Albo może powinnam spytać: czy nie wpuszczam Was w agrest? Na blogu prezentuję potrawy, które przygotowałam i zjadłam, co więcej, smakowały mi i z czystym sumieniem je polecam. Dzisiaj będzie inaczej - sama zrobiłam, ale nie miałam jeszcze okazji spróbować. Chutney musi bowiem dojrzeć, smaki przegryźć się, mocny octowy posmak złagodnieć. Próbowałam go jednak na ciepło i mimo silnego octowego zapachu, który wiem, że i tak się ulotni, kombinacja przypraw i agrestu bardzo mi się spodobała. Nie miałam ochoty czekać do przyszłego roku z tym przepisem. Postanowiłam zaryzykować, może i Wy zaufacie moim zmysłom i zrobicie taki, lub podobny jeszcze w tym sezonie.
Idealnie byłoby zapomnieć o chutneyu na 3 miesiące, ale myślę, że 6-8 tygodni powinno wystarczyć. Mam nadzieję, że z kawałkiem sera to będzie kulinarne niebo. Na 100% sprawa wyjaśni się w pełni około września. Na pewno dam znać, mam nadzieję, że wtedy nie będę musiała ratować nadszarpniętej 2 miesiące wcześniej reputacji.
Improwizowałam ze składnikami na chutney z agrestu z sieci sklepów Waitrose, a także oparłam się na kilku innych znalezionych na angielskojęzycznych stronach.
Chutney z agrestu
2½ słoiczka, o pojemności 190ml
400g agrestu, ogonki usunięte
1 duża cebule, obrana i pokrojona w kostkę
garść sułtanek
150g lepkiego brązowego cukru
180ml octu słodowego *
łyżeczka soli
½ łyżeczki mielonego imbiru
łyżeczka ziaren gorczycy
¼ łyżeczki pieprzu cayenne
Wszystkie składniki umieściłam w garnku z grubym dnem, zagotowałam, zmniejszyłam ogień do minimum i gotowałam przez ok. półtorej godziny. Mieszałam od czasu do czasu, bardzo delikatnie, aby za mocno nie rozwalić agrestu, szczególnie pod koniec gotowania, gdy chutney jest gęsty i lubi się przypalić.
Gorący przełożyłam do wysterylizowanych słoiczków, zakręciłam, odwróciłam do góry nogami i zostawiłam do ostygnięcia. Nie pasteryzowałam, bo zjemy je na pewno w ciągu najbliższych 3-4 miesięcy. Przechowuję w ciemnym i zimnym miejscu.
Degustacja ok. września. Trzymajcie kciuki!
* malt vinegar, ocet maltozowy - dużo delikatniejszy niż polski spirytusowy, jeśli go nie macie, myślę, że jabłkowy, albo winny dadzą radę, ale zmniejszyłabym nieco jego ilość, lub rozcieńczyła delikatnie wodą. Użyłam słodowego ciemnego, stąd taki intensywny kolor końcowego wyrobu.
AKTUALIZACJA: już po degustacji - chutney jest rewelacyjny!
Bedzie swietny, od lat robie taki - tylko zamiast sypkiego cayenne daje jednak malutkie chili lekko naciete. A reszta tak samo:-) I niebo w gebie - i do sera, i do ryb pieczonych....
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba ten przepis.
OdpowiedzUsuńAgrest kwaśny z natury, aż się prosi o bycie chutneyem ;) A, mam ocet słodowy - 5%, winny czy jabłkowy ma 6%, więc niewiele trzeba by rozcieńczyć.
OdpowiedzUsuńPyszności !
OdpowiedzUsuńMniam mniam!!
OdpowiedzUsuńTzymam kciuki, chociaż jestem pewna, że nie są potrzebne :-) Na pewno wyszedł przepyszny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Asia
http://lavanna.blox.pl/html
Zapowiada się świetnie, patrząc na skład jesteśmy przekonani, że będzie smaczny :)
OdpowiedzUsuńHa, zostało mi na krzaku jeszcze trochę agrestu, więc i ja spróbuję.
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam bardzo za komentarze. :) Wygląda na to, że jednak będzie zjadliwe, skoro Jacek potwierdza, to jestem spokojna. ;) Marzy mi się jeszcze jakiś dżem z agrestem, może w piątek jeszcze trafię na targu. :) Pozdrawiam Was serdecznie!
OdpowiedzUsuńMoje wszystkie podejścia do chutneya (a byly dwa) nie udały się. Chyba miałam zły przepis i powinnam wypróbowac Twój :)
OdpowiedzUsuńMagda, ja w ten weekend bede chyba robic podejscie do kolejnego, ktorego wprawdzie nie jadlam, ale ufam autorowi. :) Wiec moze cos znajdziesz ciekawego dla siebie i w koncu Ci sie uda? :)
OdpowiedzUsuń