Na przestrzeni lat, miałam przyjemność uszyć kilka sukienek ślubnych.
To moja pierwsza.
Udało mi się zdobyć fotkę z tamtego okresu. Szczerze się wzruszyłam ,bo tak naprawdę to było moje pierwsze szyciowe wyzwanie. Gdyby wtedy coś poszło nie tak ,pewnie dziś bym nie szyła.
A było ,to tak...
Koleżanka poprosiła mnie o uszycie sukienki dwa tygodnie przed ślubem .....
Wiecie jak to jest ,gdy ktoś przekonuje nas ,że- "...chodzi mi o coś zupełnie prostego ,bez szaleństwa....proszę cię nie odmawiaj, nie chcę gotowca ze sklepu...." Zgodziłam się:-) Młodzieńcza brawura, zapał ,brak świadomości ryzyka. W sumie szyłam cztery dni, przy czym jednego dnia nie miałam prądu....przypomina mi się jak zatroskaną mamę panny młodej uspokajałyśmy ,że wszystko przebiega zgodnie z planem ,praca wre, a tak naprawdę byłyśmy jeszcze w głębokim lesie :-)
Zdjęcie nie jest zbyt wyraźne ,ale mam nadzieję ,że widoczne są te maleńkie pastelowe kwiatuszki ,oczywiście ręcznie wykonane, pamiętam jak zawijałyśmy cieniutkie druciki delikatną tkaniną;-)
Jak sobie wspomnę ,że nie było żadnych "pomocy" pasmanteryjnych i że wszystko trzeba było ręcznie i samemu....
Jak sobie to wspomnę:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny i komentarze, zapraszam ponownie :-)