Follow my blog with Bloglovin
Zalewa nas fala bylejakości. Wielka jak tsunami wlewa się w nasze życie. Ostatnio spotykam się z nią na każdym kroku. Najmniej szkodliwa jest taka zwykła codzienna, estetyczna. Jej bratem jest kicz. Jednak to bylejakość jest bardziej groźna, gdyż dużo mniej rzucająca się w oczy.

Kawałek świątecznego urlopu spędziliśmy w moim rodzinnym mieście. Chciałam zabrać córkę na wieczorny spacer ulicami miasta. Pamiętałam ten magiczny urok oświetlonych lampkami latarni, udekorowanych choinek wzdłuż deptaka, pięknych konstrukcji zdobiących fontanny. Niestety albo pamięć mnie już zawodzi, albo bylejakość zasiadła tam na tronie i dzierży władzę. Smutek, rozczarowanie, niesmak. Każda "dekoracja" sfatygowana, połowa lampek popalonych, świąteczne fontanny nie działające. Rozczarowani tandetą miasta postanowiliśmy udać się do Bazyliki, sławnej w całym kraju, monumentalnej, barokowej i co roku świątecznie przyozdobionej. Na placu przed Kościołem uderzył nas widok wielkiej choinki chylącej się ku ziemi i zamiatającej czubkiem bruk. Zdecydowanie za mały łańcuch światełek powiewał na wietrze gdzieś z boku. Wchodząc do Świątyni bylejakość zaśmiała nam się w twarz. Straszny i smutny widok. Świerki bożonarodzeniowe zamiast upiększyć kościół zdecydowanie go szpeciły. Wątłe chabazie, wyglądające jakby stały tam od ostatnich świat, krótkie łańcuchy światełek migały gdzieś na najwyższych gałązkach. Monumentalne choinki na ołtarzu głównym ubrane w kilka różnych światełek bez ładu i składu rzuconych na drzewka. Ani jednaj bombki, ani jednego stroika. BYLEJAKOŚĆ nas pokonała. Wyszliśmy z niesmakiem.


Najgorszą forma bylejakości jest dla mnie bylejakość życia. Bylejakość poglądów, lub ich zupełny brak, bylejakości domów, rodzin, ludzi i ich osobowości. Jak człowiek może być szczęśliwy kiedy jego życie jest NIJAKIE? Kiedy brak mu kolorytu, nie ważne jakiego. Bo nie jest ważne jakim farbami pomalujemy nasz świat. Ważne żeby go pomalować. A tak wiele osób stwierdza, że szkoda na to czasu. Żyją w swoich życiach z dnia na dzień, powielając te same czynności niemal już automatycznie. Bliżej im do maszyn niż ludzi. Wartości rodzinne gdzieś zanikły. Małżeństwo stało się formą biznesowego układu, w którym każdy daje coś od siebie z aptekarską wręcz precyzją, aby nie dać więcej niż ustalono w niepisanej umowie przedślubnej. Dzieci są zazwyczaj z przypadku, lub jedno jako planowane, bo tak wypada. Bo czas jest zbyt drogi, aby go oddać dzieciom za darmo. Bo figura się zmienia i luka w karierze zawodowej robi.
Nie czeka się z utęsknieniem na "nadchodzące", na jutro, na ważny dzień, na weekend, na święta czy urlop. Bo nie ma się pomysłu na nie, Jak je spędzić? Jak zrobić coś fajnego, jak sprawić aby były to wyjątkowe dni. Brak codziennej rutyny męczy. Człowiek nagle nie wie co począć i miota się bez celu. Czy i Wy słyszeliście, że Święta męczą? Ja wiem, że męczą. Męczą Panie domu, matki, żony, babcie. Te które od tygodni latają z mopem, odkurzaczem i myją okna, a później stoją do późna przy bigosie. Ale reszta ludzi? Co ich męczy?


Do wszystkiego można w życiu podejść jak do czegoś czego się nie opłaca. Po co kupować żywą choinkę? Po co piec pierniki na nią? Po co wyciągać świąteczne dekoracje? Po co budować kominek i przesiadywać przy nim w zimowe wieczory. Wszystko to wymaga pracy, wysiłku, zabiera czas. Po co są Święta, po co urlopy. Przecież traci się cenne godziny, w których można by wypracować dodatkowy zysk. A tak bezproduktywnie leży się na kanapie i przełącza bezmyślnie kolejne kanały w tv. Po co bawić się z dzieckiem, poświęcać mu czas, przecież ma zabawki. Po co tworzyć ciepło domowego ogniska, domowe rytuały i tradycje. Po co budować więzi i wspólnie spędzać czas.

I jasne, nie każdy tak musi, nie każdy tworzy rodzinę. Ale ten kto nie tworzy, ma inne pasje w życiu, sport, podróże... Ważne aby mieć coś co nas uszczęśliwi, co jest naszą pasja, czemu możemy oddać się bez reszty. A Ja obserwuję coraz częściej, że jedyne czemu chcemy poświęcić życie to my sami. Taki egoizm pod płaszczykiem "wolnych wyborów", taka bylejakość, nijakość, takie puste życie bez jakichkolwiek celów i fundamentów.


Kuzynką bylejakości jest chwilowość, a jej bratem pospiech. Cechuje on tych, którzy wiecznie z utęsknieniem na coś czekają, a jak już nastąpi nie potrafią się tym cieszyć i już wybiegają myślami do następnych "momentów". W listopadzie ubierają choinkę, a dzień po świętach ją rozbierają i stawiają tulipany oraz wiosenne dekoracje, A gdzie jest TU i TERAZ i życie dniem dzisiejszym? Gdzie napawanie się tym oczekiwanym czasem, ładowanie baterii i po prostu bycie. Najpierw narzekania, że nie ma śniegu i co to za zima bez niego, a gdy tylko zacznie padać frustracja z tego powodu, no bo jak tu do pracy dojechać.

Czy wiecie, że ludzi mających pomysł na siebie, swoje życie i konsekwentnie malujących swój świat wybranymi barwami można poznać na kilometr? To ludzie, w których domu chce się przebywać, a w morzu miejskiego zgiełku myśli o nim jak o bezpiecznej przystani. To ludzie, na spotkanie z którymi idzie się z radością i trudno się rozstać, bo tematów do rozmów nie sposób wyczerpać. To ludzie, do których dzwoni się poszukując porady, inspiracji lub po prostu wysłuchania. Ja znam takich ludzi. Niestety niewielu.

Kochani w Nowym Roku życzę i Sobie i Wam, aby :
nasze życia dalekie były od BYLEJAKOŚCI
pełne były wyjątkowej JAKOŚCI i kolorów które sami im nadamy
nie było w nich miejsca na nijakość
i by nie towarzyszył im pośpiech