Zaufałam przepisowi Hugh Fearnley-Whittingstalla, który opublikował The Guardian , ale zapomniałam kupić jabłka. Zaufajcie mi proszę, że ten chutney chociaż ze zmienioną recepturą, może się udać. Choć o smaku tego przetworu będę Wam mogła napisać dopiero za 2-3 miesiące, jak smaki dojrzeją i zniknie mocny octowy zapach. Choć przyznaję, że smakował mi już na ciepło, ale ja lubię ocet...
Ponieważ zapomniałam o jabłkach, które są bogate w pektyny, to do chutneya dodałam ok. 70 pektyn w płynie. Zmieniłam też nieco proporcje śliwek świeżych do suszonych. Jeśli jesteście szczęściarzami z własnym sadem, pamiętajcie, że na chutney idealnie nadają się owoce nie pierwszej jakości, które już spadły, może nieco się obiły. Myślę, że różne rodzaje śliwek się nadadzą, ja nie wiem, którego gatunku użyłam, bo na targu nie było informacji i zapomniałam spytać. Myślę, że powtórzę ten chutney z innych odmian, późno sierpniowych lub wrześniowych.
Lekko pikantny chutney ze śliwek
1.1kg śliwek, waga po wypestkowaniu, pokrojonych w ćwiartki
180g śliwek suszonych, pokrojonych z grubsza
300g cebuli, obranej i pokrojonej w kostkę
kawałek świeżego imbiru wielkości kciuka, obranego i drobno posiekanego
400g brązowego, ciemnego cukru
400ml octu (miałam mieszankę czerwonego winnego i słodowego)
2 łyżeczki płatków chilli
2 łyżeczki ziaren gorczycy
1 łyżeczka ziaren pieprzu, z grubsza rozdrobionych
sól
ok. 70g pektyn w płynie
Wszystkie składniki oprócz pektyn umieściłam w garnku z grubym dnem, zagotowałam, zmniejszyłam ogień do minimum i gotowałam przez ok. 2 godziny. Mieszałam od czasu do czasu, szczególnie pod koniec gotowania, gdy chutney jest gęsty i może się przypalić. Ściągnęłam z ognia, spróbowałam, czy nie potrzebuje więcej soli i dodałam pektyny. Wymieszałam dokładnie.
Gorący przełożyłam do wysterylizowanych słoiczków, zakręciłam, odwróciłam do góry nogami i zostawiłam do ostygnięcia. Nie pasteryzowałam, ale jeśli chcecie trzymać go dłużej niż 6-9 miesięcy, to na wszelki wypadek bym pasteryzowała. Nasz zniknie na pewno do końca roku. Przechowuję w ciemnym i zimnym miejscu.
AKTUALIZACJA: już po degustacji - chutney jest rewelacyjny!
Taki chutney śliwkowy musi być pyszny! Z chęcią spróbuje!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Zapowiada się pysznie :)
OdpowiedzUsuńA już drżałam, że to będzie przepis ala Hugh Grant... ;-P Ja tam uwielbiam jabłuszka, ale ufam Ci, że i bez nich jest palce lizać :D
OdpowiedzUsuńKarolino,bez jabłek na pewno smakuje też świetnie.
OdpowiedzUsuńNa pewno wypróbuję.
Pozdrowienia.
Chutney to w ogóle arcyciekawa propozycja, bo z owoców a nie na deser, choć w Polsce prawie wcale nieznana. Dobry pomysł z chutneyem ze śliwek, ja bym na pewno spróbował i to z nadzieją, że może z tego być coś dobrego.
OdpowiedzUsuńA wiesz, ze ja jeszcze nigdy nie robilam chutneya? Borough Market niedaleko, wiec bezczelnie kupuje, ale moze kiedys sie skusze... Zawsze wydawalo mi sie, ze domowe przetwory to wyzsza szkola jazdy, ale chyba nie taki diabel straszny.
OdpowiedzUsuńJuż się bałam, że to Hugh Hefner albo Hugh Grant ;). Ostatnio takie śliwki pożeram na kilogramy, więc chutney też by mi smakował. Na pewno.
OdpowiedzUsuńTak mi się przypomniało, jak zrobiliśmy pierwszy chutney:) Spróbowaliśmy od razu taki z gara, i się rozczarowaliśmy. Nikt nam nie powiedział, że chutney dobry po kilku miesiącach, więc te słoiki tak stały, aż wzięliśmy kiedyś na grilla do znajomych i zrobiły furorę, i muszę przyznać, że smak był zniewalający. Były to chutney gruszkowy i agrestowy. Śliwkowego nie znałam, ale jak polecasz to zrobimy:)
OdpowiedzUsuńmysle, ze bedzie super smakowal:)
OdpowiedzUsuńWitam. Nominuję Twój bloog w akcjii ,, One Lovely Blog Award " http://kuchniababcigramolki-buni.blogspot.com/2011/07/ancuszek-wyroznien-i-nominacji.html .Pozdrawiam ( zerknij co trzeba zrobić dalej )
OdpowiedzUsuńa ty mi lepiej podaj ile tych jablek na pektyny powinnam miec, bo wlasnie pojawilyy sie na targu dojrzale zwetschen, czyli staroswieckie wegierki. A przepisy Hugh bardzo lubie, co z reszta wiesz, gdyz pisalam o tym przy innej okazji :-D Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCiekawe dlaczego najpierw pomyślałam o Hugh Hefnerze... Hmm... Niepokojące!
OdpowiedzUsuńA chutney, jesli chodzi o kolor, podoba mi się ogromnie. Teraz tylko ciekawe, czy smak jest równie cudny... ;)
Bardzo mi się podoba ten przepis.
OdpowiedzUsuńŚliwki, cebula, imbir...
Ale z tymi pektynami w płynie to...?
Podaj ile jabłek, czy czego tam trzeba do tego przepisu.
pozdrawiam
Kasienko, to daj znac czy Ci smakowal. :)
OdpowiedzUsuńKuchennefascynacje, mimo octowego smaku juz zapowiada sie smacznie, to fakt.
Auroro, ja tez lubie jablka, ale moze powinnam polubic cos, co pomaga na skleroze? ;)
Amber, ciesze sie, mam nadzieje, ze dasz znac, jak Ci smakowal. :)
Krytyku Kulinarny, a kto powiedzial, ze nie na deser? Ja na deser jadam chutneye - z deska serow rzecz jasna.
Maggie, lubie niektore kupne chutneye, ale domowy to jednak to! :) Jako ze serow jemy duzo, to i sporo chutneya schodzi, dobrze miec wlasne zapasy. :) No i zawsze to fajny prezent dla innych.
Turlaczku, czemu sie balas tych dwoch innych Hugh? :D Ja tez ostatnio pozeram sporo sliwek, wyjatkowo mi smakuja tego lata.
Kazia i Roman, a mi sie przypomnialo, jak znajomy wprowadzil sie do domu, w ktorym poprzednia lokatorka zostawila sloiki z domowje roboty marmolada angielska, z grubokrojona skorka pomaranczy. Otworzyl i powiedzial, ze zepsute i jesc sie nie da. Sprawdzilam - wszystko bylo OK. A on, ze zepsute, bo gorzkie. :D
Aga, mam taka nadzieje! :)
Babciu Gramolko, dziekuje za zaproszenie, ale juz kiedys skorzystalam z podobnego zaproszenia i pisalam o sobie. Tak wiec nie skorzystam, inna sprawa, ze mnie lancuszki nie kreca... Zrobilam to raz i mi starczy.
Mayu, zazdroszcze wegierek, tesknie za domowymi powidlami. Oryginalny przepis w linku podswietlonym na czerwono - the Guardian. A, ze Hugh lubisz, to wiem, ksiazka jego autorstwa pieczolowicie sie dla ciebie opiekuje, ha, ha! W piatek jego kolejny przepis, zajrzyj prosze! Usciski!
Zaytoon, cos w tym musi byc. ;) Na razie nie widze siebie piszacej o starym playboyu na blogu kulinarnym, ha, ha!
Bareya, zajrzyj prosze do linka podswietlonego na czerwono - the Guardian, tam dokladne proporcje wg Hugh. Pewnie, ze lepiej z owocami i naturalnymi pektynami, no, ale skleroza nie boli, nie? A ja do sklepu mam za daleko, zeby jechac po jedna rzec z- moja ekologiczna dusza by cierpiala. ;) Moje pektyny to Certo, ktore sie mienia byc calkowicie naturalnymi. Tu wiecej info: http://www.certo.co.uk/FAQ.htm.
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i dziekuje za komentarze! :)
oj tam oj tam, napawno bedzie pyszny!
OdpowiedzUsuńnominuję Twój blog w akcji "One Lovely Blog Award" - http://mojkulinarnypamietnik.blogspot.com/2011/07/moj-pierwszy-chleb-na-zakwasie.html
Kochana, ja też Cię nominowałam, zapraszam :)
OdpowiedzUsuńhttp://ciaocialo.blogspot.com/2011/07/smoooooth-dessert-i-mie-wyroznienie.html
A może sobie w tym roku jakieś czatneje też trzasnę, śliwki sobie dojrzewają na drzewie, jest szansa.
OdpowiedzUsuńDostałam ostatnio chatney z rabarbarem, jabłkami, chilli, imbirem ... od mojej Cioci, okazało się że Twojego przepisu :), próbowanie dopiero we wrześniu
OdpowiedzUsuńTurlaczku, dziekuje za zaproszenie. Nominowaly mnie juz chyba z 3 osoby, ale ja dziekuje - nie wezme udzialu. :)
OdpowiedzUsuńNoblevo, z wlasnych sliwek - fiu, fiu! ;)
Ilono, no to ladnie sie zlozylo. :)
Pozdrowienia dla wszystkich!