Ha, ha, ha. Macie mroczki przed oczami?
Wydaje wam się, że jak co roku choinka wam się zwaliła na głowę?
Czy może nareszcie postanowiliście odpuścić przedświateczną
„spinkę” i z pudełkiem czekoladek siedzicie napawając się
własną odwagą?
Gratulacje. Należycie do mniejszości.
Reszta nas biega, goni, pędzi, leci i ciągle brakuje jej czasu.
Należę niestety do tych drugich.
Obudziłam się dziś po drugiej nad
ranem i ze zgrozą przypomniałam sobie, że miałam upiec kruche
ciasteczka, że pogubiłam się w prezentach, że lampa w sypialni
nie zawieszona, że z ryb to tylko karp, że śledzie miałam kupić
już tydzień temu. Obok MMŻ śnił kolejne losy polskich lotników
w Bitwie o Anglię a ja robiłam listę spraw do załatwienia.
Zaczęły mnie ogarniać wątpliwości.
Po co ja kaczkę kupiłam? A te piękne wstążki, kupione we
wrześniu, gdzie upchnęłam? Kiedy zdążę odwiedzić przyjaciół
pod lasem? A choinka?! No, właśnie, co z drzewkiem?
Potem puknęłam się w głowę. Co jak
co, ale choinka to nie moje zadanie. Ja w tej kwestii pełnię tylko
funkcję oceniającego.
Ubieranie drzewka to odrębna historia
warta kiedyś opisania.
Tradycją są nie działające lampki i
potłuczony w ostatniej chwili szpic.
Jak widzicie, u mnie ostatnie dni przed
świętami wyglądają podobnie jak w wielu innych domach.
Czyli nie ma się czym przejmować.
Niedziela przedświąteczna, jeśli nie
jest spędzana w kolejce do centrum handlowego i łapania na chybił
trafił kąpielowych gotowców jako „prezentów rozpaczy”, może
być naprawdę sympatyczna.
Można pomyśleć (jeśli nie zrobiło
się tego wcześniej) o prezentach. Nie myślę o prezentach, które
mamy kupione już od czerwca. Nikt nie myśli o prezencie dla
listonosza latem. No, chyba, że listonosz dostarcza nam coś
więcej, niż kartki w wakacji od cioci Zuzi.
Dawanie znajomym drobnych prezentów
jest świetnym sposobem okazywania pozytywnych uczuć.
Zrobione własnoręcznie pierniczki,
zapakowane w ozdobny woreczek z odrobiną jedliny ucieszą sąsiadkę
spod szóstki. Słoiczek malinowej konfitury owinięty bibułą
będzie jak znalazł dla nauczyciela angielskiego. Puszka suszonej
macierzanki sprawi niespodziankę mojej fryzjerce.
Moda zapanowała na prezenty hand made.
I bardzo dobrze, bo dzięki temu moje zapasy nalewek znajdują nowe
domy.
Dziś piekłam świąteczne mince pies
ale nieco inne niż zazwyczaj. Będą super prezentem dla znajomych z
pizzerii.
Kruche
ciasteczka z bakaliowym nadzieniem i frangipanem
dzień wcześniej:
bakaliowe
nadzienie*:
pół szklanki sułtanek
pół szklanki koryntek
pół szklanki pokrojonych suszonych
fig
2 łyżki suszonej czarnej porzeczki
2 łyżki suszonej skórki
pomarańczowej
2 łyżki suszonego mango
1 szklanka brandy lub rumu lub whisky
* zestaw bakalii jest absolutnie
dowolny. Użyjcie tych, które lubicie.
Zalewamy owoce alkoholem i zostawiamy
na noc.
Następnego dnia przekładamy owoce z
zalewą do garnka, wsypujemy 2 łyżki brązowego cukru, 1 łyżeczkę
przyprawy do piernika i zagotowujemy. Gotujemy na malutkim ogniu 5
minut i zdejmujemy. Dodajemy 2 łyżki dobrego miodu, mieszamy i
studzimy.
ciasto:
na około 18 sztuk ciastek o średnicy
7 cm
180 g mąki
50 g cukru pudru
70 g zimnego, twardego masła,
pokrojonego na kawałki
1 jajko
1 żółtko
szczypta soli
Zagniatamy szybko ciasto, formujemy
kulę i schładzamy w lodówce minimum godzinę. Potem wyjmujemy
ciasto, rozwałkowujemy jak najcieniej i wykładamy nim foremki.
Znów wkładamy do lodówki na pół
godzinki.
W tym czasie włączmy piekarnik i
rozgrzewamy go do 190 stopni.
Schłodzone foremki z ciastem wykładamy
papierem do pieczenia. Wsypujemy na papier np. fasolę lub soczewicę.
Robimy to by ciasto nie urosło nadmiernie a w foremce zmieściło
się jeszcze nadzienie.
Foremki z ciastem, papierem i
obciążeniem wkładamy na 15 minut do piekarnika. Potem wyjmujemy i
studzimy.
frangipane:
1 szklanka mielonych migdałów
pół kostki miękkiego masła
1/3 szklanki cukru pudru
3 łyżki likieru grand marnier lub
innego ulubionego
1 jajko
pół szklanki płatków migdałowych
do posypania
Tu nie ma żadnej filozofii. Wszystko
razem miksujemy. Nie wiem czy kolejność ma znaczenie ale ja
najpierw ubijam masło z cukrem, potem dodaję jajko i migdały. Na
koniec idzie likier.
Czas na złożenie wszystko w jedno
ciasteczko.
Upieczone spody kruchego ciasta
wypełniamy łyżeczką bakaliowego nadzienia. Na górę kładziemy
łyżkę kremu migdałowego. Posypujemy płatkami migdałowymi.
Wkładamy foremki do piekarnika (ciągle
190 stopni) i pieczemy 15 minut.
Po upieczeniu czekamy aż ciastka
wystygną. Wtedy możemy je wyjąć z foremek. Jeśli będzie trudno,
to podważcie delikatnie nożem brzegi ciasta, by się odkleiło od
foremki.
To połączenie nieśmiertelnego
mincemeat, które ma tradycyjnie bardzo konkretny smak i aromat z
delikatnym kremem migdałowym sprawiło, że ciasteczka są dużo
subtelniejsze od tradycyjnych mince pies'ów.
Niestety, nie ja wpadłam na ten
genialny pomysł. Znalazłam go w grudniowym Delicious i dzielę się
z wami. Jeszcze zdążycie je upiec.
Smacznego i spokojnej niedzieli i
szczere gratulacje dla tych dwóch szczęśliwców, którzy podzielą
się wygraną w Totka.