Kolejna zaległa wycieczka. Ponieważ w święta miałam więcej czasu, zabrałam się za przeglądanie zdjęć i tak mnie naszło na opisy dawnych wycieczek. Dlatego zapraszam na kolejną wyprawę, tym razem przez ruiny Irlandii.
Do zamku w Ferns - malutkiej miejscowości w hrabstwie Wexford, trafiliśmy zupełnie przypadkiem. Wracaliśmy właśnie z jednej z naszych wypraw, pełni wrażeń i nagle Artur(bo on jest w tym genialny) zauważył znak wskazujący atrakcję turystyczną: Ferns Castle. Praktycznie bez namysłu skręciliśmy w boczną dróżkę i wkrótce byliśmy na miejscu.
Zdążyliśmy jeszcze na ostatni kurs z przewodnikiem. Do środka ruin można wejść tylko w taki sposób, ale za to bezpłatnie, a w dodatku otrzyma się ogromną ilość wiedzy, podanej w ciekawy sposób. Przynajmniej nam trafił się taki przewodnik - zwiedzanie z nim było jak słuchanie baśni pięknie opowiedzianej. Same ruiny można obejrzeć z zewnątrz bez jakiejkolwiek osoby uprawnionej.
Ruiny zamku, a w zasadzie twierdzy, pochodzą z wczesnych lat XIII wieku. Są typowe dla budowli normańskich. Budowla powstała na planie kwadratu z czterem wieżami w każdym rogu. Z całości pozostały tylko dwie z nich. Podczas prac wykopaliskowych odkryto fosę biegnącą wkoło murów oraz pozostałości mostu zwodzonego. Fosa, jak się okazuje, nie była do końca fosą, w pełni tego sława znaczeniu. Nie wypełniała jej bowiem woda, a odpadki z zamku, które tutaj wrzucano. Jak się można domyślać, smród wkoło był straszny. Do tego gnijące resztki wszystkiego! stawały się siedliskiem chorób. Zapewne odstraszało to ewentulanych drobnych najeźdźców, ale też było ogniskiem zarazków dla samych mieszkańców.
Podczas prac archeologicznych wyczyszczono całość i w chwili obecnej możemy podziwiać tylko głęboki kanał wypełniony żwirem.
W centrum turystycznym można zobaczyć, jak zamek wyglądał w latach swej świetności:
Nie wiem dlaczego "udało" mi się zrobić tak słabe zdjęcie, jak to poniżej. W każdym razie pokazuje ono resztki murów, a w zasadzie 3 kondygnacje pomieszczeń i wieżę południowo-wschodnią, jedyną, jak ocalała praktycznie w całości.
Na powyższym zdjęciu widoczny jest ogromny głaz; na placu jest jeszcze drugi, podobny. Cóż to jest? Wszystko, co zostało po dwóch kolejnych wieżach. Tylko takie smutne szczątki.
Dzięki drewnianym schodom(zbudowanym już współcześnie) możliwe jest wejście do środka i podziwianie wnętrz. Mimo, że zamek jest mały, warto skusić się na tę wycieczkę. Wnętrza takich budowli mają w sobie to "coś". Może to kwestia zapachu wilgoci osiadłej w kamieniach, może to same wiekowe kamienie, a może tchnienie tych, którzy żyli tutaj przed wiekami plus nasza wyobraźnia? Osobiście chodziłam po wielu ruinach zamków, opactw, kościołów. W ciszy, która mnie otaczała, w słońcu, nagły, chłodny powiew wiatru szalejącego w szczelinach murów, zapadłych korytarzach, przywoływał gęsią skórkę na rękach. Nigdy nie było to jednak uczucie nieprzyjemne.
Spójrzcie niżej, tak grube były ściany. Wyobrażacie sobie ile czasu zabierała budowa?
Fragment ściany, to ruiny drugiej wieży, z której wejść można do podziemi(dość małych, ale wciąż) i którą podziwiać można od góry, z dachu jej bliźniaczej siostry.
Wciąż widać piękne okna(XIIIw), ich delikatny wykrój. Warto też zwrócić uwagę na te "cięcia" w murze w kształcie krzyży. To też mini-okienka.
Tak wygląda to wąskie okienko od środka:
W środku podziwiać można łuki sklepień w zachowanej kaplicy...
...detale budownictwa tamtych czasów(wszystko to, to wciąż kaplica)..
...które mimo, że tak ograniczone w ilości narzędzi, radziło sobie doskonale...
Niżej pokazuję na zdjęciu kanał, prowadzący w górę i zwężający się systematycznie. Jak wyjaśnił nam przewodnik, było to swoistego rodzaju zabezpieczenie dzieci, ich droga ucieczki z komnaty, w sytuacji napaści na zamek, jego przejęcia. Tylko dzieciaki mogły się tędy przecisnąć do samej góry. Jaki los czekałby je tam? Zakładam, że ktoś czekałby tam na nie i w jakiś sposób wyprowadził w bezpieczne miejsce.
Podwójne, dębowe drzwi. Podwójne, bo zbite z dwóch warstw drewna. Jak nam wytłumaczono: jedna warstwa to deski ułożone poziomo, druga - pionowo. Utrudniało to bardzo mocno wyrąbanie dziury i dostanie się do pomieszczenia. Pomijam tutaj już fakt, że samo przebicie się przez dąb nie jest wcale takie proste!
Na wieżę prowadzą bardzo wąskie i kręte schody:
Tylko przy ścianie jest miejsce na 3/4 stopy. Reszta schodka jest wycinkiem wąziutkiego trójkąta, szerszego tylko w miejscach nisz okiennych. Spróbujcie teraz biegać po takich korytarzykach!
Widok z góry - piękny. Podziwiać można okolicę, miasto i kolejne ruiny! - oczywiście warte odwiedzenia. My sami nie pojechaliśmy już tam, ale nic straconego. Dość często odwiedzamy hrabstwo Wexford, a po lekturze przewodnika, na pewno wrócimy do Ferns.
W centrum turystycznym można podziwiać przepiękne hafty:
Jest to projekt, który oficjalnie rozpoczęła była prezydent Ally McAleese w roku 2004. Przedstawia on historię Ferns od roku 598, wyszytą na 25 płótnach. Centrum turystyczne jest miejscem, gdzie odbywają się pogadanki historyczne i wszelkie wystawy, podczas tzw. Heritage Week(Tydzień Dziedzictwa, tydzień historii, w wolnym tłumaczeniu) w sierpniu, każdego roku.
I to by było na tyle, jeśli idzie o te małe ruiny. Nie spodziewałąm się nawet, że wyjdzie z tego tak spory wpis.