Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Libratus. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Libratus. Pokaż wszystkie posty

piątek, 8 kwietnia 2016

Libratus - pierwsze doświadczenie



Jak już wspominałam wcześniej w którymś z postów, zaczęłam zastanawiać się nad uczeniem dzieci polskiego w domu. I to nie tyle samego polskiego, co po prostu chciałam kontynuowac szkołę polonijną,  ale w domu.
Tu, bardzo szybko odpowidziała mi Fidrygauka i umieściła nawet stosowny post. Zachęcam do przeczytania całości, łącznie z komentarzami.

Powiem szczerze, przestraszyła mnie do tego stopnia, że wiele dni, jak nie tygodni, minęło, zanim zapisałam dzieci na stronie libratusa. I dodam tylko, że zrobiłam to, bo moja sąsiadka, której wspomniałam luźno o takiej możliwości, przyszła do mnie i oznajmiła, że ona DZIŚ ma rozmowę z psychologiem. Właściwie nie ona, a dzieci. To był taki jakby kopniak: jak to! A ja się waham!!!? i tak się wszystko zaczęło.

Zarejestrowałam się na stronie libratus (nienawidzę tej części, dlatego nie używam serwisów ani innych podobnych stron, bo wszędzie musisz zakładać konta) ponieważ potem korzysta się z materiałów za pomoca właśnie tego konta. Wypełniłam potrzebne formularze pytające głównie o zaawansowanie dziecka w języku polskim(z tym, ze nie ma przymusu odpowiadać na te pytania; skoro jednak nie chcemy odpowiadać, to jaki jest właściwie sens rejestracji?, zapytajmy się sami) i przeszłam do etapu wyboru terminu spotkania z psychologiem. Przy zapisywaniu każdej z dziewczyn dostałam do wyboru dwie osoby. Ponieważ były zdjęcia, dzieci wybrały sobie te panie(u Gosi był też facet do wyboru, ale z automatu odpadł), które wydawały sie im sympatyczne. Po tym, pozostało czekanie na rozmowę.
Nie powiem, dzieci były w ogromnym stresie: wszak trzeba rozmawiać z zupełnie obca osoba i to po polsku! Dobrze, że nie wiedziały, że będą jeszcze robiły testy. Podejrzewam, ze nie zgodziłyby sie wcale na tę rozmowe.

W wyznaczonym dniu i wyznaczonej godzinie, panie kontaktowały się z nami przez skype. Rozmowę zaczynałam ja, pani psycholog widząc spięcie dziecka zaczęła od luźnych pogawędek i powoli przeszła dalej i poinformowała o małych testach, w które chciałaby się zabawić. I tak to się zaczęło.
Nie muszę chyba dodawać, że sama siedziałam obok napięta do ostatnich granic!? Dzieci w tym czasie radziły sobie z pytaniami lepiej lub gorzej. Pytań było około 40, dla starszej z dziedziny historii, geografii, polskiego, matematyki, biologii z przyrodą i znajomości Polski. Młodsza miała tylko matematykę, polski, przyrodę i znajomość Polski. Wszystko to było proste i dzieciaki przeszły przez testy migiem. Oczywiście nie tak, że zrobiły to pięknie :) Popełniły błędy, poprzekręcały słowa, ale poszło.
Monika na przykład wpadła w zachwyt nad możliwością klawiatury komputera(na tabletach jest trochę inaczej) i znakami polskimi, i pisząc dyktando, gdzie tylko pojawiła się możliwość, wstawiała znaki polskie, bo tak ładnie wygladały i super się klika :)I tak słówko "się" to: śię, a wyraz zima, przeszedł w źimą. Skamieniałam, kiedy zobaczyłam ten popis! Próbowałam nawet lekko naprowadzić Monikę mówiąc: czy jesteś pewna, że wszystko dobrze napisałaś?, ale ona nawet nie słuchała, zafascynowana pisaniem. Co ciekawe, kiedy pisze długopisem polską prace domową, już sie tak nie wyżywa w polskich znakach i popełnia znacznie mniej błędów.

Generalnie, po około godzinie, rozmowy z paniami psychologami były zakończone, a dzieci zakwalifikowane do odpowiednich klas. Zarówno Gosia, jak i Monika, odeszły zadowolone od komputera. Nie odczuły tego jako jakiegoś złego doświadczenia i mało tego, od tamtego czasu, każdego wieczoru, siadają ze mną i ćwiczą czytanie po polsku. Czasem jest to tak późna pora że mi się już nie chce, ale przecież im nie odmówię.

Teraz już przechodzimy etap gromadzenia dokumentów i niedługo będziemy mogli korzystać ze materiałów na stronie. Ciekawe, czy dzieciom wystarczy zapału? A mnie, czy wystarczy cierpliwości? Mój mąż powiedział jedno: do nauczania czy to dzieci, czy dorosłych, to ty sie nie nadajesz. Tracisz cierpliwość w sekundzie po tym, jak coś powiedziałaś i nie daj Boże ktoś nie zrozumiał. Przyznaję, nie jest to dobra prognoza, ale po 5 latach jeżdżenia do szkoły polonijnej i spędzania tygodniowo około 7-8 godzin na ten obowiązek + praca domowa, nie wiem, czy nie wyjdzie na to samo, tylko może z lepszym efektem.
Nie krytykuje tu szkoły polonijnej, nie. To był wspaniały czas, a jeszcze lepszy dla tych, którzy mieszkaja na miejscu, a nie 30km dalej. I dyrektorka i nauczycielki, wszyscy starali się, żeby było miło. I tak było, ale... te dojazdy i zabijanie czasu(moje dzieci niedawno nauczyły się znaczenia tego zwrotu i teraz "zabijają czas" co jakis czas :) ) w obcym mieście...  Ile czasu można spędzić obchodząc centrum handlowe? Godzinę, maksimum półtorej. Potem i dzieci i ja jesteśmy znudzeni, a czasu mieliśmy prawie 6 godzin co tydzień!!!! To najbardziej mnie wkurzało i było ostatnia kroplą, która przelała czarę. Zobaczymy, jak to pójdzie dalej.