16 sierpnia 1944 roku zginęli Tadeusz Gajcy i Leon
Stroiński. Kto pamięta o tych poetach - żołnierzach Powstania Warszawskiego?
Kto pamięta o kolejnych zamordowanych przez Niemców redaktorach „Sztuki i
Narodu” – konspiracyjnego miesięcznika literackiego, wywodzącego się z ONR
Falangi i Konfederacji Narodu działającej w ramach AK? Stańcie do apelu! –
Kopczyński, Bojarski, Trzebiński, Gajcy... Wśród POETÓW POWSTANIA winniśmy
pamiętać o J.A.Szczepańskim („Pałacyk Michla...”, „Czerwona zaraza”),
Z.Jasińskim („Krwią i rymem”), S.R.Dobrowolskim („Niezwyciężona”),
S.Marczaku-Oborskim („Do powstańca”), K.Krahelskiej („Hej, chłopcy! Bagnet na
broń!”)... Wielu ich było, ale z okazji
rocznic powstańczych podsuwa się nam niepolskie autorytety! Na dodatek
ubarwiając ich życiorysy!
Ikoną PW został BACZYŃSKI, o którym zdań kilka. Przyjęto
niczym aksjomat opinię, że był diamentem, którym strzelano do wroga. Dla mnie
to po prostu bryłka węgla...
Kilka faktów biograficznych... Rodzice Krzysztofa Kamila
żyli w separacji, a chłopiec był wychowywany przez matkę. To dla niej (Żydówki/przechrzty) syn
tolerował praktyki religijne, a nawet wziął ślub kościelny. Dla niej
także popełnił kilka religijnych wierszy. Kolejna spora grupa utworów uważanych
za powstańcze to znów wielka pomyłka!
Dotyczą powstania, ale w getcie (wyraźnie widoczne w twórczości solidarność
i krew łączące go z żydowskim ludem)! Zatem nie może być poetą Powstania
Warszawskiego! Ostatni wiersz Baczyńskiego powstał 13 lipca, a sam poeta zginął
po dwóch dniach powstańczych walk i to nie z bronią w ręku! Okoliczności
opisuje Kalina Błażejowska w „Tygodniku Powszechnym” – 4 sierpnia, ok. godz.
16, Pałac Blanca, pora obiadowa:
„W sali
na dole, na długim stole nakrytym
białym obrusem są już porcelanowe talerze
z parującą zupą i kryształowe kieliszki
z czerwonym winem. Wszystko odbija się
wielokrotnie w obramowanych złotem lustrach.
Można, by pomyśleć, że nie ma żadnego
powstania, gdyby nie rozsypane na
czerwonych, puszystych dywanach okruchy szkła
z wybitych okien. Baczyński.........stoi........w
narożnym oknie na pierwszym piętrze
pałacu........Nagle osuwa się na czerwony
dywan, trafiony przez snajpera w głowę.
Nad okiem, w lewej skroni......dziura...”.
Także inaczej niż
nam się to imputuje wyglądała śmierć jego żony. Basia nie była sanitariuszką,
lecz ukrywała się z rodzicami w piwnicach. W końcu
sierpnia wyszła na podwórze, by odetchnąć
świeżym powietrzem, wtedy spadła na nią rozbita
szyba, uszkadzając mózg. Zmarła pierwszego
września...
To manipulowalne fakty. Nie neguję wartości poezji
Baczyńskiego, jednak stanowczo zaprzeczam, jakoby pierwszym poetą powstania
był! Warszawskiego – podkreślam! Niech go sobie czczą bohaterscy
powstańcy getta.
Tak powoli, krok o kroku, zabiera się nam pamięć o
Powstaniu. Pracują nad tym specjaliści od PRL-u. Zacznę od tego, czym mnie
karmiono w peerelowskiej szkole. Obowiązkowo Kamienie na szaniec
A.Kamińskiego, bo jeszcze o Niemcach można było mówić źle, a harcerstwo
było modne. Skoro jednak młodzież zbytnio identyfikowała się z bohatersko
walczącymi chłopcami i ochoczo czytała, co dziś jest rzadkością (a nuż zacznie
pogłębiać temat?), postanowiono dopisać im nowe elementy życiorysu [wiadomo jakie].
Druga lektura „Kolumbowie rocznik 20” Bratnego zaczyna się prawdziwie,
niestety koniec wieńczy dzieło.
Co w tym zestawie robi Świrszczyńska? W czasie powstania była sanitariuszką i zostawiła po sobie cały tomik wierszy o tym, jak warszawiacy bali się, głodowali, w końcu ginęli. To wszystko prawda, ale nie ma tu mowy o idei, wolności, nadziei, radości... Wyłącznie hekatomba. Wdzięczna GW przypomina poetkę, ustawiając ją na feministycznej barykadzie.
Co w tym zestawie robi Świrszczyńska? W czasie powstania była sanitariuszką i zostawiła po sobie cały tomik wierszy o tym, jak warszawiacy bali się, głodowali, w końcu ginęli. To wszystko prawda, ale nie ma tu mowy o idei, wolności, nadziei, radości... Wyłącznie hekatomba. Wdzięczna GW przypomina poetkę, ustawiając ją na feministycznej barykadzie.
Dodałabym jeszcze - wciąż niestety lekturowy - Pamiętnik
z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego. Już zaraz po
publikacji został właściwie oceniony przez ówczesnych. Wojciech Żukrowski
napisał recenzję pt. Mironek w powstaniu, a Michał Kurkiewicz o
Mironowym siedzeniu w piwnicy podczas powstania. Bo przecież tak było.
Żeby uciec od legendy, a znaleźć prawdę o
powstaniu, sięgnęłam ostatnio do dwóch relacji uczestników. „Był dom...” Anny
Szatkowskiej zawiera ponad sto stron powstańczych zmagań córki i matki
(Zofii Kossak). Jakże one inne od Świrszczyńskiej! Kolejne wspomnienia są
autorstwa Anny Anders-Nowakowskiej. W książce „ Mój ojciec generał Anders” otrzymujemy wojenną panoramę widzianą
oczyma generalskiej córki, a rozdział zasługujący na uwagę szczególną to
właśnie etap Powstania Warszawskiego. Jakże różny od tych popularyzowanych!
Zatem NIE DAJMY SOBIE ZABRAĆ POWSTANIA... Szukajmy lektur
zbójeckich, które uruchomią chęć poszukiwania prawdy, a nie będą połknięte jak
hamburger, po którym zostaje tylko smak stęchłego mięsa...