Nie jestem na bieżąco, jeśli chodzi o trendy wnętrzarskie. Nie przeszkadza mi to szczególnie, bo dom nasz urządzam pod dyktando własnego gustu, który zmienia się zdecydowanie wolniej niż mody dyktowane przez stylistów. Uwielbiam przeglądać blogi, czy kupować pisma o tej tematyce, jednak nie poddaję się tym wszystkim "musisz to mieć!". Czasami jednak z przyjemnością zauważam, że w moim zupełnie niemodnym domu pojawiają się motywy, które są na topie. Motywy typograficzne, bo o nich chciałam napisać to nie jest nowy trend. Od kilku już lat widzę na Waszych ścianach i półkach obrazki z fajnymi napisami. Przeważają oczywiście te czarno-białe, pasujące do wszechobecnej bieli czy szarości. Fajnie zakomponowane są nie tylko wdzięczną ozdobą wnętrza, ale też pewnego rodzaju wizytówką gospodarzy, opisem ich charakteru, wskaźnikiem poczucia humoru czy wyznaniem życiowego credo. Lubię zbierać w pamięci przeróżne mądre motta, czy poważne sentencje,
które mogę potem wykorzystać w tym, co sama piszę. Ale lubię też te
wszystkie swobodne zabawy słowem, dowcipne powiedzonka, śmieszne hasła. Dlatego i ja uległam urokowi typograficznych dekoracji, tym bardziej, że znalazłam takie, które pasowały do mnie nie tylko w warstwie słownej, ale też jeśli chodzi o fakturę i kolor.
Pierwszy obrazek sam się niejako zaprosił do naszego domu. Ktoś, kto mnie zna zrozumie, że musiał tu trafić :)))
Kolejny przyjechał z Chorwacji. Przyznam, że gdy po raz pierwszy weszłam do sklepu z pamiątkami, w którym wszystkie ściany obwieszone były tymi niewielkimi obrazeczkami na sklejce to zakręciło mi się w głowie od nadmiaru szczęścia. Czego tam nie było! Mądre sentencje i śmieszne rymowanki, romantyczne cytaty z wierszy i zwariowane teksty bohaterów kreskówek, dla rozważnych i romantycznych, dla poważnych i szalonych, do zadumy i do rozśmieszenia. Gdyby to było możliwe wróciłabym z torbą wypchaną tymi obrazkami. Niestety cena była nieadekwatna do rzeczywistej wartości , więc rozsądnie zdecydowałam, że kupię sobie tylko jeden Trzy razy wracałam do tej galerii i za każdym razem byłam już "na sto procent pewna", który obrazek wybiorę a w końcu wyszłam z tym...
Kolejną deseczkę wypatrzyłam jeszcze w grudniu, szukając prezentów świątecznych. Trafiłyśmy z Olą do Empiku, gdzie jest całkiem spory wybór przeróżnych tabliczek. Przekornie spodobał mi się ten uroczo szowinistyczny tekst, ponieważ jednak nie pasował do nikogo, komu akurat miałam zrobić prezent to tylko pozachwycałam się nim na głos i wyszłam. Kiedy miesiąc później byłam znów w Empiku, tym razem z Małżem pokazałam mu tę tabliczkę ot tak, jak ciekawostkę a on rzucił tylko "bierzemy ! ". Zważywszy, że mój M. rzadko uczestniczy czynnie w zakupach powiedzmy wnętrzarskich, była to reakcja co najmniej zaskakująca. Czy chciał mi coś zasugerować? ;)))) Nie, na pewno nie. Jak na inżyniera przystało zachwycił się na pewno urodą i kształtem liter ;)))))
A dziś pojawił się w naszym domu jeszcze jeden obrazek. Wiadomo - Walentynki. Ten znalazł miejsce w sypialni. Fajnie będzie zasypiać się i budzić widząc tak optymistyczne wyznanie.
Literki, słowa i zdania ozdabiają też inne przedmioty, które wypatrzyłam przypadkiem przy okazji innych zakupów. Świeca z JYSK i prześliczne słoiczki z Pepco, których kształt i etykietki tak mnie oczarowały, że kupiłam trzy nie zastanawiając się nawet co w ich będę trzymać.
Czyż nie są piękne?
Teraz dopiero zauważyłam, że wszystkie moje "zdobycze" mają teksty w języku angielskim. Przypadek? Zdecydowanie tak. Mam już jednak na oku tabliczkę z napisem po polsku. Pochwalę się, gdy już zawiśnie.
Tymczasem zostawiam Was z Leonardem Cohenem. Niech jego cudowne "You Got Me Singing" wprowadzi Was w romantyczny nastrój na ostatnie godziny walentynkowego świętowania.