się spotkałem w ostatnich latach (!!!) w internecie. Myślę i o poście i o odpowiedzi ma komentarzach.
OdpowiedzUsuńChciałbym bardzo, żeby takich głosów było więcej i więcej. Jak ktoś zauważył - być może w Polsce problem troszkę na mniejszą skalę, ale uwierzcie mi - jeśli dziś nie zaczniemy o tym mówić, to już to pokolenie które pamięta ciężkie czasy prl'u a które obecnie lekko się zachłysnęło dostępnością wszystkiego wychowa dokładnie takie społeczeństwo o jakim piszesz.
Aż postanowiłem zostawić komentarz, chociaż zwykle siedzę po cichu. ;)
Mico, cieszę się, że się odezwałeś i że mój post miał pozytywne przyjęcie. Pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuńfajny i naprawdę mądry wpis....
OdpowiedzUsuńDzięki, Kuba. Za ten wpis i w ogóle za ostatnie 24 godziny wsparcia na gupim fejsie. ;)
OdpowiedzUsuńNie ma sprawy - polecam się na przyszłość (np. kiedy zbanują Ci drugie konto) :-)
OdpowiedzUsuńHeh, konta prywatnego juz nie mam, RIP Serwusowa. ;) A strona dopoki nie bede nawolywac do nienawisci, pokazywac cyckow i naklaniac do samookaleczania powinna wisiec. ;)
OdpowiedzUsuń