Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zwierzaki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zwierzaki. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 11 marca 2012

Budzę się...


Długo mnie tu nie było. Na szczęście pomału budzę się. Zaczyna dochodzić do mnie, że to nie sen, nie wakacje na wsi - to moje nowe życie! Spełniają się marzenia!
17 grudnia 2011 roku porzuciliśmy życie w mieście i oto jesteśmy tu w naszym domu!
Pierwszych kilka dni byłam tak otumaniona wrażeniami, że nie potrafiłam sobie znaleźć miejsca, nie dochodziło do mnie, że to już, że przeprowadziliśmy się. Przecież M. jeszcze wczoraj układał podłogę z cegły, przecież dopiero co wyschła fuga w łazience, przecież jeszcze nie ma prysznica, nie ma kuchni, nie ma naszej sypialni, nie ma ani jednej pary drzwi wewnętrznych, a zewnętrzne nie mają klamki... czy to na pewno już? Tak. Zależało nam żeby jeszcze w starym roku zamieszkać i dopięliśmy swego, mimo tych wszystkich niedogodności.
Prysznic w środku jest prowizoryczny, kuchnia też, brak zlewu wcale tak bardzo nie przeszkadza, ważne że zmywarka i piekarnik działają i woda w łazience leci :) Gotujemy na kuchni opalanej drzewem, a gdy chcemy coś szybko podgrzać używamy maszynki elektrycznej, płyta indukcyjna grzecznie czeka na instalację. Jeszcze trochę poczeka. Moje pierwsze przygody z gotowaniem na kuchni były bardzo zabawne, choć mi wtedy do śmiechu nie było, rozpalanie nie szło zbyt sprawnie, zapominałam podkładać, co chwilę przygasało, miliłam kiedy szyber otwarty, a kiedy zamknięty. Za to teraz gotowanie to prawdziwy rytuał. Jak nabiorę większej wprawy, spróbuję upiec chleb.
Na górze nie ma jeszcze tynków, pokoje są nieogrzewane, więc sypialnię urządziliśmy sobie na holu (czy jak to się poprawnie nazywa, na dole jest sień, a na górze?). Sprawdza się idealnie, nawet nierozpakowane ciuchy w workach nie przeszkadzają tak bardzo ;) Za to pokój dzienny nie jest zagracony naszymi rzeczami i całkiem przyjemnie się tam przebywa, mimo, że też nie jest skończony! 
Przetrwaliśmy zimę, to już teraz będzie z górki! Choć to nie była pewnie zima stulecia to i tak dała nam popalić. Drewno skończyło się jakoś w lutym. Były momenty, że czułam się jak na jakimś obozie przetrwania. Z dwa razy przeleciała mi przez głowę myśl, będąca jednocześnie pytaniem: czy ja na pewno jestem o zdrowych zmysłach? I może tyle samo razy zatęskniłam za centralnym ogrzewaniem, było to chyba wtedy, gdy temperatura w domu wynosiła coś w okolicach 15 st. W przyszłym roku zima nas tak łatwo nie zaskoczy, przygotowania do niej zaczniemy od teraz! Poza tymi drobnymi incydentami jestem szczęśliwa i teraz mam wrażenie, że mieszkam tu od zawsze. No może nie od zawsze, ale od dawna! Nawet wszędobylskie błoto nie jest mi w stanie popsuć humoru i cały ten bałagan poremontowy, który będziemy sprzątać pewnie z trzy sezony (wiosenno-letnie).
Dzisiaj, pomimo zimnego wiatru obiad zjedliśmy na dworze. Przyleciały ptaki i zaczyna budzić się życie :) I ja w tym uczestniczę. Niesamowite dla mnie jest takie "prawdziwe" przeżywanie pór roku na wsi, to była pierwsza zima, odkąd pamiętam, tak intensywna we wrażenia i bodźce, których w mieście nie zauważałam! 

 Rozpisałam się, ale muszę jeszcze o jednym: mianowicie rodzina nam się powiększyła.

20 stycznia zamieszkał z nami on:



a 12 lutego dołączyła ona:




 


Dwa owczarki środkowoazjatyckie.

Już na samiuteńki koniec, zanim wrócę do zdawania relacji z przebiegu remontu - kilka zdjęć z naszej chałupy, stan obecny:








Udanego tygodnia tym co wytrwali do końca!



piątek, 20 maja 2011

Remont, czyli co się działo we wrześniu 2010

 
Zacznę od tego, co najbardziej rani moje serce, mianowicie - nie wprowadzimy się w czerwcu, ani pewnie w lipcu też nie... Oczywiście, nie znaczy to, że planowaliśmy do tego czasu zakończyć remont, co to to nie, ten będzie jeszcze trwał i trwał, chcieliśmy "tylko" wygospodarować i oswoić małą przestrzeń, w której będziemy mogli zamieszkać my i 2 koty (jeden już tam mieszka - więc jego nie liczę). Tylko nie jest to takie proste, jak nam się wydawało, remont domu to fantastyczna przygoda, ale jest mnóstwo rzeczy, których nie sposób przewidzieć, a które "wychodzą" po drodze i  wydłużają  cały proces. Ale, jak już kiedyś wspomniałam należy się cieszyć z procesu i my właśnie to robimy! Staram się tylko pogodzić z tym, że  nie będzie jeszcze tych  codziennych, cudnych wschodów i zachodów słońca, leniwych poranków na łące z kubkiem kawy, chodzenia po rosie, zrywania szczypiorku na śniadanie, które to jeść mieliśmy na trawie...Będą za to, tak jak do tej pory pracowite, ale i zarazem fantastyczne weekendy spędzane w naszym Domu.

Przechodząc do prac z września 2010 r. to w dalszym ciągu P. Zbyszek wykonywał prace ciesielskie przy lukarnach, a M. je malował:



Trwały dalsze prace  przy ogrodzeniu "włości", zaczął powstawać płot od strony frontowej. Pod deskami będzie murek, tylko jeszcze nie wiemy, czy otynkowany, czy obłożony kamieniem -  łupkiem szarogłazowym, takim jaki będzie na cokole budynku.



No i nie mogę zapomnieć o ważnym wydarzeniu: 09.09.2010r. na budowie urodziły się kotki, ściślej mówiąc - sześć kotków, niestety jeden - cały biały nie przeżył. Było trochę problemów ze znalezieniem kotków, ponieważ mamka je przenosiła - w końcu M. znalazł je pochowane w dachu w wełnie mineralnej. Pozostała piątka z kocią mamką:



Świetnie się złożyło i "trikolorka" została naszą sąsiadką, dwa szarobiałe zamieszkały razem  w pewnej  sympatycznej agroturystyce, a szary i czarny, też razem w sąsiedniej wsi.

Wrześniowe obrazki:






Pięknego weekendu Wam życzę!

niedziela, 13 lutego 2011

Remont, czyli co się działo w maju 2010


 Maj w ubiegłym roku był zimny, wietrzny i deszczowy, ale prace remontowe trwały w najlepsze. Ku końcowi dobiegało układanie pokrycia dachowego. W naszym regionie niegdyś najczęściej stosowane pokrycia dachowe to dachówka "karpiówka" (czerwona i czarna) oraz łupek, na naszym dachu na początku był gont drewniany, później na niego zaczęto przybijać blachę, w różnych kształtach i kolorach. Postanowiliśmy nawiązać do pierwotnego pokrycia i zdecydowaliśmy się na dachówkę gontopodobną GERARD CORONA  (zamówiliśmy przez Internet):


Zaczęliśmy wstawiać pierwsze pomalowane okna, zaczęliśmy od kuchni, wyrzuciliśmy jedno duże plastikowe  i przywróciliśmy pierwotny układ, czyli trzy okna:



Wstawiliśmy także okna dachowe (także zamówione przez Internet), wybór padł na takie o podwyższonej osi obrotu, aby uzyskać piękny widok z szerszej perspektywy np leżąc. Do sypialni i pokoju M. (nazwijmy go gabinetem :) o dł. 180 cm, na hol, do pokoju dla gości i dziecinnego -140cm. Zaczęło się także ocieplanie poddasza wełną mineralną (2x15 cm):




Przyjechał transport z deskami na podłogę na poddaszu, na zdjęciu poniżej widać także wylany fundament pod murek ogrodzeniowy pod płot:


Oddaliśmy do renowacji drzwi wewnętrzne ok. dwustuletnie, które mieliśmy już zakupione zanim staliśmy się właścicielami naszego domu:


Pan Kaziu, ten sam, który wykonał dla nas okna skrzynkowe, podjął się zrobienia drzwi tarasowych na ogród, gdzie wyjście będzie z sieni  i na górny taras, na który wejście będzie z gabinetu i schodkami z zewnątrz:


Pan Zbyszek zaczął kłaść pierwszy tynk pod ocieplenie, dom zyskał barwę szarą, co stało się fajną odmianą po "gołym" murze:







Przyszły teść był tak miły i skopał mi kawałek ziemi pod mój pierwszy w życiu ogródek warzywny. Zakupiłam książki o ogrodnictwie naturalnym i zaczęłam zgłębiać wiedzę do tej pory dla mnie tajemną :)


Dostałam także taki oto prezent:


Udało nam się kupić za niewielkie pieniążki - kolejny mebel do naszego domu:


Ku pamięci: w maju przyszedł na świat pierwszy miot Kotki bez ogona, urodziły się 4 kotki (3 biało-czarne i 1 szary):


Z wieści teraźniejszych: w czwartek 10.02. kotka została wysterylizowana, zniosła to bardzo dzielnie, dwie doby była w zamknięciu, pierwsze co zrobiła po wyjściu, zaraz po rozprostowaniu łapek - to poszła na polowanie!

Na koniec moja ulubiona aleja dębowa:





sobota, 27 listopada 2010

Remont, czyli co się działo w lutym 2010, a także trzeci miot i Miś


Zima 2009/2010 była długa, a nawet bardzo długa i obfita w śniegi. Zdarzyło się, że musieliśmy jechać do naszej chaty okrężną drogą - dotychczasowa była zupełnie nieprzejezdna, ale takie są uroki wsi :)


Po odśnieżeniu prezentowała się już znacznie lepiej, a przede wszystkim można nią było jeździć:


Główne prace w lutym to: obsadzenie wszystkich stropów, wymurowanie szczytu od strony łąk, uzupełnienie szczytu i małego okrągłego okna od strony drogi:


Udało się wystawić kominy ponad dach:


i osadzić nadproża ze starych krokwi:


Okna zaczęły nabierać pożądanych kształtów:


Zakupiliśmy także porządną siekierę i od razu widać efekty, M. twierdzi, że to świetne zajęcie :)


Podwórko zimową porą:


Tymi torami pewnie doszlibyśmy do Sąsiadów zza miedzy:


Zimowo-widokowo:


Poza remontem i z teraźniejszości: 
Kotki z drugiego miotu Wiecznej Kociej Mamki mają już swoje domy, dwie osoby wzięły po dwa kotki (nie będzie im się nudzić, zresztą z rodzeństwem raźniej), a jeden jest naszym sąsiadem, więc będzie miał blisko do Mamki :)


Ps. Po oddaniu kotków zawieźliśmy Mamkę na sterylizację i co się okazało... znów jest w ciąży, tak więc oczekujemy trzeciego miotu :) Teraz będziemy bardziej drastyczni: miesiąc po porodzie zawieziemy ją na sterylizację i kotki będziemy dokarmiać sztucznie - inaczej chyba nigdy nie wstrzelimy się w odpowiedni moment - odkąd u nas zamieszkała jest cały czas w ciąży!


Zachęcona przez  Księżniczkę przedstawiam mojego sentymentalnego Misia z dzieciństwa, na małym  zdjęciu widać mnie, a w kącie na telewizorze - On, ma tyle lat co ja, ale jest w niezłej formie :)