Follow my blog with Bloglovin
Oficjalnie ogłaszam koniec zimy. Tak! I nie nie bawię się w "Panią Pogodynkę". Nie wróżę z fusów czy kart. Ale obserwuję, podpatruję i wnioskuję. Przyroda budzi się do życia. Wśród ptactwa wielkie poruszenie. Zagrodowe gdacze i pieje, zapuszcza się coraz dalej od zagrody na wiosenne poszukiwania pyszności. Wolne podniebne śpiewają w głos i urządzają awantury. O co? Może już o partnerkę? A może o muszkę lub wybudzoną ze snu biedronkę?  Najbardziej zdumiewają rośliny. Kwitną pierwiosnki, a nawet nasz wiciokrzew! Z ziemi wystają kilku centymetrowe tulipany, krokusy i piwonie, oraz kilkunasto centymetrowe narcyzy, szafirki i irysy. 


Na wierzbie dostrzec można pierwsze kotki, a kasztany, hortensje i bzy pękają w pąkach ukazując świeżą zieleń. 
I chyba nie ma się czemu dziwić, w końcu za miesiąc z małym zapasem mamy astrologiczną wiosnę!

Skoro przyroda ruszyła, ruszyłam i ja. Pierwsze ogrodowe prace już za mną. Zeszłoroczne liście sprzed domu zgrabione i nasze poletko truskawkowe również. Trzeba było je nieco odchwaścić, żeby młode listki mogły wzrastać, nieduszone zielskiem. Miło było poczuć ten specyficzny zapach ziemi, taki który ma ona tylko na wiosnę. Nawet poparzenie młodą pokrzywą zaliczam "na zdrowie". Powoli powstaje również ogrodzenie dla truskawek. Tak koniec z dokarmianiem zwierzyny świeżutkimi liśćmi naszych sadzonek. Liczymy na obfite zbiory, w końcu główny konsument już gotowy będzie do delektowania się soczystą truskawką.



Jutro Maja kończy 8 miesięcy! A jaka duża z niej pannica. Pomijając rozmiary 10 kg i 80 cm ;) już taka "dorosła" się wydaje. Ma własne zdanie, które wyraża bardzo ekspresyjnie, własne małe pomysły. Wszędzie by "weszła" i wszystko ją interesuje. A jak coś jej się nie podoba, protestuje głośno. 
Do ulubionych czynności zaliczamy pogoń za kotem, włażenie pod kominek ku zgrozie mamy, oraz robienie hałasu uderzając wszystkim o wszystko lub zrzucając wszystko i szukając gdzie spadło. Pełza jak zawodowy żołnierz i przymierza się do raczkowania stając na rączkach i kolankach i huśtając w przód i tył. Ostatnio zaczęła klękać w łóżeczku i wdrapywać się na przedmioty. Jednak najrozkoszniejsze jest jej mama, baba, które nauczyła się wypowiadać szeptem, robiąc śmieszną konspiracyjną minę przy tym.

P.S Powoli nastrajam wiosennie i nasze wnętrze, w tym roku kusi mnie morsko turkusowy błękit :)
W dalszym ciągu pozostaję w klimacie przedwiośnia. Kolejne znaki na niebie i ziemi, wróżą rychłą wiosnę. W poniedziałkowy ranek obudziłam się wcześniej niż zazwyczaj. I sama nie wiem co było tego powodem. Podejrzewam, że to słońce wpadające przez okno w sypialni, świergot ptasi i zapowiedź bardzo ładnego dnia, nie pozwoliły mi na dłużej pozostać w objęciach Morfeusza.

Rytuałem porannym, podeszłam do okna zobaczyć co na świecie słychać. Intuicja mnie nie myliła, zapowiadał się piękny dzień. Bezchmurne niebo, silne promienie słoneczne... uchyliłam okno i poczułam zapach powietrza, zupełnie już inny, mokry i zielony. Dobiegły mnie też radosne ćwierkania wróbli i innych bliżej nie zidentyfikowanych ptasich przyjaciół.


Tego ranka żadne pobudzacze energii ( w tym momencie mogę sobie pozwolić jedynie na małe cappuccino), nie były potrzebne. Szybko posprzątałam dom, pootwierałam okna, wyniosłam pościel na zewnątrz. Popatrzyłam na wszystko raz prawym, raz lewym okiem i stwierdziłam, że nie ma na co czekać i pierwsze wiosenne akcenty mogę już do domu wprowadzić. Pochowałam więc ostatnie zimowe dekoracje i zmieniłam kolorystykę dodatków. Co prawda jeszcze nie na soczyste zielenie (te pojawią się pewnie w połowie marca), ale na delikatne i stonowane biele, szarości i beże. Pokusiłam się też na pierwsze w tym roku, marketowe, wiosenne kwiecie - żonkile i hiacynty. Tym sposobem dom zyskał nowy, świeży i lekki look, zapachniało miodnie (hiacynty), a wraz ze zmianami napłynęła nowa energia i zagościła w każdym kącie. 




















W międzyczasie domowej krzątaniny, nadszedł kolejny wiosenny zwiastun. Otóż moja przesympatyczna sąsiadka Pani Sz. (ponad 80 letnia kobieta, mieszkająca na naszej wsi od pierwszej polskiej je kolonizacji, pamiętająca jeszcze niemieckojęzycznych mieszkańców naszego domu), wyszła na pierwszy wiosenny spacer. 

Powoli, podpierając się kijkiem truchtała na koniec wsi, w kierunku lasu (czyli naszym). Przystanęła sobie koło domu i ucięłyśmy pogawędkę. Sąsiadka stanowczo twierdzi, że zimy już nie będzie i mrozów też się nie spodziewa. Wyszła rozgrzać kości w słoneczku i rozprostować je pierwszym wiosennym spacerem. No cóż, z takimi oznakami nadchodzącej wiosny, kłócić się nie zamierzam.

To przedwiosenne pobudzenie, nastraja mnie bardzo radośnie i kolorowo. Powoli rozglądam się za nowymi, wiosennymi fatałaszkami i jakoś mnie nie dziwi że ciągnie mnie do soczystych zieleni, seledynów, delikatnych pastelowych różów i błękitów... och wiosno przyjdź już na dobre!

Kolor różowy i zielony to główne kolory jakie przewidziałam na dekorację naszych wnętrz w sezonie wiosna/lato 2014. W tym roku róż będzie świecił swoje triumfy, gdyż najprawdopodobniej .... zresztą zobaczcie sami :)