DOM Z PAPIERU



środa, 17 sierpnia 2016

Bo Baczyński wielkim poetą powstania (nie)był...



16 sierpnia 1944 roku zginęli Tadeusz Gajcy i Leon Stroiński. Kto pamięta o tych poetach - żołnierzach Powstania Warszawskiego? Kto pamięta o kolejnych zamordowanych przez Niemców redaktorach „Sztuki i Narodu” – konspiracyjnego miesięcznika literackiego, wywodzącego się z ONR Falangi i Konfederacji Narodu działającej w ramach AK? Stańcie do apelu! – Kopczyński, Bojarski, Trzebiński, Gajcy... Wśród POETÓW POWSTANIA winniśmy pamiętać o J.A.Szczepańskim („Pałacyk Michla...”, „Czerwona zaraza”), Z.Jasińskim („Krwią i rymem”), S.R.Dobrowolskim („Niezwyciężona”), S.Marczaku-Oborskim („Do powstańca”), K.Krahelskiej („Hej, chłopcy! Bagnet na broń!”)...  Wielu ich było, ale z okazji rocznic powstańczych podsuwa się nam niepolskie autorytety! Na dodatek ubarwiając ich życiorysy!
Ikoną PW został BACZYŃSKI, o którym zdań kilka. Przyjęto niczym aksjomat opinię, że był diamentem, którym strzelano do wroga. Dla mnie to po prostu bryłka węgla...
Kilka faktów biograficznych... Rodzice Krzysztofa Kamila żyli w separacji, a chłopiec był wychowywany przez matkę.  To dla niej (Żydówki/przechrzty) syn tolerował praktyki religijne, a nawet wziął ślub kościelny.  Dla  niej także popełnił kilka religijnych wierszy. Kolejna spora grupa utworów uważanych za powstańcze to znów wielka pomyłka!  Dotyczą powstania, ale w getcie (wyraźnie widoczne w twórczości solidarność i krew łączące go z żydowskim ludem)! Zatem nie może być poetą Powstania Warszawskiego! Ostatni wiersz Baczyńskiego powstał 13 lipca, a sam poeta zginął po dwóch dniach powstańczych walk i to nie z bronią w ręku! Okoliczności opisuje Kalina Błażejowska w „Tygodniku Powszechnym” – 4 sierpnia, ok. godz. 16,  Pałac Blanca, pora obiadowa:
 „W  sali  na  dole,  na  długim  stole  nakrytym  białym  obrusem  są  już  porcelanowe  talerze  z  parującą  zupą  i  kryształowe  kieliszki  z  czerwonym  winem.  Wszystko  odbija  się  wielokrotnie  w  obramowanych  złotem  lustrach.  Można,  by  pomyśleć,  że  nie  ma  żadnego  powstania,  gdyby  nie  rozsypane  na  czerwonych,  puszystych  dywanach  okruchy  szkła  z  wybitych  okien.  Baczyński.........stoi........w  narożnym  oknie  na  pierwszym  piętrze  pałacu........Nagle  osuwa  się  na  czerwony  dywan,  trafiony  przez  snajpera  w  głowę.  Nad  okiem,  w  lewej  skroni......dziura...”.
Także inaczej niż nam się to imputuje wyglądała śmierć jego żony. Basia nie była sanitariuszką, lecz ukrywała się z rodzicami w piwnicach. W  końcu  sierpnia  wyszła  na  podwórze, by  odetchnąć  świeżym  powietrzem, wtedy  spadła  na  nią  rozbita  szyba,  uszkadzając  mózg.  Zmarła  pierwszego  września...
To manipulowalne fakty. Nie neguję wartości poezji Baczyńskiego, jednak stanowczo zaprzeczam, jakoby pierwszym poetą powstania był! Warszawskiego – podkreślam!  Niech go sobie czczą bohaterscy powstańcy getta.
Tak powoli, krok o kroku, zabiera się nam pamięć o Powstaniu. Pracują nad tym specjaliści od PRL-u. Zacznę od tego, czym mnie karmiono w peerelowskiej szkole. Obowiązkowo Kamienie na szaniec A.Kamińskiego, bo jeszcze o Niemcach można było mówić źle, a harcerstwo było modne. Skoro jednak młodzież zbytnio identyfikowała się z bohatersko walczącymi chłopcami i ochoczo czytała, co dziś jest rzadkością (a nuż zacznie pogłębiać temat?), postanowiono dopisać im nowe elementy życiorysu [wiadomo jakie]. Druga lektura „Kolumbowie rocznik 20” Bratnego zaczyna się prawdziwie, niestety koniec wieńczy dzieło.
Co w tym zestawie robi Świrszczyńska? W czasie powstania była sanitariuszką i zostawiła po sobie cały tomik wierszy o tym, jak warszawiacy bali się, głodowali, w końcu ginęli. To wszystko prawda, ale nie ma tu mowy o idei, wolności, nadziei, radości... Wyłącznie hekatomba. Wdzięczna GW przypomina poetkę, ustawiając ją na feministycznej barykadzie.
Dodałabym jeszcze - wciąż niestety lekturowy - Pamiętnik z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego. Już zaraz po publikacji został właściwie oceniony przez ówczesnych. Wojciech Żukrowski napisał recenzję pt. Mironek w powstaniu, a Michał Kurkiewicz o Mironowym siedzeniu w piwnicy podczas powstania. Bo przecież tak było.
 Żeby uciec od legendy, a znaleźć prawdę o powstaniu, sięgnęłam ostatnio do dwóch relacji uczestników. „Był dom...” Anny Szatkowskiej zawiera ponad sto stron powstańczych zmagań córki i matki (Zofii Kossak). Jakże one inne od Świrszczyńskiej! Kolejne wspomnienia są autorstwa Anny Anders-Nowakowskiej. W książce „ Mój ojciec generał Anders” otrzymujemy wojenną panoramę widzianą oczyma generalskiej córki, a rozdział zasługujący na uwagę szczególną to właśnie etap Powstania Warszawskiego. Jakże różny od tych popularyzowanych!
Zatem NIE DAJMY SOBIE ZABRAĆ POWSTANIA... Szukajmy lektur zbójeckich, które uruchomią chęć poszukiwania prawdy, a nie będą połknięte jak hamburger, po którym zostaje tylko smak stęchłego mięsa...