niedziela, 31 lipca 2011

Remont, czyli co się działo w listopadzie 2010


Ostatni post popełniłam ponad miesiąc temu - zdecydowanie lepiej mi idzie czytanie postów innych niż pisanie własnych, ale co tam, powiedziałam "a", trzeba powiedzieć "b" ;) :) ;)
Tak więc: listopad 2010 r. Trwa wykańczanie lukarn, jak już pisałam wszystkie okna są zrobione z drzewa, pochodzącego z rozbiórki ponad 100-letniej stodoły, natomiast opaski z drzewa "nowego". Pierwotny zamysł był taki, że okna i opaski będą w tym samym kolorze. Po pomalowaniu okazało się, że kolory różnią się znacznie. Wyglądało to tak:


Zaczęliśmy główkować i M. wpadł na  pomysł, że opaski pomalujemy na taki oto zielony:  

zdjęcie z lipca 2011r.
W kolorze tej samej zieleni będą okiennice. Na początku nie byłam do końca przekonana, ale teraz uważam, że ten kolor fajnie pasuje do wiejskiego charakteru domu. Jest dobrze. 

Następne zdjęcie ukazuje, co też kryje się w naszym dachu, a ściślej mówiąc między dachem a ścianą:


 Wełna mineralna -30 cm. Tu już po deskowaniu, skrupulatnie ukryta:


Słupki ogrodzeniowe dostały daszki z łupka:



Zamontowane zostały kamienne parapety:


Zaczęliśmy także etap, na który bardzo, bardzo czekałam, mianowicie stawianie pieca w kuchni. To niesamowite uczucie, gdy udaje się realizować marzenia i te całkiem małe i te większe, które wydawałoby się są poza naszym zasięgiem. Emocje, jakie temu towarzyszą są bezcenne i chciałabym żeby były wiecznie żywe, żebym po latach pamiętała, jak ważna jest dla mnie każda cegła i każdy kamień, który posłużył nam do ratowania naszego Domu.





Z kuchnią z kolei wiążą się niesamowicie przyjemne wspomnienia z dzieciństwa. W domu rodzinnym mojej mamy (notabene domu tyrolskim, wybudowanym przez osadników z Tyrolu, którzy osiedlili się w Kotlinie Jeleniogórskiej w 1837 r.) - stał piec kuchenny, pamiętam, że Babcia ciągle coś na nim gotowała, jak nie posiłki dla domowników, to jedzenie dla zwierząt. W duchówce często były pierogi, długo ciepłe, przepyszne. W naszym domu nie mogło zabraknąć takiego pieca. Charakterystyczne odgłosy strzelającego drzewa dają mi poczucie bezpieczeństwa. Ogień w domu jest ważny. Babcia byłaby zadowolona :)

Zostając przy temacie ognia, kolejny ważny atrybut w domu - kominek, w listopadzie zainstalowaliśmy go, aby choć trochę dogrzać mury, spotkał mnie zaszczyt, rozpaliłam go jako pierwsza:



W temacie niebudowlanym: w listopadzie zakwitły bazie:



Tym optymistycznym akcentem życzę Wam udanego tygodnia ... i słońca :)


czwartek, 16 czerwca 2011

Remont, czyli co się działo w październiku 2010


12 czerwca minęły dwa lata, jak rozpoczęła się nasza przygoda z remontem  starego domu. Dla przypomnienia tak wyglądał w momencie, gdy go kupiliśmy klik.
W wirze zajęć umknęła nam ta data, zresztą nie mam pamięci do dat, co innego M, wolę nie wiedzieć, co sobie myśli, gdy co jakiś zadaję mu pytanie: " ... to w którym roku się poznaliśmy?"...
Do relacji z października zabieram się już od dłuższego czasu, a to co mnie zniechęcało to ilość zdjęć, przez którą musiałam przebrnąć żeby jakieś wybrać. W październiku zrobiliśmy ich ponad 500, dla porównania rok temu o tej porze - kilkanaście, teraz  pogoda dopisała znakomicie więc było co fotografować.

Pierwotnie w domu były trzy pojedyncze lukarny, ze względów praktycznych, aby doświetlić górę zdecydowaliśmy się zrobić jedną podwójną (na środku) oraz dwie pojedyncze (po bokach).
M. w dalszym ciągu je malował, ale to co widać na zdjęciach, to nie jest jeszcze ich ostateczny wygląd. Brakuje listew na górze i opasek wokół okien, robimy nowe według wzoru tych, które były tu pierwotnie,  niestety ich stan nie nadawał się do powtórnego wykorzystania.




Udało nam się zabrać za  elewację, każdy etap jest przez nas mocno wyczekiwany, ale ten jest wyjątkowo miły dla oka - dom zaczyna przypominać ... dom :) Z kolorem nie mieliśmy żadnego problemu - wybraliśmy biały, w części gospodarczej będzie zrekonstruowany mur pruski i z białym tynkiem będzie ładnie harmonizował. Rzucanie tynku szło Panu Zbyszkowi wyjątkowo szybko, na efekty nie musieliśmy więc długo czekać:








M. zaczął także przyklejać kamień - łupek szarogłazowy - na cokole budynku:



Tak wygląda podwórko, przynajmniej widać że coś się dzieje. Inna kwestia, że coraz mniej, mi to przeszkadza ;)


Suszą się deski na ściany szczytowe:


Przyjechał transport z bloczkami pod płot:


Układanie z nich murku też szło sprawnie, jednak w dalszym ciągu nie zdecydowaliśmy, jak go wykończymy. Pewnie zostanie otynkowany, głównie ze względu na roślinność, która kiedyś tam będzie rosła. Układanie kamienia jest bardzo pracochłonne, a jak potem ma on zostać zasłonięty roślinami, to chyba mija się z celem. Choć wyglądałby cudnie. I tak w kółko ... Więc poczekamy - zobaczymy :)


Udało nam się kupić stare, sygnowane ("Meissen") kafle z rozbiórki,  posłużą nam do budowy wymarzonego pieca kuchennego:


W ogródku spotkałam uroczego pajączka, przyznam, że pierwszy raz takiego widziałam, mam nadzieję, że jego charakter jest równie uroczy co wygląd, choć przyroda lubi zaskakiwać:


A tu już konik polny,  którego koncertów możemy słuchać w nieskończoność:


A teraz "mały" spacer po okolicy, myślę że tu słowa są już zbędne: