Czas spory temu w jednym z postów nazwałam włóczkę moim "prozakiem" w motkach. Nie zmieniłam zdania, i nadal uważam, że nie ma nic lepszego na skołatane nerwy i rozbuchane emocje jak mały seansik z drutami. Skupienie nad skomplikowanym ażurkiem w cudowny sposób oczyszcza głowę ze wszystkich natrętnych myśli. Monotonia prawych i lewych oczek przepływających po drutach jest jak kołysanka. Cienka nitka, która jeszcze nie przybrała konkretnej formy już ogrzewa duszę jak ciepła chusta zmarznięte plecy. Uwielbiam ten stan, potrafię się w nim zatracić nawet na kilka godzin.
Tydzień temu, zgodnie z planem na dobrą sobotę podjechałam pod nowo otwarty sklep z włóczkami. Niestety, eufornia czmychnęła z głośnym jękiem zawodu, gdy na drzwiach sklepu dostrzegłam kartkę "czynne w 1 i 3 sobotę miesiąca". Niestety nie była to ani pierwsza ani trzecia lutowa sobota :((( . Drzwi były zamknięte, mogłam tylko liznąć przez szybkę. A takie piękne miałam plany....
Oczywiście nie ma tego złego ..., bo przygoda ze sklepem stacjonarnym zmotywowała mnie wreszcie do zalogowania się na e-dziewiarce , a gdy już się tam zalogowałam, to zatonęłam. Nie wiedziałam, że włóczek może być aż tyle, szaleństwo kolorów, rodzajów, grubości. Wiem, wiem... Wy to już dawno wiecie ale ja, naiwna wciąż tkwię we włóczkowym PRL-u i taki wybór mnie lekko oszołomił. I jak dziecko w sklepie ze słodyczami, z wypiekami na twarzy klikałam w kolejne okienka ... i to bym chciała i tamto, i jeszcze to może... Na szczęście odrobina rozumu wydobyła się w ostatnim momencie spod kołderki z oksytocyny i ograniczyłam zakupy do kwoty, która nie zwali z nóg mojego Małża (mam nadzieję).
Okazuje się, że włóczka jest jeszcze lepsza niż Prozac, ponieważ działa już przed "zażyciem". Nie muszę Wam chyba opisywać jakie emocje towarzyszyły otwieraniu paczki i wydobywaniu z niej moteczków. To jest zawsze niesamowita chwila. A potem jest jeszcze dotykanie, zatapianie palców w tę niemal kocią miękkość i wreszcie wąchanie. Wąchacie czasem takie nowe motki? Zdarza się, że nie jest to miłe doznanie, zwłaszcza, gdy włóczka aż iskrzy, bo tyle w niej sztucznych tworzyw. Ale kłębuszki, które przyszły z e-dziewiarki pachniały ... wspomnieniami z dzieciństwa. Tak pachniały motki, które razem z Mamą zwijałam w kuliste kłębuszki, marudząc i narzekając na obolałe od trzymania motka ręce, tak pachniał każdy nowy sweter, który robiła mi Mama. Wspomnienia... czasem przywołuje je kilka taktów melodii niesłyszanej od lat, czasem jakiś obraz widziany kątem oka, a czasem właśnie smużka zapachu ...
Mój "prozak" jest już rozpakowany, pierwszy motek już jest na drutach. Będą nowe szaliki boa ...inne kolory, inna faktura. Nie wiem czy potrzebuję aż tylu szalików, ale to przecież nie jest istotne, bo nie muszę ich robić dla siebie. Bo przecież nawet robiąc coś nie dla siebie, robię to w pewnym sensie dla siebie. Może nawet bardziej.
A w cyklu "muzyka na dziś" przepiękny, nastrojowy i kojący chilloucik grupy Kinobe, w sam raz na dzisiejszy wieczór. Muszę się Wam przyznać, że ze wszystkich tańców tak zwanych towarzyskich najbardziej lubię dwa, chyba najbardziej skrajne w sposobie ekspresji - zmysłową rumbę i żywiołową, energetyczną sambę. Dziś mam chęć na rumbę.
A Wy?
A Wy?