Jako, że całe życie mieszkałam w mieście i nie miałam rodziny na wsi, do której mogłabym jechać na wakacje, to nie miałam dużego doświadczenia z żywym inwentarzem dopóki nie przeprowadziłam się na wieś.
Mój pierwszy kontakt z kozą miał miejsce w okolicznościach... służbowych. W obecnej firmie, zanim dostałam pracę na pełen etat w księgowości, pracowałam przez cztery miesiące dwa razy w tygodniu i robiłam różne drobne roboty - przynieś, podaj, pozamiataj. Albo posortuj pocztę. Albo zrób wpłaty do banku. Albo pojedź i zrób zdjęcie nieruchomości, którą mamy do sprzedania, czy wynajęcia.
W rejonie, w którym mieszkam i pracuję szalenie popularne jest przerabianie starych kaplic, kościołów czy stodół albo stajni na domy. Dlatego też nikogo nie dziwią oferty sprzedaży stodoły (kamienne ściany, dach z kamiennych dachówek, czasem wybrakowany i nic więcej - zero okien, zero drzwi) za pieniądze, za które 20km dalej można kupić gotowy dom. Ktoś musiał przygotować ofertę dla potencjalnych klientów i potrzebował zdjęcia pewnej stodoły z pozwoleniem na przerobienie na dom. I padło na mnie.
Wjechałam w środek pola i wysiadłam z samochodu. Nie miałam kaloszy, więc w szpileczkach raz po raz wbijałam się w miękki grunt. Udało mi się zrobić kilka dobrych zdjęć i już miałam wracać do samochodu, kiedy poczułam, że coś mnie szarpie za spodnie. Koza próbowała je zjeść. A druga na mnie tupała. Zaczęłam odganiać tę pierwszą, ale chyba ją to jeszcze bardziej zachęcało. Czym prędzej uciekłam do samochodu i wróciłam do biura w oślinionych spodniach.
Do dziś nie ufam kozom, ale sery kozie wcinam na potęgę. A do kozich i innych serów pasuje idealnie karmelizowana cebula. A jeśli taka cebula dojrzeje kilka tygodni w słoikach, to dopiero palce lizać.
Przepis improwizowany i zdecydowanie do powtórki, bo właśnie otwarłam ostatni słoiczek. Jako, że sery u nas goszczą często, to cebula schodzi bardzo szybko i moja pierwsza porcja zrobiona z kilograma cebuli zniknęła w mig. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba miałam 6 słoiczków o pojemności 190ml. Niech Was nie kusi otwierać słoiczki wcześniej niż 4-6 tygodni po zawekowaniu. Ta cebula musi dojrzeć, otwarta wcześniej może Was zawieść.
Karmelizowana czerwona cebula 1kg czerwonej cebuli
ok. 50g masła (użyłam klarowanego)
ok. 150ml czerwonego octu winnego
ok. 100ml czerwonego wytrawnego wina
ok. 300g ciemnego cukru muscovado
dwie garści suszonej żurawiny
pół łyżeczki mielonej chilli
odrobina soli
Cebulę obrałam i pokroiłam na półplasterki. W dużym garnku z grubym dnem rozgrzałam masło i dodałam cebulę. Smażyłam na małym ogniu, mieszając, przez ok. 15 minut. Cebula ma być miękka i szklista, nie brązowa.
Następnie dodałam cukier, delikatnie wymieszałam i trzymałam na ogniu przez ok. 10 minut, po czym resztę składników i wymieszałam. Trzymałam na ogniu przez kolejne 15 minut. Część płynów musi odparować, więc można zwiększyć ogień, ale pilnować, aby nic się nie przypaliło.
Gorącą cebulę przełożyłam do wyparzonych słoiczków, zakręciłam i wstawiłam do góry nogami do garnka wyściełanego ściereczką. Zalałam wodą do połowy wysokości i gotowałam przez 10 minut. Ostudziłam i przechowywałam w ciemnym, chłodnym miejscu.
Do cebuli można dodać zioła, idealnie pasuje tymianek, ale ja wolę mieć bardziej neutralną cebulę, a zioła dodawać wg uznania przed podaniem.