Follow my blog with Bloglovin
Jesiennie się zrobiło, pochmurno i słotnie. Stale siąpi lub leje. Ptaki zamilkły, widocznie zajęte jak nasze sikorki uszczelnianiem domostw przed zimnem (Sikorki wyskubują nam styropian z parapetów i zanoszą w sobie tylko wiadomym kierunku. Podejrzewamy, że doceniły jego właściwości izolacyjne i docieplają domostwa :). W domu rano i wieczorem roznosi się zapach drewna, ogień w kominku przyjemnie ociepla wnętrze nadając mu przytulności. Pojawiły się też pierwsze jesienne dekoracje. W tym roku nie będzie u nas typowo. Postanowiłam stworzyć sobie romantyczną jesień i zamiast złotych liści, zaprosiłam do domu kwiaty hortensji. Zestaw do parzenia aromatycznej herbatki już odkurzony, a zapas czekolady do picia uzupełniony.

Pomimo deszczu, a może troszkę dla niego, często wychodzimy z Mają na spacery. Ubrana w cieplutki pajacyk śpi w najlepsze, a ja chłonę aurę wczesnej jesieni. Wilgotną, niemal już żółtą, pachnącą liśćmi i dymami z komina (czuć, że nie my jedni się dogrzewamy). Lekki chłód na nosie i zimne dłonie przypominają o konieczności przejrzenia jesienno- zimowej garderoby. Nie wiem jak wam, ale mi przypomina się o tym zawsze za późno. Kiedy naprawdę zaczynam potrzebować cieplejszych ubrań, okazuje się, że w sklepach kolekcja jesienna już dawno wisi na półkach i pozostał mi wybór w resztkach egzemplarzy lub nie moich rozmiarach!

Spacerujemy więc sobie polnymi drogami, idąc w kierunku "na Amerykę" lub "pod las", przechodzimy pod sypiącymi liśćmi lipami i sędziwymi dębami. Niestety kasztanowce już "łyse" i to wcale nie sprawka Pani Jesień, lecz małych, wrednych gąsieniczek...Zbieramy kasztany do koszyka w wózku i wracamy do domu.
I te właśnie powroty są najfajniejsze. Otwieramy drzwi uderza nas przyjemne ciepło i zapach, rozgaszczamy się na macie przed kominkiem. Maja opowiada swoim przyjaciołom wrażenia z wycieczki ,a ja popijam laktacyjną herbatkę ;) I taką jesień też lubimy mimo, że słotna to jakże przytulna i jakże romantyczna.
Lato ma się ku końcowi, a ja właściwie już czuję jesień. Długie wieczorne cienie, żółciejące liście, jesienne kwiecie, puste pola, niegrzejące już słońce... I nic to, że kartka z kalendarza pokazuje jeszcze sierpień, i nic to że niby jeszcze trzy tygodnie lata... Lato już przeminęło, a ja pakuję jego resztki do słoika, zakręcam szczelnie żeby do zimy mi nie uciekło, a w mrozy rozgrzewało i przypominało o sobie. Tak więc obieram, kroję, gotuję, przecieram, pasteryzuję, wyciskam  i końca nie widać.

Na pierwszy ogień - mus jabłkowy dla Mai. To kolejne małe marzenie spełnione - przecierki owocowe dla dziecia własnej roboty. Szkoda, że nie mam magicznej szuflady, klasera lub skrzyneczki, w której mogła bym zamykać wszystkie te zrealizowane już mini marzenia oraz wielkie marzeniska, a później przeglądać w słotne jesienne wieczory siedząc w fotelu przy kominku z siwizną na głowie i kubkiem kakao w ręce. Musiki zrobimy z jabłek, gruszek i dyni. Soczki z czarnego bzu i jeżyn. Mam jeszcze smaczek na własny przecier pomidorowy, może się uda.

Mieszkając na wsi, poczuć można to co w mieście dawno zagłuszone zostało, specyficzny instynkt przetrwania. Instynkt, który mimo XXI wieku tkwi głęboko pod skórą, i odzywa się głośnym echem minionych epok, kiedy to cały rok był zorganizowany wokół przygotowań do zimy, a jesień właściwie głównie tym przygotowaniom poświęcona. I cytując Pana JRR Martina "Winter is coming"... a skoro idzie, trzeba się do niej przygotować. Kiedy mieszkałam w dolnośląskiej stolicy moje przygotowania ograniczały się do zmiany garderoby na cieplejszą, zakupu zapasu kakaa i ciepłych skarpet, w których przesiadywałam pod kocem w zimowe wieczory z książką w dłoni. Teraz zamawiamy węgiel, przygotowujemy drzewo do kominka, zbieramy cebulę, suszymy kwiaty lipy i miętę na zimowe herbatki, kroimy i zamrażamy lub kopcujemy...

Po przygotowaniach "własnych", przyjdzie niebawem czas na przygotowanie ogrodu. Już teraz sukcesywnie wycinam to co przekwitło, zżółkło, uschło... Pomimo dosyć przyjemnych temperatur w dzień, bywają zimne noce. U nas ostatnio regularnie poniżej 10. Sezon kominkowy już rozpoczęty i miło tak poczuć zapach jabłek pyrkających w garze, przeplatany zapachem drewna z kominka. I dobrze jest móc wygospodarować te parę chwil pomiędzy karmienie, zmianą pieluszki i zabawą na macie na domowe przetwory i jesienno - zimowe przygotowania. Miło posiedzieć w kuchni w późne wieczory, kiedy dziecina nasza spokojnie śpi, krojąc i obierając przy herbacie i rozmowach o tym co przed nami...

Winter is coming but autumn already is here ;)
Trzy Lata temu rozpoczęłam przygodę z blogowaniem. Początkowo snułam plany, pisałam o marzeniach, o tym jak i co bym chciała.

Przez te trzy lata zmieniło się wszystko skończyłam studia jedne i drugie, zmieniłam stan cywilny no i zamieszkałam na wsi.

Powoli urządzamy się  tutaj, nadając snutym planom i marzeniom realnych kształtów.
Czytając dziś wpisy z 2010 natknęłam się na ten post Inspiracje

To były inspiracje, rzeczywistość wyszła nieco inaczej?

Kominek

Miało być:

Jest:


Kuchnia

Lodówka

Miało być:
Jest:

Meble
Miało byc:


Jest:


Łazienka
Miało być:


Jest:

Sypialnia

Miało być:

Jest:

Każdy nowy dzień, to nowe wyzwania i zmiany. Ciekawa jestem co przyniosą kolejne lata. Jak będzie wyglądał nasz dom, my sami... Wierzę, że uda nam się zrealizować kolejne plany i marzenia o płocie, elewacji, stawie kąpielowym i wielu innych dużych przedsięwzięciach z naszym Jot. związanych.

Tymczasem zapomnieć nie można, że w tym wszystkim nie jestem sama i że nic z tego nie udało by się osiągnąć bez pomocy mojego kochanego męża oraz rodziców. Dziękuję im za to bardzo.
Kominek - to jeden z tych elementów, których w moich wyobrażeniach domu na wsi zabraknąć nie mogło. Bo czy jest coś przyjemniejszego niż huczący ogień gdy na zewnątrz śnieżyca? Lub wieczory w fotelu przed kominkiem w słotne listopadowe dni? A może kominek w chłodniejszy wiosenny poranek z kawką? I oto kolejne małe marzenie spełnione - kominek stoi, kominek działa! Jeszcze tylko wstawić kratki i pomalować czopuch i będzie skończony. A wszystko to za sprawą dwóch mężczyzn mego życia - Lubego Mego i Taty  :)








Zastanawiamy się nad kolorem czopucha - biały czy kremowy?