A ostatnio miałam okazję spotkać sprawczynię. Hanna Kowalewska snuje poetycką prozę,
w której schematom fabularnym towarzyszą emocje. Pierwszy kontakt z twórczością
to oczarowanie Zawrociem. Najpierw poznałam trylogię, a teraz „pisze się” już
szósta część! Owszem – to czytadła, ale z wyższej półki. Przemawiają, pokazują
pulsujący kobiecy świat. Bo która z nas nie marzy o tym, by schować się w
wiejskim dworku pełnym tajemnic z przeszłości? Dodajmy, że wymyślonym już w
szarym PRL, by ratować się przed napierającą rzeczywistością. Ale to wiemy...
Intrygująco brzmi kolejny tytuł – Kapelusz z zielonymi jaszczurkami...
To zbiór opowiadań dla wybrańców, którzy chcą smakować cudzy tekst. Rozpada
się życie, a co w środku – zostaje nienazwane... Pęcznieją metafory... Zieloną
jaszczurką bywa spływająca łza, umykający
pociąg, czasem pretensja... Intryguje...
Przyznaję, że nie ujęły mnie tomy Letniej akademii uczuć, czemu
być może zawinił zbiorowy bohater - młodzież – będący pewnie adresatem.
O ile Tego lata w Zawrociu i dalsze części
możemy zaklasyfikować jako dobre czytadła i to dla kobiet, o tyle Julita
i huśtawki przestaje nim być i smakuje również mężczyznom. To książka
bogata w znaczenia, a bohaterem jest pokolenie 56. Świat pokazany punktowo, bo
jak zamknąć kilka dziesiątek lat życia w sposób linearny? A pełny obraz wyłania się w finale. Momentami
bywa psychologicznie, także metafizycznie...
I jak tu nie czytać?