Przygnębiona doniesieniami metrologicznymi o powrocie śniegów i mrozów, postanowiłam odnaleźć wiosnę, a przynajmniej oznaki jej rychłego przyjścia. Zdeterminowana uzbroiłam się w aparat chcąc schwytać w kadr chociaż mały zwiastun wiosennych dni, który uwieczniony na fotografii pomógł by mi w przetrwaniu kolejnego ochłodzenia. Wydawało się, że przyjdzie mi długo i wytrwale szukać... A tu wiosna powitała mnie od progu, w zasadzie od wjazdu :D
Tulipany, narcyzy i żonkile już na wierzchu, na jabłonkach różowe pączki, w trawie świeżo zielone roślinki, kret znowu ryje na potęgę, ku mojej wielkiej rozpaczy. Sąsiedzi donieśli, że ptactwo znowu się niesie, a koty marcują... W tych okolicznościach żadne ochłodzenie mi nie straszne bo wiem jedno - będzie chwilowe!
Piękna, słoneczna pogoda towarzyszyła pracom ogrodowym przez cały dzień, przy takim słoneczku nawet temperatura w okolicach 0 stopni wydawała się przyjemną. Już od dawna chodził mi po głowie pomysł na zagospodarowanie zarośniętej części działki. Znajduje się ona na tuż przy granicy, którą stanowi strumyczek, za nią już tylko pola i lasy. Jako, że cześć ta zarosła samosiejkami i chaszczami w lecie zupełnie nie przepuszczała światła i stanowiła mroczny fragment krajobrazu. Postanowiłam wykorzystać naturalne zasoby i zagospodarować je na prywatny lasek. Wystarczyło przerzedzić, poprzycinać gałęzie tak aby można był się swobodnie poruszać i gotowe - lasek jak się patrzy, jeszcze tylko zaszczepię grzybnie i kto wie może w tym roku zbiorę grzybki własnej hodowli ;)
Prace szły nam na tyle sprawnie, że udało się jeszcze poratować wiekową jabłonkę. Odcięliśmy suche konary i prześwietliliśmy gąszcz gałązek. Mam nadzieje, że drzewko odżyje i nabierze sił do rodzenia jabłek jakie pamiętam z czasów dzieciństwa.
Przez cały dzień towarzyszyły nam również odgłosy ptasiego gęgania... dobiegającego z przestworzy.
Tulipany, narcyzy i żonkile już na wierzchu, na jabłonkach różowe pączki, w trawie świeżo zielone roślinki, kret znowu ryje na potęgę, ku mojej wielkiej rozpaczy. Sąsiedzi donieśli, że ptactwo znowu się niesie, a koty marcują... W tych okolicznościach żadne ochłodzenie mi nie straszne bo wiem jedno - będzie chwilowe!
Piękna, słoneczna pogoda towarzyszyła pracom ogrodowym przez cały dzień, przy takim słoneczku nawet temperatura w okolicach 0 stopni wydawała się przyjemną. Już od dawna chodził mi po głowie pomysł na zagospodarowanie zarośniętej części działki. Znajduje się ona na tuż przy granicy, którą stanowi strumyczek, za nią już tylko pola i lasy. Jako, że cześć ta zarosła samosiejkami i chaszczami w lecie zupełnie nie przepuszczała światła i stanowiła mroczny fragment krajobrazu. Postanowiłam wykorzystać naturalne zasoby i zagospodarować je na prywatny lasek. Wystarczyło przerzedzić, poprzycinać gałęzie tak aby można był się swobodnie poruszać i gotowe - lasek jak się patrzy, jeszcze tylko zaszczepię grzybnie i kto wie może w tym roku zbiorę grzybki własnej hodowli ;)
Prace szły nam na tyle sprawnie, że udało się jeszcze poratować wiekową jabłonkę. Odcięliśmy suche konary i prześwietliliśmy gąszcz gałązek. Mam nadzieje, że drzewko odżyje i nabierze sił do rodzenia jabłek jakie pamiętam z czasów dzieciństwa.
Przez cały dzień towarzyszyły nam również odgłosy ptasiego gęgania... dobiegającego z przestworzy.