Follow my blog with Bloglovin
Zapewne każdy z Was kojarzy tą krainę. Neverland - Nibylandia. To jedno z najpiękniejszych miejsc stworzonych dla dzieci i śmiem twierdzić, że również dla dorosłych. Miejsce gdzie nigdy nie stajemy się dorośli, a takie pojęcia jak racjonalność nie istnieją. Tutaj główne skrzypce gra wyobraźnia. Tutaj najpiękniejsze wspomnienia pozwalają latać. Tą krainę dla nas wszystkich stworzył Jamesa Matthew Barrie. Jego książka "Piotruś Pan", była i chyba nadal jest moją ulubioną. W dzieciństwie zachwycałam się całą jej magiczną otoczką: gwiezdnym pyłem, huśtaniem na wskazówkach Big Bena, Laguną Syren. Faktem, że wyobraźnia kreuje świat. To co sobie wyobrazimy może zaistnieć w rzeczywistości, a na pewno zaistnieje w naszych sercach i umysłach.


Opowieść o mocy wyobraźni, stworzyła ze mnie takiego "Zgubionego Chłopca", a raczej dziewczynkę, która mimo, że za chwilę odliczy 31 rok swojego życia, nigdy nie dorosła. W sercu i duszy pozostała dzieckiem, wierzącym że wyobraźnia stwarza świat. Że początek rzeczy bierze się z naszych umysłów i dusz. I tak jak w rzeczonej książce, tak w moim życiu wyznaję zasadę, że wystarczy w coś mocno wierzyć, a stanie się to prawdą. Przyznam, że nadal nie opanowałam sztuki pojawiania się wymyślnych dań na talerzach, tylko za pomocą wyobraźni, ale spełniłam - ziściłam inne wyobrażenia. Przede wszystkim marzenie dzieciństwa o byciu tu gdzie jestem. Życiu na wsi, posiadaniu wspaniałej rodziny, kotów, ogródka ;)

Jednak nie tylko o tym chciałam Wam napisać. Wiara we wróżki, w Neverlandię, przeniknięci ciała i duszy tą atmosferą, ufność w "stwórcze" moce wyobraźni, dały podstawę późniejszym fascynacją i stworzyły klimat mojej duszy. Klimat, który powoduje, że jako dorosła oglądam każdą nową część przygód Dzwoneczka, a do kina wybieram się na przykład na "Opowieść Wigilijną", "Gwiezdny Pył", "Opowieści z Narnii" czy inne. Uważam to za jeden z najważniejszych darów, które dostałam od moich rodziców. Wyobraźnia i "ckliwa" dusza. Bo to oni dali jej podwaliny, uczyli miłości i szacunku do przyrody, pukali w pnie drzew - niby do domków krasnoludków, pozwolili wierzyć w Św. Mikołaja do kiedy chciałam. 

Ten sam dar chciała bym przekazać mojej córce. Chcę, aby jej wyobraźnia nie znała granic, aby odnalazła w sobie Nibylandię, magiczna krainę, w której to Ona jest Piotrusiem Panam. Chcę aby potrafiła latać. A do tego potrzebuje dobrych wspomnień. Dlatego razem przytulamy drzewa, uczymy się szacunku do życia, tłumaczę jej że zwierzęta mają duszę i czują, że lalę boli kiedy rzuca nią o podłogę. Kiedy przyjdzie na to czas będą krasnoludki, Święty Mikołaj i magia Świąt, będzie Piotruś Pan i Nibylandia. Pozwolę Jej wierzyć w Wróżkę Zębuszkę i Dzwoneczka, w elfy i inne fantastyczne stworzenia. Bo wiem, że nie przeszkadza to w życiu w ogóle, a wręcz przeciwnie. Pozwala żyć pełniej i piękniej, pozwala łatwiej znosić trudne życiowe momenty i radzić sobie z problemami. 
Mam nadzieję, ze podołam temu zadaniu, a moja Maja powie kiedyś z dumą: "Piotruś Pan, tak znam go, to mój przyjaciel, przedstawiła mi go moja Mama " :)

P.S Zachęcam Was do przeczytania po raz kolejny tej książki. Dziś ma ona dla mnie nieco odmienny wydźwięk. Uważam, że to historia o miłości. Miłości rodziców do dzieci.


P.S' W kinach grają właśnie "Piotruś. Wyprawa do Nibylandii". Ja się wybieram, a Wy?